Rozdział 22

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Nieszczęsna sobota nadchodzi zbyt szybko. Do tej pory wydawało mi się, że mam jeszcze mnóstwo czasu na oswojenie się z myślą o tym, jak moi rodzice zareagują na Chanyeola i czy przyjmą go z otwartymi rękoma, czy może ich spotkanie będzie kompletną klapą, która postawi mnie pomiędzy młotem, a kowadłem. Stresuję się ich wizytą i, o ile mama wydaje się pozytywnie nastawiona, tak po tacie mogę spodziewać się wszystkiego, nawet najgorszego, zwłaszcza, że nigdy nie popierał moich wyborów. Właśnie dlatego uważam, że teraz nie będzie inaczej, a to doprowadza mnie do szału.

Moje myśli krążą tylko wokół tego, co złe. Ciężko mi skupić się na przyziemnych czynnościach, ponieważ bezustannie mam w głowie różnorakie wizje naszego wspólnego obiadu. Oczywiście, nie zapomniałem poinformować mamy o tym, by przyjechali pod inny adrez, bo przecież od kilku dni pełnoprawnie mieszkam ze swoim chłopakiem, a to wiąże się z tym, że wciąż zastanawiam się w jaki sposób zareagowała, bo jej "okej" jakoś mnie nie uspokoiło. Coś mnie mierzi, przez co chodzę rozdrażniony, a to skutkuje moją nadwrażliwością.

Zaczynam panikować, gdy coś mi nie wychodzi, histeryzuję z powodu błahych pomyłek i ryczę jak małe dziecko, kiedy okazuje się, że krzywo skroiłem warzywa i nierówno się teraz gotują. Odchodzę od zmysłów i powtarzam niczym zaklęty, że się nie uda, że nie zdążymy, kiedy patrzę, jak Chanyeol ratuje mięso, które zapomniałem rano wyciągnąć z lodówki, by doszło do siebie do czasu, aż zacznie je marynować w przyprawach i sosie sojowym. Załamuję się w chwili, w której uświadamiam sobie, że nie byliśmy jeszcze w moim starym mieszkaniu, by tam posprzątać na wypadek, gdyby rodzice zażyczyli sobie tam nocować.

Siadam bezradnie na krześle, chowając twarz w dłoniach. Próbuję wstrzymać łzy i nie pociągnąć nosem, lecz nie jest mi dane zachować resztki zimnej krwi i godności. Przecieram więc policzki rękawem swetra, a następnie przełykam głośniej ślinę, czym zwracam na siebie uwagę milczącego i jeszcze momencik wcześniej pochłoniętego smażeniem wołowiny Chanyeola, który spogląda na mnie, odkładając przy okazji drewnianą szpatułkę. Macham dłonią, by wracał do pracy, lecz on mimo to zbliża się do mnie i kuca naprzeciw, układając dłonie na moich kolanach.

Gładzi je przez materiał spodni, uśmiechając się delikatnie, chcąc chyba dodać mi w ten sposób otuchy. Splata nasze dłonie, całując wierzch moich, co uznaję za kochane i odrobinę pokrzepiające. Dzięki tym małym gestom uśmiech jest w stanie pojawić się na mojej twarzy bez większych problemów, jest naturalny, a także szczery i Chanyeol o tym wie. Cieszy się z tego, jak oszalały, co widać gołym okiem po jego błyszczących oczach, które uśmiechają się razem z naszą dwójką. Minutkę później Chan najzwyczajniej w świecie podnosi się i po muśnięciu moich warg, wraca do pichcenia mięsa.

W tym czasie ja wstaję z krzesła i podchodzę do niego, wtulając się w jego bok. Rzecz jasna, muszę wsunąć głowę pod jego ramię, lecz nie wydaje się to przeszkodą. Chanyeolowi chyba to nie wadzi, gdyż wolną ręką obejmuje mój pas, niwelując tym jakąkolwiek przestrzec i sprawiając, że nasze ciała są znacznie bliżej siebie.

- Zdążę iść do siebie, żeby tam posprzątać? - pytam cicho i niepewnie, obawiając się, że Chan albo rzuci wszystko tutaj i pojedzie ze mną, albo każe mi zostać i niczym się nie przejmować, co w moim przypadku jest walką z wiatrakami.

- Mówiłem ci już, żebyś się nie den-

- Dobrze wiesz, że już jestem czarną owcą, bardziej już się nie da - wtrącam, nie dając mu dokończyć. - Chcę, żeby widzieli, że się staram i, że mam wszystko pod kontrolą, Chanyeol - wypowiadam, sięgając po pałeczki leżące na desce obok kuchenki i łapię nimi kawałek mięsa prosto z patelni.

- Nie oparz się - ostrzega, w związku z czym dmucham na kawałek zanim biorę go do ust. - Poza tym - odchrząkuje - osobiście uważam, że aż za bardzo chcesz nad wszystkim panować. Pozwól na to, by stało się to, co ma się stać - mówi, podając mi na szpatułce kolejny kawałek mięsa, ale tym razem z sosem i warzywami.

- Um, niesamowite - mruczę, żując wszystko powoli, a kiedy już to przełykam, oblizuję wargi z resztek pysznego i wyrazistego w smaku sosu. - A jeśli cię nie polubią? - zadaję pytanie, które chodzi mi po głowie od dłuższego czasu.

Chcę poznać opinię Chanyeola na ten temat, nawet jeśli ma być ona sprzeczna z tym, co ja sam myślę. Nie może być przecież źle, a o wszystkim jednak trzeba rozmawiać.

- Ich problem. - Stwierdza i wtedy otwieram szeroko oczy, nie rozumiejąc, co dokładnie ma na myśli. - Jakoś zwisa mi to, czy pozwolą mi być twoim chłopakiem czy nie. Nawet jeśli to twoi rodzice, to ja nie zamierzam z ciebie rezygnować - uśmiecham się, słysząc tę wypowiedź.

Czuję się spokojniejszy, aczkolwiek zdaję sobie sprawę z tego, że jeszcze wszystko przed nami i w każdej chwili, któryś z nas może wybuchnąć, gdyby sytuacja podczas obiadu przybrała inny bieg, niż tego oczekujemy. Życie jest nieobliczalne.

- Jesteś kochany, mówiłem już to? - parskam, trącając palcem jego tors.

- Tak, a teraz dawaj buziaka i leć zadzwonić do Jongina, żeby mobilizował tyłek - od razu wspinam się na palce, cmokając chanyeolowy policzek. - Powiedz, że załatwię mu bilety na koncert, o którym mówił, jeśli coś wymyślą z twoim mieszkaniem, okej?

- Jesteś taki spokojny - wzdycham, odsuwając się, by wyciągnąć z kieszeni jeansów Chana jego telefon. - I to ty masz wszystko pod kontrolą, ja nawet nie pomyślałem o tym, że mogę go wykorzystać...

- Poprawka. - odzywa się Chanyeol. - Ja mogę go w tej chwili wykorzystać, to mnie zawdzięcza wczorajszą randkę.

Prycham, wytykając zaraz język w stronę ukochanego. W tym samym czasie, piszę do Jongina wiadomość z treścią, która została mi wcześniej przekazana. Po tym decyduję się uszykować stół w salonie. Zabieram więc sztućce oraz zastawę, niosąc wszystko do pokoju obok i rozstawiając w odpowiednim miejscu.

Przy okazji poprawiam poduszki ozdobne, co chwilę zerkając na wyświetlacz telefonu Chana. Sprawdzam czy Jongin raczył odpisac, a przy tym mogę też śledzić godzinę. Mamy jeszcze pół godziny, choć to może jeszcze ulec zmianie, rodzice równie dobrze mogą wpaść w każdym momencie, a widząc jakąkolwiek niedoskonałość, mogą kręcić nosem.

- Nie denerwuj się, skarbie - głos Chanyeola uspokaja mnie na tyle, bym mógł dokończyć rozkładanie naczyń, ponieważ zatrzymałem się na trzecim talerzu, a przede mną były jeszcze inne rzeczy do zrobienia. - Jesteś słodki, kiedy się stresujesz, mówiłem ci już?

- Nie pamiętam - odpowiadam bez zastanowienia, przenosząc wzrok na wysokiego szatyna, który stoi przy mnie z rozłożonymi rękoma, w związku z czym opadam wprost w jego ręce. - Chcę już być po wszystkim - szepczę, chowając twarz w koszuli ukochanego, natoniast on obejmuje mnie mocno, masując pokrzepiająco po plecach.

Chanyeol niestety nie ma ani chwili na to, by mi odpowiedzieć, ani też mnie pocałować, ponieważ w tylnej kieszeni moich spodni rozdzwania się jego komórka. Jakby tego było mało, rozlega się też pukanie do drzwi, przez które na kilka sekund tracę grunt pod nogami.

Kiedy dochodzę do siebie, rzucam się biegiem w stronę korytarza, niczym wystrzelony z armaty. Nie zważając na możliwość połamania nóg, dopadam drzwi, otwierając zamki oraz samo skrzydło.

Moje serce zatrzymuje się do czasu zobaczenia szerokiego uśmiechu matki, która wraz z dużym bukietem kwiatów wprasza się do środka od razu porywając mnie w silny uścisk i obcałowuje każdy skrawek mojej twarzy, zostawiając na skórze ślady po szmince, która z czasem z policzków sciera mi ojciec. Ku mojemu zaskoczeniu, póki co nie komentuje on faktu, że musieli zmienić docelowe miejsce swoich odwiedzin na mieszkanie mojego chłopaka. Obejmuje mnie w podobny sposób do mamy, lecz wyczuwam w tym gęściej coś dziwnego, coś oprócz uprzedzenia i rezerwy. Dystans to zbyt delikatne określenie, chyba powinienem użyć tutaj słowa chłód.

- Miło was widzieć - wypowiadam wreszcie, znajdując jakieś myśli, które mogę wykorzystać.

W przejściu również pojawia się Chanyeol, który wywołuje niemałe zamieszanie, gdyż mama z zachwytem rzuca się ku niemu, komentując to, jak przystojny jest i jak podziwia jego wyczucie stylu, natomiast mój ojciec obserwuję te szopkę z podobnym wzrokiem do mojego, aczkolwiek moja niepewność spowodowana jest strachem dotyczącym jego reakcji, jego najprawdopodobniej pochodzi z faktu, że Chanyeol jest od niego o wiele wyższy i ma mocniejszą budowę ciała, co może zaprzeczać jego pierwotnemu wyobrażeniu Chana.

- To właśnie jest Chanyeol - szepczę, zbliżając się do Parka. - przepraszam, że musieliście się fatygować przez całe miasto, ale ja...

- Zaproponowałem Baekhyunowi, aby ze mną zamieszkał - wtrąca Yeol, kończąc za mnie zdanie. - Może nie będziemy stać w przejściu, proszę niech się państwo rozgoszczą, Baekhyun na pewno pokaże państwu nasze mieszkanie, ja tymczasem dokończę wołowinę - uśmiecha się i kłania, po czym ucieka do kuchni, natomiast ja biorąc głęboki oddech, pozwalam mamie złapać się pod ramię, po czym oprowadzam ją i ojca po pokojach, chociaż muszę przyznać, że raczej to ja jestem oprowadzany przez własną matkę.

Zaczynamy zabawę.

~*~*~*~

Obiad, jak i krótkie wymiany zdań czy chwalenie dań, które przygotował Chanyeol, mija w spokojnej atmosferze. Nie spadł na nas dotychczas żaden armagedon ani wołowinka nie zaczęła latać nam nad stołem, co zaliczam do sukcesu. Nawet mój tato kilka razy przyznał rację mamie, która bezustannie komplementowała mnie, Chana, jedzenie bądź nasze mieszkanie, a to już było czymś, co przekroczyło moje najśmielsze oczekiwania.

Teraz pozostało tylko przesłuchanie mojego ukochanego, zadawanie niezręcznych pytań oraz wypytywanie o plany na przyszłość. Karuzela zaczynała się powoli rozkręcać, aczkolwiek mama i jej śmiałość nie są niczym drażliwym, bardziej obawiam s skomplikowanych w odbiorze aluzji ojca.

Bawię się jedzeniem, czekając w cierpliwie na to, co ma nadejść i próbuję przygotować sobie jakieś odpowiedzi lub pyskówki, w razie, gdyby któreś z nich przekroczyło granice przyzwoitości. Moje ręce drżą, kiedy niczego nimi nie robię, więc trzymanie sztućców lub pałeczek ułatwia mi ukrycie tego, jak bardzo się stresuję

W porównaniu do mnie Chanyeol emanuje spokojem. Wydaje się taki pewny siebie, ale jednoczenie nie przesadza, co jest dla mnie niebywałe. Równowaga, którą zachowuje jest godna podziwu, ale musi za nią stać coś jeszcze, ponieważ nie wierzę w to, że jest niewzruszony z zasady lub tak znudzony znudzony. Musiało się w nim za siać ziarno niepewności.

- Więc, Chanyeol - zaczyna mój ojciec i wtedy oblewa mnie zimny pot. - powiedz mi, czym tak właściwie się zajmujesz, Baekhyun ponoć mówił mojej żonie, że często pracujesz w domu, jakaś korporacja?

- W przyszłym roku otwieram własne studio nagrań, coś jak niezależna wytwórnia - odpowiada niemal bez wahania, co zaskakuje mojego ojca, który otwiera szeroko oczy. - Współpracuję z muzykami i jestem od jakiegoś czasu wspólnikiem właściciela sklepu muzycznego w galerii w centrum, dzięki czemu mam więcej pracy zdalnej.

- Masz bardzo ambitne plany, chłopcze - ojciec komentuje wypowiedź Chanyeola w swój typowy sposób, a moja matka trąca jego ramię, co zauważam kątem oka. - Najważniejsze, by mieć marzenia.

- Marzenie mam inne, posiadanie własnego studia jest związane z pasją do muzyki i sztuki jako ogółu - uśmiecham się delikatnie, sięgając ukradkiem do dłoni ukochanego i splatam nasze palce.

- Co jest w takim razie twoim marzeniem? - pyta tym razem moja mama, która ma idealny widok na mnie i to, co robię, gdy bawię się palcami Yeola. - Może będziemy w stanie pomóc ci je spełnić, prawda kochany? - patrzy wymownie na ojca, który kiwa głową, jakby wymuszenie.

- Moje marzenie? - Chanyeol wzdycha cicho, zerkając na mnie. - Nie dotyczy mnie - wyznaje.

- To znaczy? - tym razem ja zabieram głos, zaskoczony tym, co usłyszałem.

Do tej pory byłem pewien, że jego marzenie to studio i dobry start, ale teraz jestem kompletnie zmieszany. Gubię się znacznie bardziej, gdy Chanyeol patrzy po moich rodzicach i na koniec ponownie zatrzymuje na mnie swoje spojrzenie.

- Moim marzeniem jest to, byś zawsze był zdrowy, szczęśliwy i taki sam, jakiego poznałem i, z którym żyję, bo tylko takiego Baekhyuna kocham - wypowiada łapiąc obie moje dłonie w swoje.

Zanim decyduję się spojrzeć mu w oczy, spoglądam na rodziców, by poznać ich rekacje, które o dziwo nie różnią się od siebie. Oboje uśmiechali się w ten sam sposób, delikatnie, wesoło i chyba byli zadowoleni z tego, co powiedział koleś sypiający z ich synem i mający zupełnie inny światopogląd.

Sam parskam cichym chichotem, zaraz po tym unosząc głowę tak, by Park mógł dostrzec mój szeroki uśmiech. Stres w jednej chwili ustępuje miejsca radości, a to znowuż motywuje mnie do tego, by zrobić coś, co może być w tym przypadku niepoprawne, więc staram się wstrzymać.

Obiecuję sobie, że później sprzedam Chanyeolowi tysiące buziaków.



_______

Egzaminy i sesja wysysają ze mnie resztki weny i chęci do życia.

Ten rozdział nie jest najlepszy, sama nie jestem z siebie dumna i uważam, że nawaliłam, w związku z czym mam nadzieję, że następne pokażą wyższy poziom, dołożę wszelkich starań, dam z siebie więcej.

Uśmiechajcie się dużo i bądźcie zdrowi! ❤️
Kocham,
Essie.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro