Rozdział 2

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Następnego dnia rano mój punkt widzenia

Obudziłam się dziesięć minut po ósmej rano. Na szczęście dzisiaj jest sobota, więc mam dla siebie cały dzień. Po zaścieleniu łóżka, przebraniu się z piżamy w dzienne ubrania i zjedzieniu śniadania, siedziałam na łóżku z laptopem na kolanach, a obok leżał mój telefon. W pewnej chwili zaczął dzwonić. Odebrałam, nieświadoma tego co usłyszę.

- Halo?

~ Dzień dobry.

- Dzień dobry.

~ Czy rozmawiam z Karoliną Grędzińską?

- Tak, przy telefonie. Coś się stało?

~ Dzwonię ze szpitala przy ulicy Świętego Wojciecha.

- Kto mówi?

~ Przełożona pielęgniarek Elżbieta Sułowska.

- Dlaczego do mnie pani dzwoni?

~ Na nasz oddział trafił niewysoki żywy szkielet o imieniu Ganz. Powiedział, że w jego bluzie będzie karteczka z Twoim numerem telefonu i mamy do Ciebie zadzwonić.

- Pamiętam go, jest moim znajomym, coś mu się stało?

~ Trafił do nas mocno poturbowany, prosił byś przyszła.

- Dobrze, niedługo przyjdę.

Po tej rozmowie bardzo się wystraszyłam. Znam Ganz'a, kiedyś przez całkowity przypadek trafiłam do jego uniwersum. Opowiedział mi, że jego ojciec testował na nim ''pigułki determinacji'' i nie skończyło się to za kolorowo. Ganz dostał depresji, a jego brat Papyrus stał się oschły i arogancki. Musiałam się naprawdę wysilić by ich pogodzić i wyciągnąć Ganz'a z depresji. Nadal pamiętam co im powiedziałam w dniu, kiedy miałam wracać do domu

''Pamiętajcie chłopaki, jeśli wasze uniwersum ma działać prawidłowo obaj musicie go chronić. Ale musicie się też wzajemnie wspierać w trudniejszych chwilach, tylko w ten sposób charmonia jaka tu jest nie zostanie zniszczona.''

Nadal te słowa dudnią mi w uszach. Do dziś nie potrafię uwierzyć, że byłam w stanie coś takiego powiedzieć. Kiedy byłam już na miejscu, zobaczyłam Ganz'a. Wyglądał okropnie. Cały w ranach i siniakach. Weszłam na salę i usiadłam przy nim.

- Hej Ganz. Wystraszyłeś mnie, wiesz?

- Hej Karolina. Przepraszam, że Cię wystraszyłem. Chciałem Cię tylko odwiedzić, ale źle wylądowałem i stało się.

- W jakim sensie, źle wylądowałeś?

- Teleportowałem się w nieodpowiednie miejsce niż planowałem i ledwo zdołałem uciec.

- Och Ganz, ty mnie kiedyś do grobu doprowadzisz, z tymi Twoimi pomysłami. Paps wie?

- Nie, on o niczym nie wie. Nie mówiłem mu, że idę Cię odwiedzić.

- Powinieneś mu powiedzieć. On pewnie teraz bardzo się o Ciebie martwi.

- Nah, to nie jest pierwszy raz kiedy obrywam po kościach.

- Heh Ganz, te Twoje żarty są coraz gorsze.

- Serio? Zawsze je lubiłaś.

- Okay, tu mnie masz. Tylko na drugi raz daj mi znać, że przyjdziesz z wizytą. Przygotowałabym coś na przegryzkę, i jakieś napoje.

- Sorry, nie chciałem by tak wyszło.

- W porządku. Ale więcej mnie nie strasz.

Po kilku godzinach obserwacji, Ganz został wypisany i mogłam go zabrać do siebie. Kiedy byliśmy w mieszkaniu zjedliśmy podgrzaną zupę i poszliśmy do mojego pokoju. Potem wrócił do domu by uspokoić brata. Heh, z nim zawsze są problemy i przygody. Z kimś takim jak Ganz nigdy się nie nudzę. Wieczorem odwiedził mnie Ben. Pogadaliśmy, pośmialiśmy się i poszłam spać. Ciągle przewracałam się z boku na bok, coś albo ktoś nie dawał mi zasnąć. Kiedy się podniosłam kompletnie zirytowana, zobaczyłam białe ślepia wpatrujące się we mnie jak w obrazek. Momentalnie rozpoznałam osobnika.

- Rake czy Ciebie do reszty pogięło? Czemu tu przyszedłeś? Wiesz, która jest godzina?

Nie odpowiedział. Milczał. Patrzył i milczał. To do niego nie podobne.

- Rake ty mnie słuchasz? Wynoś się. Rake. Hey, jesteś tam?

Wciąż milczał. Myślałam, że to zły sen, ale to działo się naprawdę. Ludożerne monstrum patrzyło na mnie, jakby czegoś oczekiwał.

- Ty czegoś ode mnie chcesz, prawda

Skinął głową.

- Czego chcesz?

Milczał. Jakby chciał, bym się domyśliła. Zaczęłam w głowie łączyć wszystkie fakty i wtedy zrozumiałam czego ten potwór ode mnie chce.

- Chcesz bym z tobą poszła do willi Slendermana, racja?

Znowu skinął głową.

- Ale na jak długo?

Wyciągnął w moją stronę łapę z ostrymi pazurami. Między dwoma trzymał kartkę. Chwyciłam kartkę i zobaczyłam to czego się najbardziej obawiałam.

- Rake ja nie mogę. Muszę to sobie najpierw przemyśleć, ale potrzebuję czasu. Podjęcie dla mnie takiej decyzji ciągnie za sobą wiele wyrzeczeń. Zbyt wiele, nawet jak dla mnie.

Stwór zaczął się do mnie łasić, oczekując pieszczot. Pogłaskałam go, potem zszedł z mojego łóżka i wyskoczył przez okno. Podjęcie tej decyzji to ogromne ryzyko. Kiedy się położyłam, zasnęłam spokojnie. Rano obudziła mnie mama, powiedziała, że ktoś chciałby ze mną porozmawiać. Ogarnęłam się i poszłam do pokoju naprzeciwko. Zobaczyłam WingDing Gastera i cztery alternatywne wersje jego osoby. Każdy z innego uniwersum, a tacy podobni.

- Dzień dobry.- powiedziałam.

- Witaj Karolina. Wybacz, że jesteśmy tak wcześnie, ale musimy porozmawiać na bardzo poważny temat.- odpowiedział mi orginalny Gaster.

- Jaki bardzo poważny temat? O czym mówisz?- spytałam.

- Widzisz tą kulę?- odpowiedział mi pytaniem na pytanie Underfell'owy Gaster.

Skinęłam głową.

- W tej kuli jest zamknięty potężny kryształ. Raz na kilkaset lat wybiera osobę, która musi okiełzać jego potęgę i stać się wojownikiem.

- Ale tym razem było inaczej.- wtrącił się Underswap'owy Gaster.

- Tak. Swap ma rację.- potwierdził klasyczny Gaster.

- Ten kryształ pozyskał od każdego z nas cząstkę magii i połączył w jedno. Zazwyczaj nie ma żadnej barwy, ale tym razem przybrał kolor ciemnego purpuru.- dodał Outretale'owy Gaster.

- Poszperałem trochę w moich książkach i okazało się, że ciemnopurpurowy to kolor litości.- powiedział klasyczny Gaster.

- Litości?

- Tak. Myśleliśmy, że to jakaś pomyłka, ale jednak kryształ wybrał ciebie.

- Chcieliśmy ci powiedzieć, że przyjęcie tego kryształu to ogromna odpowiedzialność. Lecz Twoja dusza powinna sobie z tym poradzić. Jeśli, jednak nie czujesz się pewna, zostawimy Ci kryształ byś, mogła to przemyśleć. Najpierw rozważ wszystkie argumenty za i przeciw, a potem podejmij decyzję. Damy Ci tyle czasu ile będziesz potrzebowała.

- Dziękuję. Jeśli podejmę decyzję, którą uznam za słuszną, uszanujecie to?

- Tak, uszanujemy Twoją decyzję, ale pamiętaj, że to Twoja jedyna szansa na lepsze życie.

- Rozumiem. Przemyślę to i jakoś dam wam znać.

Wszyscy Gaster'owie skinęli głowami i teleportowali się w inne miejsce. Zaniosłam kulę z kryształem do mojego pokoju i schowałam w pustej, starej pufie. Na szczęście zmieściła się, więc muszę być teraz ostrożna. Wypiłam poranną kawę, zjadłam śniadanie i pośpiewałam. Potem usiadłam przed laptopem i zaczęłam sprawdzać, czy ktoś nie zostawił komentarza w którymś z moich opowiadań. Komentarzy brak, ale SoundofDarknessPL napisała mi wiadomość. Było tam napisane, że dziś przyjedzie po mnie autobus i zabierze nas do willi Slendermana. Okay to chyba jest lekka przesada. Wyglądając przez okno zobaczyłam jak pod mój blok wjeżdża autobus. Nie był za duży, ani za mały. W sumie ciężko powiedzieć jakiej dokładnie wielkości jest ten autobus z tej wysokości. Spakowałam kilka potrzebnych rzeczy typu: ołówek automatyczny, gumka, kilka długopisów i kredek czyli jeden piórnik, segregatory, blok biurowy, laptopa też wezmę tak na wszelki wypadek, ładowarkę do laptopa i telefonu oraz telefon i oczywiście słuchawki. Wyszłam z mieszkania z podfruwają i torbą na ramieniu, na szczęście miałam windę, więc spokojnie zjechałam na parter. Bez pośpiechu zeszłam po schodach i wyszłam z klatki schodowej. Heh średniej wielkości autobus, który pomieści maksymalnie dziesięć lub dwanaście osób. Weszłam do autobusu i w środku był dwa razy większy. Kto ten autobus do cholery projektował? Bez znaczenia.

- Karolina!- wtedy ją zobaczyłam. SoundOfDarknessPL.

- Cześć wam.- powiedziałam.

- Nareszcie, możemy się spotkać, wyglądasz super.- odparła,

- Nah, bez przesady. Wyglądam jak każda zwykła nastolatka.- odpowiedziałam.

- Dobra, nevermind. Pamiętasz Karaisa-Chan?

- Jasne, że pamiętam. To ty napisałaś mi tą wiadomość na mojej tablicy.

- Jasne. A właśnie mam dla ciebie paczkę żelków.

- Dzięki.

- Devidianne?

- Heh, jak mogłabym zapomnieć? Piszesz naprawdę genialne książki.

- Dzięki. Twoje też są świetne.

- oraz niepowtarzalna AifozGirl.

- Hey. Zastanawiałaś się nad napisaniem drugiej części Love story Slendermana?

- Nie. Myślę, że powinnam to zostawić jak jest.

- Och rozumiem.

- Wiesz na jak długo tam jedziemy?

- Nie wiem. A powinnam?

- Pewnie, że powinnaś. Jedziemy tam na dwa tygodnie.

- Ale ja mam szkołę, jeśli nie będzie mnie na zajęciach nie przejdę do trzeciej klasy. I nie będę mogła ani napisać egzaminu zawodowego, ani nawet zaliczyć praktycznego.

- Nie musisz się tym martwić. Widzisz, mieszkańcy willi Slendermana są mordercami. Dziś Twoja klasa, będzie musiała przejść nasz test. Jeśli Cię nie znajdą wszyscy zostaną zabici, ale jeśli kilka osób zdoła Cię odnaleźć, nikt nie zginie. Slender jedynie usunie z ich pamięci to wydarzenie. A jeśli chodzi o twoje papiery, nikt ich nie zabierze, chyba, że będziesz chciała zamieszkać z nimi na stałe.

Dobrze, że zabrałam też kryształ. Nie wiadomo, kiedy się przyda.

Po kilku godzinach dotarliśmy na miejsce. Wygląda jeszcze straszniej niż myślałam.


W tym rozdziale trafiłam do Willi potężnego Slendermana. Jak długo tam będę i kogo spotkam?? Czy nawiążę nowe przyjaźnie?? A może spotkam mojego wymarzonego księcia?? Tego dowiecie się w następnym rozdziale. Bay!!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro