Rozdział 1

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

 Budzę się rano, rażony promieniami czerwcowego słońca, które przedostają się do mojego pokoju i padają na moją twarz, ponieważ wieczorem zapomniałem zasłonić rolet, zasypiając wcześniej niż mógłbym się tego spodziewać. Zasłaniam twarz dłonią i sięgam po telefon leżący na małej szafce nocnej przy łóżku. Odblokowuję go, sprawdzając godzinę, a następnie wchodzę w odtwarzacz muzyki i zapętlam playlistę swojego ulubionego zespołu - Palaye Royale. Odrzucam komórkę na poduszkę, przeciągając się, jak i wplątując spośród połów kołdry. Usiadłszy na skraju mebla, wsłuchuję się moment w melodię piosenki Hang on to yourself i uśmiecham się delikatnie, śpiewając część zwrotki z wokalistą. Głos Remingtona Leith'a oraz rockowe brzmienie rozbudzają mnie na tyle, bym mógł iść do łazienki kiwając głową w rytm piosenki. Wzdycham cicho, otwierając po drodze okno, a z czasem wracając się po telefon. Mogę iść w końcu do toalety w spokoju.

W łazience przeglądam social media, zostawiając serduszka pod zdjęciami znanych osób, znajomych oraz właśnie zespołu Palaye Royale, słuchając ich muzyki oraz załatwiając w tym czasie potrzeby, bo tylko spędzając te czterdzieści minut w zamkniętej łazience mam czas, aby to wszystko ogarnąć bez pośpiechu. Zazwyczaj także odpisuję na wiadomości, ale dziś nie mam takiej potrzeby, gdyż mój najlepszy przyjaciel zamierzał odsypiać imprezę rodzinną. Kolejny raz wzdycham, tym razem przeskakując piosenkę na playliście. Teraz nie słucham już Mr. Doctor Man, a Get Higher. Kiedy już umyłem ręce, postanawiam rozebrać się z prowizorycznej piżamy, czyli pogniecionej i rozciągniętej koszulki z nadrukiem Gwiezdnych wojen. Wchodzę do brodzika, odkręcając wodę. Opłukuję swoje ciało kiwając się w rytm piosenki, którą wciąż w jakiś sposób słyszę mimo zamkniętych drzwi kabiny. Mam czas na odprężenie się oraz myślenie o przebiegu dnia. Ustalam wszystko, co muszę zrobić albo co mogę odłożyć na kolejne dni. Oczywiście muszę uwzględnić gdzieś w planie pójście do sklepu muzycznego, by wreszcie dowiedzieć się, jak ma na imię przystojny sprzedawca, z którym nie raz udało mi się złapać kontakt wzrokowy oraz wymienić kilka nieśmiałych, ale pogodnych uśmiechów.

Przed samym sobą nie ukrywam swojej orientacji seksualnej, ani też przed Kyungsoo, który jak dotąd nie miał nigdy nic przeciwko temu, że zawracałem mu głowę swoimi "ogromnymi" problemami egzystencjalnymi albo kilkugodzinną paplaniną o tym, jak bardzo podobał mi się sprzedawca często ubierający na siebie koszulki z nadrukami popularnych zespołów rockowych lub metalowych. Pogrążam się w myślach, jak i zarazem wyobrażeniach dzisiejszego spotkania. Zastanawiam się czy będzie dziś ubrany w tę samą koszulkę co tydzień temu z logo zespołu, którego, jakoś nie byłem w stanie przetrawić. Zadaję sobie pytania: czy będzie miał na nosie te duże okulary, które dodają mu uroku? oraz: czy uśmiechnie się dziś do mnie w ten charakterystyczny, nieco zadziorny sposób?

Spłukuję ciało z piany, a potem wycieram się ręcznikiem, który owijam zaraz wokół bioder. Podchodzę do zlewu, sięgając z kubeczka szczoteczkę do zębów. W tym samym czasie z mojego telefonu wydobywają się pierwsze akordy Ma Cherie, którą zaczynam śpiewać wraz z Remingtonem udając, że szczoteczka to mój mikrofon. W połowie jednego z najlepszych moim zdaniem momentów, piosenka zatrzymuje się, a zamiast niej słyszę refren Me Against The Devil, który mam ustawiony na dzwonek kontaktu Kyungsoo od premiery filmu American Satan. Niechętnie odbieram połączenie:

— Słucham — odzywam się, słysząc w tle cmoknięcie, jakby Kyu dopiero się obudził — o ile to ważne, jeśli nie, to rozłączam się i będę kontynuował swój narcystyczny koncert przed lustrem. — Dopowiadam po kilku sekundach, parskając mimowolnie.

Kyungsoo też się cicho śmieje, co sprawia, że uśmiecham się szeroko, zadowolony z faktu, iż udało mi się go rozbawić na tak zwane dzień dobry. Nakładam pastę na szczoteczkę, zaczynając myć zęby i czekam na jakiekolwiek zdanie od przyjaciela.

— Dzień dobry, Baekhyun — mówi.

— Siema — odpowiadam niewyraźnie, szorując tylne zęby w dolnej części szczęki, czując, że najwyraźniej mam zbyt twarde włosie w szczoteczce, ponieważ bolą mnie dziąsła.

— Masz dzisiaj plany? Chciałem iść z tobą na zakupy — pyta od razu wyjaśniając swoje zamiary, a ja wypluwam pianę, w której widzę domieszkę krwi. Wywracam na ten widok oczami i płuczę szybko usta wodą. — Jesteś? Nic nie mówisz...

— Myłem zęby, wybacz — wyjaśniam naprędce. — Jeśli pójdziesz ze mną do muzycznego, to z chęcią pójdę z tobą na te zakupy — mówię żartobliwie, a Kyu znowu się śmieje.

— Szantażysta — wzdycha, kiedy ja idę do pokoju włączając tryb głośnomówiący. Kładę telefon na komodzie, sięgając z szuflady czystą bieliznę i skarpetki. — Naprawdę jesteś niemożliwy — kwituje moją osobę.

— Za to mnie kochasz! — mówię głośniej, ubierając się powoli w uszykowane poprzedniego dnia ubrania.

— To prawda. Poza tym wiesz, że chcę iść do tej kawiarni, gdzie pracuje Jongin — tym razem to ja cicho się śmieję, słysząc jego słowa.

Kyu bardzo lubił Jongina. Uwielbiał zagadywać go, kiedy ten pracował akurat na kasie w naszej ulubionej kawiarni. Wtedy ja przestawałem istnieć, a w głowie Kyungsoo panował chaos potocznie nazywany myślami o Jonginie i wizjami ich love story, którego momentami nie rozumiałem, gdyż jednego dnia się ubóstwiali, a drugiego potrafili już na siebie nie patrzeć bez odruchów wymiotnych. Westchnienie Do utwierdza mnie w przekonaniu, że w tym momencie mój przyjaciel właśnie kolejny raz się rozmarzył.

— Zaproś go może na randkę? — proponuję, spotykając się z milczeniem ze strony przyjaciela, który najwidoczniej został przeze mnie wybudzony z marzeń. — Soo?

— Oszalałeś chyba! Ja nie chcę iść z nim na randkę!

— Ale do łóżka już tak — komentuję, uciszając tym Kyungsoo.

Trafiam w sedno.

Kyungsoo boi się zobowiązań. Obawia się tego, kim mógłby okazać się Jongin, gdyby mieli być parą. Kyu wątpi też w to, czy sam byłby w stanie być dobrym partnerem, odpowiednim dla kogoś takiego jak Kim. Sam osobiście zwątpiłbym w siebie, będąc na jego miejscu, mając styczność z tak przystojnym facetem jak barista z kawiarni. Jongin nie potrafi odpędzić się od młodych dziewczyn, a także i kobiet proszących o jego numer, proponujących spotkania, bądź też niezobowiązujący seks. Żaden z nas tak naprawdę nie wie, czy Jongin z tego korzysta, jednak wiemy, iż płeć oraz wiek nie mają dla niego znaczenia, co daje Kyungsoo równe szanse. Moim zdaniem faceci też mają dwa otwory, które można dobrze wykorzystać, jednak nikt ich nie docenia w taki sposób, jakbyśmy tego oczekiwali.

Mój przyjaciel dostaje też dodatkowe punkty. Plusuje u Kima swoją błyskotliwością, radosnymi oraz wielkimi oczami, które powodują, że barista nie potrafi oderwać od niego wzroku. Nie wspominając już o ustach mojego pingwinowatego przyjaciela, które przyprawiają Jongina o rumieńce za każdym razem, gdy na nie spogląda.

Uśmiecham się nikle, słuchając trwającego wciąż wywodu Kyungsoo, którego wcześniej tak jakby nie słyszałem, no i nawet nie słuchałem, zatracając się we własnych spostrzeżeniach.

— Czyli idziemy na zakupy! — utwierdzam kumpla w jego końcowych słowach, zaścielając łóżko, by legnąć na pościeli. Teraz już trzymam telefon w rękach, sprawdzając czy opłacało mi się kontynuować swoją solówkę do Ma Cherie po przeszło dwudziestu minutach rozmowy z Kyungsoo.

Stwierdzam, że to bez sensu i wyłączam odtwarzacz, przechodząc do normalnego trybu rozmowy, słuchając tym razem uważnie jego planów na nasze wspólne popołudnie. Kyungsoo ma w swoim mniemaniu plan idealny, aczkolwiek ja mimo wszystko wiem, że jak zwykle coś spali na panewce. Obaj to wiemy, nawet jeśli Do nie przyznaje się do tego, że sam powątpiewa w swoje słowa.

Wkrótce kończymy rozmowę. Odkładam telefon na bok, upewniając się jeszcze jak dużo czasu zostało do naszego spotkania. Jest dziewiąta trzydzieści dwie, więc mam około półtorej godziny. Idę zrobić sobie śniadanie w postaci dwóch tostów z szynką i serem, a do tego parzę sobie herbatę owocową z ostatniej wygrzebanej ze słoiczka torebki. Nucę przy tym piosenkę puszczoną właśnie w radiu. Jest to utwór Treat you better, który swoją drogą bardzo lubię, pomimo swojego lekkiego wstrętu do muzyki pop.

♪♪♪♪

Idę z Kyungsoo przez zatłoczoną galerię, słuchając kolejnego wywodu przyjaciela, który uruchomił się widząc jedną z naszych byłych koleżanek z poprzedniej szkoły. Sam osobiście zastanawiam się skąd w tym miejscu tak wiele ludzi w środku tygodnia, w dodatku w wakacje, kiedy to większość mieszkańców decyduje się wyjeżdżać w miejsca na świecie, aby odpocząć. Ignoruję to, co mówi Kyungsoo o nastoletnich ciążach lub o ogólnym zachowaniu ludzi, których kiedyś dobrze znaliśmy i, dla których staliśmy się niewidzialni po ukończeniu liceum. Nie przeszkadza mi ten fakt, jak i również nie przeszkadza mi to, że Kyu trąca mnie co chwilę łokciem, bym mu cokolwiek odpowiedział.

Szczerze nie mam ochoty rozmawiać. Nie interesuję się innymi ludźmi, mam swoje własne życie, a Kyu jest, niestety, wyjątkiem. Jest tak ogromnym wyjątkiem spośród wszystkich, gdyż wtrącanie się w jego życie stanowi od lat część mojej egzystencji. I vice versa.

Brunet widzi moją niechęć do rozmowy, dlatego skręca do wyjścia z galerii. Idziemy teraz do kawiarni, mijając kolejne tłumy spieszących się ludzi.

Dokąd tak pędzą? Pytam sam siebie, aczkolwiek nie próbuję dotrzeć do odpowiedzi. To nie jest istotne i nie będzie dopóki mam swoje własne sprawy na głowie i póki jeszcze jestem młody. Staram się korzystać z życia, aniżeli biec przez nie z klapkami na oczach.

Wchodzimy do budynku, witani spojrzeniami pracowników, jak i zarazem kilku klientów oraz w akompaniamencie irytującego dzwoneczka. Idziemy zająć miejsca przy wysokim blacie, skąd mamy świetny widok na baristę przygotowującego jakiś rodzaj kawy z niebywałym skupieniem. Zerkam na Do, który nie potrafi oderwać wzroku od chłopaka, robiąc przy tym maślane oczy. Brakuje mu jedynie strużki śliny płynącej w dół brody. Śmieję się cicho, sięgając za ladę jedną z kolorowych serwetek, po czym wycieram kącik ust Kyungsoo, który jednak był w stanie obślinić się na widok umięśnionych rąk Jongina, okrytych przylegającym do ciała materiałem czarnej koszuli.

Sam przez moment zachwycam się nienagannym wyglądem baristy, jednak odzyskuję trzeźwość umysłu, kiedy podchodzi do nas z uśmiechem i pyta o to, co zamawiamy. Informuje nas też o zniżce, którą możemy dostać, jeśli ładnie się do niego uśmiechniemy. Ja od razu obdarzam Jongina uśmiechem, ponieważ bardzo chcę zapłacić mniej tutaj za kawę. Wolę zostawić pieniądze na to, by móc kupić coś sobie w sklepie muzycznym.

Soo dostrzegając mój uśmiech, traci entuzjazm i zamawia sobie zwyczajną herbatę mrożoną z cytryną. Obserwuje mnie uważnie, gdy zamawiam sobie mrożone latte z sosem bananowym i czekoladowym, a w tym czasie w mojej głowie pojawia się ogromny, czerwony tytuł Me Against The Devil. Czuję na sobie jest natarczywy wzrok, lecz nie czuję się głupio. Wiem, że myśli o tym, że specjalnie się uśmiechałem, by poderwać w jakiś sposób Jongina, choć to kompletna bzdura. Prędzej podrywałbym nerda przy kasie w muzycznym, niż umięśnionego baristę, który nijak wpasowywuje się w moje standardy.

— Czuję się zagrożony — odzywa się cicho, odliczając sumę pieniędzy za swój napój. — Patrzył na ciebie jak na jakąś lalkę z pornosów, a nie jesteś wcale taki ładny jak one.

— Jestem ładniejszy — przyznaję, teatralnie odgarniając włosy, przy czym chichoczę niekontrolowanie. — Zawiało narcyzmem, co nie? — parskam, zerkając na przyjaciela, który też śmieje się pod nosem.

— Trochę, ale to nic. Przywykłem do twojego wygórowanego ego — zażartował, zaraz płacąc Jonginowi za swój napój. Ja muszę jeszcze chwilę poczekać, jednak nie długo. — Idę do toalety — oznajmia Kyungsoo i odchodzi w stronę przejścia po drugiej stronie lokalu. Wtedy też Jongin odbiera przepisowe piętnaście minut przerwy.

Minutę go nie ma, a kiedy się pojawia ja już wypijam piąty łyk mrożonej kawy. Spoglądam w jego stronę, a on po prostu podchodzi i opiera się rękoma o blat.

— Nabiłem wam zniżkę, oddaj to Kyungsoo — mówi, wręczając mi połowę kwoty, którą zapłacił mu Kyu. Sam wręczam mu sumę za mój napój, natomiast Jongin przekazuje pieniądze koleżance, zajmującej się obecnie kasą. — Gdzie on właściwie jest? Liczyłem na pogadankę z wami, Baekkie — uśmiecha się zadziornie. Perfidnie próbuje mnie poderwać, myśląc, że ma jakąkolwiek szansę po tym, jak użył zdrobnienia mojego imienia do czego prawo ma tylko Soo. — Powiedziałem coś nie tak?

— Nie, — odpowiadam — ale myślę, że powinieneś skupić się na podrywaniu jego, nie mnie. Nie mieścisz się w moich standardach. Jesteś zbyt męski.

— Szukasz fajtłapy, w której się zakochasz i będziesz uchodził za tego mądrzejszego? — ironizuje, a ja biorę jego słowa do siebie. Czuję się urażony, ale nie wchodzę z nim w dyskusje, wolę pić latte. — Już nie jesteś skory do dyskusji?

— Wolę pić kawę, niż tracić nerwy na zidiociałą wersję pseudo kulturysty z mózgiem mniejszym niż jego jaja — dogryzam mu i wstaję z krzesła, idąc do wolnego stolika przy oknie. Siadam na kanapie, skupiając się na przeglądaniu social mediów. Oczywiście pilnuję także herbaty Kyungsoo, który wraca z toalety po pięciu minutach.

Soo nie pyta o nic i jestem mu w pewnym sensie wdzięczny. Widzę, że jest ciekawy dlaczego nie siedzę w naszym miejscu, ale chyba domyśla się, że musiałem mieć małą potyczkę z Jonginem, który wrócił do pracy wyraźnie zirytowany. Możliwe, że moja uwaga go zabolała, lecz musiał mieć na uwadze to, iż też nie był względem mnie miły. Oznajmiam, że tym razem to ja muszę iść do toalety, gdzie spędzam najbliższe pięć minut, licząc dwukrotne i dosyć długie mycie rąk.

Kiedy wracam, uśmiecham się delikatnie, dostrzegając uśmiechniętego Kyungsoo w towarzystwie równie wesołego baristy. Początkowo myślę, że Jongin chciał się mnie tylko pozbyć, aby samemu spędzić kilka minut z Soo, jednak odpycham od siebie tę wizję. Piszę szybko do przyjaciela wiadomość, żeby odstawił moją kawę na stolik za sobą i, że będę czekał na niego w sklepie muzycznym. Odpisuje mi zwykłe "Okej, Baekkie", po czym odstawia mój plastikowy kubek na stolik za swoimi plecami. Zabieram go po chwili, wychodząc z kawiarni.

Idę z powrotem do galerii, kierując się od razu na najniższe piętro. Sklep muzyczny mieści się obok księgarni, gdzie też często udaję się z Kyungsoo. Głównie przeglądamy książki, czytając ich opisy i robimy listę pozycji, które będziemy chcieli przeczytać w przyszłości. rzadko cokolwiek tam kupujemy, aczkolwiek zdarzają się momenty, gdzie wybieramy dwa egzemplarze tej samej lektury i staramy się czytać w tym samym czasie, dzwoniąc do siebie w momentach, w których wiemy, że będziemy mocno przeżywać historię. Jednak dziś księgarnia nie jest punktem docelowym mojej małej wycieczki.

Wchodzę do sklepu obok, udając się na dział z płytami. Przeglądam je, rozglądając się podświadomie za sprzedawcą, którego nigdzie niestety nie widzę. Wybieram płytę dla Kyungsoo, o której wspominał mi ostatnio. Chcę mu zrobić prezent bez okazji, tak o, dla najlepszego przyjaciela. podchodzę do pustej kasy i o wilku mowa. Z magazynu pojawia się sprzedawca, o którym myślę i czasami nawet i fantazjuję wieczorami, wyobrażając sobie jego uśmiech, spojrzenie oraz delikatnie umięśnione ciało, którego widok naprawdę mnie kręci, chociaż nigdy nie widziałem go na żywo. Moja wyobraźnia nie zna granic.

— Dzień dobry — mówi, biorąc ode mnie płytę. Odwzajemnia mój nieśmiały uśmiech, nabijając płytę w komputerze. Podaje mi kwotę, jaką muszę zapłacić, wtedy wyciągam kartę. — Za płatności kartą dzisiaj oferujemy dodatkowo drugą płytę za pół ceny — informuje mnie mężczyzna, a ja dopiero teraz dostrzegam napis na jego koszulce.

You got to die for something beautiful* — wypowiadam pod nosem, widząc też logo zespołu poniżej napisu. — Fajna koszulka — komplementuję.

— Ach, dziękuję — odpowiada i mam wrażenie, że trochę go speszyłem. Sam się zawstydziłem. Nie spodziewałem się napływu odwagi, by skomentować jego koszulkę. Ba! By w ogóle się odezwać. — Fajna torba — odwdzięcza się za komplement w momencie, kiedy chowam płytę dla Kyungsoo do torby z dużym logo tego samego zespołu, który on ma cytowany na bluzce.

— Dzięki — szepczę, obawiając się na niego spojrzeć.

— Bardzo dobry wybór — mówi, próbując nawiązać konwersację. Chyba zauważył moje speszenie. — Mam na myśli płytę. To bardzo dobry piosenkarz, chociaż osobiście nie przepadam za muzyką pop.

— Ja również, ale to prezent dla przyjaciela. Mówił mi o tym piosenkarzu i pomyślałem, że sprawię mu małą przyjemność — tłumaczę się, a on się uśmiecha.

— Rozumiem, w każdym razie dobry wybór i oby mu się spodobał prezent — mówi, wręczając mi rachunek i bon rabatowy na następne zakupy. Nie korzystałem z oferty na drugą płytę, bo wiem, że jeszcze będę mieć na to okazję. — Życzę miłego dnia i udanych zakupów.

— Dziękuję, również życzę panu miłego dnia — odpowiadam z uśmiechem i wychodzę zaraz ze sklepu.

Czekając na Kyungsoo, dopijam swoją latte. Wciąż mam przed oczami uroczy uśmiech sprzedawcy, w którym od pewnego czasu jestem zadurzony. Cieszę się, że nie było ze mną Kyu, gdyż z nim zapewne nie miałbym możliwości porozmawiać, chociażby na tak błahy temat jak płyta, ponieważ Soo bezustannie pospiesza mnie, gdy jesteśmy w moim ulubionym sklepie. 

Mam nadzieję, że następnym razem także spotkam tego samego sprzedawcę, przez co momentalnie uderzam się w czoło z otwartej dłoni. Kolejny raz zapomniałem spojrzeć na plakietkę z imieniem, którą miał przyczepioną do koszulki. 

Idiota ze mnie...


*You got to die for something beautiful - tytuł, jak i zarazem cytat z piosenki Palaye Royale.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro