ROZDZIAŁ.37

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Martyna
- O! Timon w samą pore. Właśnie miałam, do ciebie dzwonić. Okazjonalnie kupiłam maszyne, dałam za nią 1.000 $ i to, mnie bardzo zdziwiło. Czy to, nie jest motocykl tego...jak mu tam...aga Lu? Zdziwiłam się że, ojciec ją sprzedał a uwież, gdyby nie dostał do ręki kasy od razu, by sprzedał ją komu innemu.

Timon
- Nie ojciec, a ojczym i tak sprzedał motocykl Lu. Pobili się przez to, i to nie pierwszy raz, gdy młody jest u mnie. To mój młodszy brat, jakbym miał go nie przyjąć? Prosił mnie, bym zapytał się ciebie, czy gdybyś znalazła czas, mogłabyś go podszkolić na motorze. Wytłumaczyłem mu...

Martyna
- Spoko, zgoda. Za trzy góra cztery dni. Najpierw muszę przejrzeć jego motocykl, bo coś mi w nim nie gra. Ktoś przy nim majstrował, i to osoba nie profesjonalna. Dobrze że Lu, nie brał udziału w wyścigach, bo nie wiem jakby się to skączyło. Nie chcę nic mówić, ale wydaje mi się, że ktoś zrobił sabotarz. Więc przekaż mu, że z miłą chęcią, ale za trzy, cztery dni jak sprawdze i oddam mu, pewny naprawiony i lekko stiuningowaną maszynę.

Timon
- Dzięki, oddam Ci kase, za to.

Martyna
- Spoko. Ale na prawde nie trzeba. Jak na razie, bynajmniej będę miała co robić. A teraz, pomóż mi go zaparkować w garażu bo, wybieram się z dziewczynami na miasto.

  Otworzyłam garaż, wyjechałam swoim samochodem na podjazd, a Timon wstawił motocykl do garażu. Akurat dziewczyny wychodziły z domu, kiedy zamykałam " dom pojazdów".

Dakota
- Dzień dobry panu.

Timon
- Witam drogie Panie. - ukłonił się delikatnie w stronę Margaret i Daki.- Życzę miłego dnia.

Margaret
- Dziękujemy. Również życzymy miłego dnia. Chodź Daki, idziemy do auta.

  Kiedy dziewczyny usiadły już do wozu, ja pożegnałam się z przyjacielem i również wsiadłam do pojazdu, ale tym razem za koerownicą. Odpaliłam pojazd i ruszyłyśmy...właśnie gdzie naj pierw?

Martyna
- Gdzie jedziemy najpierw?

Margaret
- Najpierw do szkoły Dakoty, później na naszą uczelnie, a później się zobaczy.

Martyna
- Okej. To w drogę.

Wyjechałyśmy z podjazdu, w kierunku szkoły dziewczynki. Droga nie była daleka, bo 10 minut samochodem, całe szczęście. Zaparkowaliśmy na prawie pustym parkingu, ale tak nie było. Wysiedliśmy i skierowaliśmy się w stronę drzwi, gdy mieliśmy je otworzyć, drzwi zostały otwarte z drugiej strony. A tam...

Margaret
- Carlos?! Co ty, tu robisz?

Carlos
- Margaret?! To...na prawde...ty? Ile to lat?

Margaret
- Dużo. Ale nie aż tyle, bym zapomniała o tobie...kuzynie. Co ty, tutaj robisz?

Carlos
- Jestem, Dyrektorem tej szkoły. Co prawda powinna być zamknięta, ale mamy remont nie których klas i sali gimnastycznej. A ty, co tutaj robisz?

   Margaret rozmawiała właśnie, z tym całym dyrektorem i tłumaczyła, dlaczego tu jesteśmy. A my z Dakotą w tym czasie, rozglądałyśmy się po terenie przed budynkiem. Popatrzałam na zaciekawioną twarzyczkę swojej córeczki, która wpatrywała się wszystkiemu z zaciekawieniem.

Carlos
- Więc to ty, moja droga panno. Będziesz uczęszczać do tej szkoły?

Dakota
- Tak, proszę Pana. Już od września.

Carlos
- To może, chciały by Panie, rozejżeć się we wnątrz?

Martyna
- Jeżeli, nie był by toproblem, to z miłą chęcią.

Carlos
- Oczywiście że nie, sam Panie oprowadze.

Dakota
- Było by miło, dziękujemy Panu. A wie Pan że, mój tatuś także będzie tu pracował, jako trener. A nasza sąsiadka, również tutaj uczy, tylko nie pamiętam jakiego przedmiotu

Carlos
- To chyba...dobrze. Nie będziesz czuła się tutaj obco, mam nadzieję. To co, idziemy?

   No i poszliśmy obejrzeć środek budynku szkolnego. Chyba siedem klas było w remoncie, no i sala gimnastyczna. Po półtora godzinnym zwiedzaniu nie małego gmachu szkoły, wyszłyśmy na zewnątrz. Podziękowaliśmy za oprowadzenie i, poszliśmy do auta. Gdy wszystkie zajełyśmy swoje miejsca, mogłam ruszyć.

Martyna
- No to, teraz gdzie się wybieramy?

Margaret
- To może, teraz na uczulenie, a później coś zjeść.

Martyna
- Zgoda. A ty, Daki co o tym myślisz?

Dakota
- Mi tam, pasuje mamusiu.

Pov. Zahary

  Siedziałem z Maxem już w samochodzie, i kierowałem się do umówionego miejsca z Timonem.

Max
- Wiem Zahary że...mi nie ufasz i podejrzewasz...

Zahary
- Słuchaj Max, tobie może i nie ufam. Ale abi Tomi, ani mój ojciec nie przysłali by tu ciebie, bez powodu. Więc z łaski swojej, zmknij się i daj dojechać na miejsce. Tam wszystkiego się dowiem.

Max
- Dobrze. Czy odkąd tu przyjechaliscie, działo się coś dziwnego?

   Co to kurde, przesłuchanie? Jak mam, wytrzymać z tym "młodym", skoro mnie irytuje. Nie wiem czy wytrzymam, bez obicia mu tej gęby. A jeżeli, zbliży się do mojej narzyczonej to zabije.

Max
- Zsajesz sobie sprawę, że powiedziałeś to głośno? A ja wszystko słyszałem. I, uwież mi, nie odczepie się, ani od Martyny, ani od Dakoty czy nawet....tej przyjaciółki, twojej narzyczonej.

  No, ja pierdole! I jeszcze, mi o tym mówi prosto w twarz, ten główniaż ma tupet. Chamuję z piskiem opon, bo jesteśmy na miejscu i widzę że, Timon już czeka. A ja, zaraz zamorduję, tego szczyla gołymi rękoma.

Zahary
- Chcesz znowu, mieć złamany nos? Powiecjeszcze raz, coś takiego a będziesz...

Max
- Posłuchaj teraz uważnie, i powściągnij swój waleczny temperamencik, Romeo. Nie zostawie dziewczyn w spokoju, nie pozwole by spadł im chociaż włos z głowy.

Zahary
- A to, niby dlaczego? Co ty masz, do dziewczyn.

Max
- Dużo. Martyna i Dakota...to moja rodzina.

Zahary
- ŻE, CO?!!! Idź do psychiatry bądź pstchologa, jesteś nie normalny. WARIAT!!!

Max
- KURWA!!! Martyna to...moja KUZYNA, KUZYNAK IMBECYLU!!! Dowiedziałem się o tym nie dawno, od wójka Eryka i Tomiego. Sam zadzwoń i się dowiedź. Wiem tyle, że nie pozwole skrzywdzić dziewczyn i koniec.

  Ja pierdole, i co teraz. Jak ja...KURWA...jak powiem o tym Martynie. Ale jaja, brat cioteczny uganiał się za kuzynką.

Max
- To tu? Zahary, jakiś koleś wali ci w szybe.

  Poczułem szarpnięcie za ramię, odwróciłem się w stronę chłopaka, który patrzał na mnie i pokazywał na szybę od mojej strony. Zobaczyłem tam Timona, który pukał w nią i patrzał na mnie z uniesionymi brwiami.

Zahary
- Wysiadaj. Opowiesz wszystko w środku.

Pov. Timon

  No tego, to się nie spodziewałem. Ale jestem miło zaskoczony, że zamiast załatwiać mete jakieś lasce, bo tego bym nie popierał. Zbyt cenie Martyne. Za to, dom załatwiam dla młodego chłopaka. Ciekawe czy oni, są rodziną? Ale wszystkiego się dowiem.

Pov. Zahary

   To, co usłyszałem od Maxa, normalnie mnie wbiło w ziemię. Tego to się nie spodziewałem. Max kuzynem Martyny.

Pov. Max

  Gdy zostaliśmy, zapoznani z właścicielem domu, i weszliśmy do środka, oraz zajeliśmy miejsce w salonie, Zahary odrazu przeszedł do...sto pytań do.

Zahary
- Na początku, wyjaśnij mi wszystko; Po 1. Jak to się stało, że dowiedziałeś się o tym iż, jesteście spokrewnieni?
Po 2. Dlaczego, zarywałeś w szkole do Martyny?
Po 3. Co o tym, myśli twój ojciec? Po 4. Dlaczego, Tomi, mój ojciec i Eryk ciebie przysłali? Po 5. Czy grasz, na dwa gronty? Bo jakoś trudno mi uwierzyć że...

Max
- Ej! Spokojnie zaraz wszystko wyjaśnie. Ale...nie obraź się Timon. Lecz jesteś pewny Zahary, że przy nim mogę mówić?

Zahary
- Timona jestem, bardziej pewny niż Ciebie. Pi za tym, to on załatwił tą mete. Więc sam dodaj dwa do dwóch.

Max
- Okej spoko.

Timon
- Zahray, nie oburzaj się tak. Młody może mieć powody do tego, by mi nie ufać.

Zahary
- Dobra. Odpowiesz wreście, na moje pytania?

Max
- Zaczne od pytania 2. Do Martyny, zarywałem z dwóch powodów. Pierwszy to ten że, ojciec mi kazał, by dorwać się do toru. A drugi to taki że, od zawsze mnie do niej ciągło. Była i jest inna, od reszty dziewczyn. Bojowa, zawzięta, szczodra itd. Wiesz sam o tym najlepiej. Czułem, że musze w jakimś stopniu ją chronić. I teraz wiem dlaczego.
Odp. na pytanie 5. Nie gram na dwa fronty, odszedłem od ojca i mam głęboko w poważaniu, co on o tym myśli. Po tym, czego się dowiedziałem od wuja Eryka, wolałem przyjechać tutaj. Nie mam ojca, przestał nim być w dniu, w którym dowiedziałem się że...że to on zabił moją matkę, ciotke i wuja Alexa.

  Widziałem, jak ta dwójka słucha uważnie, tego co mówię. Więc kontynuowałem dalej.

Max
- O tym że, jestem kuzynem...Martyny dowiedziałem się od wujka Eryka i twojego teścia. Po tym jak, zawiozłem Tomiego...wujka Tomiego do kryjówki, razem z Panią Kariną. Dwóch goryli Marcusa, napadli na nich i oszczelali. Wujek zakrył nauczycielkę swoim ciałem, i zarobił kulkę w ramię, ale wszystko z nim w porządku. A, przysłali mnie tutaj, bo sam się zgłosiłem. Gdy dowiedziałem się o Marcusie, moim dziadku, Johanie, Martynie , matce i innych, oraz o tym co znajduje się pod torem, oraz o tym że John, pracuje w jednej firmie z moją kuzynką, postanowiłem tu bezwłocznie przylecieć. Pani Karina mi trochę pomogła, namówiła staruszków, a oni nie mieli zbytnio wyjścia. Więc jestem i będę do końca. Szczególnie że po tym, jak John dowie się od Marcusa co zrobił Tomi...to Martyna i dziewczyny będą w niebezpieczeństwie.

Zahary
- A co, Tomi zrobił?

Max
- Przepisał...cały tor na Martynę i uznał ją za córkę, oficjalnie zgodnie z prawem.

Zahary i Timon
- Ja!...pierdole!!! Ale się porobiło.

Zahary
- Timon. Musisz mieć na Martynę, szczególną uwagę w tej jebanej firmie. Wiem że Matt coś knuje i jeszcze ten jej nie szczęsny, ojciec chrzestny.

Max
- Jaki Matt?

Zahary
- Mój, stary przyjaciel z toru. Może kojarzysz, " Szybki Matti"?

Max
- Te...ten...ten " szybki Matti" który zabił, swoich starych, zgwałcił trzy dziewczyny i...i pracuje z...

C.D.N...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro