"When I Fall In Love"

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

"Mów szeptem, jeśli mówisz o miłości."

William Shakespeare

*****

 Brązowooka kobieta stała w dużym, jasnym pokoju, domu na przedmieściach Londynu i przyglądała się swemu lustrzanemu odbiciu. W gładkiej, szklanej tafli lustra widziała ona szczupłą, dwudziestopięcioletnią kobietę z orzechowymi oczami oraz z jasnobrązowymi włosami, układającymi się w długie loki. Jej strój składał się z białych szpilek, przecudownej, koronkowej, śnieżnobiałej sukni do samej ziemi oraz z kryształowej biżuterii w skład której wchodził: naszyjnik, bransoletka oraz para kolczyków. We włosy miała wpięte kilka pudrowo-różowych, świeżych kwiatów róży.
Kobieta po raz kolejny nerwowo przygładziła swoją suknię i poprawiła kwiaty we włosach, sprawdzając przy tym, czy przypadkiem któryś z nich się nie obluzował.
Dla brunetki był to najważniejszy dzień jej życia- wychodziła za mąż. I to za kogoś, kto od wielu lat był jej przyjacielem. W końcu oboje zrozumieli, że łączy ich coś więcej niż zwykła przyjaźń, a mężczyzna odważył się jej oświadczyć.
Nagle do pomieszczenia wpadła dawna miłość jej narzeczonego.
-Gotowa?
-Nie.
-Miona, co się dzieje?- zapytała rudowłosa.
-Sama nie wiem. Nie jestem pewna, czy dobrze robimy biorąc ślub.
-Co ty gadasz? Przecież go kochasz!
-No, tak, ale co czuje Harry? Może robi to z litości?
-Z jakiej litości? Dziewczyno on cię kocha i widać to na kilometr! Ogarnij się, bo za chwilę jedziemy do kościoła na WASZ ślub!!!
Hermiona spojrzała na swój palec, na którym lśnił piękny, srebrny pierścionek zaręczynowy z niebieskim oczkiem. Wzięła głęboki wdech, zacisnęła pięść i powiedziała:
-Masz rację. Nie wiem, co we mnie wstąpiło, że to powiedziałam.
-To na pewno nerwy. Też tak miałam przed ślubem z Draco. Chodźmy już bo się spóźnimy.
Brunetka uśmiechnęła się do Ginny, wzięła swój bukiet, składający się z białych i pudrowo-różowych róż i wyszła za przyjaciółką z pokoju.

***

Po przepięknej uroczystości Para Młoda wraz ze wszystkimi gośćmi udała się do wynajętej sali weselnej na przedmieściach Londynu.
Luna, która zajmowała się dekoracjami, bardzo się postarała i sprawiła, że zwykła sala stała się przepięknym, magicznym miejscem na przyjęcie weselne.
Dla zakochanych nadszedł czas na pierwszy taniec. Ktoś tak zaczarował pomieszczenie, że wydawało się, że muzyka płynie z każdego jego zakątka.

„Around the world, I've searched for you

I traveled on when hope was gone

To keep a rendezvous

I know somewhere, sometime, somehow"

Harry i Hermiona patrzyli sobie głęboko w oczy i tańczyli tak, jakby świat dla nich nie istniał. Liczyło się tylko tu i teraz. Tylko oni.

"You'd look at me

And I would see the smile you're smiling now"

Brunetka zatopiła się w jadowicie zielonych oczach męża i uśmiechała się do niego lekko. Harry nie pozostawał jej dłużny i również jego kąciki ust były uniesione go góry.

"It might have been in County Down

Or in New York

In Gay Paree or even London Town

No more will I go all around the world

For I have found my world in you

It might have been in County Down

Or in New York"

Kiedy milkły ostatnie takty piosenki, zakochani przybliżyli się do siebie i złączyli swoje usta w długim, namiętnym i niezwykle delikatnym pocałunku. Zebrani goście zaczęli klaskać i wiwatować, lecz para patrzyła sobie głęboko w oczy i słyszeli to wszystko jakby wokół nich znajdowała się jakaś niewidzialna bariera, odgradzająca ich od reszty świata.

***

Harry siedział przy stoliku i popijał jakiś sok, obserwując swoją żonę, która rozmawiała kilka metrów dalej ze swoją kuzynką. Bardzo ją kochał. Z Ginny tak właściwie od samego początku nic go nie łączyło. Byli sobą jedynie zauroczeni, nic więcej. Zrozumiał to, gdy Hermiona, jego najlepsza przyjaciółka, została ranna podczas któregoś z ataków Śmierciożerców.
Na parkiecie królowali bliźniacy ze swoimi partnerkami.
Muzyka zmieniła swoje tępo. Stało się ono wolne i spokojne, a do uszu zebranych na sali gości doszły pierwsze takty ulubionej piosenki Panny Młodej.
Harry wstał i podszedł do ukochanej pewnym krokiem, prosząc ją do tańca. Kobieta bez słowa wstała i chwyciła jego dłoń. Weszli na środek parkietu i zaczęli wolno tańczyć. Hermiona wtuliła się w tors męża, który mocno objął ją silnymi ramionami.
-„Kiedy się zakocham, to na zawsze, albo nigdy się nie zakocham."- brązowooka usłyszała szept Harrego tuż przy swoim uchu.
-„Kiedy dam swe serce, to całkowicie, albo nigdy nie oddam."- odpowiedziała mu na co on lekko się uśmiechnął.
-„I chwila kiedy poczuję, że czujesz to tak samo, będzie tą, w której zakocham się w Tobie."- dokończyli oboje i kolejny raz tego dnia zatopili się w pocałunku.

*****

Wiem, że długo nic nie pisałam, ale nie miałam żadnego sensownego pomysłu na nową miniaturkę :( Wybaczcie

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro