ROZDZIAŁ.10.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

POV.MARTYNA.

Kiedy dwa dni temu, załatwiłam pozwolenie w opiece społecznej i kiratorium, Dakocie. Na spokojnie, bez żadnego strachu mogliśmy wyjechać. Poinformowali mnie, iż wszystkie sprawy załatwią z tamtejszym kuratorium i opieką. Bym tylko czekała, na telefon od nich. No to teraz można, ruszać w wielki świat. Z moich rozmyślań wyrwala mnie rozmowa taty i mojego " boya". Ha ha jak to brzmi.

ZAHARY
-Tak jest, generale. Wiec co, jedziemy na podbój Miami?- i znowu się wyłączyłam

Tak na prawde jak żegnałam ojca, to zrozumiałam co robię. Ale odwrotu nie ma. Będą niesamowicie tęsknić, za tym miejscem, za domem i ludźmi.

MARTYNA
-Do usłyszenia tato, i uważaj na siebie. Karine oraz dbaj o tor. Jeszcze tu wrócę i ma być cały.

TOMI
- Ma się rozumieć.

MARTYNA
-Ja myślę.- ucałowalam i przytuliłam, ostatni raz ojca. Po czym wsiadłam do samochodu i zapiełam pasy. Zaraz po mnie, uczynił to Zahary. Odjeżdżając popatrzałam wsteczne lusterko, nie byłam wstanie się odwrócić. Poczułam raptowniem na swoim kolanie, reke "Taxa".

"TAX"
- Wrócimy tu jeszcze, to nasz dom maleńka. Nasz dom.

Przymknełam oczy, opierając głowę o zagłówek fotela. I pojechaliśmy po Margaret. Po nie całych piętnastu minutach odebraliśmy Margaret, z pod jej domu. Widziałam jej mame, płakała jak bóbr. Kiedy moja przyjaciółka wsiadła, miała banana na twarzy. Co z nią? A, mniejsza o to.

MARGARET
- No to, teraz...Miami, strzeż się..."BILLY'' i "MAGNUM" nadciagaja.- zauważyłam że Zahary uśmiechnął się, nie no co ja gadam. Śmiał się w niebogłosy, kręcąc głową.

Po godzinie czasu byliśmy na lotnisku. Oddaliśmy nasze bagarze na odprawe i czekaliśmy na wezwanie naszego lotu. Który miał się odbyć za godzine. Wiec, skorzystaliśmy z okazji i poszliśmy na drugie śniadanie. Nawet nie zauważyłam ze godzina już minęła. Ale tak to jest przy doborowym towarzystwie. Weszliśmy na terwn samolotu, po odnalezieniu odpowiednich miejsc zajęliśmy je. Ja siedziałam koło Dakoty i Zaharego, a koło naszej córci jej ciocia Margaret. Dziecko zapytało się mnie wcześniej czy bedzie mogła sie położyć spać. Wiec odrazu podając jej misia i wygodnie usadawiając mała zasneła. Zahary i Magnum popatrzeli na mnie i na Dakote, wiec im powiedziałam że jezeli chce spać to niech śpi, przecież przy ladowaniu ją obudzimy.

MARGARET
- Zahary, znalazłaś już prace? Bo wiesz, jak Martyna pójdzie do tej firmy. Bedziemy z Dakota się nudziły. Myślałam że moglibyśmy pozwiedzać. Albo wiem! Urządzimy wam gniazdko. Co ty, na to brachu?

ZAHARY
- Odpowiadając na twoje pytanie. To tak, znalazłem prace i zapisaliśmy do tej samej szkoły" Daki". I z miłą checia, mogę urządzić dom. Dla nas wszystkich. Bo nie wiem czy, zdajesz sobie z tego sprawe, ale mieszkasz z nami. I...zostajesz z nami...- słowa mojego faceta , zszokowały "Magnum". To ja miałam, jej przekazać. A ten z grubej rury, super. Oho, teraz się zacznie.

MARGARET
- Martyna! On, mówi prawde?

MARTYNA
- Tak. Sama miałam na miejscu, z Tobą o tym porozmawiać, ale on cóż..." Tax" mnie wyprzedził. Pomyślałam że dobrze zrobi mi, odskocznia od tamtego. Przepraszam.

MAGNUM
- Za co, to ja powinnam podziękować. I dobrze, zgadzam się. Zostane z wami, tylko jest jedno pytanie.

MARTYNA
-Jakie?

MAGNUM
-Co ja będe robić? Ty bedziesz, jak nie w firmie to na uczelni, Daki w szkole a Zahary w pracy. A co ja, mam tam robić?

MARTYNA
- Myślałam że...okej. Tylko nie krzycz.

MARGARET
-Co, ześ zrobiła?!

MARTYNA
- Zapisałam ciebie, na twoje wymarzone studia, to po pierwsze. A, drugie to... Będziesz...moją współwłaścicielką, naszego sklepu, butiku.

MAGNUM
-Co, ześ zrobiła?! Boże, Martyna jak ja ci się odpłace. Przecież...jesteś pewna?

MARTYNA
- Tak. Jestem pewna, i chce byś była szczęśliwa. Ty, zawsze mi pomagałaś, nie wiedząc o tym. Byłaś przy mnie, nie odeszłaś gdy miałam, głupie pomysły. Czy chciałam, adoptować " Daki", byłaś ze mną, od zawsze. I kocham cię jak siostre z innej mamy. Jesteś moją, jedyną i najlepszą przyjaciółką. I chce dla ciebie, wszystko co najlepsze. Więc zgadzasz się, nie jesteś na mnie zła?

MAGNUM
-Oczywiście że...nie. Również traktuję ciebie, jak siostrę z innej mamy. Wiedziałeś o wszystkim.

ZAHARY
- Nie o wszystkim. Nad, szaloną "BILLY", nikt nie nadąrzy. Bądź co bądź, jesteś naszą rodziną i tak zostanie. A ty kochanie, kiedy idziesz do tej firmy?

MARTYNA
- Jutro jest spotkanie na dziesiątą. Mam nadzieje że, długo to nie zejdzie i się odnajdę w tym wszystkim?

ZAHARY
-Napewno. Może, odwioze cię?

MARTYNA
- Było by miło. Timon bedzie czekał, wraz z prezesem przed firmą. Chciałabym byś poznał tego prezesa. Ale ty, powinieneś go znać, z toru taty. Również się ścigał. Jaką on miał ksywe, czekaj...

MAGNUM
-"Szubki Matti", pamiętasz go "Tax"?

Popatrzałam na mojego mężczyznę. Nic nie mówił, tylko zacisnął szczęke w wąską linie, i zacisął pięści. Zauważyłam niedowierzanie w oczach Zaharego, oraz coś jeszcze. Ale przecież to, nie może być...

C.D.N

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro