ROZDZIAŁ.40
POV.MARTYNA
Po tym, jak wróciłam z tego domu, zobaczyłam co wyprawiają dziewczynki. A one, co zrobiły? Bawiły się....w indianki i przywiązały Margaret, do krzesła biegałąc wokół niej, ze szczotkami do włosów. Odrazu wyjełam telefo i postanowiłam nagrać wszystko. Nagle rozległo się uporczywe walenie do drzwi. Uciszyłam dziewczynki i rozwiązałam Margaret. Po cichu...
Martyna
- A teraz, abi mru mru. Daki zabierz Julię do mojego i taty pokoju. Wejć do garderoby i za spodniami są drzwiczki do kryjówki. Pod żadnym pozorem, nie wychodźcie z tamtąd, dopuki po was nie przyjdę, ja albo ciocia. Zapukamy cztery razy, by dać wam sygnał że to my. Jasne?
Dziewczynki, pokiwały na zgodę głowami i po cichu poszły we wskazane im miejsce. Zaś ja i Margaret, wyjełyśmy z kryjówek broń i schowałyśmy je. Po jednej spluwie z tyłu za paskiem, a jedne w nogawce. Tak poszłam otwożyć, natarczywemu osobnikowi drzwi. Którym okazał się być....
Martyna
- Conor!? A czego ty, tu u licha chesz, o tej godzinie. I to jeszcze z...
Conor
- Gdzie, moja siostra?!
Martyna
- W bezpiecznym miejscu, razem z Dakotą, ale...
Conor
- Wyjaśnienia później, teraz prowadz w stronę piwnicy.
Troche to dziwne, no ale dobra. Zeszliśmy do chłodnej piwnicy, a Conor żucił typem o ziemie.
Conor
- Macie, jakieś liny by go związać?
Natychmiast podeszłam do ściany, i nacisnełam odpowiedni przycisk, a ona się rozsuneła. Syn sąsiadów odrazu przeniósł, nieprzytomnego nie znajomka, przykuło go do krzesła.
Conor
- Na pewno z Julką, wszystko dobrze? Bo nie chce...
Martyna
- Napewno. Nie pozwoliłabym by coś, stało się dziewczynkom. Ale powiedz, kto to?
Conor
- Sam, chciałbym to wiedzieć. Wracałem od kumpla i widziałem, jak ten gościu się tu zakradał. Majsterkował coś przy agregacie, wtedy go ogłuszyłem.
Margaret
- Był sam?
Przez cały czas, moja przyjaciółka milczała, aż zadała pytanie.
Conor
- Chyba tak, ale nie zwracałem na to uwagi.
Podeszłam do osobnika, przykłutego do siedzenia po czym, podwinełam mu rękawek, i zobaczyłam charakterystyczny tatuaż, żmiji. A więc, tak Jihn chce, to rozegrać. To się zdziwi.
Martyna
- Sługus Johna. Więc tak wujaszek, chce się bawić. To już wie że, Max tutaj jest.
Conor
- O, co tu chodzi? Wytłumacz mi to.
Kiedy miałam już zacząć, opowiadać. Facet zaczyna wracać do żywych. Margaret mnie szturchneła i kiwneła głową. Odrazu popatrzałam na przytomnego kolesia.
Martyna
- O! Patrzcie. Śpiąca Królewna raczyła się obudzić.
Facet
- Daruj se..." mała".
Margaret
- "Billy"- na ten zwrot, facet wytrzeszczył oczy- a może, no wiesz...wyjąć zabaweczki?
Martyna
- Wiesz co " Magnum", przydadzą się.
Wtedy dziewczyna, podeszła do szafy, otworzyła ją i przyglądała się uważnie.
Margaret
- A, co byś chciała?
Martyna
- Skalpel, no i może...obcęgi... A! I jeszcze młotek.
Margaret
- Okej.
Facet
- Wy, jesteście....chore. A mówił że, będzie łatwo. Takie młode...
Martyna
- Niewinne, niedoświadczone, bezbronne tak? To teraz, poczujesz tą niewinność i bezbronność na sobie. Nikt nigdy Ci nie mówił, że to co piękne i suptelne potrafi niszczyć a nawet zabić.
Conor
- " Billy". Co ty, chcesz z nim zrobić?
Martyna
- Pobawić się, a jak jesteś słaby...to wyjdz.
Conor
- No, coś ty. Zostane i popatrzę.
Margaret
- Wybrałeś, nie ma odwrotu.
Wtedy podeszłam do tego kolesia, nachyliłam się i patrząc w jego oczy, zapytałam.
Martyna
- Czego chce John?
Facet
- Ciebie. Wiesz po co, to na co się głupio pytasz, szmato.
Martyna
- Aj, nie ładnie.- kiwnełam głową i sprzedałam mu prawego sierpowego, tak aż się chuśtną na krześle.
Facet
- O, cholera. Złamałaś mi nos kur...-wziełam nóż i przejechałam, nim po zewnętrznej stronie dłoni, oraz policzku.- Psychopadka!
No, tego to już, za wiele.
Martyna
- Ja ci dam...- zaczełam wyrywać mu pazury-...szmate...- następny-...kurwe, psychopatke. A i jeszcze to, za to byś miał lekcje na przyszłość.- wziełam młotek i walnełam po paluchach.- Nigdy! Prze nigdy, nie zbliżaj się do mojej rodziny, znajomych, przyjaciół. I, nie wtrącaj się, w wojne rodzinną. A Johnowi przekaż, że nie ma jaj i jest tchurzem, wysyłać tutaj takie karaluchy jak ty. -I, trzepnełam go tak, że stracił przytomność.
Margaret
- No i , co teraz?
Martyna
- Trzeba...zakneblować go, zamknąć ale najpierw opatrzeć i wyczyścić, tą krew. A później...pozbyć się go.
Conor
- Boże! Dziewczyno, ty chcesz go zabić?
Martyna
- Głupu jesteś, nie chcę mieć na sumieniu, trupa. Dostał już nauczkę i wie, że nie warto z nami zaczynać. Chodzcie, trzeba się przebrać, umyć i zrobić kolację dla dziewczynek.
Kiedy, zrobiliśmy wszystko co, zostało ustalone. Zamkneliśmy tajne pomieszczenie, w piwnicy i udaliśmy się do góry. Będąc już na piętrze, z mojej sypialni wziełam ubranie dla siebie i dla Conora. Zaprowadziłam do łazienki dla gości i powiedziałam gdzie są ręczniki. Ja wziełam szybki prysznic i poszłam po dziewczynki. Zapukałam cztery razy w drzwiczki, a dziewczynki delikatnie uchyliły je. Gdy zobaczyły że to ja, żuciły mi się na szyję.
Daki
- Mamusiu, kto tak strasznie pukał? Czy to zły Pan?
Martyna
- Po nie kąd, a pukał tak głośno, brat Julii. Jest na dole i zje z nami kolacje. Fajnie co?
Julia
- Ja mu dam, wystraszył nas na Amen! Myślałyśmy że to jakiś złodziej, albo kto inny.
Martyna
- Posłuchajcie moje rybeczki...- no cóż, powiem część prawdy-...gdyby nie twój brat Julciu, to by ktoś tu się włamał. A twój brat, złapał go i zadzwoniliśmy po policję, więc teraz już go nie ma.
Julia
- To dobrze.
Dakota
- To teraz, możemy już iść zjeść kolacje?
Martyna
-Tak. A co, będziemy jadły? Naleśniki, tosty, omlety?
Julia i Daki
- Naleśniki!
Zeszłyśmy we trzy, a Margaret wraz z Conorem byli już w kuchni i, smarzyli naleśniki. Julia, gdy zobaczyła brata podbiegła do niego i wtuliła się i powiedziała.
Julia
- Braciszku, kocham cię mój bohaterze.
Chłopak, przytulił młodszą siostre i popatrzał pytająco na mnie. Ja tylko, puściłam mu oczko i uśmiechnełam się. A dziewczynki, usiadły już przy wyspie kuchennej, na barowych krzesełkach, czekając na swoją porcję naleśników. Kolację zjedliśmy w miłej atmosferze. Jak Dakota pomagała mi, wkładać naczynia do zmywarki, a Margaret z Julią i Conorem, sprzątali na wyspie, usłyszeliśmy otwieranie drzwi kluczem. A po chwili, do kuchni zawitał Zahary z resztą, kłamczuchów.
Martyna
- Dziewczynki, dziękuję za pomoc. A teraz chodzcie na górę, wy się wykąpiecie a ja, pościele dla Julii, koło ciebie Daki. Dobrze?
Dakota
- Dobrze. Cześć tato, dobry wieczór Panie Timonie, hej Max.
Max
- Cześć słoneczko, dobra noc, miłych snów.
Zahary
- Co, on tu robi.- zapytał mnie Zahary, wskazując na Conora.
Martyna
- To, co ty powinieneś robić. Ale wybacz zapomniałam, masz lepsze rzczy do roboty. Nie dotykaj mnie.
Wyrwałam rękę i poszłam do góry.
Margaret
- Mówiłam tobie Zahary, byś powiedział jej odrazu.
Zahary
- Dlaczego, Conor jest w moich ciuchach? Co tu się do cholery wyprawia!? Czy ty...coś z Mar...
Conor
- Stary i głupi jesteś. Siadajcie, zaraz wam powiemy.
POV.CONOR
Ale ten Zahary jest głupi, jeżeli myśli że ja coś ten teges, z jego narzyczoną.
Conor
-...Siadajcie, zaraz wam powiemy.
Gdy usiedliśmy, Margaret podała nam po butelce piwa. Usiadła koło mnie, by mieć lepszy widok, na ich twarze.
Conor
- Wracałem od kumpla i tak od niechcenia, popatrzałem w kierunku waszego domu. I, zobaczyłem jakiegoś kolesia, dziwnie zakradającego się, do waszego domu, a później do agregatu z prądem, czy czymś tam. Zaszedłem go od tyłu i ogłuszyłem. Po tem, zaczołem walić doputy nie otworzyła mi Martyna.
Zahary
- O, kurwa! A, gdzie ten typ? Kim on u licha jest?
Margaret
- Jest w piwnicy, zakneblowany i związany. A jest z gangu żmiji, przysłał go John.
Max
- Możemy go zobaczyć, przepytać.
Margaret
- Przepytałyśmy go...no dobra, chodzmy.
Szedłem za Margaret, uśmiecając się pod nosem. Ciekaw ich reakcji, na widok jaki zastaną. Gdy byliśmy na dole, cała trója rozglądała się, za tym typem.
Max
- No i, gdzie ten koleś, zwiał?
Margaret podeszła, do tej samej ściany co wcześniej i ściana rozsuneła się.
Zahary
- Co u licha, to ma być?! Skąd...jak?
Margaret
- A ty, myślisz że co...Martyna przywita intruza, życzliwie. A, może zaserwuje mu jeszcze kawe?
Timon
- Kto? Kto go tak urządził?! Conor, ty nie jesteś do tego zdolny. Margaret to kobieta i wątpie by...
Margaret
- Jasne że nie ja, ja tylko podawałam jej zabaweczki.
Max
- "jej". Chyba, żartujesz sobie?! Martyna?
Martyna
- A, niby kto...krasnoludki? Nikt, nie ma prawa krzywdzić mojej rodziny. Zachodzić jej w domu, tak samo jak...
Conor
- Przyjaciół i znajomych. O, chyba się już ocknął.
Wszyscy po patrzeli na, nie proszonego gościa. Który ze strachem popatrzał się na Martynę. A ta, podeszła do żucającego się na krześle faceta. Oparła dłonie, na jego rękach i patrzała w jego oczy.
Martyna
- Spokój!!! Nic na razie, ci nie zrobie. Chcę tylko odkleić tobie taśme. Rozumiesz? Kiwnij głową.
C.D.N....
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro