Rozdział 6

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Ogród za willą Slendermana, godzina 14.25, punkt widzenia Tima:

Siedziałem na ławce w ogrodzie, za willą. Rozkoszowałem się ciszą i spokojem wokół mnie. Ciepły powiew wiatru, łaskotał delikatnie moją twarz. Zachichotałem cicho pod nosem. Było tak spokojnie, że nagle otwierający się portal, mnie mocno zaskoczył.

- Co do cholery?

Wysoka dziewczyna, ubrana w bojowy strój wyszła z portalu, który natychmiast się za nią zamknął.

- Kimkolwiek jesteś, popełniłaś ogromny błąd, pojawiając się tutaj.

- Najpierw szkielet, a teraz proxy Slendera mnie nie poznaje. Ile to się będzie ciągnęło?

Nie wiedziałem co ona ma przez to na myśli, ale zaatakowałem. Bardzo zwinnie robiła uniki. Wystarczyła jej tylko chwila, mojej nieuwagi, a powaliła mnie na ziemię.

- Tim, kiedy się wreszcie nauczysz, że ze mną nie masz szans w walce wręcz?

- Kim jesteś i skąd znasz moje imię?

- Przecież to ja Karolina, ty idioto! To, że mam inną formę nie znaczy, że możesz mnie atakować.

- Powiedz mi coś co tylko Karolina wie na mój temat. Jedną rzecz.

- Uwielbiasz sernik, a nienawidzisz gofrów. To jest też częstym powodem kłótni pomiędzy tobą i Toby'm.

- W porządku, to ty. Zmieniłaś się.

Karolina podeszła do mnie i z dużą siłą otwartą dłonią uderzyła mnie w tył głowy.

- Ponieważ przyjęłam coś o czym nie wiedzieliście, gamoniu.

- Ale to jeszcze nie powód by bić mnie po głowie. I nazywać gamoniem.

- Wiem. Ale to jest śmieszne.

- Nie jest!

- Tak jest!

- Nie jest!

- Tak.

- Nie.

- Zaprzeczaj sobie do woli. Ja swoje wiem.

- Kochanie!

- Nareszcie. Jeden, który mnie rozpoznał.

G podbiegł do dziewczyny i mocno przytulił. Egh, zakochani.

- Nie masz pojęcia jak bardzo się o Ciebie bałem, moja mała pisarko.

- Awww. G, jesteś taki uroczy. Już nie musisz się bać, wróciłam. Tak jak obiecałam.

Gdy wróciliśmy, wszyscy rzucili się na Karolinę jak na wroga. Ale ona w jednej chwili zniknęła, a potem pojawiła się w innej części pokoju. Jeff wziął zamach i myślał, że trafi dziewczynę, ale ona sprawnie go ominęła. Powaliła go jednym uderzeniem.

- Ty też Jeff chyba się nie nauczyłeś, że mnie nie jest tak łatwo zaskoczyć komuś takiemu jak ty. Atak od tyłu. To dla Ciebie takie typowe. To jest również tak przewidywalny atak.

Znowu zniknęła. I pojawiła się kolejnej części pokoju.

- Zmasowany atak. Taki przewidywalny. To jest śmieszne. Jeśli myślicie, że macie jakąkolwiek szansę mnie zaskoczyć, jesteście w błędzie.

- Karolina, wróciłaś!

- Oczywiście, że wróciłam Sally.

Pozostałym odebrało mowę. Sally jako jedyna, poza chłopakiem Karoliny, rozpoznała ją. Dziewczynka podbiegła do niej, a ona chwyciła ją, swoją magią, tak by wylądowała jej na ramieniu.

- Super wyglądasz! I co to było? To było super, poczułam przez chwilę, że latam!

- Heh, to moja magia aniołku.

- Ale fajnie. A co to jest magia?

- Magia to taka fajna rzecz, którą dostają tylko te osoby, którą są, no cóż fajne.

- Naprawdę tylko fajne osoby, dostaną magię?

- Tak. Tylko fajne osoby.

- A jak ty dostałaś swoją magię?

- Ja swoją magię dostałam, ponieważ ktoś uznał, że jestem fajna.

- I się nie pomylił! Ty jesteś fajna!

- Masz rację.

- A czy kiedy dostałaś swoją magię to już tak wyglądałaś?

- Heh, nie Sally. Nie wyglądałam tak jak teraz. Musiałam mieć więcej magii by tak wyglądać.

- A kto Ci dał więcej magii?

- Piątka takich fajnych szkieletów. To oni dali mi więcej magii. Jest ona zamknięta w tym krysztale.

- Naprawdę?

- Tak. Tylko ja jestem zdolna to kontrolować. Nikt inny.

- Czy to Twoja magia sprawiała, że znikałaś i pojawiałaś się w innej części pokoju?

- Tak. To była moja magia. Nazywa się ten trik, teleportacją.

- Super. Gdzie byłaś, tak w ogóle?

- Byłam w uniwersum zwanym Undertale, by opanować teleportację. I jak widzisz wróciłam.

- Jaki będzie, Twój następny trik do opanowania?

- Jeszcze nie wiem. Ale pewnie niedługo się dowiem.

- Karolina, czy to ty?

- Tak, Slender to ja.

Operator wszedł do pokoju i gdy zobaczył dziewczynę chyba nie mógł się wysłowić.

- Gdzie się podziewałaś? Wszędzie Cię szukałem.

- To skomplikowane.

- Wcale, że to nie jest skomplikowane! Papo, Karolina była w Undertale, i tam opanowała teleportację! Niedługo się dowie, jaka będzie następna fajna sztuczka, którą będzie musiała opanować.

- Sally, mogłaś nie mówić. Zepsułaś niespodziankę.

- Niespodziankę?

- Tak to miała być niespodzianka, dla Slendera. Ale skoro powiedziałaś, niespodzianki nie będzie.

- Przepraszam, nie wiedziałam.

- W porządku, aniołeczku. Nie jestem na Ciebie zła.

- Yey!

Karolina zaśmiała się i postawiła Sally na podłodze.

- A gdzie idziesz teraz?

- Do sypialni. Jestem wykończona po treningu z klasycznym Sans'em.

- Zaprowadzę Cię. Nie pozwolę, byś nagle zemdlała na schodach.

- Jesteś kochany G.

Kiedy zakochani poszli na górę pozostali zaczęli między sobą szeptać. Dokładnie słyszałem co szeptali. Toby, Diego, Susan i Brain podeszli do mnie.

- To naprawdę ona?

- Tak, Toby.

- Ona wygląda zupełnie inaczej, niż wcześniej.

- Wspominała coś o jakiś pięciu szkieletach, które podarowały jej magię. Dlatego tak wygląda.

- Czy wy też myślicie, o tych szkieletach, o których ja myślę?

- Coś czuję, że tak.

- WingDing Gaster i cztery wersje jego osoby. To oni dali jej kryształ mocy.

- Ale dlaczego?

- Uznali, że Karolina będzie odpowiednią osobą, która okiełzna potęgę kryształu. Nie ma innego wyjaśnienia.

- Jasne. Teleportację ma już opanowaną, teraz musimy czekać i zobaczyć jaka będzie następna sztuczka. 

Kilka dni później na polecenie Operatora towarzyszyliśmy Karolinie i jej chłopakowi podczas wizyty w jej dawnej szkole. Nic nie wskazuje na jakieś komplikacje.

- Powiedz Karolina jak Ci się układa w waszym związku?

- Bardzo dobrze. G jest bardzo kochany, uroczy i troszczy się o mnie jak mało kto. Broni mnie przed zagrożeniami, szczególnie ze strony jedengo z braci Slendermana.

- Fajnie. Nie denerwuje Cię jego zachowanie?

- Nic z tych rzeczy. G bardzo się stara by mnie nie denerwować. Zachowuje się niezwykle dojrzale, ale zdarza mu się jakiś dziecinny wybryk. Lecz za to właśnie go kocham.

- Gracjan ogarnij się.

- Widzę, że Twój facet nadal zachowuje się jak dziecko, mimo, że ma dziewiętnaście lat.

- Tak, niestety. Przestaniesz wreszcie?

- Hey G, chcesz zajarać?

- Dzięki ale wolę zwyczajne papierosy. Dymu z elektrycznych, nie byłbym w stanie zamienić w energię.

- Co chcesz przez to powiedzieć?

- Dziewczyno, jestem magicznym szkieletem. Więc to chyba normalne.

- Misiaczku, chyba zapomniałeś, że oni się nie znają na magii.

- Tch, racja. Ciągle zapominam, że ludzie bez odrobiny wyobraźni nie wiedzą o czym mówię.

Karolina uśmiechnęła się. Wtem poczułam dłoń Diega na ramieniu.

- Blond zagrożenie nadciąga.

Spojrzałam za siebie. Dziewczyna, nazywana przez nas ''blond zagrożeniem'', nadbiegała.

- Hey, Karolina, G, może będziemy powoli wracać do willi.

- Jesteśmy tu dopiero od kilku minut. Gdzie Ci się tak spieszy Suze?

Diego podszedł do szkieleta i szepnął mu te dwa słowa. Niestety spóźnił się.

- Karolina fajnie wyglądasz.

- Uhm, dzięki.

- Też chciałabym tak wyglądać.

- To możesz sobie pomarzyć. Nigdy nie będziesz tak wyglądała.

- Serio? Bardzo bym chciała.

Robi się groźnie.

- Natalia przebiegłaś już wyznaczoną ilość okrążeń?

- Tak.

- To teraz jedno okrążenie, marszem.

Dziewczyna odeszła. Na chwilę obecną mamy z nią spokój. Pewnie zrobi to jedno okrążenie i wróci. Huh? Gdzie Karolina? G'ego też wywiało.

- Diego pójdziesz ich poszukać?

- Nie muszę. Są na ławce niedaleko bramy.

- Skąd wiesz?

- G napisał mi sms-a gdzie są. Karolina usłyszała twoje myśli i teleportowała się w tamto miejsce. Musi ochłonąć. G jest przy niej i ją uspokaja.

- Nie potrzebnie pomyślałam w ten sposób, ale co na to poradzę, że to prawda.

- Wiem o tym Suze. Wiem.

W tym samym czasie, punkt widzenia G'ego:

Po tym jak moja ukochana usłyszała myśli Susan, teleportowała się w inne miejsce. Zrobiłem to samo. Siedziała na ławce ze spuszczoną głową. Usiadłem obok.

- Spokojnie skarbie. Wszystko będzie dobrze.

- Nie musisz mnie pocieszać. Będzie tylko gorzej.

- Nie wiesz co mówisz. Będzie dobrze.

Nie odpowiedziała. Szczerze mówiąc, nie nawidzę takich momentów. Momenty, w których Karolina siedzi i milczy są najgorsze.

- Skarbie...

- To nie ma sensu.

- O czym mówisz?

- O wszystkim. To nie ma sensu.

- Jesteś przemęczona. Nie masz pojęcia o czym mówisz. Zbyt wiele emocji jak na jeden dzień.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro