Rozdział 25

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Kolejny raz budzę się w pustym łóżku i przypominam sobie, że Chanyeol przeniósł się do pokoju gościnnego. Wzdycham cicho, wygrzebując się spośród pościeli i ruszam do łazienki, aby ogarnąć się przed pierwszym dniem nowego semestru na uczelni. Planuję rozpocząć studenckie życie z przytupem, a przynajmniej udowodnić sobie, jak i wykładowcom, że mam bardzo dużo jakiejkolwiek motywacji do pracy.

Podczas porannej toalety towarzyszy mi zapętlona piosenka Halestorm "I miss the misery", które dodaje mi nieco więcej energii i kopa do działania. Poruszam ciałem w rytm melodii i szoruję zęby, dopiero po chwili gotowy do rozpoczęcia dnia, wychodzę z łazienki. W prowizorycznej piżamie zmierzam do kuchni, gdzie od razu wstawiam wodę na herbatę. Wyciągam z szafki kubek termiczny, ignorując obecność Chanyeola, którego wzrok czuję na swoich plecach. Chcę się odwrócić, podejść do niego i pocałować, jak zawsze rano, lecz powstrzymuję się, wiedząc, co powiedziałem kilka dni wcześniej.

Póki co nie zamierzam tak łatwo ulec. Wciąż mam żal do Yeola o to, że ukrywał przede mną fakt o tym, co zrobił Kai i, że pomagał mu wszystko zatuszować. Na samą myśl, że przez bezmyślny występek mojego przyjaciela, Chanyeol naraził naszą relację, a może to ja zawiniłem nie zauważając że coś ukrywali. Dręczą mnie moje własne myśli i nie umiem nad nimi zapanować.

— Zrobiłem śniadanie, zjesz ze mną? — słyszę pytanie Chanyeola, w odpowiedzi wzruszając ramionami. Zalewam torebkę zielonej herbaty i odstawiam czajnik, po czym obracam się przodem do starszego. — Mam się nie odzywać? — patrzy na mnie spode łba niczym zbity szczeniak. — Zawaliłem, ale proszę rozmawiaj ze mną. Głupio mi, kiedy milczysz.

— O czym mam z tobą rozmawiać? — unoszę brew, mierząc Chana spojrzeniem, kiedy prostuje on plecy i zagryza wargi, bawiąc się kubkiem. — Przerabialiśmy to już, Chanyeol — wypowiadam, wypuszczając powietrze z wyraźną ciężkością.

— Wiem, przepraszam — odpowiada, kiwając porozumiewawczo głową. — O której dziś kończysz zajęcia? Przyjdę po ciebie i może pójdziemy na spacer?

— Chanyeol — parskam śmiechem, słysząc jego desperackie próby zbliżenia się do mnie za wszelką cenę. Nie jestem jednak zły ani zrezygnowany, najzwyczajniej w świecie mnie rozczula i nie wiem, jak powinienem zareagować, jeśli nie chcę zbyt szybko ulec.

— Okej, czyli mam się walić, zrozumiałem — Yeol śmieje się cicho, choć zauważam, że nie jest mu tak wesoło, a jedynie próbuje rozładować atmosferę. — Po prostu chciałem spędzić z tobą czas.

— Wiem, Chan, też bym tego chciał, ale nadal jestem na ciebie zły, a raczej mam do ciebie żal — wypowiadam spokojnie, siadając na krześle. Z przyzwyczajenia sięgam po dłoń starszego, gładząc jej wierzch kciukiem.

— To już trwa prawie tydzień, Baekhyun, usycham bez twojej uwagi — wyznaje, na co w odpowiedzi unoszę kąciki ust.

— Będę dzisiaj późno, chcę skompletować wszystkie materiały i pewnie pójdę z Soo na obiad, obiecałem mu, że się spotkamy — tłumaczę zgodnie z prawdą, nie zamierzając okłamywać Chanyeola.

Mimo iż jesteśmy w pewnego rodzaju separacji, wolę być z nim szczery. Nadal należą mu się wyjaśnienia, a także w gwoli bezpieczeństwa lepiej jeśli wie, gdzie i z kim wychodzę, zwłaszcza, że Insoo wciąż kręci się po mieście. Nigdzie nie obiecałem, że nie zrobię temu palantowi nic złego za zniszczenie wszystkiego nad czym każdy z naszej czwórki pracował, i choć brzmi to absurdalnie, to byłbym skłonny zrobić mu na złość.

— Będę się zbierał, wstyd spóźnić się na pierwsze zajęcia — żartuję, wstając z krzesła. Poprawiam włosy Chanyeola, przeczesując je palcami, co najwyraźniej sprawia mu radość, ponieważ uśmiecha się szeroko. — Kocham cię — mówię, nie czekając na jego odpowiedź. Od razu wychodzę z kuchni idąc sypialni, aby się ubrać i zabrać uszykowaną torbę z notesami.

Słyszę jak krzyczy w odpowiedzi "ja ciebie też" i uśmiecham się delikatnie, wracając do pierwotnego planu działania. Zachowanie przestrzeni, o której wtedy rozmawialiśmy jest dla mnie trudne, dlatego zamiast ograniczyć całkowity kontakt z Chanyeolem, decyduję się naruszyć pewne zasady, olać je i troszeczkę zmodyfikować resztę. Sam potrzebuję uwagi Parka, więc stwierdzam, że lepiej okazywać ją sobie nawzajem, lecz z wyraźnym dystansem, co chyba też ciężko mi póki co wychodzi.


~_~_~_~_~


Mijanie się z Chanyeolem podczas mieszkania pod jednym dachem nie było ciężkie do momentu rozpoczęcia się nowego semestru. Przez kolejne trzy tygodnie bywam w mieszkaniu tylko po to, aby spać, całe dnie spędzam w bibliotece albo w antykwariacie, gdzie jeszcze pracuję pomimo pokaźnej wpadki ze zrobieniem sobie kilku dni niespodziewanego wolnego, a raczej olałem kompletnie pracę chwilę przed, jak i po wizycie moich rodziców. Pani Lee okazuje się być bardzo wyrozumiałą kobietą, która decyduje się dać mi drugą szansę, za co dziękuję jej przez dwa tygodnie, codziennie kupując jej kawę oraz ulubionego kwiatka.

Całkowicie oddaję się nauce i pracy, nie chcąc nawet myśleć o tym, jak mogłyby potoczyć się moje rozmowy z Chanyeolem, który codziennie próbuje nawiązać ze mną jakikolwiek kontakt, czego unikam, jak ognia po ostatnich spotkaniach z Kyungsoo, który niezbyt pozytywnie podchodzi do mojego wciąż trwającego związku i wciąż próbuje udowodnić mi, że skoro bronił Jongina to sam musi mieć coś za kołnierzem, a ja jak głupi naiwnie mu przytakuję, udając, że ma rację, by tylko przestał na mnie wchodzić. Muszę jednak przyznać, że Soo ma trochę racji i głównie przez to dystansuję się względem Chana. Oprócz tego wciąż czuję się oszukany i zraniony, właśnie dlatego odpisuję na jego wiadomości w sposób zdawkowy, zbywam jego połączenia, a w domu udaję, że we wciśniętych w uszy słuchawkach rozlega się jakaś piosenka, do której kiwam głową podczas czytania lub robienia notatek na zajęcia. Jest mi ciężko i doskonale zdaję sobie sprawę z tego, że udawanie niewzruszonego, obrażonego na cały świat oraz opryskliwego wobec Parka, jedynie pogłębia moje przybicie, stanowiąc gwóźdź do trumny, który powoli z dnia na dzień jest wbijany coraz głębiej dębowego drewna. Tak, uznałem, że chciałbym mieć dębową trumnę, bo przecież warto już zawczasu zaplanować pewne sprawy.

Powrót na uczelnię sprawia, że mogę skupić się na wszystkim tym, co nie dotyczy mojego życia uczuciowego, jak i kryzysu, który bądź co bądź przechodzę. Dzięki temu, że mam cholernie dużo spraw i materiału na barkach przestaję myśleć o tym, jak bezmyślnie zachował się mój chłopak, a wraz z nim Jongin, który tak samo jak Chanyeol dobija się do mnie całymi dniami i zasypuje mnie wiadomościami różnego typu, które mimo wszystko odczytuję z premedytacją odsyłając czasami kropki, by wiedział, jak bardzo mam jego wypociny w poważaniu. Cóż może dojrzalszym krokiem byłoby zwyczajne ignorowanie go, blokowanie numerów i profili, ale nie potrafię od tak wyrzucić go ze swojego życia. Zamiast rozwodzić się nad tym, w jaki sposób mógłbym pogodzić swoje sprzeczne myśli oraz, jak odbudować chociażby swoją relację z Yeolem wolę odpłynąć w świat definicji związanych z marketingiem albo zarządzaniem, choć już tak naprawdę nie wiem po co zdecydowałem się na to, by iść na tak pokręcone i nudne studia.

Tego dnia nie mam zmiany w antykwariacie. Zaraz po skończonych zajęciach nie muszę też iść do biblioteki, aby wkuwać czy robić notatki. Ciągnący się w nieskończoność piątek okazuje się nie być moim wybawieniem, ponieważ Kyungsoo spotyka się z rodzicami, a jako iż nie uśmiecha mi się spotykać z Jonginem czy kimkolwiek z grupy studenckiej, decyduję się iść na spacer.

Wtykam w uszy słuchawki, włączając prywatną playlistę, tę do której ani Chanyeol ani reszta świata nie mieli dostępu. Pierwszą piosenką okazuje się być Merry go round od MGK. Uśmiecham się pod nosem, kiedy pierwsze wersy piosenki wpadają prosto do mojego kanału słuchowego. Przypominam sobie, że od dawna nie słuchałem muzyki, która zazwyczaj koiła moje nerwy i chcąc nie chcąc stanowiła część mojej codzienności. Dociera do mnie fakt, że zaniedbałem swoje dawne rytuały odkąd zamieszkałem z Parkiem, który sam śpiewał częściej niż włączał jakąkolwiek piosenkę. I choć uwielbiam jego głos, tak momentami nie wywoływał on we mnie tego, co stworzone kiedyś playlisty zmodyfikowanych komputerowo utworów przepełnionych różnorodnymi głosami, które doskonale wiedziały, jak przekazywać emocje i, co to miały być za odczucia.

W ciągu tych czterech minut docieram do parku, gdzie mijam rodziców z dziećmi, wesołe pary oraz starszych ludzi ze zwierzętami. Obserwuję wszystkich spod naciągniętego na głowę kaptura, opadającego częściowo na moje oczy, dzięki czemu nie wzbudzam zainteresowania przechodniów, poirytowanych moim natarczywym spojrzeniem. Wraz z rozpoczęciem się Lonely od Palaye Royale wychodzę za murek skweru, kierując się do galerii handlowej.

Nie wiem po co dokładnie idę, ale wiem, że nie chcę jeszcze wracać do mieszkania Chanyeola. Nawet jeśli był on w pracy lub w studiu, ja nadal nie mam pewności co obudzi się we mnie po przekroczeniu progu pustego lokum. Nie mam zamiaru nadmiernie rozmyślać nad sensem swojego życia i zastanawiać się dlaczego nie zostawiłem Chana, czemu nie wyprowadziłem się w dniu, w którym wszystko wyszło na jaw.

Możliwe, że podświadomie liczę na to, że czas magicznie się cofnie. Chyba nieświadomie czekam na moment, w którym wszystko wróci na swój odpowiedni tor, a zwrotnice przestawią się tak, by ta kilkutygodniowa zmiana wydawała się jedynie nieplanowanym objazdem jednej ze stacji. Umysł płata mi figle i nie dziwnym są już wahania nastrojów, problemy ze snem, brak apetytu czy niekontrolowane napady związane z wieloma aspektami, nie tylko dotyczą emocji, ale także postępowania i stylu bycia.

Wraz z trzecią i potem czwartą piosenką przechadzam się po galerii. Oglądam witryny sklepowe, aranżacje tematyczne na piętrach, a nogi same prowadzą mnie w doskonale znanym kierunku. Awaria ruchomych schodów nie przeszkadza mi w znalezieniu się na parterze, gdzie pogrążony we własnych myślach i melodii piątego utworu, jakim jest Drunk Face, też od MGK, lawiruję między zabieganym tłumem ludzi aż do sklepu muzycznego.

Nie mam bladego pojęcia co powiem Chanyeolowi, gdy na niego wpadnę, co zrobię przypadkowo, bądź naumyślnie. Wszystko jest zależne od tego, co uroi się w moim rozchwianym emocjonalnie umyśle. Wzdycham więc cicho, wchodząc do sklepu, a następnie skręcając w pierwszą lepszą alejkę. Przeglądam początkowo magazyny poświęcone każdemu gatunkowi muzycznemu i dopiero po chwili kieruję się na dział z muzyką rockową. Tam spędzamy najwięcej czasu, wybierając trzy albumy, które zajmą wolne miejsca w mojej kolekcji. Wybieram też płytę, której brakuje na półce w mieszkaniu.

Przez chwilę przyglądam się okładce, stwierdzając, że mimo wszystko zabiorę ją ze sobą do domu. Mam w głębi duszy nadzieję na złagodzenie mojego małego konfliktu z Chanyeolem właśnie przez ten mały drobiazg, o którym mówił kilka miesięcy temu i, o którym też zapomniał.

Z czterema pudełkami ruszam w stronę kasy. Z zagryzionymi wargami, rozglądam się dookoła, a kiedy zauważam poszukiwaną osobę, skręcam w tamtejszą alejkę. Odsuwam od siebie wszelkie niepoprawne myśli, wiedząc, że tylko dzięki temu mogę jakkolwiek pójść naprzód.

Mijając wysokiego szatyna specjalnie zwalniam i robię krok w lewo, gdy ten odwraca się, by iść w tylko sobie znaną stronę. Skutkuje to tym, że zderzamy się ze sobą, a nasze spojrzenia w ciągu kilku sekund krzyżują się bez jakichkolwiek barier. Wyciągam słuchawki z uszu, aby w razie czego szybko mu odpowiedzieć.

— Dzwoniłem do ciebie rano — Chanyeol odzywa się pierwszy. Jego głos wydaje się niepewny, lecz staram się nad tym nie myśleć.

— Wiem, miałem wtedy zajęcia — odpowiadam, unosząc delikatnie kąciki ust. — O tej płycie mówiłeś? — pokazuję mu ostatni z wybranych albumów, czekając na jakąkolwiek reakcję.

Park po przeniesieniu wzroku na pudełko kiwa twierdząco głową, a wtedy uśmiecham się nieco szerzej, ciesząc się z tego, że jeszcze mnie pamięć nie zawodzi.

— Jadłeś coś dzisiaj? — pyta, na co w odpowiedzi potrząsam swoją łepetyną na boki, przekazując mu tym informację, że jeszcze nie miałem okazji na posiłek. — Mogę wyrwać się wcześniej i pójdziemy na obiad, jeśli chcesz, oczywiście...

Obiad brzmi fajnie — mówię spokojnie, sprawdzając godzinę na wyświetlaczu telefonu. Zauważam dwa nieodczytane sms'y od Jongina. — Poczekam w kawiarni, może przy okazji spróbuję nie zabić tego idioty, co do mnie wypisuje.

— Przyjdę tam za pół godzinki i najwyżej uratuję cię od niego, co ty na to, kochanie?

— To, że zgadzam się na obiad nie znaczy, że między nam-

— Baekhyun — nie daje mi dokończyć, sięgając do mojej dłoni. Rozgląda się kontrolnie, co odrobinę mnie bawi.

— Soo powiedział, że z nim rozmawiałeś, nie męcz go już, ma ci za złe bardziej niż ja i z dobroci serca cię wysłuchał. — wypowiadam szybko, zaraz decydując się nawiązać do naszego dzisiejszego spotkania. — Doceniam twoje starania, dlatego idziemy na obiad — podkreślam to jedno słowo, posyłając starszemu znaczące spojrzenie.

— Aa, taki obiad — ciche parsknięcie Chanyeola oraz możliwość zobaczenia, jak w zakłopotaniu drapie się po karku, dają mi do zrozumienia, że to, co widzę, to jeden z nielicznych widoków, który potrafi mnie rozczulić, no i przede wszystkim usatysfakcjonować.

— Tak, taki obiad i zapamiętaj, że dzisiaj wracasz do sypialni, drugi raz tego nie powtórzę.

— Ale mówisz, że między nami nic się nie zmienia, więc czemu? — wywracam oczami, zaciskając usta w wąską linię. Czasami jest tępy jak tasak wykwalifikowanego kucharza.

— Nadal mam do ciebie pretensje — przyznaję — i specjalnie popsułem w pokoju dla gości kaloryfer, więc dodaj dwa do dwóch, kochanie.

— Swoje rzeczy też mogę wprowadzić razem ze sobą? — pyta, najwidoczniej chcąc się upewnić, że mówię poważnie.

— Chanyeol, czy tobie chwilowa przyjaźń z Jonginem przypadkiem nie zaszkodziła na mózg? — staram się nie być złośliwy, jednak jest to silniejsze ode mnie. — Zabierasz dupę, poduszkę i ubrania do naszej sypialni, coś jeszcze jest dla ciebie niezrozumiałe, wielkouchy? — uśmiecham się odrobinkę zbyt sarkastycznie.

— Też cię kocham — odpowiada, w związku z czym prycham pod nosem.

— Uważaj, bo trafisz na balkon — ostrzegam, grożąc Parkowi palcem przed nosem.

Dziękuję Bogu za wysokie regały w alejkach, które nas w tej chwili zasłaniają, bo sytuacja wygląda komicznie.

— Czyli idziemy na obiad za — zerka na zegarek — dwadzieścia siedem minut?

Obiad — poprawiam.

— No mówię obiad.

Obiad — akcentuję wyraźniej.

— No film, jedzenie i seks — mówi ciszej, nachylając się nade mną, jakby bał się, że ktokolwiek go usłyszy. Mrużę powieki, krzywiąc usta tak, by dobrze wyrazić to, że jestem nim zażenowany i zmęczony.

— Einstein — wzdycham zrezygnowany, lecz po chwili parskam rozbawiony z przebiegu zaistniałej sytuacji i z cholernie rażącego mnie faktu, iż zachowuję się jak desperat.

I najwyraźniej nie tylko ja. 




_____

Ech, uwielbiam huśtawki emocjonalne Baekhyuna...
Jeszcze się nie skończyły...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro