N.E.S.T "Modliszka"

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- Prime...

- Nie.

- Ale...

- Nie.

- Już?

- Ni...

- Nawet nie wiesz o co mi chodzi! - Sfrustrował się Lennox, uderzając pełną papierzysk aktówką w barierkę. Po chwili zreflektował się pod przenikliwym spojrzeniem błękitnych optyk lidera Autobotów - Chodzi o...

- Wiem o co chodzi - łagodnie przerwał mu Prime, po czym znów zmienił ton - I nie. Nie zgadzam się!

- Litości - westchnął żołnierz i sam wychylił się przez barierkę jakby ciężar egzynstencji go przytłaczał - Ale to ona chce cię widzieć!

- Ogląda mnie na co dzień - mruknął rozeźlony Prime.

- Oglądałaby, gdyby ruszyła tutaj swoje wyperfumowane dupsko! Nie będziemy biegać po Białym Domu jak jakieś dzikusy. Jak jakiś wyjątkowo rzadki okaz do pooglądania - wtrącił się Ironhide, który akurat nie miał nic lepszego do roboty.

- Żaden biały dom nie wchodzi w rachubę... Ona tylko... Chce... - Lennox przeciągnął ręką po twarzy szukając odpowiednich słów - Chce... Porozmawiać na neutralnym gruncie... Jak równy z równym... Wiesz jaka jest...

Zanim Optimus zdążył odpowiedzieć czarny mech już wtrącił swoje trzy grosze.

- Zadufana, arogancka. Drze na wszystkich nie tylko pazury, jak stary kocur po fotelu, gdy nie dostał wątróbki na śniadanie, ale też pysk, wyjątkowo niewyparzony jak stare gacie...? - Powiedział prychając na koniec. Kilku, kilkunastu kręcących się w pobliżu szeregowych żołnierzy to spoglądało ze zdziwieniem na gigantycznego robota, to wubuchało tłumionym śmiechem.
Dowódca Autobotów pokręcił głową wykazując stary dobry profesjonalizm.

- Jej fochy świadczą o braku szacunku wobec mnie i moich Autobotów.

- Ona tylko chce cię poznać bliżej. Znacznie...bliżej.

Lider robotów prychnął głośno, tracąc na chwilę panowanie nad sobą przez co z nozdrzy buchnął mu obłok gorącej pary, świadczący o naciąganej skrajnie cierpliwości.

- Proszę cię, Optimusie - zaczął poważnie Will - Nawet jeżeli zniżysz się do jej poziomu, to przecież cię to nie zabije? Nie?

- On jet na to za mądry - zaśmiał się czarny bot.

- Optimusie...? - Lider jednak milczał przez dłuższą chwilę.

- Wiesz - Zaczął w końcu - Że niektóre samice zwierząt zwabiają samca, tylko do rozrodu, a po poczęciu potomstwa mordują go urywając na przykład łeb...? - Powiedział spokojnie Prime - Ona jest jak tak modliszka. Zwabia i wykańcza, na śmierć.

Lider zignorował głośny jęk ze strony Lennoxa i rechot swojego żołnierza.

Monica Rosefelt, bo o niej była mowa, doprowadzała Optimusa Prima właśnie do załamania nerwowego.
Lider nie był nawet pewien czy w ogóle można ufać kobiecie o imieniu Monica. On nie ufał. Tak mu się zdawało.

Kobieta wlazła z buciorami na szpilce w już i tak wysoce kontrolowane życie Autobotów i skróciła smycz wszystkim w bazie jeszcze bardziej.
A on zdołał nawet trochę polubić Charlotte. Mearing miała przynajmiej jaja, w przeciwieństwie do Gallowaya, pierwszej cioty zajmującej stanowisko Sekretarza Wywiadu Bezpieczeństwa.
A teraz trafiła się N.E.S.T panna Monica.

Jeżeli był ktoś kto potrafił go wyprowadzić z równowagi - pozbawiając go jakichkolwiek resztek zahamowań - jednocześnie trzymając ręke na pulsie, dosłownie każdym pulsie tętniącym w żyłach i sercach przebywających na tej wyspie, to właśnie ona. Monica.

Zaczęło się niewinnie, od kontroli. Znosił kontrolę ze strony Charlotte, kobieta miała przynajmniej poukładane w głowie - tak jak on rozumiała, że tylko porządkiem i kontrolą uda im się podążyć do współpracy.

Kontrola panny Monici to czysta obsesja. Szaleństwo.
Zarządała kagańców dla jego drużyny!
Wydała rozkaz skucia przedramion wszystkich Autobotów żeby, jak to określiła "zabezpieczyć broń". On sam nie potrafił odmówić jej inteligencji w takim przypadku - gorzej z wprowadzeniem planu w życie!
Nie zabrakło też śmiałków, którzy się za to zabrali. Efekt był taki sam jakiego się spodziewał.
Bumblebee pierwszemu przestrzelono ręce i wykręcono za plecy żeby skuć nadgarstki. Bo tak było bezpieczniej?!

Tamtego dnia nie skończyło się tylko na ostrej wymianie zdań. W samym hangarze doszło do walki, w wyniku czego kilku rannych ludzkich żołnierzy trafiło na stół operacyjny.
On sam nie zamierzał też stać bezczynnie. Uwolnił zwiadowce, dobitnie pokazując też jak słabe i beznadziejne są nowe wymyślne "zabezpieczenia" w obliczu ich broni.
Tamtą potyczkę wygrał on, ale Rosefelt jeszcze nie skończyła. Za pierwszym razem mógł liczyć na wstawiennictwo ludzkich przyjaciół, w tym Lennoxa, nawet jeśli wśród nich znalazło się kilku kretynów... Za drugim razem przegrał z kretesem.

Nie miał żadnej siły przebicia w obliczu jej kolejnego absurdalnego pomysłu.
O godzinie dwudziestej zero zero wszystkim Autobotom zakładano blokady na koła.
Na kilku z nich nie robiło to wrażenia, na przykład na samym Optimusie, który na przekór nowej Sekretarz transformował się każdej nocy, a żółte żelastwo wyglądało jak wyjątkowo brzydki guz na jednej z wielu opon. Jednak zdecydowana większość jego towarzyszy była uziemiona na czterech kołach przez resztę nocy, co mocno odbiło się na ich morale.
Nieobecność o wskazanej godzinie była surowo karana... Miała być, ale nie znalazł się żaden bot, który bezpośrednio sprzeciwiłby się Optimusowi po prośbie o "łagodne zachowanie";

- To tylko przejściowe - próbował ich uspokajać, ale Monica tylko się rozkręcała.

Blokady, nadajniki pod maską, cisza nocna, koordynacja działań...
Wszystko to było tylko wierzchołkiem góry lodowej. Prawdziwa katastrofa nadciągnęła na poprzedniej misji.
Już od trzech tygodni w bazie na Diego Garcia nie mówiło się o niczym innym.
Holoformy.

Zaczęło się od zadania z którym mieli się zmierzyć w Singapurze, nic specjalnego; wyjątkowo niebezpieczny Decepticon, nieodznaczony i szwędający się zbyt blisko węglowców.
Rząd państwa-miasta przestraszył się obcego kosmity, a rząd USA zdemaskowania.
No i polecieli, wspomniał Optimus, czując jakby ta myśl wyżerała go jak kwas.
Monica oczywiście rozstawiła wszystkich po kątach, zawężyła pole do działania - nawet jemu, liderowi w terenie.
Wszystko wyglądałoby idealnie, jak opis bitwy w kronice.
Gdyby nie jeden drobny szczegół, o którym kobieta zapomniała.
Decepticony naprawdę rzadko robiły cokolwiek po myśli Autobotów.
Tym sposobem niejaki Berserker zamiast udać się na tereny specjalnie do tego wyludnione to zmył się w strone przeciwną, do miast zapełnionych ewakuowanymi ludźmi, koniec końców narażając ich i powodując ogromne zniszczenia.

Jednak to Drift okazał się największym "problemem". Na głównej ulicy, na której doszło do konfrontacji, znajdował się budynek do remontu. Dwie kobiety znalazły się pod rusztowaniem dokładnie w momencie, w którym fasada wyleciała w powietrze. Autobot transformował swoją holomatter żeby uratować ludzkie samice.
Nie od dziś było wiadomo, że jest wyjątkowo uzdolnionym mechem, nawet dla N.E.S.T nie stanowiło to żadnej tajemnicy.
Niestety posiadanie dwóch wehikułów jest wystarczająco energochłonne.
Wykreowanie ludzkiego trybu kosztowało Drifta takiego nakładu sił, że stracił przytomność w trakcie walki i nie odzyskał jej aż do przylotu na wyspę Garcia.

Lider zaradnie poprosił Lennoxa, aby ta "wpadka" pozostała między nimi - spodziewał się, że Monici nic nie powstrzyma przed wyolbrzymieniem sprawy.
Pod czujnym okiem Eppsa żołnierze zgodzili się cichcem przemycić Drifta-mężczyzne do koszar, żeby odzyskał siły, ale nie docenili panny Rosefelt.

- Co to jest? - Spytała wtedy tym swoim nosowym, wysokim głosem i wskazała na kilku rannych żołnierzy leżących na noszach.
Jest nadzieja, pomyślał wtedy, przecież nie może pamiętać twarzy każdego faceta w bazie, nie pozna się na Drifcie...

Mylił się.
Odrazu rozpoznała się na obcym osobniku i, on sam nawet nie wiedział jak do tego doszło... Zbyt szybko dowiedziała się prawdy.
Z tamtego dnia pamiętał tylko jak zamknęli jego żołnierza na oddziale, jak Lennox zniknął nagle... Dwa na dwa tygodnie i jak on sam musiał walczyć by zwrócono wolność mechowi.
Pamiętał też jak powstrzymywał Ratcheta, który chciał dołączyć do Drifta.

- Oszalałeś! - Krzyczał - Właśnie w tej chwili mogą go rozkrajać jak żabe do szkolnego eksperymentu!

- Nie mogą - starał przekonać siebie równie mocno jak medyka - To złamie wszystkie postanowienia jakie zawarliśmi z rządem...

Jednak do teraz nie był pewien czy je uszanowano podobnie jak prywatności Drifta. Nie mieli dostępu do ludzkiego oddziału labo-medycznego, Epps nie miał, a William... Gdzieś zniknął.

Teraz wrócił, ale od tamtej pory zauważalnie zmiękł. Nikomu nie umknęło uwadze jak potulnie obchodzi się z Rosefeltówną.

- Podobno groziła mu dożywotnim zwolnieniem ze służby czy coś, facet ma rodzine, żonę i córke... Jest żołnierzem i podobno nie potrafi nic innego, Marshower ocalił mu tyłek... - Zdradził Optimusowi Epps, jakby to mogło coś zmienić...

- Halo! Cybertron do Prima! - krzyknął Ironhide, pstrykając liderowi przed twarzą.

Zanim Optimus zdążył ostatecznie wrócić do rzeczywistości z podróży po wspomnieniach już odruchowo unieruchomił nadgarstek czarnego mecha, wzdrygając się przed możliwym atakiem z jego strony.
Hide znieruchomiał podobnie jak Lennox..

- Wszystko w porządku? - Spytał Will z troską.

- Widać przecież, że nie - warknięcie za plecami Lennoxa spowodowało, że ten się wzdrygnął.

- I to - Pułkownik Teards wskazał na niebieskiego robota w czerwone płomienie - Chce właśnie wpuścić Pierwsza Sekretarz?

- A co niby miało znaczyć? - Warknął Ironhide zbliżając się do platformy.

- Spokojnie - Prime tym razem położył ręke na jego ramieniu po czym zwrócił się do pułkownika - To tylko odruch bezwarunkowy.

Teards prychnął tylko.

- Och daj spokój - Dołączyła do niego, o dziwo, Monica - Ma temperament.

Optimus zdziwił się mocno na widok Dowódcy Wywiadu, ona jak nikt inny mocno unikała kontaktu z "obcymi". Prime był nawet pewien, że w tej chwili właśnie nad wyspą padał śnieg, takie samo było prawdopodobieństwo, że kobieta pojawi się w bazie.
Nie mniej jego Iskra roztrzepotała się w piersi.
Mimo to wzdrygnął się na jej komentarz i przenikliwe spojrzenie, tak jakby sprawdzała jego możliwości...
Pod wieloma względami.
Albo, co miał nadzieję, myliła go z tygrysem zamkniętym w klatce, tresowanym do walk na śmierć i życie. Może tak właśnie postrzegała konflikt między Cybertrończykami...

- Optimusie - zwróciła się do lidera Rosefeltówna.

Odruchowo skrzywił się na widok jej zmarszczonego małego noska, zadartego na linią cienkich ust zabarwionych czerwoną szminką. Był równie irytujący jak pociągający - Dostaliśmy dane o nowej lokalizacji Berserka. Po ostatniej... Nie udanej misji, chciałabym byś uczestniczył w dyskusji o nowej strategi...

Jej przymilny głos wprawiał go w mdłości i drżenie...

- Po co? I tak wszystko schrzanisz - prychnął czarny Topick i zaśmiał się głośno.

Optimus zamiast uśmiechnąć się, zadrżał ponownie, zauważając niebezpieczny błysk w oczach kobiety. Żarty się skończyły.

- Nie masz żadnego zadania dla tego żołnierza? - Syknęła Roseveltówna zwracając sie do Prima, ale po chwili spojrzała na Ironhide'a - Idź się wypoleruj czy coś, albo zmień olej...

- Olej to mogę na ciebie spuśc... - Warknął mech zbliżając się do platformy.

- Ironhide! - Krzyknęli jednocześnie lider i pułkownik William, który zaradnie próbował odsunąć kobietę od barierki...

- Odejdź - mruknął Optimus, na co czarny Autobot warknął gardłowo i, pokazawszy Sekretarz gest "mam cię na oku", odszedł do stojących nieopodal botów przyglądających się scenie.

- Optimusie Prime...

- Obawiam się, że Hide ma rację - odparł spokojnie - Jestem pewny, że sama świetnie dopracujesz każdy szczegół misji...

- Skoro tak - zadarła głowę - Do poprzedniej porażki nie doszło by gdybyśmy mogli wspólnie go dopracować...

Jej sztuczny, prowokujący uśmiech uderzył mu do głowy jakby dostał potężny cios.

- Posłuchaj - zdenerwował się jej arogancką postawą - Dobrze wiem, co robiliście Driftowi. I dobrze wiem z ilu rzeczy zdajesz sobie sprawę... Dlaczego zatem tak bardzo upierasz się byśmy używali swoje holomatter skoro naraża to nasze zdrowie?

Kobieta uśmiechnęła się tak szeroko, słodko i sztucznie, że nabrał ochoty żeby ją uderzyć. Albo pocałować. Ta skrajność doprowadzała go do szaleństwa.
Z trudem zmiął w ustach przekleństwo.

- Nie wiedziałam - zaćwierkała kłamstwo, ale jej uśmiech szybko zgasł, najwyraźniej na widok morderczego spojrzenia Lidera.

- Bzdura - syknął.

- Proszę? - Zmrużyła oczy, jej głos ociekał jadem - Oskarżasz mnie o kłamstwo? Czy zatajenie informacji...?

- Mógłbym cię oskarżyć o wiele rzeczy, chociażby zaczynając od psucia mi dobrego humoru - warknął.

William stojący z boku, razem z pełnym pogardy Teardsem, złożył usta w dziubek jakby gwiżdżąc cicho z podziwu.
Nie umknęło to uwadze Monici, która posłała mu tak intesywnie zabójcze spojrzenie, że natychmiast skulił się w sobie jeszcze bardziej.

- Uważaj sobie, kupo miotającego się złomu - syknęła do Optimusa, wychylając się przez barierki - Tylko ja tutaj rządze i tylko moje zdanie się tu liczy. Tylko od niego zależy jak długo ty i reszta tych tosterów, zagrzejecie tu miejsce - wzięła płytki z wściekłości oddech - Jedno moje słowo, o waszej agresywności, waszej arogancji czy tych szczeniackich wybrykach, które wyprawiają te karykatury i koniec, wypieprzą was, zastrzelą i utopią na dnie Rowu szybciej niż zdążysz na mnie warknąć. I jedno jest pewne, nikt, powtarzam ci nikt, tam na górze nie będzie skakać z radości jeżeli wyda się, że mordercy z blaszanych puszek, którzy zabili tysiące ludzi w samym Chicago, mogą zostać i żyć wśród nas - ostatnie zdanie powiedziała z wyższością.

Optimus zmrużył optyki, zdając sobie sprawę jaka cisza nastała w hangarze podczas przemowy Monici. Nie mógł też wyjść z podziwu, że w jej trakcie zdążyła ich obrazić trzy razy i jeszcze wypowiedzieć kilka niemych niemal groźb.

- Przemyśl. Swoje. Stanowisko - wysyczała zanim odwróciła się na pięcie i odeszła kładką do pomieszczeń biurowych.

***

Z trudem powstrzymała się od trzaśnięcia drzwiami, ale już po ich zamknięciu wydała z siebie bliżej nieokreślony dźwięk pełen frustracji.
Po chwili przeczesała palcami czarne, upięte w kok włosy i z impetem zawinęła się wokół swojego biurka, siadając na krześle.
Czując jak traci z wściekłości oddech, drżącymi rękami odpięła kilka guzików w dekolcie bluzki, której gorset opinał małe piersi. Uwolniona zaczęrpnęła głębokiego wdechu, wciąż nie przestając przeklinać w myślach na te blaszaną puche, która ośmiela się stąpać po jej Ziemii.

Och nie, nigdy nie zrozumie co też Pentagon i prezydent widzą w tym rozwiązaniu! Trzymanie niebezpiecznych, obcych maszyn, zamiast wykończenie ich wszystkich na amen, koniec.

Po chwili zaśmiała się histerycznie. Że też doprowadzała ją do szału maszyna!
Wprawdzie nigdy nie miała cierpliwości do ekspresu do kawy, ale to już przechodziło ludzkie pojęcie!

Zamrugała kilka razy i spojrzała na ramkę ze zdjęciem zdobiącą biurko. Szpakowaty mężczyzna spoglądał na nią z fotografi, w oczach miał iskierki rozbawienia, a w dłoni klucz francuski, którym wtedy machał do obiektywu.
Uśmiechnęła się smutno na widok ojca i zaraz przypomniała sobie dlaczego traci nerwy w tej cholernej bazie.

Pan Rosefelt bardziej od technologii i wynalazków majstrowanych w swoim garażu kochał tylko swoją córkę.
Ogarnął ją żal kiedy pomyślała jaki szczęśliwy byłby gdyby dowiedział się o inteligentych maszynach. Pewnie zrobiłby wszystko by się wkręcić do N.E.S.T i móc nacieszyć oczy.
Tak jak dobrze go znała wiedziała, że znalazłby wspólny język z Wheeljackem.

Teraz nie mogła pojąć dlaczego Bóg tak bardzo jej nienawidzi!
Poświęciła życie, żeby dostać w służbę w Pentagonie. Żeby zmanipulować rząd, pozbyć się kosmitów...
Akurat kiedy Charlotte w końcu się udało odesłać je w cholerny kosmos, te maszyny musiały wrócić! I wszystko spieprzyć.
Zwłaszcza jej awans.
Ostatnie o czym marzyła to dostać funkcję Sekretarz z obowiązkiem zamieszkania na Diego Garcia. Unikła tego jak ognia, przebywanie z tym mechanem doprowadzało ją do delirium.

Zadrżała na tę myśl, ale jej rozmyślania przerwał głośny alarm w hangrze.
Nie ruszyła się z miejsca wiedząc, że Philip zaraz ją o wszystkim powiadomi.
Nie myliła się, po chwili drzwi otworzyły się i uderzyły z hukiem o ścianę.

***

- Lecicie bez planu - warknęła, zaplatając ręce na piersi i zatrzymując lidera zanim zdążył zmienić formę i dołączyć do konwoju.

- Mam plan - syknął, czując, że po jej ostatnich słowach jeszcze nie opadło mu ciśnienie.

- Jaki? - Spytała, zadzierając nosek. Prime spoglądał na nią przez krótką chwilę.

- Ciebie nie uwzględnia - prychnął.

- Jak śmiesz... - Zasyczała jak gotowa do ataku kobra.

- Ani ciebie, ani twojego zdania - posłał jej wyzywające spojrzenie - Po ostatniej wpadce, wiem, że twoje doświadczenie jest gówno warte. Nie wchodź mi w drogę, bo do walki z Decepticonem nadajasz się jak Hound do baletu - warknął, mrużąc optyki. Zdając sobie sprawę, że znów przeklina i to z jej winy. Poczuł jednak satysfakcję, gdy jej biała dotąd, pudrowa skóra wykwitła czerwonymi plamami furii - Przemyśl. Swoje. Stanowisko.

Przedrzeźnił ją poczym już w formie ciężarówki dojechał do pakujących się w samoloty Autobotów.

- Igrasz z ogniem - skomentował Lennox pakując się do kabiny ciągnika siodłowego.

- Och, nie, pułkowniku. To ona nie ma pojęcia na jaki żywioł porwała się z motyką.

Zdając sobie sprawę z tego, że lider ma rację, William westchnął tylko i uśmiechnął lekko.

***

Po jakiś trzydziestu minutach bitwy jego siłowniki kurczyły się nerwowo, samoistnie -przepełniało go znajome mrowienie w całym ciele. Znak, że jest gotowy oddać cios albo takowy przyjąć.

Jednak na taką sytuacje nie był przygotowany.
Znajome odgłosy walki - wystrzały, huki i szczęk metalu - przerwał wysoki żeński krzyk i szczerze, gdyby ktoś mu powiedział, że ten dzień może być jeszcze gorszy, to pewnie by go wyśmiał i walnął tak, że poleciałby na Księżyc.

Tymczasem rozejrzał się dookoła w poszukiwaniu źródła dźwięku, ale niczego oprócz machającego do niego Eppsa nie znalazł.
Ukleknął przy czarnoskórym żołnierzu dokładnie w momencie, gdy krzyk się powtórzył.

- Co to, Starscream? - Spytał Prime niemal obojętnie.

- Gorzej - szepnął z powagą Robert, odejmując od twarzy lornetkę by po chwili, jakby nie dowierzając, znów przez nią spojrzeć - To ona.

Prime nie musiał już pytać. Wyprostował się jak struna i wyostrzając wzrok widział już jak kilka przecznic dalej przez gruzowisko, które zrobili pół godziny wcześniej w czasie bitwy, przebiega z piskiem odziana w czerń Monica Rosefelt. Goniona przez Barricade'a.

- Primusie - jęknął lider - Widzisz i nie grzmisz...

***

Upadła na twarz, czując jak ostre kawałki betonu wbijają jej się w twarz i skórę dłoni.
Właśnie zbierała się na czworaka kiedy po zawalonej kamieniami ulicy przejechała niebiesko-czerwona ciężarówka trąbiąc głośno klaksonem.
Szeroka maska peterbilta spotkała się z nogami czerwonookiego robota odrzucając go na plecy parę metrów dalej.

Autobot natychmiast wrzucił wsteczny i, ku wielkiemu zdziwieniu kobiety, obrócił się na piskach driftując i jeszcze głośniej trąbiąc zbliżał się do niej.

- Co ty robisz?! - Wrzasnął, hamując gwałtownie obok leżącej wciąż kobiety i otworzył drzwi - Zupełnie ci odbiło!

- Odczep się! - Krzyknęła wściekła, ignorując jego "zaproszenie". Krzyknęła kiedy usłyszała, że Decepticon się zbiera i z warkotem rusza w ich stronę - Doskonale sobie radzę!

Znów krzyknęła, gdy Con zamachnął się na nią oszponioną łapą, ale w ostatnim momencie Prime transformował się i uderzył nieprzyjaciela z bara, znów posyłając go na odległość gdzie upadł z hukiem na ziemię.

***

Następne kilka ciosów wyprowadził z prawej ręki i wyrzucił Decepta dalej, na zawaloną kamienice.
Nastała nagle cisza kazała mu się odwrócić w stronę kobiety, ale tej już nie było na ziemi.
Z trudem, łamiąc sobie nogi na szpilkach przedzierała się przez kamienie i gruz, usiłując uciec od walczących robotów.

- Idź z babami! - Warknął, unikając ciosu natychmiast, który wyprowadził już stojący na nogach Barricade.

-Zwierzątko ci uciekło!

Uciekło owszem, pomyślał, i muszę je złapać zanim ktoś je zabije.
Transformował się.

***

Upadła i strulała się z kamieni drąc rajstopy i przeklinając głośno.
Tym razem na swoją dume.
No przecież mogła wpakować się do ciężarówki i dać wywieźć w bezpieczne miejsce... Ale głęboka awersja do tych cholernych tosterów wygrywała ze zdrowym rozsądkiem...

- Uważaj! - Nagły krzyk sprawił, że odwróciła głowę w stronę robotów dokładnie w momencie, gdy ręka Barricade'a przyszpiliła ją do ziemi.
W ostatniej chwili, gdy chciała się odsunąć, szpon zranił jej nogę, a pozostałe starły się z podłożem iskrząc.

Zapiszczała z bólu i skuliła pod ręką Decepticona...

- Aaauu! - Dłoń cofnęła się gwałtownie, a dwie silne dłonie porwały ją do góry.

- Wstawaj do cholery! Nie czas na spanie! - Spojrzała zdezorientowana na półnagiego mężczyzne, który nie dał jej chwili na zastanowienie się.

- Naprawdę Prime? Zadajesz się z robakami i sam stajesz się jednym z nich!(?)

Facet sprawnie unikał osuwających się kamieni i brutalnie ciągnął ją za sobą.
Potykała się i piszczała wykręcając sobie nogi, ale towarzysz nie zamierzał się zatrzymywać.

Uciekali przed warczącym Decepticonem, któremu najwyraźniej zabawa przypadła do gustu bo nie atakował, przynajmniej narazie.

- Zawsze wolałeś unikać walki - Sapnął robot, znajdując się dokładnie na nimi i plując na nich cieczą, śliną(!) pomyślała z obrzydzeniem.

- Tutaj! - Syknął Optimus i wepchnął ją przez rozwaloną ścianę wprost do zniszczonego domu.
Zadrżała widząc drugą dziurę zamiast ściany obok na wpółzburzonego kominka, na którego resztkach widać było jeszcze potłuczone ramki ze zdjęciami.
Jeszcze wczoraj jakaś rodzina, może mąż z żoną i dwójką dzieciaków, siedzieli na tej białej kanapie.
Kanapie zza którą brutalnie posadził ją mężczyzna.

- Musisz wsiąść do ciężarówki! - Jego głos dobiegał do niej trochę z daleka, może dlatego, że odpłynęła myślami...

Bo jego oczy były tak nienormalnie nieludzkie!
Jak nocne niebo, które stało się białe, na którym błyszczały czarne gwiazdki.

- Nigdzie nie wsiąde - mruknęła półprzytomnie, gapiąc się na niego.

Malutkie czarne źrenice, (otoczone tęczówką tak jasną lodowatoniebieską, że prawie stapiała się z niemal błękitnym białkiem oka) zwęziły się jeszcze bardziej, choć wydawało się to niemożliwe.
Po chwili usłyszała chrobot pazurów po ścianie domu, a kilka jej fragmentów wpadło do środka.

- Nie każ mi czekać, Prime! Lubię jak te robaki krzyczą...

Zadrażała tak mocno, że nawet Optimus spojrzał na nią z dziwną mieszanką troski.

***

Trzęsła się jak w delirium. Jednak nie miał na to wpływu, wpakowała się w to z własnej woli.

- Wsiądziesz do ciężarówki i cię stąd zabiorę! - Syknął, w desperacji wzmacniając uścisk na jej nadgarstku. Po chwili namysłu dodał - To rozkaz!

W ciągu sekundy jego głowa przy wtórze trzasku odskoczyła w bok, a policzek zapiekł od uderzenia.

- Nie dotykaj mnie! - Krzyknęła, po czym warknęła wyrywając rękę - I to ja tutaj wydaje rozkazy!

- Przegięłaś! - Krzyknął.

Naprawdę była na tyle bezczelna, że go spoliczkowała?
To jakaś wariatka!

- Cierpliwość się skończyła!

Usłyszał krzyk wroga i po chwili połowa domu zapadła się do środka z hukiem, wzniecając tuman kurzu.
Centralnie do salonu wdarła się ręka Barricade'a, który w jednej chwili porwał kobietę i uniósł do góry.

Prime stał tylko w zawalonym domku i był wstanie słuchać jak Monica krzyczy.
Czy naprawdę byłby wstanie tak ją zostawić?
Miałby ją z głowy... A ona aż się prosi by odmówić jej pomocy!

Spuścił głowę wiedząc, że nikt w N.E.S.T nigdy mu tego nie wybaczy.

Odpalił silnik stojącego nieopodal peterbilta i ruszył ponownie na Decepticona.

***

- Puszczaj mnie do cholery! - Darła się, za wszelką cenę próbując przytrzymać się choć jednego palca oprawcy.
Co za paradoks, chciała odzyskać wolność, ale z drugiej strony nie miała najmniejszej ochoty spaść z dziesięciu metrów i zostać mokrą plamą.

- Och, mogę cię puścić i pozwolić byś złamała sobie kark... Nie zapomnij krzyknąć!

W jednej chwili szarpnęło nią więc wrzasnęła aż zabolało ją gardło.
Jednak Decepticon złapał ją zaraz dwoma szponami za kark jak małego kota.
O nie, jeszcze gorzej. Poczuła mdłości na widok odległości jaka dzieliła ją od ziemi.

- P...prz...przestań! Przestań... kołysać! - Wysapała z trudem - Bo zwymiotuje!

Próbowała zdobyć się na groźny ton, ale robot się tylko roześmiał.

- Dawaj! Może chociaż spadnie na łeb liderkowi!

- Raczej wątpię - Ciepły ton głosu Prima sprawił, że mimowolnie odczuła ulgę.
Barricade z głośnym warknięciem odwrócił się do robota przyozdobionego w wzór płomieni.

Optimus ruszył na Decepticona, który również zaatakował.
Lider skoczył w przód przed przeciwnikiem, robiąc fikołka w chwili, gdy czarno-biały Con puścił kobietę.

Monica z krzykiem spadła w dół, ale zagłuszył ją gwałtowny dźwięk transformacji.
Stalowa dłoń zgarnęła ją w locie, a po chwili zniknęła.
Rosefelt wylądowała na obitym skórą siedzeniu i uderzyła głową o deskę rozdzielczą.

- Kurwa! - Krzyknęła.

***

Optimus poprawił fotel tak, że Monica cofnęła się i już po chwili leżała na wznak. Gwałtownie zapiął na jej ciele pasy bezpieczeństwa.

- Wypuść mnie! - Krzyknęła waląc butem w schowek pod deską - Słyszysz?! Czy co wy tam robicie w tym trybie...

- Słyszę - warknął - I przestań!

Krzyknął, gdy Rosefeltówna zaczęła kopać i walić pięściami w szybę.

- Poprostu mnie wypuść!

- Nie. Albo tak. Skoro wolisz jego towarzystwo od mojego - kobieta się nie odezwała - Jedziemy do reszty ekipy... W jakieś bezpieczniejsze miejsce. A jak będziesz się zachowywać to odepnę pasy i pozwolę ci się schować z tyłu, w kajucie...

- Ekstra! - Burknęła.

- Mam cię tu wysadzić? - Powiedział grobowym głosem, całkowicie poważnie. Jednocześnie odwracając lusterko wsteczne tak by obserwować Rosefeltówne.
Przez chwilę się szamotała, a po chwili skupiła na lusterku.

- Ty mnie widzisz? - Spytała.

- Tak...

- Świetnie! - Okrzyknęła triumfalnie i unosząc lewą ręke pokazała środkowy palec do lusterka. W głębi Iskry zaśmiał się rozbawiony - Pieprz się! Nienawidzę was.

- Ach tak... - Mruknął głośno, jednocześnie oglądając w bocznych lusterkach policyjny samochód, który ruszył w pościg - Wiesz co, zmiana planów. Musimy go zgubić. Jakieś propozycje, sir?

Dodał z nutą uszczypliwości. Chciała wydawać rozkazy? Proszę bardzo, pozwali jej ten jeden raz...

- Ehh... Ehhh... - mruknęła - Nie...

- Och! Czy to jest ten moment kiedy przestajesz mi przeszkadzać? - zapytał z udawanym entuzjazmem, czując malutką satysfakcję.

- Po twoim zardzewiałym trupie, złomie!

- Auć, zabolało - mruknął i dla zabawy skręcił gwałtownie w lewą stronę. Zdecydowanie, zaczęło go bawić zachowanie kobiety. Była jak małe Iskrzątko, które na siłę próbuje pierwszy raz zmienić formę i jeździć, ale nie wie jak się do tego zabrać.
Brakowało jej doświadczenia. I cierpliwości.

Swoim manewrem zmylił Cade'a, a przy okazji najechał na wyobisty gruz, na który samochód z niskim zawieszeniem napewno nie wjedzie. Bonus był też taki, że cała kabina ciągnika zakołysała się na wszystkie strony.

- O nie, nie! Możesz przestać? - jęknęła Monica - Robisz to specjalnie?! - jednak jedyną odpowiedzią był kolejny wstrząs z udziałem amortyzatorów i jej już i tak naruszonego żołądka - Boże, przestań. Przestań, okej! Będe miła. Nie, Boże, będę rzygać...

Ostatnio słowa z całą mocą uderzyły w Prima.

- Co?! - krzyknął, ledwo powstrzymując się od dania po heblu - Nie waż się!

Rosefeltówna jednak wykazała się wyjątkową niewrażliwością na oburzenie lidera. Na jednoznaczny dźwięk konwulsji wydobywający się na fotelu pasażera Optimus zahamował i transformował się kilkukrotnie, nie zawracając sobie głowy kobietą.

***

Zanim uderzyła głową o beton, czego się rychło spodziewała, jej twarz spotkała się z miękką, śniadą skórą klatki piersiowej faceta o dziwnych oczach. Poturlali się oboje tak, że w końcowym efekcie on wylądował na niej, przez co poraz kolejny z bliska mogła oglądać te okropne  oczy.
Już miała mu coś odpalić o naruszaniu strefy osobistej, ale ten poderwał się do góry i natychmiast pociągnął ją za sobą.

- Słyszysz ten ryk? To silnik Cade'a. Jest w pobliżu, ale pojechał prosto. Gdybyś nie chciała mi zafajdaczyć tapicerki, ucieklibyśmy mu - powiedział, wpychając ją do na wpółzawalonego budynku z czerwonej cegły.

Nie słuchała go. Może znajdowali się w jakimś garażu, nie obchodziło ją to. Znalazła zardzewiały, zielony kontener za którym zwróciła całe śniadanie.

- Wiesz co - zagadała w przerwie między konwulsjami - Nawet cię podziwiam, serio. Mogłeś mnie zostawić...

- Nie kuś mnie... - szepnął, podchodząc do brudnych okien z siatką pęknięć.

- Nie zrobiłeś tego - Skończyła i obtarła usta dłonią - Dlaczego?

Nie usłyszała odpowiedzi, a cisza przeciągała się.
Wyczerpana wrażeniami wdrapała się na blachę kontenera i z ciekawości zaczęła oglądać zranioną nogę. Dopiero po chwili spostrzegła, że lider ją obserwuje.

- Jak dotrzemy do grupy, opatrzą cię - powiedział tym swoim zwykłym tonem, wypranym z emocji.

Poczuła gniew, kojarząc ten głos ze zwykłą puszką, gotową mordować. Nagle stwierdziła, że woli kiedy Prime się z nią przekomarza, jakby odrobina uszczypliwości sprawiała, że jest bardziej ludzki. Ale nie jest, skarciła się w myślach, zwykłe roboty, trochę kabli, komputer i instynkt zabójcy.

- Dlaczego poprostu nie wezwiesz tego cholernego wsparcia? - warknęła, patrząc na niego gniewnie.

Poruszył się nieznacznie, przez co światło wpadające przez szyby z zielonego szkła nadało mu jeszcze dzikszego wyglądu.
Z niemałym zdumieniem dopiero teraz stwierdziła, że był bosy i zastanowiła się jak dawał rade skakać po tych wszystkich kamieniach na podłożu.
Był półnagi, co zauważyła już wcześniej, i miał śniadą skórę, ale spodnie były dodatkowo wzbogacone dłuższą przepaską biodrową, oba w ciemnostalowym kolorze, lekko przydymionym i oleistym - jak części samochodowe.
Włosy na głowie, jeżeli to były włosy, bo innego owłosienia na nim nie zauważyła, miał zaplecione w setki cieniutkich warkoczyków z paciorkami.

- Nie mogę - podszedł do niej.
Z bliska rzuciły jej się w oczy krople spływające mu po skroni i przymrużone oczy. Nawet klatka piersiowa unosiła się z trudem, choć była prawie pewna, że nawet w holoformie nie potrzebuje tlenu - Nie mogę wezwać wsparcia.

- Dlaczego? - z tak bliska czuła od niego świeży zapach płynu chłodniczego i czegoś, jak benzyna albo olej. Oparł się rękami o rant kontenera.

- W tej formie nie mam komunikatora. Ani broni. Jestem bezbronny - spojrzał na nią i dała by swoje szpilki od Gucciego, że miał zmęczone spojrzenie - Powinnaś to wiedzieć, myślałem, że prześwietliliście Drifta od A do Zet.

- To was wykańcza, nie? Zmiana holomatter? - wzruszyła ramionami - Tylko tyle wiem. Naprawdę. Nic mu nie robiliśmy. A ty powinieneś się zmienić zanim mi tu zemdlejesz.

- Nie zostawie cię. A wy? Zostawiliście go w spokoju? - zapytał nieufnie - Tak czy nie?

- Oczywiście! Palant. Macie identycznie ludzkie ciało, nic czego bym wcześniej nie widziała - parsknęła, zbyt zdenerwowana by teraz skupiać się na odpowiedziach na jego głupie pytania - Ale jak chcesz, możesz wskoczyć na stół i dać się pokroić. W swojej naturalniej formie, oczywiście. Chętnie zobaczę co tam trybi... - powiedziała lekceważącym tonem i zaraz jej oczy się rozszerzyły. Właśnie zdała sobie sprawę, że... - Czy ty powiedziałeś właśnie, że mnie nie zostawisz?

- Nie... Tak... Może - prychnął, znów patrząc w okna zza których nie było widać świata, a nie na nią.

- Aww, zależy ci! - zaśmiała się, ale zaraz przestała pod przenikliwym spojrzeniem lidera.

Zdecydowanie zapomniała się w jego towarzystwie. To wciąż ten sam zimny toster, który powinien wrócić tam skąd przypezł czy przyleciał.

- Powiedziałaś, że nas nienawidzisz? Dlaczego? - Nie odpowiedziała, przypominając sobie swoje powody. Kosmiczna puszka nigdy nie zrozumie - Jak chcesz. Nie, nie zostawię cię. Miałbym kłopoty z Morshower'em. Albo samym prezydentem.

Trochę zabolało, jednak odrazu stłumiła to uczucie. Ostatnie czego chciała to odrobiny sympatii ze strony kosmity.

- Więc to tylko konflikt interesów? - Zadrwiła.

- Poprostu nie pakuj się nigdy więcej w otwartą wojnę z Decepticonami...

- Nie trzeba jej było sprowadzać na Ziemię - warknęła, czując nagłą wściekłość - Zabiła dziesiątki niewinnych ludzi, zabiła mojeg...! Aghrr!

Warknęła wiedząc, że się zagalopowała.
Optimus spojrzał na nią podejrzliwie, ale nic nie powiedział.

Patrzyli na siebie przez chwilę dopóki ciszy nie przerwał ryk silnika.
Odwrócili sie w stronę potłuczonych szyb w porę by zauważyć pędzący samochód. Auto wbiło się z impetem i wpadło do środka, trzęsąc się na amortyzatorach, i rozsypując dookoła szkło.

Prime upadł na kolana, kiedy Barricade zakręcił koło i transformował się, warcząc głośno.

- Zaczyna mnie nudzić ta zabawa, zabije was oboje!

Monica siedziała jak sparaliżowana, kiedy Decepticon porwał Optimusa do góry i wyrzucił w powietrze.
Lider przeleciał kilka metrów by na koniec zrobić fikołka i wylądować miękko na podłożu.

- Zacznę od ciebie, jeden insekt i tak daleko nie ucieknie - syknął i uderzył grzebietem dłoni w Prima, sprawiając, że ten z impetem uderzył o ścianę. Mimo to lider wstał chwiejnie, próbując ominąć przeszkodę i przebiec między nogami wroga.

- Uważaj! - krzyknęła, jednak za późno.

Robot złapał nogę holoformy, podcinając go i sprawiając, że uderzył podbródkiem o beton. Przełknęła ślinę widząc jak Decepticon bawi się Primem. Uderzył nim o podłogę i jednym szponem przygniótł klatkę piersiową.

- Może zrobię w tobie dziurę, po czymś takim napewno minie trochę czasu zanim się pozbierasz...

Zadrżała, gdy wpił szpon jeszcze głębiej i sprawiając, że Prime odruchowo się wierzgnął.
Ale dopiero grymas na jego twarzy, gdy beskutecznie próbował się wyrwać, obudził ją.
Spojrzała w oczy robota i stłumiła odruch wymiotny widząc dwie pary krwistoczerwonych ślepi jak u pająka.

- Obrzydliwe - mruknęła, zeskakując na podłogę.

Syknęła, gdy oparła się na rannej nodze. Po chwili złapała pierwszy lepszy większy kamień zaścielający podłogę i wymierzyła.
Pierwszy trafił w blachę na przedramieniu robota, nie zwracając jego uwagi. Drugim wycelowała w twarz i krzyknęła triumfalnie, gdy pocisk trafił wroga w jedną z czterech optyk.

Robot, rozwścieczony odwrócił się do "insekta", warcząc gardłowo jak buldog z wścieklizną, i plując cieczą. Odwróciła się gwałtownie, gdy ten wyskoczył na nią, próbując pochwycić ją.
Pech chciał, że złamała obcas na obsuniętej cegle więc grzmotnęła głucho, jęcząc z bólu.

- Prime! - Wrzasnęła, gdy jego ciało nagle uderzyło w stojący nieopodal stary kontener gniotąc blache.

- Uważaj - sapnął, próbując podnieść się na rękach.

Zanim zrobiła ruch już znalazła się w łapach Decepticona, który swoją drogą zaczął ją miażdżyć.

- Boże - szepnęła, tracąc oddech i czując palący ból w żebrach.
Widziała jak Optimus patrzy na nią zdesperowany, a po chwili próbuje zniknąć w jakiejś wnęce.

- A ty dokąd?! - Zainteresował się Barricade.

Nie zdążył jednak złapać holoformy więc rzucił się na ścianę i zburzył ją, znajdując się w drugim pomieszczeniu jakim była przestna hala.

***

- Prime! - Krzyk w słuchawce sprawił, że mentalnie się skrzywił - Gdzie jesteście?! Co się dzieje?! Wiem o Monice, jest bezpieczna?!

- Nie, pracuję nad tym, Will - odpowiedział, jadąc wprost na budynek, w którym zostawił kobietę. Może Cade jeszcze jej nie zmiażdżył...

- Gdzie jesteście? - powtórzył z naciskiem Will - Dlaczego nie było z tobą kontaktu!?

- Blisko pięć kilometrów na wschód od waszej lokalizacji - Prime zakończył jednak połączenie zanim przyjaciel zadał kolejne pytanie.

Ściana z czerwonej cegły zbliżała się nieubłaganie.
Miał nadzieję, że Lennox w końcu pojawi się z jakimkolwiek wsparciem.

Transformował się w robota i z impetem wbił we front budynku, zawalając go do półowy i kończąc manewr przewrotem w przód.
Znalazł Barricade'a, który na widok lidera zawarczał gniewnie, wiedząc, że z jego alternatywnym trybem ma znacznie mniejsze szanse.

Prime wymierzył działem i strzelił ostrzegawczo w przeciwnika, ignorując okrzyki Monici.
Teraz obrona kobiety zeszła na drugi plan, musiał Decepticona pokonać dla świętego spokoju albo zatrzymać tak długo dopóki nie dotrą do niego posiłki - jeżeli Will je zmobilizuje.

***

Upadła z hukiem na kamienie i resztki szkła, doszczętnie rozcinając sobie ręce, a następnie jęknęła głośno ogłaszając światu jak bardzo upadek na goły beton był bolesny i jak bardzo dały o sobie znać wszytkie nabyte urazy i wykończenie ciągłym biegiem rodem z maratonu.

Nikt jednak nie zwrócił na nią uwagi, oba roboty zajęte były zawziętą walką i niszczeniem fabryki, która dziwo wciąż się opierała.
Huk walącej się ściany zwrócił jej uwagę i spostrzegła jak Optimus z Barricadem wypadają w uścisku i tumanie kurzu poza bydnek, a na ulicy kontynuują wymienianie ciosów.
Mimo protestów ciała podbiegła do wyrwy i przyjrzała kosmitom.
Policyjny wóz wybrał za broń grubą i długą pałkę, którą celnie wymierzał bolesne ciosy w Prima jedncześnie sprawnie unikając mieczy Optimusa.
W pewnej chwili lider zaryzykował przyjęcie mocnego ciosu w brzuch, w odwecie kopiąc nogą pierś Decepticona.
W efekcie obaj upadli na ziemię , w znacznej odległości od siebie.

- Wezwałeś wsparcie? - Krzyknęła do stalowego giganta, który spojrzał na nią... chyba ze zdziwieniem.

- Schowaj się - krzyknął. W ostniej chwili odskoczyła do tyłu, gdy Decepticon zaczął w nich strzelać. Większość pocisków odbiła się od ściany, która gradem kamieni sypnęła na nią.

Wbiegła z powrotem, czując jak wzbiera w niej determinacja.
Zanim Lennox ruszy dupe po nią i po lidera to miną wieki!
W duchu przyznała cicho, że sobie na to zasłużyła, była zdana na łaskę ludzi i maszyn, dla których była zwyczajnie wredna. Wcale by się nie zdziwiła gdyby ją zostawili.

Odgłosy walki nie cichły jednak. Postanowiła więc wziąć sprawy w swoje ręce.
Zrobiła maraton po pomieszczeniach, szukając czegoś czym mogłaby pomóc... Czego jeszcze uczył ją tatuś?

Jej wzrok spoczął na grubych pożółkłych rurach instalacji gazowej... I kilku beczkach smaru.
Szczęście.

***

Decepticon wydawał się zmęczony walką, ale nie dawał za wygraną. Uparty gnojek.
Zdecydowanie obrał sobie za cel zgasić lidera, zanim sam wyciągnie kopyta.

Po kolejnej wymianie ciosów rozdzielili się. Optimus uniósł pięści przygotowany, czując jak dyszy ciężko gorącym powietrzem, a płyn chłodniczy spływał z niego hektrolitrami mieszając z energonem z zatłoczonych ran.

Cade wyskoczył na Prima, ale ten cofnął się, trzymając garde. Kątem optyki zauważył Monice, jak wybiega przez dziurę w ścianie fabryki.
Jej krzyk przedarł przestrzeń, a ona sama przebiegła na drugą stronę ulicy między nogami tytanów, powodując autentyczne zdziwienie Decepticona.

Już po chwili Optimus poczuł charakterystyczny smród palonej smoły i zdążył się rzucić w ślad za kobietą zanim nastąpiły dwie eksplozje. Druga gorsza od pierwszej.
Upadł na kolana, próbując osłonić Sekretarz od żaru i odłamków.

Cofnął się na bagażniku od płomieni, które lizały już jego nogi. Nie robiąc niby większej szkody, ale wolał nie wysadzić się w powietrze gdy dotrą do życiodajnego i łatwopalnego energonu. W audioreceptorach mu dzwoniło.
Patrzył otępiały na Decepticona, którego pochłonął ogień.
Z niemym dla lidera krzykiem wyrywał się czerwonym i niebieskim płomieniom na karoserii.
Walczył z żywiołem rzucając się w szalonym tańcu i obracając dziko.

Zbliżył się zanadto do kryjówki Monici, która zdążyła ominąć oszołomionego Prima, prawdopodobnie ciesząc się ze swojego sukcesu. Odwróciła się i zadarła głowę patrząc mu w niebieskie optyki. Próbował się uśmiechnąć, ale czuł że nie ma siły.
Decepticon ryknął i tylko rzucił się do przodu, łapiąc czarnowłosą w swojego rozgrzane łapska.
Kobieta wrzasnęła, a następnie została rzucona w cień jakiegoś budynku.
Chciał zareagować, ale... Dopadła go nagła bezsilność. Wciąż był głuchy na świat i nie miał siły wstać na nogi.

Nagle zza jego ramienia wyleciała z piskiem rakieta i uderzyła w pierś wroga.
Naokoło niego pojawiły się zielone jeepy, a żołnierze zaczęli strzelać.
Jak w zwolnionym tempie patrzył jak Barricade, zdezorientiwany i oślepiony, upada do tyłu. Całym ciężarem uderza w budynek.
Cielskiem zawalając wszystkie cztery ściany.

Monica krzyknęła cicho, zapewne jego imię .
A on nic nie zrobił.

***

Stalowo-białe kolory oddziału wewnętrznego.
Białe kitle powiewały za rozpędzonymi lekarzami, a pielęgniarki za kontuarem i te w w saloniku udawały, że pracują od czego wszędzie po korytarzu niósł się zapach czarnej kawy.

Lennox od kilku minut rozmawiał z lekarzem, stercząc nad łóżkiem chorej.
On obserwował ich przez szybę dzielącą pokój - ubrany w czarną bluzę i w wojskowe bojówki śniady mężczyzna.

Porucznik wrócił do towarzysza i odruchowo próbował dopatrzeć się zza czarnych okularów nienaturalnych tęczówek.

- I? Wyjdzie z tego? - Prime przerwał milczenie, wymachując nerwowo biało-czerwoną laską. Mimo słonecznej pogody, dla pewności mieli udawać, że jest ślepy.

- Ma wstrząśnienie mózgu - westchnął Will - Nie wróci do służby. Cierpi na...

- Na co? - Zbliżył się zadowolony z siebie Epps, który wygrał dopiero co walkę z automatem z przekąskami.

- Amnezje - warknął Lennox, zabierając przyjacielowi paczkę chrupek, żeby nie mógł mu przeszkadzać jednak sierżant wyrwał je z powrotem - Cierpi na długotrwałą amnezje, czy coś... Nie pamięta niczego z ostatnich kilku lat...

- Primusie - syknął Optimus, zwracając tym hasłem uwagę jakieś babci, siedzącej obok.

- Kiepsko... - Robert z wrażenia przestał chrupać ocalone orzeszki.

- Nie pamięta N.E.S.T? Nie pamięta nas? - Prime chciał się upewnić. Upewnić, że zabił część jej osobowości.
Swoim poświęceniem praktycznie uratowała mu życie.

- Nie pamięta, nie skojarzyła by tych... Informacji. Ale w Pentagonie zadbali o to, znaczy... O nią. Miała zasługi, a podobno zawsze marzyła o małym mieszkanku z widokiem na Wieżę Eiffla... Będzie mieć nową prace i przyjaciół...

Optimus słuchał oszołomiony, choć nie dawał tego po sobie poznać. Szok malował mu się w myślach jaskrawymi barwami, a niepokój ściskał Iskre. Czy sobie poradzi? Czy sobie przypomni? Jak teraz będzie wyglądać jej życie? A jak będzie wyglądać jego? Ledwo co udało jej się zdobyć jego szacunek, a ona już znika z jego życia.

- Jest coś jeszcze... - zaczął znów William.

- Może być coś gorszego? - Stęknął Optimus.

- Śmierć? - Mruknął czarnoskóry.

- Jej ojciec.

Epps i Prime zdziwieni spojrzeli na pułkownika.

- Jego śmierci też nie pamięta. Był weteranen misji pokojowych, a z zamiłowania astrofizyk i wynalazca... Morshower mi powiedział, odkryli to znajdując jej dokumentacje medyczną... Jej ojciec dorabiał na taksówkach, zmarł na zawał serca 12 czerwca 2007, w Mission City...

Lennox zrobił pauze by towarzysze mogli przetrawić tą informacje...

- O cholera! - Krzyknął Epps - Niemożliwe... Zbieg okoliczności?!

Prime spuścił głowę i westchnął ciężko. Jeszcze gorsza była prawda, która uderzając w niego z dwojoną siłą kazała mu zacisnąć pięści i rzucić agresywnie wiązanke przekleństw w rodzimym języku, sprawiając, że zniesmaczona starsza kobieta w końcu się przesiadła.

- Może facet nie ucierpiał bezpośrednio w bitwie, ale...

- To go zabiło - przerwał mu Optimus, czując sie jak zamurowany - W tej bitwie zginął człowiek...

- Nie obwiniaj się - Robert poklepał go po ramieniu - Zawał nam, ludziom, często się przytrafia...

- Ona mnie obwiniała - syknął głucho - Cały czas chodziło jej tylko o to, chciała jakiegoś zwrotu szkody... Zemsty.

- Cóż.... Teraz to już bez znaczenia... - Szepnął Will - To przykre, ale musimy żyć dalej... Napewno będzie nowy Sekretarz...

Przez chwilę na korytarzu panował tylko harmider typowy dla szpitalnego odziału...
W końcu Epps wyjął nową paczkę orzeszków z kieszeni...

- Ciekawe czy ten nowy będzie jeszcze gorszy od Modliszki...




KONIEC
Słów; 6424

*12 czerwca 2007 - Bitwa w Mission City nie ma dokładnej daty, wiadomo tylko, że odbyła się latem. Dlatego wykorzystałam date premiery filmu na świecie.
(pozdro, polska premiera odbyła sie w siepniu)

Pamiętajcie o jakimś miłym komentarzu, to zawsze bardzo motywuje ^^

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro