Rozdział 16

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Szeroki uśmiech Kyungsoo utwierdza mnie w przekonaniu, że dobrze postępuję zgadzając się na dotrzymanie mu wraz z Chanyeolem towarzystwa na wyjeździe. Przyjaciel przytula mnie nieprawdopodobnie mocno, co jest do niego niepodobne, ponieważ rzadko kiedy okazuje mi tyle uczuć i czułości, raczej jest typem osoby, która po prostu się uśmiechnie oraz skomentuje to, co odczuwa wewnątrz siebie. Do końca tego dnia jest wyraźnie spokojniejszy, a to oznacza, że stres, jak i wszystkie czarne scenariusze ulotniły się z jego głowy, gdzie wciąż pojawiają się najrozmaitsze pomysły spędzania czasu we czwórkę.

Pomimo iż siedzi już w moim mieszkaniu kilka godzin, nie czuję się osaczony czy też znudzony jego obecnością. Szczerze powiedziawszy, stęskniłem się za jego gadaniną, gdy spędzałem czas z Chanyeolem, dlatego teraz staram się, jak mogę korzystać z możliwości odezwania się do kogoś innego, a konwersacje z Kyungsoo zawsze przybierają ciekawego obrotu spraw.

Zarówno ja, jak i Chan potrzebujemy chwili, by móc przemyśleć kilka ostatnich dni, a zarazem też sytuacji, jakie miały miejsce. Musimy też się spakować, w czym nie chcemy sobie przeszkadzać. Znając życie zamiast szykować sobie rzeczy, obrzerałbym się ze swoim chłopakiem chińszczyzną i oglądał ckliwe filmy romantyczne lub horrory.

Soo okazuje się być pomocny, użyczając mi swojego gustu oraz chęci, by wybrać dla mnie ubrania, abym w Mokpo wyglądał schludnie, no i przede wszystkim, abym czuł się dobrze w tym, co mam nosić przez najbliższy tydzień. Za to jestem mu niezmiernie wdzięczny, gdyż sam męczyłbym się z wertowaniem koszulek, swetrów i spodni przez większą część dnia i nic bym nie znalazł. Kiedy przyjaciel składa wybrane przez siebie spodenki i bluzki, ja idę do łazienki, żeby spakować najpotrzebniejsze kosmetyki oraz dwa ręczniki do mniejszej torby, którą najprawdopodobniej będę starał się upchnąć do głównego bagażu.

W czterech ścianach sypialni słychać piosenki z playlisty mojego przyjaciela. Nie mam nic przeciwko, aby w tle rozlegały się brzmienia "my life will stuck without you" z repertuaru Kelly Clarkson. Przyznaję, że nucę sobie pod nosem refren utworu, myśląc o tym, jak bardzo zmieniło się moje życie od chwili nawiązania z Chanyeolem głębszej relacji.

Odnoszę wrażenie, jakby w pewnym sensie upodobniło się do tego, co ukazywane jest w filmach, które oglądamy przy każdej możliwej okazji. Wydaje się bardziej spontaniczne i nieprzewidywalne. Jest pełne niespodzianek, na które nie mogę narzekać, ponieważ wprowadzają do mojej codziennej rutyny coś nowego, co burzy ją od samego rana, gdy tylko dostaję wiadomość od ukochanego, który planuje pokrzyżować moje plany, jak tylko może, byśmy spędzili każdą możliwą minutę razem. Jeden po drugim, każdy kolejny dzień różni się od siebie i jest przepełniony ogromną dawką uczuć, jedzenia oraz słodkiego lenistwa, o ile któryś z nas nie zdecyduje wymyślić jakiegoś zajęcia. Jednakże, najbardziej zaskakujące okazują się dni, które zaczynam budząc się przy swoim Adonisie. Wtedy wszystko dzieje się samo, a czas zdaje się dłużyć w nieskończoność, a ja zdecydowanie te dni lubię najbardziej.

Co jest szokujące i chyba nigdy tego nie ogarnę to fakt, że Chanyeol mimo swojego nikłego kontaktu z Kyungsoo czy Jonginem jest w stanie zrozumieć, że momentami po prostu muszę znaleźć czas dla każdego ze swoich przyjaciół, a może i wkrótce naszych, o ile na wyjeździe uda im się do siebie jakkolwiek zbliżyć. Uwielbiam sielankę, tworzoną z Yeolem, choć nie ukrywam, że czasami przyjaciele potrafią niepostrzeżenie wkraść się na pierwsze miejsce listy moich priorytetów. Chanyeol to rozumie; powtarza, że na moim miejscu również rzuciłby wszystko i pobiegł wesprzeć czy zwyczajnie spędzić czas z przyjacielem. Nie jest zły, kiedy świadomie wymykam się od niego do Soo, bądź jego chłopaka. Śmieje się, całuje w czoło i w pewnym sensie deklaruje, że nie wywinę się następnym razem. To właśnie mnie zadziwia. Myśl, że Chanyeol jest naprawdę niesamowicie wyrozumiały, a także zdrowo zdystansowany do sytuacji czy samego siebie, sprawia, że codziennie zakochuję się coraz bardziej, podziwiając mężczyznę i zazdroszcząc mu cierpliwości do mnie.

Spędzam w łazience więcej czasu niż zakładałem, co jest spowodowane chwilowym odpłynięciem myślami, podczas czego zdążyłem usiąść na krawędzi wanny i wesprzeć się rękoma po bokach ciała. KIlka minut zajmuje mi powrót do stanu używalności, ponieważ rozmarzyłem się do tego stopnia, że ciężko jest mi pozbierać punkty stworzonego w głowie planu dnia, w którym zapanował chaos. Dopiero, gdy drzwi do pomieszczenia otwierają się szerzej i wychyla się zza nich Kyungsoo, uśmiecham się delikatnie, potrząsając zaraz łepetyną.

Soo parska jedynie cichym śmiechem, a następnie przymyka za sobą jednoskrzydłowe drzwi. Wytężam słuch, doskonale wiedząc, że zaraz skomentuje mój stan, co też dzieje się moment później.

— Co ty z nim robisz, Park? — słyszę pytanie Soo oraz dwa różne śmiechy, które wprawiają mnie w stan niemałej konsternacji.

Wstaję szybko i nie zwracając uwagi na upadające ręczniki, które zsuwają się z moich ud, podążam w ślady Kyungsoo. Opuszczam łazienkę, kierując się w stronę wesołych odgłosów. Zatrzymuję się mimowolnie naprzeciw fotela, gdzie siedzi uśmiechnięty Chanyeol, a obok mebla znajduje się średniej wielkości niebieska walizka.

Unoszę jedną z brwi, zerkając na zegar ścienny, by odczytać z niego jak najszybciej godzinę. Z tyłu mojej głowy pojawia czerwona lampka oraz pytanie "jak do cholery Park Chanyeol znalazł się w moim mieszkaniu?", odbijające się echem po czaszce przez dobre kilkanaście dłużących się sekund. Przenoszę spojrzenie na przyjaciela, który szybko się ze mną żegna, jak i macha do mojego chłopaka, po czym słyszę już tylko dźwięk zamykanych drzwi wejściowych.

Jestem zszokowany widokiem sprzedawcy, który powinien być aktualnie ostatni dzień w pracy, zanim wyjedziemy na krótkie wakacje z przyjaciółmi. Ten tylko głupio się cieszy, zbliżając do mnie.

— Pisałem do ciebie, że wpadnę zostawić rzeczy — wypowiada przed złożeniem na moim policzku czułego całusa. — Soo mnie wpuścił, chyba się nie gniewasz, prawda? — spogląda na mnie, a ja krzyżuję nasze spojrzenia, dostrzegając w jego oczach cień wątpliwości.

Od razu unoszą kąciki ust, łapiąc za krańce czarnej koszulki ukochanego, co najwyraźniej trochę go uspokaja. Na jego twarz wstępuje znacznie radośniejszy uśmiech, a w oczach pojawia się charakterystyczny błysk, jakby momentalnie zaczęło w nich tańcować milion ogników. Wzdycham cicho, opierając czoło o tors Chanyeola, którego dłonie znajdują swoje miejsce nieco powyżej moich bioder.

— Wszystko okej? — pyta, gdy przylegam całym sobą do jego ciała, niwelując dzielący nas dystans kilku centymetrów.

— To wszystkie twoje rzeczy? — oplatam rękoma pas chichoczącego mężczyzny. — Uznam to za twierdzącą odpowiedź — mówię, zerkając na okularnika z dołu. — Kiedy przyszedłeś? — zadaję pytanie, które wciąż krąży mi w umyśle.

— Z dziesięć minut temu, a co?

— Chyba musiałem nieźle się rozmarzyć w tej łazience — parskam na nowo chowając twarz w bluzce skonfundowanego Chana. Z łatwością domyślam się, jak wiele sprzecznych myśli może teraz go dręczyć, w związku z czym decyduję się go wyprowadzić z zakłopotania. — Myślałem o tym, jak zmieniłeś moje dotychczasowe życie, Channie. Nic sprośnego... — tłumaczę cicho, czując jak dłoń mężczyzny wędruje przez bok mojego ciała, aż do obojczyka. — póki co — dopowiadam i odsuwam się nieznacznie, by posłać mu oczko, co wywołuje kolejny chichot Chanyeola. — Bawi cię to?

— Nie. — Odpowiada, gładząc opuszkami palców skórę na mojej szyi. — Póki co też nie mam nic sprośnego w głowie, chociaż nie ukrywam, że wolałbym spędzić z tobą każdy dzień tego wyjazdu sam na sam — mówi, zostawiając mnie zaskoczonego niemal na środku salonu, gdy idzie do łazienki. — Idę wziąć prysznic, jak chcesz możesz przyjść popatrzeć — woła z korytarza, natomiast ja otwieram szeroko usta, nie wiedząc co powiedzieć. — Albo dołączyć! — krzyczy wesoło z łazienki i właśnie wtedy bezwładnie opieram się biodrem o bok kanapy. — Idziesz czy mogę zamknąć drzwi?! — słyszę pytanie, błagając w duszy, aby Park Chanyeol zamknął dziób i przestał mnie zawstydzać.

O ile wzbudzał moją fantazję i nie czułem jakiegokolwiek wstydu przed wyobrażaniem go sobie i naszych możliwych chwil, gdy jeszcze nawet nie znałem jego imienia, tak teraz po prostu czuję się głupio. Onieśmiela mnie, tracę wszelkie pokłady pewności siebie, jak i część silnej woli, walcząc z myślami.

Z jednej strony chcę tam iść, dołączyć lub zwyczajnie popatrzeć na jego ciało, ale z drugiej wolę odpuścić i mam ochotę powiedzieć, by zamknął te głupie drzwi i wziął cholerny prysznic w ciszy.

Gryzę się sam ze sobą do momentu, kiedy kątem oka dostrzegam, jak Yeol otwiera drzwi. Automatycznie sięgam po poduszkę ozdobną i rzucam ją w tamtę stronę, wkładając w to całą swoją siłę. Modlę się, aby doleciała chociażby przed uchylone skrzydło, jednak nie spodziewam się, że trafi ona w mężczyznę, który trzyma się klamki, pozując przede mną w samej bieliźnie.

Podusia niestety upada na podłogę, a Chanyeol nie omieszka się ze mnie ponabijać, a także zawstydzić jeszcze bardziej. Odwraca się bowiem tyłem i schyla ku przedmiotowi, eksponując cztery tylne litery ciała. Druga poduszka zostaje przeze mnie ciśnięta w jego stronę i trafia idealnie w wypięte pośladki, przez co Park prostuje plecy i zwraca się ku mnie twarzą.

Uśmiecha się perfidnie, robiąc lekki zamach trzymaną poduszką, jaka trafia sekundę później w moją purpurową twarz.

— Też cię kocham — mówi, rzucając również drugim jaśkiem w moją stronę. — Chodź, bo trzeba ostudzić twoją wyobraźnię.

— Spieprzaj, Park! — warczę, podnosząc się gwałtownie i wykonując zamaszyste kroki, idę do kuchni, gdzie wolę zająć się zrobieniem czegoś do jedzenia, aniżeli prowadzeniem zabawy, która prowadzi aktualnie donikąd.

— Jesteś zły? — pyta, pojawiając się w kuchni, gdzie opiera się o lodówkę, do której zamierzam się dostać, przez co toruje mi swoim cielskiem drogę. — Baekkie — mruczy, sięgając do moich dłoni i splata nasze palce.

— Idź już, zanim nasypię ci czegoś do jedzenia i zamiast ze mną, spędzisz ten urlop z sedesem u boku — grożę, udając naburmuszenie, ale to nijak na niego działa, bo jedyną reakcją, jaką zostaję obdarzony jest jego niepohamowany śmiech. — Nie żartuję.

— Zamówię nam coś, a teraz chodź, bo chcę się poprzytulać — oznajmia, ciągnąc mnie za sobą w kierunku, z którego przybył. Rzecz jasna, zapieram się nogami, usiłując powstrzymać chichot. — Nie wstydź się i rusz tyłek, Baekhyunnie — mamrocze, męcząc się podczas próby złapania mnie, kiedy wyrywam się i uciekam do salonu, chowając się za kanapą. — Nie będę cię ganiał — parska, stając po przeciwnej stronie mebla.

— Właśnie to robisz — zauważam, zrywając się do biegu. Chanyeol rusza ułamek sekundy po mnie, wymieniając się na miejsca.

Śmieję się głośno, gdy sytuacja powtarza się kilkukrotnie i zarówno ja, jak i Chanyeol mijamy się, okrążając kanapę niezliczoną ilość razy. Nie przejmuję się strąconym pilotem czy przewróconą walizką Chanyeola, o która potykam się przy kolejnych okrążeniach. Średnio obchodzi mnie też pozawijany, zmaltretowany dywan oraz poduszki, którymi w siebie rzucaliśmy, a raczej, którymi ja próbuję za wszelką cenę obrzucić Yeola, lecz ten okazuje się być ze stali. Nie rezygnuje z pogoni za mną nawet wtedy, gdy grożę mu nocą na balkonie lub wyrzuceniem z mieszkania tak, jak stał, a może biegał.

Wyglądamy jak dwa ogromne nieszczęścia. Obaj zdyszani, potargani i spoceni, choć to ja mam najgorzej, ponieważ całkowicie odziany męczę się z uczuciem gorąca o wiele dotkliwiej niż niemalże nagi Chanyeol. Pomimo zmęczenia, żaden z nas nie zamierza się poddać poddać i ciągnie dalej gonitwę, przenosząc ją do sypialni, gdzie stawiam na drodze Chana swoją walizkę, by zyskać na czasie i móc przebiec przez łóżko, tym samym wyminąć go i uciec z powrotem do salonu, a przynajmniej taki jest zamysł.

Niestety, mój plan nie idzie po mojej myśli. Walizka, owszem, zatrzymała na moment Yeola, lecz nie przemyślałem wcześniej tego, jak bardzo ułatwi mu to i skróci dystans między nami. W ostatniej chwili zeskakuję z łóżka, unikając tym zostania schwytanym w ramiona mężczyzny, który w mgnieniu oka kalkuluje drogę, którą chcę uciec. Czuję, jak na ułamek sekundy łapie kraniec mojej koszulki, po czym traci go z zasięgu palców, a ja jestem na nowo wolny i szczęśliwy.

Ulatniam się do salonu, gdzie ponownie chowam się przy kanapie. Tym razem stoję przed siedzeniami, łapczywie łapiąc hausty powietrza. Chan zatrzymuje się za oparciem, opierając na nim dłonie. Pochyla się, jak i podobnie do mnie, usiłuje unormować oddech.

— Poddaj się, Baekhyun — sapie, podnosząc na mnie wzrok. Ociera pot z czoła wierzchem dłoni, natomiast ja trzymam dłoń w wilgotnych włosach.

— Chyba śnisz — odpowiadam bojowo, a kiedy Park przeskakuje przez oparcie, znów zaczynam uciekać. — Czemu nie pójdziesz sam?! — krzyczę przez śmiech, manewrując między meblami w salonie, korytarzu i sypialni, a Chanyeol biegnie za mną, nie dając spokoju.

Teraz to ja chcę przeskoczyć przez oparcie kanapy, jednak okazuje się to najgorszym, co robię, ponieważ zanim udaje mi się wylądować, szatyn łapie mnie w połowie skoku. Oplata ręce wokół mojego pasa i ciągnie do siebie, dumnie się uśmiechając i wydając okrzyki triumfu.

— Zostaw mnie! — warczę czując, jak koszulka przykleja się do moich spoconych pleców, a także przylega do gorącego i równie wilgotnego torsu Chana. — Puszczaj, olbrzymi gadzie! — wydzieram się, kiedy niesie mnie w stronę łazienki, gdzie ostatkami sił łapię drzwi, nie chcąc zostać tam wciągniętym, co oczywiście i tak się dzieje.

Chanyeol wciąż trzyma mnie przy sobie i nawet jeśli robi to tylko jedną ręką, to i tak nie jestem w stanie się wyślizgnąć. Widzę, jak zamyka zamek na klucz, który wyciąga z wkładki i bawi się nim przez chwilę po tym, jak puszcza mnie i pozwala się odsunąć.

— Oddaj klucz — proszę, oddychając szybko. Wyciągam rękę, lecz zamiast po prostu dać mi kluczyk, Chanyeol z premedytacją oraz zadziornym uśmiechem, odchyla gumkę od bokserek i wrzuca go w nie. — Jesteś obrzydliwy — warczę, siadając na krańcu wanny, kiedy czuję, jak bezradność przejmuje władzę nad moim ciałem i zmusza mnie do poddania się. — Wypuścisz mnie, jak powiem, że wygrałeś? — pytam, wpatrując się uważnie w zadowoloną minę swojego chłopaka.

— Ufasz mi? — odpowiada pytaniem na pytanie, choć doskonale zdaje sobie sprawę, jak bardzo tego nie lubię. Poza tym, rozpoczyna właśnie grę na moich uczuciach. — Baekhyun, ufasz mi? — ponawia zagadnienie, na co wykonuję ruch głową, odpowiadając mu tym. — Chyba mi słoń na ucho nadepnął, bo cię nie usłyszałem — parska cicho, kucając przede mną i chwyta moje dłonie, gładząc ich wierzch kciukami.

— Co to ma do rzeczy? — unoszę brwi, jednak moja zaciśnięta szczęka odznacza się w całej mimice.

— To, że nie chcę, byś się mnie bał — wypowiada, co uderza we mnie niczym grom z jasnego nieba. Otwieram szerzej oczy, nie wiedząc dlaczego myśli, że się go boję. — Nie zrobię nic wbrew twojej woli, Baekhyun. Przysięgam, że nie skrzywdzę cię w jakikolwiek sposób. Prędzej bym umarł, niż zrobił ci coś złego.

Zagryzam dolną wargę, patrząc w przepełnione pewnością, ciemne tęczówki mężczyzny. Rozumiem to, co mówi i wiem, że jestem przy nim bezpieczny, dlatego nie komentuję tego, co zdążyłem usłyszeć. Najzwyczajniej w świecie ujmuje policzki Chanyeola w dłonie, przesuwając po nich kciukami, co ma świadczyć o tym, jak wiele znaczą dla mnie jego słowa.

— Nie chcę ciągle upewniać się w tym, czy jestem dla ciebie wystarczający, Baekhyun — mówi po chwili ciszy, a ja kiwam porozumiewawczo. — Chcę być pewny, że tak jest.

— Jest — odpowiadam krótko i niemal bezgłośnie, nie wiedząc czy powinienem się w tej chwili odzywać, jednak uśmiech pojawiający się na twarzy Chanyeola i rozświetlający ją, utwierdza mnie w przekonaniu, że czekał na moje zapewnienie. — Czego się cieszysz? — prycham, wypuszczając tym samym wszystkie emocje.

— Bo bardzo cię kocham, Baekhyunnie — odpowiada i przysuwa się, by skraść z moich warg pocałunek. — I cieszę się, że Palaye Royale pozwoliło mi zapunktować — wypowiada, a ciepły oddech odbija się od mojej brody i kącika ust.

— A ja cieszę się, że moje codzienne łażenie po sklepie zwróciło twoją uwagę, chociaż oglądanie cię z daleka też było ekscytujące — przyznaję, tym razem samemu wykonując krok w stronę Chanyeola i to, ja szybko całuję jego wargi. — Chany-

— Oddam ci klucz, tylko, najpie-

— Nie, nie klucz — chichoczę cicho, przypominając sobie o tym, gdzie jakiś czas temu Park go schował. Zaciskam wargi w wąską linię, przytrzymując je zębami, ponieważ nie jestem pewien czy to, co chcę powiedzieć jest stosowne w zaistniałej sytuacji.

— Jak nie klucz to co? — brązowe tęczówki lustrują moją zarumienioną twarz, co niestety mi nie pomaga.

— Chcę dołączyć — mamroczę zawstydzony, mając nadzieję, iż pamiętał to, co krzyczał zanim zaczęliśmy się ganiać po całym mieszkaniu.

— Pod prysznicem? — dopytuje, unosząc brew, a to zdradza jego intencje. Dzięki temu mam pewność, że znów zamierza się ze mną droczyć.

— Nie, pod kołami pociągu — wypowiadam sarkastycznie, wywracając przy tym oczami. — Oczywiście, że... tam — wskazuję skinieniem kabinę prysznicową, z nerwów gubiąc gdzieś przed końcem wypowiedzi własne myśli.

Chanyeol uśmiecha się delikatnie i podnosi się na równe nogi. Sięga do szafki po dwa duże ręczniki, po czym kładzie je na pralce. Następnie spogląda na mnie pytająco.

— Co? — drapię się po karku, powoli wstając z miejsca.

— Na pewno wolisz prysznic? Nie czujesz się przypadkiem bardziej komfortowo w wannie? — zadaje pytania, ale najwidoczniej dociera do niego cały zarys sytuacji i dwuznaczność tego, jak mogą właśnie brzmieć te zdania. — Wybacz — szepcze. — Przyniosę ci piżamę — oznajmia, po czym odwraca się i przez moment majstruje przy zamku, wyciągając pewnie klucz z majtek, co teraz wydaje mi się niebywale komiczne, jak i desperackie.

— Nie przynoś nic — mówię cicho, zatrzymując tym Chanyeol przed wyjściem z pomieszczenia. Chwilowo jestem wdzięczny za to, że stoi do mnie plecami i nie obserwuje z zaciekawieniem, jak zdejmuję z siebie przepoconą koszulkę. Chłód, wpadający przez uchylone drzwi, których Yeol wciąż się trzyma, uderza w moje rozgrzane ramiona, powodując nieprzyjemny dreszcz i gęsią skórkę. — Zamknij te drzwi, bo mi zimno — proszę, utrzymując ten sam poziom decybeli i rozwiązuję sznurek, utrzymujący dresy na moich biodrach.

Chanyeol posłusznie zamyka drzwi, jednak jeszcze się nie odwraca. Dodaje mi to nieco odwagi, by pozbyć się dresów i skarpetek. Chcę jednak jeszcze moment potrzymać go w niepewności, dlatego zwlekam z powiadomieniem go o tym, że nie musi już dawać mi tej przestrzeni. Ociągam się podczas składania ubrań i odkładania ich na bok, aczkolwiek zaraz po tym wyciągam ręce i oplatam nimi pas Chana, pokonując jednocześnie dzielącą nas odległość.

Wtulam się w jego mężczyzny, splatając nieznacznie drżące z zimna dłonie na jego brzuchu. O dziwo, nie stresuję się aż tak, jak myślałem, że będę. Działam odruchowo, słuchając własnego serca, gdyż rozum na nic mi się aktualnie nie przyda, a jedynie wprowadzi zamieszanie.

Park odwraca się z czasem, chowając moje dłonie w swoich. Ogrzewa je przez moment, po czym odsuwa się, by zlustrować moją aparycję od stóp aż po końce rozczochranych włosów, sterczących na wszystkie możliwe strony. Odwracam wzrok, nie chcąc przypadkowo natknąć się na spojrzenie Chanyeola, bo kiedy tak się stanie będę zgubiony.

— Teraz ty się odwróć — odzywa się, natomiast ja oszołomiony spoglądam na niego, napotykając szeroki uśmiech. — Może też się wstydzę, gdy masz na mnie patrzeć?

Parskam pod nosem, obracając się na pięcie. Słyszę też parsknięcie Chanyeola i mogę przysiąc, że zaraz po tym rozebrał się całkowicie, lecz nie chciałem wyprzedzać faktów zanim ich nie poznam. Odczekałem jeszcze dwie minuty, podczas których w łazience rozległ się charakterystyczny odgłos przesunięcia szklanych drzwiczek kabiny, upchniętej w samiusieńkim rogu pomieszczenia, tuż obok wanny.

— Dołączysz, kiedy będziesz chciał — wypowiedział, wchodząc do brodzika, czego sygnałem jest skrzypnięcie metalu. Zasuwa za sobą drzwiczki i odkręca wodę, a ja za ten czas staram się zebrać myśli.

Przysuwam bliżej chodniczek, po czym rozebrałam się, wyłączając racjonalne myślenie. Odliczam niemo do dwudziestu, a gdy kończę liczyć biorę głęboki oddech, łapiąc za uchwyty przymocowane do kabiny.

Dołączam do Chanyeola od razu chowając się za jego plecami. Najpierw chcę przyzwyczaić się do faktu, że ten prysznic nie będzie należał do najkrótszych. Po raz kolejny splatam dłonie na brzuchu ukochanego, wtulając policzek w jego łopatce. Zamykam również oczy, podążając instynktownie za mężczyzną, który wykonuje dwa małe kroki w przód. Sam przesuwam się, stając pod strumieniem przyjemnie ciepłej wody.

Park odwraca się dopiero po bliżej nieokreślonym czasie. Pochyla się nade mną, muskając wargami początkowo mój policzek. Cmoknięciami tworzy sobie krótką ścieżkę do ust, obcałowując pierw oba kąciki. Ostrożnie umiejscawia dłonie na moich biodrach, gładząc tamtejszą skórę opuszkami palców.

Odwzajemniam pocałunek, którym mnie obdarza, a następnie opieram czoło na jego piersi. Pozwalam sobie przesunąć palcem po tatuażu, który ma na żebrach, trafiając idealnie między trzecie i czwarte żebro od końca, gdzie wytatuowany jest cytat Black Veil Brides.

— Też sobie zrobię tatuaż — wypowiadam i przygryzając wnętrze policzka podnoszę wzrok do rozpromienionej twarzy sprzedawcy. — "With the wind that blew from somewhere you were planted in my heart as a small seed" — mówię, starając się wypowiedzieć każde ze słów z dobrym akcentem i przede wszystkim poprawnie, nawet jeśli angielski nie jest moją mocną stroną.

— Yoon Mirae — słyszę mruknięcie Chanyeola. — Myślałem, że ja będę tym, którego słowa będą szpecić twoje piękne ciało, skarbie — mamrocze, cmokając szybko moje ramię.

— Czyli nie zrobię żadnego — wywracam oczami, uśmiechając się mimo wszystko, co zbija Chana z tropu, ponieważ patrzy na mnie wyraźnie zagubiony. — Twoje słowa mają zdobić moje ciało, a skoro uważasz, że będą je szpecić, to nie zrobię żadnego tatuażu — tłumaczę, wspinając się na palcach, by móc objąć kark mężczyzny rękoma.

— Jesteś dla mnie zbyt idealny na tatuaże — stwierdza, przypieczętowując swoje słowa kolejnym czułym pocałunkiem.

~~~~~~

— Może ten dolny? — pytam Jongina, który z zaciętą miną przygląda się kluczykowi do auta, usiłując rozgryźć, który z przycisków służy do jakiej czynności. Sam wpatruję się w pilot, na którym nie ma ani jednego symbolu, ponieważ biała farba, jaka powinna odznaczać się na czarnym plastiku jest starta.

Kim wciska dolny przycisk, a samochód odpowiada mu trzykrotnym zaświeceniem się świateł awaryjnych. Obaj drapiemy się po głowach, przekręcając je na bok, niczym pieski, które starają się zrozumieć co pokazują im właściciele lub co do nich mówią. Wspólnie też posyłamy Chanyeolowi i Kyungsoo mordercze spojrzenia, gdy docierają do nas ich śmiechy. Gdy nastaje cisza, Jongin wciska górny przycisk, powodując, że czerwona Toyota Auris wydaje z siebie trąbnięcie, na dźwięk którego cała nasza czwórka podskakuje w miejscu.

— Ten trzeci jest od bagażnika — Kyungsoo podchodzi do nas z instrukcją obsługi kluczyka, którą znajduje w internecie.

Ja w tej chwili odsuwam się, kierując się do siedzącego na murku Chanyeola. Posłałam mu delikatny uśmiech, unosząc jedynie kąciki ust, a on od razu podnosi się, stając na równych nogach. Wyciągam dłoń, splatając po chwili nasze palce. Niestety, nie jest mi dane zbyt długo trzymać ukochanego za rękę, gdyż moment później zostaję przyciągnięty do jego torsu. Chowam twarz w jego koszulce, obejmując mocno rękoma pas szatyna.

— Jesteś zmęczony? — gładzi moje plecy z obu stron, kiwając się ze mną na boki w rytm tylko sobie znanej melodii. — Wyglądasz niemrawo — stwierdza, kiedy kiwam twierdząco głową.

— Nie wyspałem się — mamroczę pod nosem, wtulając się bardziej, o ile to w ogóle możliwe. Chcę ukryć się przed całym światem, a już na pewno przed słońcem, którego promienie są dzisiaj jest zbyt natarczywe i gorące. — Najchętniej nie wyścibiłbym głowy spod kołdry — mówię, co Chanyeol komentuje cichym śmiechem, a następnie składa czuły pocałunek gdzieś pośród moich włosów.

— Dostaliśmy już klucze do domów, więc jeśli chcesz, możemy iść — odsuwa się nieznacznie, chwytając w dłonie moje policzki. — Zostawiamy ich? — unosi brwi i wykonuje ruch głową, wskazując na ścieżkę prowadzącą na teren domków, które wynajęliśmy.

Bez zastanowienia sięgam po swoją walizkę i wyciągam rączkę, by móc prowadzić ją na kółkach. Chan za to przerzuca przez ramię torbę, którą wypchał nie tylko ubraniami, ale i sprzętem elektronicznym. Wciąż nie wiem po jakiego gwinta mu projektor, który zabrał ze studia, ale nie zamierzam go o to wypytywać. W gruncie rzeczy domyślam się, że może coś kombinować, w związku z czym zachowuję pytania dla siebie, starając się nie zdradzić faktu, iż zaglądałem mu w rzeczy, kiedy na postoju poszedł do łazienki i po coś do picia.

Wesoło przeskakuję z płytki chodnikowej na kolejną i jeszcze następne, odwracając się tylko po to, by upewnić się, że Chan idzie za mną. Próbuję nie zawadzić się o własne nogi, co wydaje się prostym zadaniem, ponieważ ścieżka jest w miarę równa, dzięki czemu nie muszę się martwić o powybijane zęby lub starte kolano. Słyszę za sobą głos sprzedawcy ze sklepu muzycznego, a w przyszłości może i producenta największych hitów, mówiącego, bym uważał, ale nie biorę jego słów do siebie. Wiem, gdzie znajdują się granice popisów, a przynajmniej takie odnoszę wrażenie.

Nie biorę tylko pod uwagę możliwości istnienia jakiegokolwiek spadku, bądź schodów, które pojawiają się na mojej drodze, niczym drzewo zagradzające przejście. Upadając nogą na pierwszy ze stopni, tracę nie tylko grunt pod stopami, ale równowagę. Mam wrażenie, jakbym przez ułamek sekundy znajdował się w stanie nieważkości, a otaczający mnie świat poniewiera mną na każdą swoją stronę. Wstrzymuję powietrze w płucach, modląc się o to, by podczas upadku nie zrobić sobie większej krzywdy, niż to warte. Jednakże, ku mojemu zaskoczeniu, nie przewracam się ani nie spadam na sam dół zejścia w głąb małego skweru.

Biorę głęboki oddech, wypuszczając uprzednio wstrzymane powietrze. Moje serce uderza kilkakrotnie szybciej, co spowodowane jest strachem przed wypadkiem, do którego mogło dojść gdyby nie ręce Chanyeola, które momentalnie znalazły się pod moimi ramionami, aby podtrzymać moje ciało. Patrząc na ukochanego, uśmiecham się niewinnie, unosząc barki i ściągam brwi, robiąc dziecinną minkę.

Nie chcę, aby się gniewał, bądź martwił, dlatego też swoją niezdarność i brak pomyślunku próbuję obrócić w żart, mimo iż wiem, że jemu nie jest zbytnio do śmiechu.

— Kto to wymyślił? Dzieci mogą zrobić sobie krzywdę — mamroczę, chichocząc pod nosem, choć czuję się niezręcznie, kiedy Yeol lustruje mnie dosyć poważnym wzrokiem. — Ups? — uśmiecham się niewyraźnie, pełen wątpliwości czy powinienem to komentować i bardziej się pogrążać.

Ku mojemu zdziwieniu Chanyeol parska śmiechem i przytula mnie do siebie, mimo iż nie jest to w tej chwili łatwe zadanie, biorąc pod uwagę fakt, że trzyma swoją torbę i moją walizkę, którą zabiera z moich rąk.

— Chodź już, niezdaro — mówi, a ja kiwam głową, ruszając powoli do przodu. Tym razem już patrzę pod nogi, trzymając Chana za rękę niczym małe dziecko mamę.

~~~~~~~~

Playlista utworów Palaye Royale powtarza się po raz czwarty, a w naszym domku słychać na nowo utwór Dying in a Hot Tub. Spędzam popołudnie na rozpakowaniu swoich rzeczy, by dobrze zagospodarować przestrzeń w dużej szafie.

Śpiewam cicho każdy wers piosenki, a Chanyeol robi mi zdjęcia lub nagrywa moje kiepskie umiejętności wokalne, dumnie krążąc po małej sypialni z tak samo triumfalnym uśmiechem. Nie przykładam się do tego, by brzmieć idealnie, najważniejszym jest dla mnie to, by móc jak najlepiej skupić się na ułożeniu wszystkiego, co zabrałem w taki sam sposób, jak to zwykłem robić w swoim mieszkaniu. Próbuję także nie zwracać uwagi na swojego półnagiego chłopaka, tłumaczącego swój połowiczny negliż duchotą panującą w domku. Niestety, moje próby odwracania wzroku zostają jednak zrównane z ziemią, kiedy Chanyeol podchodzi do mnie i wtula się w moje plecy, wyciągając przed nas dłoń z telefonem, na ekranie którego ukradkiem dostrzegam nasze odbicie, co świadczy o tym, że zamierza albo nas nagrać, albo sfotografować.

Zaciskam powieki i marszczę nos, gdy jego wargi stykając się z moim policzkiem. Staram się też nie chichotać, gdy Yeol łaskocze mój bok z zamiarem wywołania u mnie innej reakcji, aczkolwiek nie należy to do prostych zadań. Chcę, by uwiecznił taką minę, jaką przywdziałem. Dotyk na moim policzku wkrótce znika, a to daje mi do zrozumienia, że mój ukochany osiągnął swój cel i może teraz wrócić na swoje poprzednie miejsce. I tak też się dzieje, czego nie omieszkam skomentować głośnym parsknięciem.

Przenoszę wzrok na Chanyeola, który leży beztrosko rozwalony pośród idealnie ułożonej, beżowej pościeli w białe szlaczki i obserwuje, jak wracam do składania ubrań oraz ustawiania na szafce obok łóżka kosmetyków, które wyjmuję z małej walizki.

Mężczyzna śmieje się pod nosem, a w chwili, w której znowu przenoszę na niego wzrok, zaczyna grzebać w telefonie, udając niewinnego. Wzdycham cicho, siadając na krańcu łóżka i wyliczając w myślach rzeczy, które miałem spakowane i te, o których mogłem ewentualnie zapomnieć. Kiedy upewniam się po raz ostatni, iż posiadam wszystko, co spakowałem i nic nie zaginęło, zamykam walizkę i odstawiam na podłogę, by później wsunąć ją za szafę. W tym samym czasie słyszę dźwięk przychodzącego powiadomienia, w związku z czym sięgam po zagrzebany w połach kołdry telefon, klikając od razu w okienko instagrama. Zostaję przekierowany na profil Chanyeola, który właśnie dodał nasze zdjęcie, podpisując je "Ma Chérie".

Kąciki moich ust wędrują ku górze, kiedy widzę pierwszy komentarz, który jest od nikogo innego, jak Jongina.

— Idiota — komentuję na głos treść komentarza, po czym wdrapuję się na środek materaca i czołgam leniwie do swojego ukochanego.

W trakcie przemierzania odległości między nami, chwytam w zęby dolną wargę, posyłając mężczyźnie kokieteryjne spojrzenie spod nieznacznie przymrużonych powiek. Zatrzymuję się przed nim, wspierając ciało na rękach i przyglądam się jego aparycji. Ignoruję jednak mały szczegół, będący chytrym uśmieszkiem, który pojawia się na twarzy Chanyeola, kiedy tylko nieco zniżam się i jedną z dłoni przenoszę na jego policzek, gładząc szorstkawą od dwudniowego zarostu skórę.

Muszę przyznać, że przez brak możliwości ogolenia się w moim mieszkaniu, wygląda teraz bardzo pociągająco. Sunąc palcami po policzku Chanyeola, który nie jest tak idealnie gładki jak zazwyczaj, stwierdzam, że dodaje to mojemu facetowi męskości.

— Dodałeś je — stwierdzam, nawiązując do zdjęcia, o którym chciałem z nim porozmawiać.

— Wyglądasz na nim uroczo — odpowiada, na co w odpowiedzi lekko uderzam go w ramię, chowając twarz w zagłębieniu chanyeolowego obojczyka. — Miałem do wyboru jeszcze to z łazienki, jak z samego rana śpiewałeś do szczoteczki do zębów tylko w mojej koszulce, strojąc pozę niczym Remington z teledysku do I don't feel quite right. Z dwojga złego to jest stosowniejsze.

— Nie wierzę w ciebie — prycham, podnosząc się do siadu. Zaraz też krzyżuję ręce na klatce piersiowej, dochodząc do wniosku, że szatyn potrafił zachwiać równowagę sytuacji i zepsuć mój plan uwiedzenia go w choć najmniejszym stopniu. — Naprawdę zrobiłeś mi wtedy zdjęcie? — pytam, a on pokazuje mi fotografię, którą opisywał.

Momentalnie oblewam się rumieńcem, który bawi Parka.

— Nie mów, że ty nie robiłeś mi zdjęć jak szedłem rano do łazienki — wypowiada, podnosząc się i przysuwając, by ucałować moje wargi zanim podejmuję próbę obrony, która i tak poszłaby na marne, ponieważ miał cholerną rację. — Jesteśmy kwita — mruknął tuż przy moich ustach, trącając końcem nosa ten mój.

— To nie ma związku ze sprawą — wypalam bez zastanowienia, opadając na pościel. — Nieważne.

— Mamy jakieś plany na dzisiejszy wieczór? — Chanyeol pochyla się nade mną, zagryzając swoją wargę. Błądzi przez moment wzrokiem wokół skrawka mojego odkrytego brzucha, a następnie przychyla się do tego miejsca i muska je wargami, łaskocząc początkowo, w związku z czym chichoczę.

— Jongin chce rozpalić ognisko — wypowiadam drżącym z rozbawienia głosem.

— A my chcemy iść? — zerka na mnie z dołu, zawstydzają mnie tym, w jakiej pozycji właśnie się znajdujemy. Jemu to najwidoczniej nie przeszkadza, gdyż podsuwa wyżej materiał mojej bluzki, obcałowując większą część mojej skóry, co przyprawia mnie o dreszcze.

— Ktoś musi pilnować Jongina — mamroczę, czując prądy przechodzące wzdłuż kręgosłupa. — Załącza mu się tryb szwędacza, gdy się upije — dopowiadam, odchylając głowę, kiedy Chanyeol przechodzi z pocałunkami na moją szyję i linię szczęki.

— Myślę, że Kyungsoo poradzi sobie bez nas lepiej — stwierdza, dmuchając gorącym oddechem w kącik moich ust. — Jeśli chcesz iść, to pójdziemy, chociaż wolałbym spędzić wieczór tylko z tobą — złącza na moment nasze wargi, odsuwając się moment później. — Obejrzymy jakiś film, zjemy romantyczną kolację albo pójdziemy na spacer po plaży, hm?

— Jutro ma być brzydsza pogoda, więc jutro obejrzymy film i zjemy romantyczną kolację, a dzisiaj pójdziemy na ognisko z naszymi przyjaciółmi — wypowiadam,spychając Chana na bok, kiedy słyszę pukanie do drzwi domku. — Później porozmawiamy, a teraz ubierz się jakoś, dobrze?

— Tak jest, panie kapitanie — salutuje, a ja wychodzę z pomieszczenia, by iść otworzyć. 



_____

Cześć, duszyczki! ❤

Ach, dłuższa przerwa spowodowana była brakiem weny na ten rozdział.
Dopiero po połączeniu pięciu kilkutysięcznych wersji, jestem w miarę zadowolona z tego, co powstało, choć nie jest to szczyt moich umiejętności i mam wrażenie, jakbym nie przeskoczyła poprzeczki, jaką sobie postawiłam. Może któregoś dnia postanowię edytować ten rozdział, ale póki co udostępniam Wam go w takiej wersji, w jakiej jest. 

Mam nadzieję, że komuś przypadł do gustu pomimo tasiemcowatego wątku. 😅

Kocham,
Essie.❤

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro