ROZDZIAŁ.49

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Pov. Karina


  Już czas najwyższy, wręczyć facetom, ich lity. Martyna, kazała dać dzień, po ich wyjeździe. Ale, zastanawia mnie, jedna sprawa, mianowicie taka...dlaczego nie ma listu dla Ericka? No nic, muszę znaleść Tomiego, Teo i Zaharego. O! Już jeden jest.

Karina

- Tomi trzymaj.

Tomi

- Co to?

Karina

- Martyna prosiła, by dzień po wyjeździe, przekazać je wam. Wiesz gdzie jest reszta.

Tomi

- No cóż, okej daj to przeczytam, a reszta jest: Teo w salonie z Erickiem, a Zahary z Maxem w gabinecie. A ty, dostałaś swój list?

Karina

- Tak. I zaraz go przeczytam. Idę.

Tomi

- Dobrze. Poczekam tu, na ciebie.

   Wyszłam, ze swojej tymczasowej sypialni. Najpierw weszłam, do salonu i wręczyłam list Teo. Który, patrzał na mnie pytająco, ale tylko wzruszyłam ramionami. Erick, w tym czasie siedział wpatrzony w okno, ze zmarszczonym czołem, jakby był zdenerwowany. Ale, staral się opanować nerwy. Tylko, co koło niego robi, jego podręczna walizeczka? Dobra, mniejsza z tym. Idę do Zaharego. Zapukałam do drzwi i po odezwie weszłam.

Zahary

-  Co tam, ''Lola''?

Karina

- Dzisiaj, jestem posłańcem. Martyna prosiła by, dać wam to...przeczytaj proszę. Uprzedzam, nie wiem co tam pisze. Ja idę, przeczytać swój, do potem.

Zahary

- Do potem.

  Zwróciłam uwagę na Maxa, on również miał wyraz twarzy zdenerwowany. Oni, coś wiedzą, nie wróży to nic dobrego. Więc, skierowałam się na górę, do pokoju. Popatrzałam na Tomiego który siedział, ze spuszczoną głową.

Karina

- Kochanie, co jest? Czy coś...

Tomi

- Przeczytaj.

  Powiedział tylko tyle, i wyciągnął w moją stronę list. Wzięłam go z jego ręki, usiadłam koło niego,  i zaczęłam czytać.

Kochany Tato

       Wiem że, gdy wszyscy wyjdziemy z tego cali, to dostane szlaban do końca życia...

  Na te słowa, lekko się uśmiechnęłam, ale gdy czytałam resztę, już nie było mi tak wesoło.

 ...Ale chcę byś wiedział, że teraz pora przyszła na mnie. Teraz ja, muszę poświęcić się dla dobra rodziny. Tak jak ty, poświeciłeś się dla mnie. Możesz być z siebie dumny, mimo iż uważasz, że nie byłeś najlepszym wzorem ojca. Ale, jesteś w błędzie, każdy inny dzieciak, może mi zazdrościć takiego taty. Bo ty ''staruszku'', nie tylko byłeś moim wujkiem, ojcem ale także. Nauczyłeś mnie wszystkiego co dobre, jak żyć zgodnie z prawem.  9 lat, żyłeś bez bliskiej tobie kobiety, , dziwki się nie liczą. Teraz masz ją przy sobie, i ją pilnuj. Wybacz mi proszę, ale wiem że zrozumiesz, lecz z tym będzie się tobie trudno pogodzić. Ale, tak trzeba. Zagram w ich grę, ale na swoich zasadach. I ucierpią ludzie, którzy są, przeciw nam, a jest ich, znacznie więcej niż myślimy. Aha, Marcus zadzwonił po...odsiecz, ''stary'' przyjechał, uważajcie będzie gorąco. Pilnujcie, jeden drugiego.

                                                                                                                                  Twoja niesforna córka.

P.S Kocham cię tato. Głowa do góry, wrócę cała i zdrowa. Całuję gorąco.

 Po przeczytaniu tego listu...od razu wzięłam się za, czytanie swojego. Przypuszczałam że będzie coś podobnego.

Moja Droga Karino ''Lolu''

      Wiem że, ty jako jedna nie będziesz potępiać tego, co własnie zrobiłam i zrozumiesz.  Chcę byś pilnowała chłopaków, oni mają słabą psychikę i mogą zrobić coś głupiego. Pewno zastanawiasz się, dlaczego nie napisałam do Ericka i Maxa. No cóż...Oni wiedza. Ktoś musiał mi pomóc, w realizacji tego planu. Uprzedzam, nie byli chętni, mi pomóc, ale jakoś udało mi się ich przekonać. Wrócę cała, jestem takiej myśli. Mimo iż Matt, jest wariatem i ma hopla na moim punkcie, to nie pozwoli by mnie skrzywdzili. Dlatego, postanowiłam to wykorzystać, a po za tym...będą tam ludzie Marcka i on sam. Więc, postaram się załatwić to szybko. Cieszę się, że mój tato, ma taką kobietę. Czekam na ślub wasz z utęsknieniem. Dlaczego wiem, że mnie zrozumiesz ''Lolu''?  Bo jesteś kobietą, silną i niezależną. Zrobiłabyś to samo, by stanąć w obronie innych. Trzymajcie się i uważajcie. 

  P.S Jestem pod ciągłym nadzorem. Czekajcie na znak i wkraczajcie, do akcji. 

                                                                                                                          Martyna

Tomi

- I co, ci napisała? Ona postradała zmysły! Jak ją odzyskamy...zamknę ją w piwnicy. Dość tej niesubordynacji. Co za dziewucha.

Karina

- Tomi przestań, i tak wiem...że już jej wybaczyłeś. Trzymaj, przeczytaj ten do mnie. Ja idę na dół, przypilnuję Zaharego, bo coś czuję...że twój zięć, nie zapanuje nad sobą.

  Schodziłam właśnie do salonu, jak usłyszeliśmy, wrzaski, krzyki i huki, dochodzące z gabinetu, oho...tak jak myślałam. Popatrzałam na Ericka i zapytałam.

Karina

- Masz tam, leki uspakajające, Ericu?

Eric

-No.

Karina

- To weź, podwójną dawkę, jak dla konia. Bo sądzę, że jedna to za mało.

Teo

-A, po co?

Karina

- Czytałeś list?

Teo

- Nie, jeszcze nie.

Karina

- To, przeczytaj, a się dowiesz.

Pov. Teo

  Kiedy Karina powiedziała, żebym przeczytał list, a zaraz po tym wraz z Erickiem wyszli do gabinetu. Wyjąłem kartkę z koperty i zacząłem czytać.

Drogi Teo,''teściu''

  Na początku, to proszę byś mnie nie potępiał, za mój wyskok. Sam doskonale wiesz, że trzeba to, jak najszybciej zakończyć . A, jeżeli królowi odpadnie łeb, to poddani legną. Tak, dobrze interpretujesz, zakończę ten cholerny spór, po swojemu, na moich zasadach. Max i Eric o wszystkim wiedzą. Nie byli przychylni, mojemu planowi, ale w końcu ich przekonałam. Eric, wprowadzi was w szczegóły. Jestem cały czas, na podglądzie. Mam wszczepiony, pod skórny nadajnik GPS. Gdy dostaniecie sygnał, możecie wkraczać do akcji. Ale wstrzymajcie się, jakiś tydzień od dnia dzisiejszego. Niech, staną się pewni swej wygranej, wtedy postaram się, wywieść ich w pole. Gdzieś dalej od obrzeży miasta. 

P.S  Zapanuj nad moim, przyszłym mężulkiem, pewno wariuje. Niech trochę, po boksuję...to jego na chwilę, uspokoi. 

                                                                                                        Do zobaczenia.  Martyna

  Skończyłem czytać, od razu zerwałem się z miejsca i poleciałem do gabinetu. gdy wszedłem do środka, widziałem jak nie mogą zapanować nad rozwścieczonym ''Taxem''. Takiego..to jeszcze, go nie widziałem. Mocno, musiało być skoro Max, ma zakrwawioną twarz. Nos pewno do nastawienia, Oho...idzie furiat.

Zahary

- Tato, zejdź mi z drogi! Proszę!

Teo

- Nie.

   Chciał, zadać mi cios...ale ja go uniknąłem i sam, wykonałem trzy ruchy. Ostatnia była dźwignia.

Teo

- Eric, dawaj ten zastrzyk!

  Trzymałem pewnie i mocno, swojego syna, który wierzgał i się rzucał jak pchła. Po pięciu minutach, uspokoił się. Nareścię. Puściłem go, i przenieśliśmy na sofę.

Teo

- Nie pytam, co to było...bo pewno, po przeczytaniu listu, wpadł w furię.


Tomi

- Boże! A tu, co się stało...aha, okej rozumiem. List, Zahary, demolka...wszystko jasne. Max i Eric, pogadamy sobie ale później...najpierw idź połatać chłopaka, jemu mocniej się oberwało. My, popilnujemy go..jak będzie trzeba, zwiążemy czy w tym stylu.

C.D.N.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro