ROZDZIAŁ.25

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

POV.MARTYNA

To co powiedział John, na temat mojej matki, bolało na początku ale po chwili, przypomniała mi się rozmowa z ojcem, który był przez nią wykorzystany. Teraz wiem że moja matka, była wyrachowaną suką, bo wykorzystała również Alexa. Tylko jedna sprawa, ułaskawia ją, by myśleć o niej łagodniej, mianowicie. Urodziła mnie i nie uzyskała toeu, by go oddać. A teraz, zastanawiam się co w nim jest takiego ciekawego, wyjątkowego że, każdy chce go na wyłączność. Trzeba zagłębić się w jego historię, bo coś zaczyna mitu nie pasować. Wstałam, popatrzałam w około na wszystkich. Ich twarze okazywały napięcie, zdenerwowanie, zdziwienie, szok. Timon automatycznie złapał mnie za rękę.

MARTYNA
- Spoko, nie przywale mu. - wypowiedziałam te słowa, patrząc na członka mojej rodziny. - Ma rację, co do mojej matki, była dziwką, manipulatorką. Zabawiła się z moim ojcem, i wykorzystała jego i wujka Alexa. Wysłali ją, tylko po to by, zbałamuciła chłopaków. Ale tato, się nie dał, jego naj bardziej skrzywdziła, zabierając mu...mnie.

John
- O, czym ty mówisz? Alex, był twoim ojcem.

MARTYNA
- Nie. Właśnie teraz, zrozumiałam dlaczego matka, nie chciała by mój biologiczny ojciec miał kontakt ze mną, jako mój wujek. Ponieważ to Tomi jest...moim biologicznym ojcem, a ja...ja jestem dziedziczką po nim. Tor i wszystko, należą do mnie, a jeżeli ktoś by go, chciał na własność, musiałby...zabić najpierw mojego ojca, a później mnie. Tylko, bliscy nam wiedzą że, Tomi jest moim ojcem. A ty, dowiedziałeś się przypadkiem, a że nie jesteś naszym sprzymierzeńcem, to uprzedzam. Jeżeli ojcu i innym z mojej rodziny, spadnie chociażby włos z głowy obiecuję że...wymorduję wszystkich.

Nie obchodziło mnie to, iż moje słowa, moje groźby słyszał w tej sali każdy. Poprostu taka jest prawda, nie ważne czy to znajomy będzie zagrażał mej rodzinie, czy obcy. Bo dla moich bliskich, jestem w stanie na czyny karygodne. Po tym co oznajmiłam, osobie z którą jestem spokrewniona, wstałam i wyszłam. Musiałam ochłonąć, uspokoić się, a przedewszystkim zadzwonić do taty. Dawno się z nim, nie kontaktowałam a od wyjazdu mam złe przeczucia. Więc nie czekając dłużej, znalazłam się na korytarzu, i stanełam przy oknie, na całą panoramę miasta. Co prawda wysokość zabujcza, ale ten widok, zapiera dech w piersiach. Wyjełam telefon i wybrałam numer odrazu. Pierwszy sygnał, drugi, trzeci a za piątym, włączyła się automatyczna sekretarka, no cóż więc się nagram.

MARTYNA
-Cześć tato, to ja twoja córka. Mam nadzieję że u Ciebie, wszystko gra i u reszty. Tęsknię za wami, ale nie poddam się...tato. Czy, tam u was na pewno, wszystko wporządku? Jestem teraz na, nudnym spotkaniu nic wielkiego. Aha i widziałam się z..." nie zgadniesz z kim, z wujaszkiem Johnym" . Dowiedziałam się pewnych rzeczy, jak będziesz miał czas, zadzwoń. Kocham was i pozdrów wszystkich.

Jasne! Gdybym mówiła wolniej, nawet nie przekazałabym tego co chcę, te automatyczne sekretarki są masakryczne. Dobra wracam tam i do domu.

Pov. Timon

Okej, wybuch Martyny był uzasadniony. Będę musiał mieć na oku, jeszcze tego jej wuja. Boże, co za rodzinka, jak ta dziewczyna daje sobie rade? Jest jeszcze taka młoda, mam cichą na dzieje że wszystkie akcje, nie nałożą się z czasem. Chodzi mi o to, iż Matt i jej wuj, nie wywiną numeru w tym samym momencie, bo nie wiem, czy sam podołam ją ochronić. Będę musiał porozmawiać, z tym jej Zaharym, i innymi znajomymi. Teraz tylko niech się skączy narada i odwioze ją, do domu. Martyna ma dość wrażeń, jak na jeden dzień.

Pov.Matt

Nie no spoko, akcja jakich mało na spotkaniu ale nie sądziłem że, Martyśka i John są spokrewnieni, szczególnie że ten drugi, jest typkiem z pod ciemnej gwiazdy. A, Ona tak łatwo, bez krempacji, lęku, strachu odgraża się jemu, przy świadkach. Niech się zakączy to spotkanie, bo ja osobiście mam dość.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro