ROZDZIAŁ.46

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Pov. Martyna

 Już od dwóch godzin, wszyscy wspólnie planują. A, ja siedzę w ciszy i przyglądam się temu. Bandyci, gangsterzy i rodzina, przyjaciele, lecz też są wplątani w to wszystko. Mój wzrok, przenoszę z nowo poznanych Marca, Tami która co jakiś czas, zerka na mnie. To na Ericka, Teo, Kairne i mego ojca. Margaret siedzi blisko mnie, i dodaje mi otuchy, zaś Timon, Max i Zahary rozmawiają z Carlosem, przyjacielem Timona Setem, oraz kuzynem Tami. Nagle podrywam się z miejsca, lecz przed tym, szeptam Margaret na ucho, że idę na osobności porozmawiać z Marckiem. Podeszłam do faceta, położyłam mu dłoń na ramieniu i popatrzałam wprost w jego zlęknione oczy, kiwnęłam głową by szedł za mną. Skierowałam się do gabinetu, zamknęłam za nim drzwi i wskazałam jemu miejsce, by spoczął.

Marc

- Czy, coś się stało? zauważyłem, że tam byłaś strasznie milcząca.

Martyna

- Mam pomysł. Ale, żeby go zrealizować...muszę być pewna, twojego zaangażowania i tego że...nie zdradzisz nas, oraz mi pomożesz.

Marc

- Co, mam zrobić?

Martyna

- Najpierw...wywieziesz stąd Dakote i Margaret.

Marc

- A, później...

Martyna

- Jak, przebiegło zebranie u Johna?

Marc

- A, później, Co? Ty, chyba nie chcesz...ty chcesz to zrobić.

Martyna

- To, jedyne wyjście. Nie chcę by ktoś nie związany z tą rodziną ucierpiał. Nikt nie będzie, wykorzystywał mojej córki i przyjaciółki, bym podpisała cholerny papierek własności. A tak, nic im to nie da. Skoro, całość jest moja...mogę ją rozdzielić na czworo, i tak właśnie zrobiłam.

Marc

- Jak to na czworo...aha rozumiem.

Martyna

- Właśnie. Teraz jest czterech właścicieli, ale pozostała trójka o tym nie wie. I jak to się skończy, oni się dowiedzą. Muszę jeszcze, porozmawiać z Erickiem, więc mógłbyś go poprosić?

Marc

- Jasne, już się robi. Wszystko, już zaplanowałaś dawno. Prawda?

Martyna

- Można, tak powiedzieć.

 Kiedy mężczyzna wyszedł, nie czekałam długo na przyjście Ericka.

Erick

- Jestem. Co się takiego stało, że nie chcesz rozmawiać przy wszystkich?

Martyna

- Jesteś lekarzem, prawda?

Erick

- Tak.

Martyna

- Jakiej specjalizacji?

Erick

- Po części wszystkich. Ale, po co tobie, ta informacja. Co, ty chcesz zrobić?

Martyna

-Jesteś w stanie...wszczepić pod skórny nadajnik GPS?

Erick

- Tak, jestem w stanie. Ale dlaczego pytasz?

Martyna

- Wszczepisz taki nadajnik...mi, Dakocie i Margaret.

Erick

- Martyna! Ale, po co?

Martyna 

-Im mniej wiesz, tym lepiej śpisz.

Erick

- Jeżeli, nie powiesz mi...ja, nic Ci nie wszczepię.

Martyna

-Ale, musisz przysiąc że, nikomu nie powiesz.

Erick

- Przysięgam.

 Opowiedziałam wujowi mój plan, po jego minie widziałam że wcale, nie był tym zachwycony. Ale wysłuchał mnie do końca.

Erick

- Czyś ty, rozum postradała!?

Martyna

 - Nie...i bądź ciszej. Ty sam, doskonale wiesz, że to się dobrze nie skończy. Jeżeli, nie załatwimy tej sprawy na naszych zasadach. Oni są szaleni, nieprzewidywalni. A, nie pozwolę skrzywdzić NIKOGO. Nie ważne czy, lubię tą osobę czy nie. Zrozum mnie. Renata i Alex zginęli, matka Maxa też, a to rodzina i kto jeszcze?

 Erick nic nie odpowiedział, myślał nad tym co powiedziałam. Ale po wyliczeniu, za i przeciw podjął decyzję.

Erick

-Zgoda, zrobię to. Mimo iż, się wcale mi to nie podoba. O, Boże...a jak dowiedzą się o tym...Tomi, Zahary i Teo...oni...

Martyna

- Nie dowiedzą się, a jak już...to po fakcie. Po za tym, Marcus chce ściągnąć ''Starego'', a wtedy to wiesz...do czego może dojść. Jak myślisz, ile osób wyjdzie z tego cało? John i Marcus chcą, własność toru, Matt chce mnie. Znając tego trzeciego, i mich własnych wniosków, to On nie pozwoli by włos, spadł mi z głowy.

 Naszą rozmowę, przerwało wtargnięcie Zaharego.

Zahary

- O czym, tak rozmawiacie? Dość długo was nie było. Popytałem i Marck powiedział że tu siedzicie.

Martyna

- A, co już nie mogę, z wujkiem porozmawiać. Chciałam się trochę czegoś dowiedzieć, o nim, Renacie i mamie Maxa. Chyba mam prawo, poznać rodzinę z innego punktu widzenia?

Pov. Erick

 Ta ''mała'', potrafi kłamać jak z nut. Przypomina mi ojca, też potrafił zmyślać na poczekaniu, i zapewniać tak stanowczym głosem, by wszyscy w koło uwierzyli że to prawda. A, co do jej planu...to w huj jest ryzykowny. Ale ''Billy''ma rację, ale to źle się skończy. Po kim, ona ma taką odwagę, to ja nie mam pojęcia.

Martyna

- Ustaliliście już coś? Trzeba jeszcze, przyszykować pokój gościnny, więc ty Zahary.

Zahary

- Zajmę salon, bez problemu...

Martyna

- Wracasz, do sypialni. i mnie nie denerwuj bardziej. Jestem zła na ciebie więc...uważaj sobie...mój przyszły mężu.

Zahary

- Co? Jak mnie nazwałaś? Powtórz!

Martyna

- Przyszły mężu. A co myślałeś, że...zerwę zaręczyny tylko dla tego, że mamy małą sprzeczkę. Nie zrobię tego Zahary, za bardzo ciebie kocham, by nasze nie porozumienia, fochy i inne niedogodności, przeszkodziły nam, we wspólnym dalszym życiu.

 Patrzyłem jak, chłopak, szybkim krokiem zmierza do dziewczyny i łapie w ramiona.

Martyna

- Dalej jestem zła-mówiła to w lekkim uśmiechu-...i nie pozw...

 Moja siostrzenica, nawet nie skończyła, bo jej usta zostały przykryte ustami mężczyzny. Ja, by im nie przeszkadzać, wstałem i zmierzałem do drzwi, kiedy...

Martyna

- Ale, my nie skończyliśmy rozmawiać wujku.

Erick

- Mamy ''dużo'' czasu, jeszcze zdążysz ''wypytać''o wszystko. Nacieszcie się sobą i ''chwilowym'' spokojem.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro