Las i Budynek

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Mała wiedziała w jakiejś części, że straciła przytomność. Pomimo tego faktu słyszała słowa rodziców, szum samochodów i tym podobne dźwięki. Dopiero, gdy te dźwięki ucichły, postanowiła otworzyć oczy. To co ujrzała, zdziwiło ją na całego. Znajdowała się w lesie.

Było ciemno i zimno. Dziewczyna była obrzucona swoją kurtką, a obok leżała jej torebka-listonoszka i brązowe kozaki. Wstała i się rozejrzała. Nikogo nie było. Odruchowo zawołała rodziców, jednak nic jej nie odpowiedziało. Wstała i pomimo bólu brzucha, utrzymała się na nogach. Ubrała kurtkę oraz buty i biorąc torebkę (okazało się w niej być jej kilka osobistych rzeczy i pieniądze), ruszyła. Błądziła po lesie dosyć długo, zastanawiając, dlaczego się to stało. Dlaczego została porzucona w lesie przez swoich rodziców. Nie kochali jej?

Gdy tylko o tym pomyślała, łzy mimowolnie popłynęły, po jej twarzy. Łkając, szła przerażającym lesie. Nie wiedziała, gdzie jest. Nie wiedziała nawet, gdzie mogłaby się udać. Oprócz rodziców nie miała dalszej rodziny. W szkole nie miała żadnych znajomych, bo wszyscy uważali ją za dziwoląga. Nie miała gdzie się podziać.

Długo szła. Nie wiedziała ile, ale na tyle długo, by być zmęczonym. Po jakimś czasie nagle zobaczyła jakiś budynek. Bała się tam wejść, ale bała się też zostać na zewnątrz, więc nie miejąc za wiele wyboru, weszła przez tylne drzwi. Było ciemno, ale po chwili jej oczy przyzwyczaiły się do tego mroku. Przeszła długi korytarz. Było cicho. Po jakimś czasie zobaczyła w zaułku coś. Coś co charczało i skomlało. Pierwszy domysł dziewczynki był taki, że stał przed nią pies, ale gdy to coś ją zobaczyło zmieniła zdanie.

To coś przypominało psa, jednak nim nie było. Miało dużo metalowych części i kabli. I te przerażające oczy, wpatrzone w nią. To coś przypominało jakiegoś psiego robota. Gdy dziewczynka zrobiła krok do przodu, robot na nią zawarczał. Osunęła się przestraszona i dźwięk ustał. Pies jednak dalej skomlał. Dziewczynka dostrzegła, że pies nie może dosięgnąć do kości, która znajdowała się między nią, a zwierzęciem. Podniosła ją i spojrzała na stworzenie, któremu od razu się oczy zaświeciły. Podała mu ją ostrożnie, a on niepewnie powąchał przysmak, po czym cały czas patrząc na dziecko odebrał kość. Zaczął ją gryźć z radością, a dziewczynka się wtedy zaśmiała. Dalej jednak robot skomlał. Dopiero wtedy dziewczynka dostrzegła, że pies utknął w drzwiach.

- Utknąłeś - szepnęła, a zwierzę jakby rozumiejąc zaskomlało prosząco. - Spróbuję ci pomóc, dobrze? - zaczęła się zbliżać, a zwierzę znowu zawarczało. Dziecko się zatrzymało - Musisz mi zaufać, inaczej nie będę ci mogła pomóc.

Pies chwilę się wahał, po czym zaskomlał, a dziewczyna ruszyła powoli w jego stronę. Krok po kroku. Zwierzę dalej się bało, ale dało sobie pomóc. Mała złapała za szczelinę i zaczęła ją otwiera by, umożliwić wydostanie się zwierzakowi. Było to trudne i dziewczynka musiała użyć dużo siły, ale już po chwili zwierzę było wolne. Zaczęło szczekać i biegać w kółko. Dopiero teraz dziecko przyjrzało się robotowi. Miało ono konstrukcję metalową, ale było widać także skórę koloru czarnego. Pies też miał elementy pomarańczowe, przez co nie wydawał się już taki straszny dziecku. Dziewczynka widząc zachowanie stworzenia zaśmiała się znowu.

Zwierzę jakby przypominając sobie o obecności dziecka rzuciło się na niej szczęśliwe, liżąc je po twarzy. Dziewczynka poczuła, że język zwierzęcia jest szorstki taki jak u prawdziwego. Gdy emocje trochę opadły, dziewczynka usiadła i zaczęła głaskać psa za uszami i po plecach. Dopiero wtedy dostrzegła, że pies miał obrożę z imieniem.

- Lampo - przeczytała - Fajnie, ja jestem Lisa. - pies znowu polizał ją po twarzy.

Nagle oboje usłyszeli kroki. Wtedy po drugiej stronie korytarza (przeciwnej z której dziewczynka przyszła), wyszedł kolejna dziwna postać. Z jednej strony przypominała ona nastolatka, a z drugiej robota. Podobnie jak u psa, postać miała metalowe części, ale nie przypominała konkretnie robota. Miała brązowe uszy niedźwiedzia i kapelusz. Miała dziwną maskę na twarzy, która z jednej strony upodabniała ją do robota, a z drugiej do niedźwiedzia.

Gdy była dosyć blisko ich, odezwała się.

- Widzę, że znalazłeś sobie znajomego, Lampo. - powiedziała. Pies od razu zareagował podbiegając do postaci szczekając do niej radośnie. Lisa wtedy wstała. Postać wtedy na nią spojrzała. - Hej, jak się nazywasz?

- Lisa - szepnęła, cicho dziewczynka. Znowu się bała. Ta postać była dosyć wysoka, podobnie jak jej rodzice.

- Ładnie - odezwał się, podchodząc do niej. - Ja jestem Freddy, ale muszę ciebie zapytać co tu robisz? Zgubiłaś się?

Dziewczynka cicho kiwnęła głową. Wtedy rozległ się dziwny dźwięk jakby kroków, ale i szurania. Wtedy za korytarza, z którego przyszedł Freddy, wyłonił się mężczyzna z fioletowymi włosami. Miał przerażający uśmiech na twarzy i nóż.

Małej podskoczyło serce do gardła. Freddy ją osłonił, ale na darmo, bo mężczyzna i tak ją dostrzegł.

- Miło, że mamy gości - odezwał się. Głos miał tak samo przerażający jak wygląd. - Może przedstawisz mi gościa, Freddy? - zaczął bawić się nożem, idąc w naszą stronę. Freddy zareagował automatycznie.

- Zostaw ją. - odezwał się - zgubiła się tu tylko...

- No to ja ją odprowadzę, co ty na to? - dodał mężczyzna, znajdując się niebezpiecznie bliżej. Lampo zaczął warczeć na niego, a Freddy tylko do niej szepnął:

- W nogi. - wtedy zaczęli biec do wyjścia. Słyszeli za sobą bieg przerażającego człowieka. Dobiegli nagle do drzwi, jednak okazały się one zamknięte. Freddy walnął pięścią w drzwi.

- Kurwa - przeklął pod nosem. Dziewczynka odwróciła się i zobaczyła tego mężczyznę. Dalej trzymał nóż, a kierował go w stronę dziecka. Lisę osłonił niedźwiedzi robot.

- Zostaw ją. - powtórzył - To tylko dziecko.

Ten tylko zignorował jego słowa i rzucił się na nich. Chwilę walczył z Freddym, aż ten padł na ziemię dysząc. Miał pełno ran ciętych w miejscach, gdzie nie było metalu. Człowiek z fioletowymi włosami ruszył na dziewczynkę, ale pies ją wtedy osłonił. Zaczął warczeć na nożownika, ale już o chwili ten też skończył jak Freddy. Dziewczynka przerażona stała oko w oko z fioletowowłosym mężczyzną. Zanim ta cokolwiek zrobiła złapał on ją za szyję i podciągnął do góry, opierając ja na ścianę.

Lisa zaczęła się dusić, ale ten człowiek nie zamierzał na tym poprzestać. Wcisnął swoją broń w brzuch dziecka, a potem szczerząc się puścił dziecko, które jeszcze wcześniej się szarpało i próbowało walczyć, lecz teraz zaczęło kaszleć, dławiąc się swoją krwią. Płakała. Zanim  straciła przytomność, zdążyła tylko wyszeptać:

- Lampo, Freddy...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro