15. Przyszłość.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

-Tato! Wyłaź z tego drzewa! - wrzasnęła rudowłosa, otwierając drzwi. Samuel skrzywił się, a po chwili zostaliśmy otoczeni przez rodzeństwo dziewczyny.

- Wendy, kto to?

- Gdzie byłaś?

- Opuściłaś trening!

Dziewczyna chwyciła mnie za ramię i wepchnęła do swojego pokoju.

- Rozgośćcie się. -mruknęła i poszła wytłumaczyć wszystko rodzinie. Westchnąłem cicho.

- Możesz mnie już puścić...

Dopiero teraz zorientowałem się, że przez cały ten czas ściskałem jego rękę. Sam spojrzał na mnie zmęczonym wzrokiem. Ostatnio trochę przybrał na wadze i jego twarz nabrała zdrowych rumieńców. Jednak na czole teraz widoczny był brzydki, fioletowy siniak. Ślad po kiju. Ścisnęło mnie w dołku na myśl o tym, jak wiele razy chłopak otarł się o śmierć.

- Nie rozumiem... Dlaczego mnie tak nie potraktowali? Dlaczego tylko ty jesteś postrzelany, bity i w ogóle wszystko? To jest chore, Samuel!

-Odkrycie godne Kolumba. - burknął chłopak. - Dlatego muszę stąd wyjechać. Najdalej, jak można. Gdzieś, gdzie nikt mnie nie zna...

- Chcesz wyjechać? A co ze mną? - spytałem. Serce we mnie zamarło. Chciałem, żeby został. Aby spojrzał na mnie i powiedział, że oczywiście pojadę z nim. Abym miał gdzieś rodzinę, naukę i życie...

- Dipper... Zrobisz, co zechcesz. - wzruszył ramionami. Poczułem się olany.

- Ale... Mieliśmy iść na basen! Zjeść naleśniki! Miałem tyle planów...!

- Plany nie zawsze wypalają. - uśmiechnął się do mnie smutno. - Ja się o tym nie raz przekonałem. Po prostu... Przemyśl to. To twoja decyzja.

Zagryzłem wargi. Oczywiście, chciałem z nim być. Najbardziej na świecie. Ale... Dopiero co zacząłem tutaj studia, poza tym była Mabel, wujkowie i Chata... Czy byłem gotów tak po prostu porzucić wszystko i za nim pójść? Za kimś, kogo tak faktycznie ledwo znałem?

Poczułem się jak ostatni dzieciuch. Oczywiście, dużo razem przeżyliśmy. Dalej chciałem go chronić. Ale zdawałem sobie sprawę, że nadejdą dni, w których będzie ciężko. W których to on będzie musiał zapewnić mi jedzenie, ubrania i pracę. Czy byłem gotów postawić wszystko na jedną kartę? Zaufać mu na tyle, żeby po prostu odejść?

- Nie wiem...

- Masz czas. Muszę jeszcze zobaczyć, gdzie mógłbym się udać...

Wstał i położył mi dłonie na ramieniu. Spojrzałem w jego oczy. Wzrok miał poważny.

- Niezależnie od twojej decyzji... Zawsze będę cię kochać.

- Teraz jest mi jeszcze trudniej.

Poczułem, jak niewidzialna pętla zaciska się mi wokół szyi. Chciał mnie przytulić, ale pokręciłem głową i odepchnąłem go.

-Chcę... Chcę być teraz sam.

Pokiwał głową i pocałował mnie w czoło. Kiedy drzwi zatrzasnęły się za nim, upadłem na podłogę. Łzy płynęły strumieniami po moich policzkach. Dlaczego to musiało tak boleć?

***

- Czy to nie za nagła decyzja?

Wendy spojrzała na mnie. Wziąłem głęboki wdech i przyjrzałem się dwóm sarnom, które walczyły o miejsce. Byliśmy przy paśniku. Jak mi opowiadała, w jej rodzinie dokarmianie zimą zwierząt to była tradycja. Fajna sprawa.

- Wendy... Ja po prostu chcę zacząć od nowa. A dopóki jestem tutaj, nie mogę tego zrobić.

- A może powinieneś wrócić?

- W jakim sensie? - zmarszczyłem brwi. Rudowłosa uśmiechnęła się do mnie.

- No, wrócić do domu. Z tego, co się orientuję, kiedyś byłeś tym przerażającym doritosem, co nie?  Masz chyba jakichś rodziców?

-Zabiłem ich. - odparłem sucho. - Najpierw ojca, a potem w furii matkę...

Dziewczyna odsunęła się trochę ode mnie. Był to ledwo zauważalny gest, ale zabolał.

- No spoko... Ledwo cię znam, koleś. W sumie to pomagam ci ze względu na Dippera. On chyba bardzo cię lubi.

- Tak... - uśmiechnąłem się z przekąsem i wstałem z ławki. Ruda została przy paśniku, a ja zagłębiałem się coraz dalej w las. Muszę wyjechać z tego miasta jak najszybciej. Oczywiście, kochałem bruneta. Ale wkurzało mnie to, że wciąż musiał mnie bronić. Nienawidziłem czuć się taki... Bezsilny. Jak piąte koło u wozu. Mabel, jego wujkowie, ta dziewczyna... Dalej widzieli we mnie bestię. Ja nie chciałem tak żyć. Chciałem po prostu zacząć od nowa. Gdzieś, gdzie nikt mnie nie znał.

Daleko od Gravity Falls.



Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro