15

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Lekcja ledwo się zaczęła, a nauczycielka postanowiła, że najpierw zajmie się dokumentami. W innym wypadku bym się cieszyła, natomiast tym razem nie wiem, czy nie wolałabym posłuchać trochę o... Co my właściwie teraz przerabiamy?

-To jak, teraz też mnie zaciągniesz w jakiś korytarz? – wyszczerzył się Ash, na co jedynie prychnęłam.

-Jaki korytarz? – Jess zmarszczyła brwi. – Co mnie ominęło?

-No bo w poniedziałek rano zaciągnęła mnie w ten korytarz koło szafek...

-Zaraz, zaraz! – blondynka natychmiast mu przerwała, przypatrując mu się dokładnie. – To ty jesteś Calum? – mimowolnie parsknęłam śmiechem, zresztą tak samo, jak chłopaki.

-Caluma tu nie ma i w sumie to nawet lepiej na tę chwilę – wzruszyłam ramionami.

-I tak wszyscy wiemy, że chciałabyś, żeby tu był – Luke puścił mi oczko, na co wywróciłam oczami.

-Okay, to ja się już pogubiłam – Jessica uniosła ręce w geście kapitulacji.

-Ja, moja droga, jestem Ashton – posłał jej uwodzicielski uśmiech. – A ten idiota to Luke.

-Czemu zawsze mnie przedstawiacie jako idiotę?

-Domyśl się – posłałam mu buziaka w powietrzu, za co zmroził mnie wzrokiem.

Nie rozmawiałam z nimi zaledwie kilka dni, a dopiero wtedy zrozumiałam, jak mi tego brakowało.

-O właśnie – Hemmings pstryknął palcami, znowu kierując na mnie swój wzrok. – Gadałaś z Calumem?

-Ostatni raz w sobotę rano – co najciekawsze powiedział wtedy, że zadzwoni niedługo... – A czemu pytasz?

-No wiesz, takie typowe „sztuczny uśmiech na usta i udawajmy, że nic mi nie jest".

Wzruszyłam ramionami, zgrabnie zmieniając temat. Nie miałam ochoty gadać o mojej relacji z Hoodem, bo sama nie wiedziałam, na czym stoimy. Obraził się? W sumie dziwi mnie, że reszta tego nie zrobiła. W końcu sama mogłabym przyznać sobie teraz tytuł najgorszej przyjaciółki roku.

Chociaż... Czy to nie na tym w pewnym sensie polega przyjaźń? Wszyscy popełniamy błędy, jedni więcej, drudzy mniej, ale nadal wszyscy. I chyba wszyscy mamy kogoś, kto nie opuszcza nas nawet pomimo tych błędów. Może to jest to, do czego dążyłam i co znalazłam w czasie tego tygodnia? Znowu zamieniam się w filozofa, autografy na lewo, zdjęcia na prawo!

~***~

Kolejne lekcje przetrwałam kolejno z Liam'em, Zaynem, Niall'em, Harrym i znowu Niall'em. I tak bardzo z nimi nie rozmawiałam, ale liczyła się obecność i to, że myślą, że jest w porządku. Moje myśli jednak cały czas wirowały wokół pierwszej lekcji. Sama zaczęłam się już gubić w swoich słowach, myślach i czynach. W sumie to nic dziwnego. Mówiłam jedno, myślałam o drugim, robiłam trzecie.

Odetchnęłam głęboko, wychodząc z Jessicą ze szkoły. Kolejny dzień za mną.

-Idziemy na miasto? Załatwiłam nam fajne spotkanie – uśmiechnęła się szeroko, na co zmarszczyłam brwi.

-Czy ty mówisz o tym, o czym ja myślę?

-Prawdopodobnie tak.

-Aż tak się dogadaliście? – spojrzałam na nią kątem oka, a jej uśmiech jeszcze bardziej się powiększył.

-Powiem ci, że ty to masz talent do nowych znajomości. A teraz chodź, mają przyprowadzić twego Azjatę – poruszyła znacząco brwiami.

W sumie może to i dobry pomysł? Wreszcie przynajmniej będę mogła z nim to wyjaśnić, ale z drugiej strony...

-No siostrzyczko, słyszałem, że wracamy razem – z drugiej strony musi być on. Dziękuję za wyczucie czasu, braciszku!

-Coś mi się wydaje, że to ja miałam spędzić dzisiaj popołudnie z Sel – uśmiechali się do siebie z pełną fałszywością, jednak żadne z nich nie opuściło wzroku. A ja stałam sobie tak między nimi do momentu, gdy obok nas pojawił się Louis.

-Witam wszystkich zebranych – wziął kolejną garść chipsów, po czym podał mi paczkę. Wspominałam coś o moim zdrowym odżywianiu?

-Dobra, idziemy – machnęłam lekceważąco ręką, widząc, że ani Jessica, ani Harry nie zamierzają przegrać walki na spojrzenia.

Wyminęłam ich i razem z szatynem zmierzałam w stronę domu. Moje życie powoli zamieniało się w rutynę: pobudka, poranek w biegu, szkoła, powrót do domu, siedzenie w pokoju do końca dnia, spanie. Tego zdecydowanie nie mogę nazwać szczytem swoich marzeń. Dawniej przynajmniej robiłam coś z chłopakami, a teraz relacje nam się pokomplikowały. Widzę, że dalej mają do mnie żal i w sumie odwdzięczam im się tym samym, ale... Cholera no, przecież my jesteśmy prawie rodziną!

-Louuu – przeciągnęłam, uśmiechając się szeroko. – Macie jakieś plany na dzisiaj?

-Nie. Czemu pytasz?

-No bo moglibyśmy gdzieś pójść grupą... Jak kiedyś.

-Z „przyjaciółmi twojego brata"? – zaznaczył cudzysłów w powietrzu, unosząc jedną brew.

-Będziesz mi to wypominał przez całe życie? – przytaknął, na co jedynie wywróciłam oczami. – Wracając, serio wolicie siedzieć na kanapie i oglądać telewizję?

-Nie no, możemy gdzieś iść, tylko trzeba zwołać chłopaków – wzruszył ramionami.

-Kto się tym zajmie?

-Zgaduję, że ja... – spojrzał na mnie kątem oka.

-Bingo! – klasnęłam w dłonie, na co jedynie prychnął. I tak widziałam, że się uśmiechnął...

~***~

-Schodzisz na dół? Chłopaki są w salonie – skierowałam wzrok na Louisa stojącego już przy drzwiach pokoju i pokiwałam głową. – Robimy wielkie wejście? – wyszczerzył się, na co parsknęłam śmiechem.

Często, kiedy cała paczka siedziała w salonie, Louis wbiegał tam, wydając dźwięki nieznanego mi nigdy zwierzęcia, podczas gdy ja wisiałam na nim jak niedźwiadek koala i piszczałam. W sumie żadne z nas nie zrozumiało sensu robienia tego czegoś, ale sprawiało nam to wiele radości, więc czemu nie? My po prostu często wpadaliśmy na nietypowe pomysły, które przeradzały się później w nasze osobiste tradycje. Nie oceniajcie nas, ok?

Wskoczyłam szatynowi na plecy, a on ostatni raz spojrzał na mnie kątem oka. Szczerze? Trochę za tym tęskniłam. Za tymi naszymi wygłupami, powrotami do przyszłości... Tęskniłam za moim bratem numer dwa, chociaż powinien być numerem jeden.

Szybko przetransportowaliśmy się na dół i po chwili byliśmy już w salonie, psując idealną atmosferę spokoju panującą w całym domu. Ale hey, od tego przecież byliśmy! Starałam się nie spaść na podłogę, jednocześnie krzycząc i piszcząc wniebogłosy. Zayn kręcił głową z niedowierzaniem, Harry uśmiechał się szeroko, Liam uniósł obie brwi, natomiast Niall pokładał się ze śmiechu. Od zawsze uwielbiałam śmiech Horana, był taki zaraźliwy, że to aż przerażające.

Kiedy wreszcie się zatrzymaliśmy, sami parsknęliśmy śmiechem. Właśnie za takie momenty ich kochałam. Pełne śmiechu, niedowierzania, ale jednocześnie szczęścia. I w sumie to było jedyne, czego mogło mi brakować podczas ich nieobecności. Tej atmosfery, którą tworzyliśmy wspólnie.

-Co tu się właśnie... - Liam przechylił lekko głowę, patrząc na nas uważnie. – Drużyna walenia i koali, czy co?

Oboje z Tommo wyłącznie wzruszyliśmy ramionami, przybijając sobie piątkę.

-W jakim celu było to przedstawienie?

-Właściwie chciałam się was tylko spytać, co dzisiaj robicie – uśmiechnęłam się szeroko, siadając na miękkim dywanie.

-Dzisiaj mamy jeszcze próbę, a tak poza tym to się lenimy. Dołączasz? – Malik uniósł jedną brew, na co od razu przytaknęłam.


***
POZDRAWIAM WSZYSTKICH, KTÓRZY NIE ŚPIĄ!

Tym razem więcej 1D, dajcie znać czy rozdział się podoba xx

Btw. Wybaczcie mi to opóźnienie, poprawianie ocen, etc., więc czas na pisanie mam tylko w weekend ;;

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro