EPILOG

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

W życiu każdego człowieka nastaje moment zwątpienia w to czy uwielbiane wcześniej rzeczy, wciąż sprawiają tyle samo radości co wcześniej. Zaczynamy podważać autorytet muzyki, idola, bądź przyjaciela, skupiając się na tym, co dotyka nas wewnętrzne, co myślimy i, czego tak naprawdę pragniemy. Nasze priorytety diametralnie się zmieniają, a światopogląd wydaje się bardziej zakrzywiony niż mogłoby się wydawać.

W moim przypadku moment zastanowienia się nad sensem wszystkiego nastał w momencie, w którym mój związek z Chanyeolem nabrał tempa.

Z dnia na dzień muzyka, która towarzyszyła mi w każdym możliwym momencie zdawała się zanikać. Bezustanna obecność Chanyeola, którego głos stał się dla mnie najpiękniejszym dźwiękiem, zastąpiła obecność dotychczas słuchanych piosenek. Dodatkowo natłok obowiązków związanych z przeprowadzką, rozpoczęciem pracy, powrotem na uczelnię, a także wszechobecny chaos sprawiają, że czas, który wcześniej przepełniony był mocnymi dźwiękami, teraz zastępuję cisza - błoga i upragniona cisza w ramionach ukochanego mężczyzny. Rzecz jasna, czasami włączę playlistę, którą stworzyłem kilka lat temu, bądź wybiorę sobie coś z listy przebojów, jaką udostępnił mi Chan, aczkolwiek nie wywołuje to we mnie tego samego, wręcz obsesyjnego zachowania. Muzyka stała się jedynie małym dodatkiem podczas spaceru pod blok Kyungsoo albo w drodze do pracy, z której potem odbiera mnie Park o ile ma danego dnia wolne.

Moje perspektywy zmieniły się w chwili, w której dotarło do mnie, że czas najwyższy dorosnąć na tyle, by móc powiedzieć o sobie, że jestem odpowiedzialny i rozsądnie kroczę przez życie. Nie jestem już nastolatkiem i według stereotypu powinienem zacząć myśleć jak ktoś kto faktycznie jest już po dwudziestce, ma swój własny dom i zaczyna budować zdrowy związek, który może mieć przyszłość. Szczerze powiedziawszy, ostatnie wydarzenia uświadomiły mi, jak wiele jest w stanie się spieprzyć w najmniej oczekiwanym momencie i tak naprawdę nie mamy nad tym żadnej kontroli. Nie mamy na to wpływu o ile sami nie doprowadziliśmy do danej sytuacji. Możliwe, że w jakimś stopniu również zawiniłem i poczucie winy, które towarzyszy mi każdego dnia w większym lub mniejszym stopniu, jest słuszne.

Mając dwadzieścia dwa, no prawie dwadzieścia trzy lata, zacząłem więcej czasu poświęcać na myślenie o następnych krokach; o tym co jest dobre, a co złe; co powinienem ubrać, a co wyrzucić lub spalić. Przede wszystkim zacząłem przykładać większą wagę do tego, co już mam, zamiast szukać wciąż tego, czego ponoć mi brakuje. Doceniam swoje osiągnięcia, cieszę się z małych rzeczy, no i co ważniejsze szanuję to, czego mógłbym nie mieć, gdybym nigdy nie ryzykował lub, gdybym po prostu na coś długo nie odkładał.

Mówiąc o docenianiu osiągnięć... Muszę przyznać, że z każdym kolejnym dniem Chanyeol zaskakuje mnie coraz bardziej. Można powiedzieć, że stał się moim idolem, moją inspiracją i szczęściem. Jego otwartość, precyzyjność i zaangażowanie w spełnianie własnych marzeń jest dla mnie czymś niewyobrażalnie fascynującym i kłamstwem byłoby powiedzenie, że wcale go nie podpatruję.

Oprócz tego, że mój chłopak powoli zamyka rozdział remontowania studia i otwiera kolejny, w którym ma zamiar tworzyć wreszcie upragnione treści, trzeba wspomnieć, iż nawiązał znajomość z równie początkującym artystą, który pokazał mu na czym polega strona, gdzie można dodawać sampling swoich utworów, co sprawiło, że Chanyeol każdego dnia wymyśla coś nowego, notuje, gra... Tworzy po prostu sztukę, którą jako pierwszy mogę podziwiać.

Czuję się zaszczycony i spełniony mogąc nazwać się największym fanem Park Chanyeola, który nie dość, że jest wszechstronnie uzdolnionym i cholernie oddanym przyjacielem, to dodatkowo jest mój. Jest moją bratnią duszą, bez której chyba nie przeszedłbym pewnych rozdziałów, przemian oraz problemów. Gdyby nie jego wsparcie, obecność, nawet wtedy, gdy byłem piekielnie wściekły, prawdopodobnie załamałbym ręcę i poddał się na samym początku walki o siebie oraz moich przyjaciół. To właśnie sprawia, że darzę go niewyobrażalnie silnym uczuciem, którym jest bezgraniczna, motywująca, uskrzydlająca, a przede wszystkim odwzajemniona miłość.

Czego mógłbym chcieć więcej?

Gdybym miał żartować z Kyungsoo, zapewne powiedziałbym, że do pełni szczęścia brakuje mi dziecka, co zważywszy na aspekty biologiczne jest niemożliwe. Niemniej jednak nie obraziłbym się za możliwość poczucia się jak rodzic, zwłaszcza gdy obok mnie byłby wciąż ten sam facet, dla którego nieważne czy dziecko, czy zwierze, liczyłoby się tak samo mocno, jak dla mnie.

Chciałbym, aby każda istotka, która miałaby pojawić się w naszym życiu, wiedziała, że jest kochana po równo; że nie ma jakichkolwiek wskaźników czy wyznaczników i, że tak naprawdę miłość jest bezwarunkowa, ponieważ nie kocha się za czyny lub osiągnięcia, kocha się za całokształt. Tego właśnie nauczyłem się przez te kilka miesięcy.

Insoo kochałem za to, że był z pozoru idealnym facetem, który ponoć też mnie kochał, bo byłem piękny, perfekcyjny i słodki. Wierzyłem w słowa, które z czasem okazały się jedynie kłamstwami. Zabawa moimi uczuciami sprawiała mu radość, bawiła go moja naiwność i nieporadność. Posiadanie przewagi niemal pod każdym możliwym względem, sprawiało, że był moim autorytetem. Był usatysfakcjonowany faktem, że się go bałem. Strach przed własnym chłopakiem, jego reakcjami, słowami czy dotykiem budziły we mnie dziecko, które aby przeżyć poddawało się i wykonywało polecenia. I nawet jeśli Insoo do pewnego momentu szanował moje zasady, wiele razy je krytykował, mówiąc, że są bezsensowne, że tylko mnie ograniczają, że robią ze mnie głupie i naiwne dziecko, bo przecież rycerz na białym rumaku istnieje tylko w bajkach dla maluszków. Przyznawałem mu wtedy rację, bo nic innego nie mogłem zrobić; kłótnie i podważanie jego zdania skutkowałoby uderzeniem w twarz albo dniem bez jedzenia, do czego także potrafiło dojść i wtedy ratował mnie Kyungsoo, zapraszając do siebie pod pretekstem problemów z pracami domowymi albo potrzebą wygadania się. Insoo Był idealny tylko w towarzystwie swoich przyjaciół i moich rodziców, bo wiedział, że musiał zachować pozory porządnego człowieka, który będzie wart szacunku i godny podziwu poprzez prezentowane poglądy. W rzeczywistości był idealnym manipulatorem, kłamcą i tyranem, który może nie wykorzystywał mnie seksualnie, nie znęcał się nade mną w ten sposób, ale niszczył wszystko to, co o sobie myślałem. Doskonale wiedział jak doprowadzić mnie do łez, jak sprawić ból tak, aby nie było widać siniaków czy zadrapań. Był potworem, którego kochałem, bo miałem wrażenie, że nie zasługiwałem na nic lepszego, skoro byłem wyrodnym synem i znienawidzonym bratem, który wolał zostać tam, gdzie każdy miał możliwość ciągnąć za sznurki, kierując mną jak laleczką w teatrzyku. Odejście było ciężkie, bolesne i gdyby nie Kyungsoo oraz Jongin, prawdopodobnie nigdy nie uwolniłbym się z sideł toksycznego związku.

Ucieczka, w której pomogli mi przyjaciele była warta cierpienia, o czym uświadamiam sobie każdego kolejnego dnia. Prawdopodobnie do końca życia będę im wdzięczny za to, że byli gotowi cierpieć razem ze mną i pomagać mi wstać, otrzepać spodnie i ruszyć naprzód. Nigdy też nie zapomnę tego, że to właśnie dzięki nim na mojej drodze pojawił się Park Chanyeol, który wyrósł w tamtej alejce niczym drzewo na środku ulicy. Mój rycerz w lśniącej zbroi, w tym wypadku koszulce z nadrukiem My Chemical Romance. Z przyczepioną do czarnego t-shirtu plakietką, na której widniało imię, którego nie potrafiłem zapamiętać. Fan Palaye Royale i człowiek, którego stalkerem stałem się szybciej niż Kai wypowiadał słowo 'kurczak'.


~*~*~*~*~*~*~

Rok później, początek wakacji

— Ty gamoniu! — Kyungsoo rzuca w śmiejącego Jongina pustą butelką po niegazowanej wodzie. Po chwili zamykając z hukiem książkę, wstaje z koca i rusza w kierunku swojego chłopaka. Mogę przysiąc, że w tej chwili jego mina wyraża chęć zamordowania jasnowłosego baristy, który baristą już nie jest, ponieważ zdecydował się na przebranżowienie.

Uśmiecham się delikatnie na widok wygłupiającej się pary, przy czym wciskam w uszy słuchawki. Mając chwilę tylko dla siebie postanawiam odczytać otrzymaną od Chanyeola wiadomość, która jest linkiem do kolejnej piosenki; jednej z wielu, które tego dnia już odsłuchałem. Przyznam, że jego poranna propozycja o tym, byśmy co godzinę zaproponowali sobie jakiś utwór nieco mnie zaskoczyła, jednak szybko przypomniałem sobie o tym, jak rok wcześniej sam wyszedłem z podobną inicjatywą, by wymieniać się preferencjami muzycznymi w ciągu dnia, a takie urozmaicenia kilku dni rozłąki sprawiają, że mój humor troszkę się poprawia.

Wczoraj przykładowo pisaliśmy do siebie tekstami piosenek, które przychodziły nam do głowy, z czego wyszły bardzo dziwne poematy, z niektórych do tej pory śmiejemy się między wysyłaniem odnośników do poszczególnych pozycji z playlisty.

Wchodząc w inny niż dotychczas link, nie wiem czego się spodziewać. Chanyeol to osoba nieobliczalna jeśli chodzi o muzykę, w związku z czym to ja jestem tym, który do tematu podchodzi z rezerwą oraz poszanowaniem zamiłowania do danego gatunku. W porównaniu do mnie, Chan potrafi słuchać nawet najbardziej irytującego jazgotu, a później gadać o tym przez cały dzień, co oczywiście wolę znosić, by przypadkiem nie zrobił miny zbitego szczeniaka, z którą zawsze przegrywam z kretesem.

Załadowanie strony internetowej trwa dłuższą chwilę, po czym moim oczom ukazuje się nazwa autura oraz tytuł piosenki. W tym momencie, cholernie zaskoczony rozszerzam powieki, a szczęka sama opada powoli, powodując, że pewnie zaraz połknę jakiegoś owada mając tak rozdziawione usta, jednak to, co widzę wywołuje istny chaos w mojej głowie. Mózg lasuje się pod wpływem natłoku informacji, a z czasem również zostaje przygnieciony melodią i słowami piosenki.

Wpatrzony w wyświetlacz telefonu, na którym widnieje napis "For MSS.", który zaciekawia mnie do tego stopnia, że obiecuję sobie zapytać Chana o znaczenie MSS. Słucham jak mój facet śpiewa jedną z piosenek, która została okrzyknięta najpiękniejszą oraz tą, która sprawia, że serce topnieje, a człowiek mimowolnie pozwala wzruszeniu wywołać łzy.

W moim przypadku do rozpłakania się nie potrzeba mi wiele. Wystarcza sama myśl o tym, że Chanyeol wiele razy pokazywał, jak wiele znaczy dla niego ten utwór. Momentalnie przypominam sobie momenty, kiedy nucił mi właśnie tę piosenkę na dobranoc i chwile, kiedy wieczorami grał na fortepianie, który pewnego dnia przytachał do naszego mieszkania wraz z Jonginem oraz Raidenem, tłumacząc, że w studiu nie ma miejsca na drugie takie bydle.

Zagryzam mocno wargi, czując gęsią skórkę pojawiającą się na moich przedramionach. Staram się wsłuchać w głos Chanyeola, lecz nie jest to proste, gdy przed oczami rozpościera się obraz przepychających się nieopodal zakochańców. W związku z tym zamykam oczy, aby nie musieć wytężać zmysłów, co okazuje się jeszcze gorszym krokiem, ponieważ tym razem zamiast Kaia i Soo, mam przed sobą wspomnienia randek z Chanyeolem - tych idealnych, a także tych mniej udanych, które zawsze Chan próbuje mi wynagrodzić kolejnymi niespodziankami, które swoją drogą nie wiedząc kiedy polubiłem.

Pociągam delikatnie nosem, a zaciśnięte wargi formują się w szeroki uśmiech, gdy uświadamiam sobie, że mój facet śpiewa tylko i wyłącznie dla mnie. W duszy podskakuję niczym malutkie dziecko, ciesząc się z zaistniałej sytuacji, lecz w rzeczywistości staram się być poważny, co nie jest łatwe. Po otwarciu oczu, szukam wskazówek, które Chan mógłby mi zostawić i zauważam, że link który mi wysłał wygasa za kilka minut.

Od razu wychodzę z przeglądarki i wchodząc w listę kontaktów, wybieram numer swojego chłopaka. W słuchawkach słyszę jedynie głos informujący mnie o tym, że abonent, z którym próbuję się połączyć jest niedostępny, co doprowadza mnie momentalnie do szewskiej pasji. Jest tak wiele słów, które chcę mu powiedzieć właśnie teraz, a on albo wyłączył telefon, albo włączył tryb samolotowy, tylko po to, abym z nerwów dostał zawału bądź innego schorzenia. Z miłości i tęsknoty można nawet umrzeć, więc Chanyeol powinien mieć na uwadze moje zdrowie!

Raz jeszcze dzwonię, tym razem agresywnie uderzając palcem w wyświetlacz, na którym falą rozchodzą się kolory z trąconej matrycy. Warczę pod nosem słysząc ten sam komentarz i ciągnę za kabel od słuchawek, wyciągając je mało delikatnie z uszu. Sfrustrowany odrzucam telefon na koc, po czym podnoszę się z koca i biorąc w dłonie piłkę, jaką przytaszczył ze sobą Jongin, ruszam w jego stronę.

Gdy do moich uszu dochodzą śmiechy przyjaciół, który w tej chwili żartują sobie z zabrudzonych białych spodni Kaia, który musiał w jakiś magiczny sposób zostać przeciągnięty po trawniku. Z lekkim uśmiechem rzucam w stronę ciemnowłosego Kyungsoo piłkę, która zostaje od razu sprawnie złapana. Proponuję przyjaciołom zagranie w pseudo mecz. Przystając na moją propozycję, Soo odkłada piłkę na trawnik, kopiąc ja ostrożnie do Kaia, który nie omieszka się nie popisać umiejętnościami podbijania okrągłego przedmiotu stopami, kolanami czy głową. Przerywam popisy trwające dobre kilka minut najzwyczajniejszym rzuceniem się na Jongina, który nie traci koncentracji, a jedynie zaczyna się ze mną bawić w kotka i myszkę, przekładając piłkę z nogi do nogi, a potem podając ją do Kyungsoo, który jednak stoi po mojej stronie i nie robi nic do momentu, aż jestem gotowy do małego rewanżu.

Zapominam o całym świecie podczas zabawy z przyjaciółmi, podczas której po raz kolejny tego dnia mam możliwość poczuć się jak beztroskie dziecko. Wcześniejsze jedzenie gofrów i lodów jeden po drugim oraz rzucanie kamykami do rzeki przepływającej przez park, to był dopiero początek naszego dnia dziecka, który sobie zrobiliśmy, teraz mam wrażenie, jakbym faktycznie cofnął się o kilkanaście lat. Zaabsorbowany grą nie zwracam uwagi na miejsce, w którym rozłożyliśmy sobie koc, przekąski i jakieś kupione po drodze gadżety dla dzieciaków typu opakowanie z płynem do baniek mydlanych oraz zabawki z paczek chipsów czy chrupek. Daję się ponieść dziecięcej radości z przepychanek z przyjaciółmi, upadków na brudzącą trawę oraz kuksańców, po których zapewne wrócę do domu cały posiniaczony, później tłumacząc się przed Chanyeolem, jak przed zmartwioną mamą.

Dłuższy czas później, zasapany, spocony, zmęczony i obolały oznajmiam, że idę usiąść. Pragnienie również daje o sobie znać, nieprzyjemnie zlepiając moje spierzchnięte wargi oraz wnętrze ust domagające się wody, w związku z czym wracam powoli na koc, rozglądając się na boki. W drodze pod jedną z większych wierzb moją uwagę przyciąga para nastolatków, ubranych w typowe koszulki dla par. Przyglądam się temu, jak chłopak bierze swoją ukochaną na barana, ruszając biegiem przed siebie, czym sprawia, że dziewczyna łapie się go mocno, chyba w obawie, że mogłaby upaść, choć wydaje mi się, że byłoby to niemożliwe. Zaczynam się nad tym zastanawiać, przez co zatrzymuję się w miejscu, wciąż obserwując zakochaną parę.

— Nie dałby jej spaść — słyszę obok czyjś głos i kiwam twierdząco głową, przyznając komuś rację. W pierwszej chwili nie odwracam się, zaciekawiony tym, co mógłby mówić nastolatek do swojej dziewczyny, to ciekawi mnie bardziej niż jakiś tam ktoś, kto pewnie przyszedł, żeby mnie w czymś uświadamiać albo po prostu Kai robi sobie ze mnie żarty udając kogoś, kim nie jest. — Nie odbierasz telefonu — docierają do mnie kolejne słowa, wypowiedziane tym samym, nieznanym dla mnie tonem głosu.

Tym razem obracam się na pięcie, przodem do rozmówcy, jednak szybko uświadamiam sobie, że pyskowanie nic mi w tej chwili nie pomoże, zwłaszcza, że mój nos zderzył się właśnie z torsem człowieka, który mnie zaczepia. Mimowolnie cofam się, szukając bezpiecznej strefy, podnoszę też głowę, by zobaczyć z kim mam do czynienia i wtedy otwieram szeroko oczy, nie dowierzając w to, co widzę.

— No co? Jestem aż taki straszny, że robisz minę jakbyś zobaczył jakiegoś potwora z horroru? — parskam cicho, słysząc już ten prawdziwy, normalny oraz rozbawiony głos. Ten, który tak bardzo kocham i, za którym tęskniłem przez niemal dwa tygodnie, podczas których Chanyeol musiał pozałatwiać kilka ważniejszych spraw z rodzicami, jak i Mirae oraz Raidenem.

— Jesteś wcześniej — stwierdzam, potrząsając głową, aby przywołać się do porządku.

— Nie przytulisz mnie? — pytanie padające z ust Chana działa na mnie niczym udka z kurczaka w chrupiącej panierce na Jongina. W mgnieniu oka rzucam się w stronę Chanyeola, z nadmiaru emocji niemal na niego wskakując i o mały włos nie przewracając. W ostatniej chwili udaje mu się złapać równowagę i objąć moje ciało tak, bym nie wyślizgnął się oraz nie upadł pupą na trawę, na co narzekałbym przez kilka dni. — Tęskniłeś? — śmieje się, zadając najgłupsze pytanie, jakie mógł w tej chwili zadać. — Ach, co ja gadam, na pewno tęskniłeś.

— Nie wyobrażasz sobie nawet, jak bardzo — mamroczę, chowając twarz w zagłębieniu szyi mężczyzny. W tej chwili nie liczy się nic prócz tego, jak szczęśliwy jestem mając go przy sobie, nawet spojrzenia przechodniów nie mają dla mnie znaczenia, gdy dociera do mnie, że Chanyeol magicznie zmaterializował się przy mnie, gdy tylko wyobrażałem sobie siebie i jego na miejscu pary nastolatków. — MSS... — szepczę, przypominając sobie, że mam o to zapytać przy pierwszej, możliwej okazji.

Stwierdzam, że może to nie jest idealny moment na pytania, skoro mogę go spożytkować zupełnie inaczej, domagając się buziaków, czy przytulania, jednak wiem, że długo nie wytrzymam, bo ciekawość mnie rozsadzi, albo po prostu zapomnę o czymś takim, jak te trzy litery, a raczej dwie i jednak zdublowana. Może to głupie, że tak chcę dociekać, bo to nie musi mieć drugiego dna czy tam znaczenia, lecz nie byłbym sobą, gdybym nie drążył tego tematu, póki pamiętam.

— Co to znaczy? MSS — pytam cicho, zaraz po tym, jak Chanyeol pomaga mi stanąć o własnych siłach na ziemi. Dostrzegam zakłopotanie na jego twarzy, a pojawiające się na policzkach rumieńce zdradzają, że jest to coś istotnego. — Powiesz mi? To tajemnica? — dopytuję, patrząc prosto w oczy swojego ukochanego.

— Nie, to nie jest tajemnica — odpowiada, unosząc kąciki ust. — My sweet soulmate — wypowiada po angielsku, odrobinę go kalecząc, co wciąż wydaje mi się urocze.

Mimo iż zazwyczaj nie jestem najlepszy w tłumaczeniu sobie słówek czy zwrotów, teraz jestem niemal pewny, że wiem o co chodzi Chanyeolowi. Uśmiecham się szeroko, chwytając jego duże i zadbane dłonie w swoje, po czym splatam mocno nasze palce, robiąc krok do przodu. Opieram czoło o mostek mężczyzny, chichocząc niekontrolowanie pod nosem, co musi być wywołane faktem, jak wiele rzeczy do mnie w tym momencie dotarło.

— Ej, Yeol! Kiedy wróciłeś? — i tutaj pojawia się idealne wyczucie czasu Jongina, który do dziś nie nauczył się niczego o tym, jak być subtelnym i nie wtranżalać się w momentach, gdy kurewsko mocno potrzebuję czasu sam na sam ze swoim chłopakiem, chociażby po to, by pomilczeć lub poprzytulać się w spokoju.

— Gamoniu, wracaj tu i nie przeszkadzaj naszemu dziecku! — Kyungsoo wyręcza mnie, jak i Chanyeola w spławieniu Kaia, który śmiejąc się pod nosem jak idiota wycofuje się, robiąc nam jak na złość zdjęcie.

— Brakowało mi tego — stwierdzenie Chana podsuwa mi pewien pomysł, możliwe, że bardzo głupi.

— Następnym razem zabierz nas ze sobą, a przynajmniej mnie — wypowiadam bez zastanowienia, dopiero po upływie kilku sekund uświadamiając sobie, co zaproponowałem.

— To już niedługo — mówi, pochylając się, aby skraść z moich ust pierwszy, stęskniony pocałunek. — Bardzo niedługo... 




Koniec

________

Moi mili, z radością, choć może i lekką nostalgią muszę oznajmić, że pierwsza część MSS dobiegła końca! Może nie była i nie jest to idealna praca (Ba! Nigdy by taka nie była 🤣), ale zawiera dużą część mnie i ostatnich kilkunastu miesięcy mojego życia (choć może nie jest to dokładne odzwierciedlenie tego, co działo się u mnie w tym czasie, a łatwo nie było i na pewno nie będzie jeszcze przez długi czas, ale widać, że MSS było dla mnie dobą odskocznią od rzeczywistości). Jestem niesamowicie szczęśliwa, że doprowadziłam kolejne fanfiction do końca; że udało mi się nie porzucić tej pracy gdzieś w połowie i jestem dumna, że znajdowałam w sobie tyle motywacji czy pomysłów do pisania. To niesamowite, jak rozpiera mnie radość, że to już druga rozdziałowa praca, która ma szczęśliwe zakończenie.

Tak naprawdę, gdyby nie Vafelo, nasze rozmowy oraz jej mądre słowa i niesamowite rady, które wzięłam sobie do serca już wiele razy (i prawdopodobnie jeszcze przez długi czas będę ją czasami nawiedzać i męczyć), nigdy nie skończyłabym MSS (które równie dobrze mogłabym ciągnąć w nieskończoność tak, jak DITC albo rzucić w cholerę) 🤣
Jestem jej niebywale wdzięczna i jeśli to czytasz, Kochana, to wiedz, że jesteś dla mnie ważną osobą, jakkolwiek to brzmi. Dziękuję Ci, że znosisz moje marudzenie i nieznajomość pewnych tematów, jak i również dziękuje za to, że jesteś z moimi pracami od początku mojej przygody tutaj, wspierasz i motywujesz do dalszej pracy oraz rozwoju! ❤ 

Dziękuję również wszystkim czytelnikom, którzy dotrwali do końca My sweet soulmate! Dziękuję za wszelkie gwiazdki i komentarze, które także były dla mnie ogromnym kopem motywacji. Dzięki Wam nie zrezygnowałam, a zdecydowałam się być lepszą osobą jak i autorką (o ile wreszcie napiszę coś z sensem😂).

Dbajcie o siebie, kochani!
Bądźcie szczęśliwi i uśmiechajcie się dużo!

KOCHAM,
Essie! ❤


Ps: Mam nadzieję, że druga część MSS również Was zainteresuje! 😘

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro