4: Czemu chciałaś mnie zranić?

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Ellie przez ostatnie dnie zachowywała się dziwnie. Zaraz, zaraz; gdybym miał się cofnąć do początków jej niepokojącego zachowania, musiałbym zacząć opowieść od wakacji. Stała się bardziej opryskliwa dla rodziców, w szczególności dla mamy, i usilnie próbowała podkreślić swoją urodę makijażem. To wkurzająca, młodsza siostra, ale jedno musiałem jej przyznać – była naturalnie piękna i o wiele lepiej wyglądała bez ciemnych cieni na powiece. Zapewne wpływ na to miała rockowa muzyka, która nieustannie dudniła w naszym domu.

– Mama nie będzie zadowolona – mruknąłem znad miski płatków śniadaniowych, przyglądając się wyglądowi siostry. Na powiekach namalowała grube, czarne kreski, a usta pociągnęła intensywną czerwienią. Nie powiem, makijaż wykonała starannie, najprawdopodobniej dzięki tym durnym filmikom na YouTube. Gdyby miała te trzy lata więcej, nawet obejrzałbym się za nią na ulicy... Fuj, stop, to moja siostra!

– Sama się tak maluje – odpowiedziała zaaferowanym tonem. – Katie też nosi czerwone usta do szkoły i mama jej nie zabrania.

– Katie nie jest od ciebie starsza? – spojrzałem na nią pobłażliwie.

– Tylko o kilka miesięcy – parsknęła.

– Jej matka podobno ma lepsze rzeczy do roboty, jak uganianie się za obcymi facetami – zaśmiałem się, wspominając fragment rozmowy rodziców po wywiadówce. – Na twoim miejscu zmyłbym to przynajmniej z ust, zanim mama zejdzie na dół.

– Nie ma szans, zbyt zajebiście w niej wyglądam. – Wysłała mi buziaka w powietrzu. Na jej wargach pozostały kropelki mleka.

– Ale będziesz miała przypał. – Pokiwałem głową z satysfakcją malującą się na ustach.

– Ty za to już masz przypał – odgryzła się, zaraz potem umieszczając w policzkach ostatnią porcję płatków.

– Słucham?

– Nie wiedziałam, że taki z ciebie zbol. Koleżanki Michelle mierzą mnie wzrokiem w szkole. – Wstawiła miskę do zlewu, odchodząc od stołu, jak gdyby nigdy nic.

– O czym ty mówisz? – zawołałem za nią do salonu, czując nieprzyjemny dreszcz wzdłuż pleców. Pakowała drugie śniadanie do torebki, bo przecież „plecaki są dla dzieci i facetów".

– O tym, że zerwałeś z Michelle, bo nie chciała się z tobą ruchać. – Odwróciła się dramatycznie na pięcie, wprawiając zasłonę ciemnych włosów w ruch. Kosmyk zahaczył o jej buzię, więc natychmiast ściągnęła go palcem.

– Jak ty się w ogóle odzywasz? – Podniosłem głos, ganiąc Ellie, ale wewnętrznie ogarnęła mnie panika. Zacisnąłem mocno żuchwę i niemal cisnąłem naczyniem o blat.

– Nie liczy się to, co mówisz, ale to, co robisz. Powinieneś zwalić sobie porządnie konia, zamiast tak traktować dziewczyny. – Jej cięty język tylko pogarszał sytuację, wzmagając mój gniew.

– Jesteś nienormalna!

Krzyki z dołu najwyraźniej dotarły do matki, która miała zawieźć dzisiaj Ellie do szkoły. Zbiegła po schodach, by za chwilę znaleźć się pomiędzy nami.

– Co się tutaj dzieje? – W dłoni nadal trzymała szczoteczkę tuszu do rzęs.

– Ellie wymalowała się jak prostytutka. – Nie miałem zamiaru uważać na słowa. Jej zachowanie przypominało rozwydrzoną gówniarę, którą od kilku tygodni się stała. Nawet Stanley jakiś czas temu stwierdził, że już nie lubi z nią rozmawiać.

– A Jim zachowuje się jak dupek! – wrzasnęła na cały dom. – Słyszałaś, co zrobił Michelle?

– Zamknij się!

– Ellie, prosiłam cię, byś nie malowała się tak mocno. – Mama westchnęła, a na jej czole pojawiła się zmarszczka. Zamknęła tusz i wrzuciła go do torebki, z której po chwili wyjęła chusteczkę higieniczną. – Chodź tu do mnie.

– Chyba sobie robisz jaja! Twój synek zmusza dziewczynę do seksu, a ty masz pretensję o pomadkę? – Podparła się pod boki zdeterminowana. W tych czerwonych biodrówkach z paskiem nabitym ćwiekami, obcisłej, czarnej bluzce i wyzywającym makijażu wyglądała jak mała punkówa.

– Nie mów do mnie w ten sposób – powiedziała stanowczo matka i bez ostrzeżenia podeszła do Ellie, próbując zetrzeć to, co miała na ustach. Dziewczyna z siłą odepchnęła jej rękę, sprawiając, że kobieta zachwiała się do tyłu.

Widziałem, jak na twarzy mamy pojawił się smutek i bezsilność. Przez chwilę walczyła ze łzami błyszczącymi w jej głębokich, niebieskich oczach, aż finalnie jedna z nich potoczyła się po policzku. Podszedłem do niej i położyłem rękę na łopatkach, przytulając ją do swojego ramienia.

– Jeżeli teraz tego nie zmyjesz, zawołam ojca – ostrzegłem siostrę. Wyglądała na zmieszaną i może nawet zaskoczoną własną reakcją wobec Clarie. Utkwiłem w niej swoje surowe spojrzenie, gładząc plecy matki. Ostatecznie Ellie fuknęła i popędziła do łazienki znajdującej się na parterze domu w akompaniamencie trzaskających drzwi.

Mama wybuchła niespodziewanie płaczem. Wtuliłem ją w siebie, nie wiedząc, co więcej zrobić. Tym razem siostra przesadziła. Żałowałem, że tata tego nie widział; nie dość, że Ellie dostałaby za swoje, to jeszcze przekonałby się o jej prawdziwym obliczu. Niestety, ale pozwalała sobie na takie zachowanie wobec matki tylko, kiedy ojca nie było w pobliżu.

– Czasami nie wiem, jak z nią rozmawiać – przyznała, pociągając nosem. – Dobrze, że cię mam, synu. Ty nigdy nie tracisz zimnej krwi.

– Chciałbym, żeby to była prawda. – Pozwoliłem jej wysunąć się z objęć, by starła ostrożnie łzy z makijażu.

– Słyszałam od Isabelli, co mówiła o tobie Michelle. Powiedziałam jej, że to wasza sprawa, a ty nigdy byś się tak nie zachował. Jesteś dobrym chłopcem. – Pogłaskała mnie po włosach.

Najwyraźniej mama widziała we mnie niezmącone niedojrzałością dobro. Czasami patrzyła z taką miłością i przywiązaniem w moje oczy, jakbym był dla niej prawdziwym darem, wręcz cudem. Mieliśmy niewytłumaczalną więź, dzięki której czułem się wyjątkowy i nieskazitelny. Zresztą, często mi to powtarzała... A ja swoim milczeniem ją okłamywałem. Poczułem wstyd; chciałem jej to wszystko opowiedzieć, wytłumaczyć się, ale ojciec od początku ostrzegał, że takie mogą być konsekwencje mojego zachowania. Teraz nie pozostawało mi nic innego, jak wytłumaczyć tę sytuację z Mish i spróbować dojść chociaż do namiastki porozumienia.

***

Przynajmniej dzień w szkole wypadł całkiem w porządku. Spędziłem dwie przerwy z Sammy; rozmawialiśmy o projekcie na angielski i pomogłem jej wybrać przekąski na imprezę. Przyznam, że kilka razy rzuciła naprawdę niegrzecznym tekstem, ale podobało mi się to. Na pewno stanowiło miłą odmianę od oschłości Michelle, która najbardziej lubiła słuchać komplementów na swój temat. Flirtując z Sammy, czułem, że naprawdę mogłem się komuś spodobać.

Gdy oglądałem swoją sylwetkę w lustrze, nie widziałem niczego specjalnego; długowłosy chudzielec, mierzący ponad sześć stóp. Jeśli się dobrze przyjrzałem, dostrzegałem zarysy mięśni na brzuchu i torsie, jednak przy tak bladej skórze ledwie było je widać. Mish mówiła, że pociąga ją moje wcięcie na biodrach, ale i tak rzadko decydowała się mnie tam dotykać. Może to przez te włosy wzdłuż brzucha? Kazała mi je zgolić, ale odgryzłem się, że nie jestem pedałem jak Ryan. Kiedy patrzyłem wyżej, widziałem niepokojąco jasne, seledynowe tęczówki i policzki, które podczas uśmiechu zamieniały się na wysokości kości jarzmowych w dwa okrągłe jabłka, robiąc miejsce dla charakterystycznych wgłębień. Mógłbym nawet polubić swój prosty nos, gdyby nie jego owalny czubek, dzięki któremu zimą przypominałem klauna. Dobrze, że chociaż wargi były w porządku, choć przez moment miałem fazę, że są zbyt pełne, a przez to zbyt kobiece, ale czemu się dziwić – mama posiadała naprawdę duże usta.

Najchętniej nie psułbym sobie dobrego humoru, zawdzięczonego Sammy, ale sprawy zaszły za daleko. Może jakoś przeżyłbym łzawe zwierzanie się na ramieniu matki, jednak roznoszenie plotek w starej szkole, gdzie nie istniała możliwość samoobrony – tego było za wiele. Po zakończonych zajęciach ruszyłem prosto do tej zapchlonej budy. Zamierzałem znaleźć Michelle na przerwie i spróbować przemówić jej do rozsądku. Wszedłem po znajomych schodach do wnętrza secondary school i rzuciłem lekko do ciecia, że przyszedłem po siostrę. Rozpoznał mnie, więc nie wyraził niezadowolenia; zdążyłem wysłać smsa do Stanleya i Ellie, by zeszli do holu na dół, zanim rozbrzmiał dzwonek na przerwę, a uczniowie zaczęli wylewać się z klas na korytarze.

– Cześć. – Przywitałem Stana, zapominając, że przecież najpierw musiał poprawić moje przypinki, inaczej nie byłby sobą. Zauważyłem niezgoloną, nieco rudawą bródkę na jego twarzy. Dziś czwartek, więc nosił biały T-shirt. W spodniach z rozszerzanymi nogawkami i czerwoną bandanką na włosach jeszcze bardziej przypominał hipisa. Mógłbym się założyć, że zabrał ją matce; tata wspominał, że ciocia kiedyś lubiła zdobić chustami głowę.

– Cześć. – Wyprostował się i odsunął ręce od kurtki, niespodziewanie patrząc mi prosto w oczy.

– Wszystko w porządku? – Zmarszczyłem brwi podejrzliwie.

– Taaak – przeciągnął zabawnie, więc nie kryłem śmiechu.

– Widziałeś dzisiaj w szkole Michelle?

– Widziałem. Godzinę temu przytulała się z Ryanem na pierwszym piętrze – powiedział, jakby relacjonował, co sobie kupił do jedzenia w szkolnym sklepiku. Zalała mnie złość. – Co jest? Chcesz do niej wrócić?

– Czy ja wyglądam na desperata?! – odpowiedziałem trochę głośniej, niż to było konieczne.

– Troszeczke. – Ellie wyrosła znikąd, ponownie wymalowana czerwoną szminką, którą wcześniej starła przed wyjściem. – Jak ci się podoba mój makijaż, bracie? By the way, cześć, Stanley.

– Cześć – odpowiedział z prędkością światła.

– Spasuj. – Wykonałem stanowczy ruch ręką w jej stronę. – Mam w dupie twój makijaż. Szukam Michelle, widziałaś ją gdzieś po drodze?

– Och, ależ oczywiście, braciszku. – Zatrzepotała rzęsami ze sztucznym uśmiechem. – Wymienia się śliną na patio z lepszą wersją ciebie.

– Z drogi. – Odsunąłem pogrzaną siostrę na bok, zostawiając z nią przyjaciela.

Stawiałem duże kroki, przepychając się między grupkami uczniów. Kilka osób wołało mnie, bym podszedł i z nimi porozmawiał, ale nie miałem czasu na sentymenty. Musiałem zobaczyć na własne oczy, jak moja była udaje ofiarę, jednocześnie wisząc na tym bogatym chujku.

Nie zrozumcie mnie źle. Moi rodzice również zarabiali dobre pieniądze; tatę najbardziej wzbogaciły jego komiksy, a mamę... fakt, że była żoną sławnego artysty. Dzięki temu nie brakowało chętnych do sesji w jej studiu, z jej fotografami. Nigdy niczego nam nie brakowało, a ojciec miał wręcz tendencję do rozpieszczania. Posiadałem najlepszą gitarę elektryczną na rynku, najbardziej profesjonalny mikrofon; nawet Stanleyowi mój stary kupił na urodziny lepszą perkusję, by „nasz zespół miał ręce i nogi". Wujek Mike nie był do końca z tego zadowolony, ale mniejsza o to. Konkludując, nigdy nie obnosiłem się kasą rodziców. Te pieniądze należały do nich, zostały zarobione ich rękami, a ja miałem to szczęście, że urodziłem się w zamożnej rodzinie. Ojciec Ryana robił krzywe interesy, pracując niby jako bankier, ale synuś wręcz ociekał dumą w swoich ciuchach od projektantów. Jak można zostać gwiazdą grunge'u, nosząc na sobie jebane Armani? W dodatku opowiadał na prawo i lewo, jakich to jego stary nie ma wpływów. To kłóciło się z czymkolwiek, co znałem.

Widok, jaki zastałem na szkolnym patio, nie odbiegał mocno od opisu Ellie: Michelle siedziała na kolanach Ryana, wpatrując się w niego jak w święty obrazek. Nie obchodziła mnie reakcja otoczenia, więc po prostu stanąłem im naprzeciw, ze słowami, które miałem do powiedzenia:

– Wytłumaczysz mi, co twoim zdaniem wyprawiasz? – Utkwiłem w niej wzrok pełen gniewu. Jej towarzysza potraktowałem jak zepsute powietrze, krzywiąc się na samą świadomość, że siedzi z nosem wtulonym w czerwony sweterek dziewczyny.

– Ja za to zapytałabym, co twoim zdaniem ty wyprawiasz, zjawiając się tutaj, ale zapomniałam, że zostawiłeś tu swoją świtę – parsknęła, całą sobą pokazując niechęć do mojej osoby. Ostentacyjnie obejrzała swoje paznokcie, by po chwili odwzajemnić wrogie spojrzenie.

– Możesz przestać wygadywać bzdury na mój temat swojej matce, a przede wszystkim ludziom w szkole? – Czułem, że oddychałem szybciej. Nie byłem typem, którego łatwo wytrącić z równowagi, ale zachowanie Mish i okoliczności naszego zerwania nie należały do sytuacji z kategorii właściwych.

– To nie są bzdury, Jimmy – zwróciła się do mnie, jakby rozstanie nie miało miejsca. Wstała z kolan milczącego Ryana, stając ze mną twarzą w twarz. – Pamiętasz, co ci obiecałam, po tym, jak beznadziejnie mnie potraktowałeś? Że każdy się dowie, jakim jesteś śmieciem.

Ludzie wokół nas zaczęli przyglądać się badawczo rozmowie. I dobrze. Skoro nie mogłem bronić się przed jej plotkami na co dzień, to pozostawię im wszystkim słodkie wyjaśnienia.

– Jestem śmieciem, bo robiłem ci dobrze za każdym razem, gdy o to prosiłaś? Czy może dlatego, że miałem serdecznie dość bycia pieprzonym trędowatym w twoich oczach?! – krzyknąłem, a kątem oka dostrzegłem zwrócone w naszą stronę twarze.

– Ej, gościu. – Ryan chwycił moje ramię. Obrzydzała mnie jego bluza Calvina Kleina, tuż nad cholernymi łańcuchami, zwisającymi ze szlufek spodni. Każdy, skończony idiota jest w stanie nauczyć się gry na basie, a on był na to idealnym przykładem. – To, co robisz, nie jest w porządku.

– Ej, gościu, pierdol się! – Pchnąłem go, zapominając o własnym rezonie, a ten opadł z powrotem na ławkę za swoimi plecami. Jego rysy nabrały dzikości.

– Jaki jest twój problem? Przecież wiedziałeś, że tak czy inaczej Mish wybierze mnie. – Nie był w stanie stanąć ze mną do walki przez swój mikry wzrost, odstający jedynie cal od drobnej szatynki. Chyba wydawało mu się, że będzie w stanie dowalić mi, wzbudzając zazdrość, ale niestety nie czułem do dziewczyny niczego prócz żalu.

– Proszę bardzo, niech wybierze nawet pieprzonego Enrique Iglesiasa, nie robi mi to różnicy. – Wzruszyłem ramionami, czując ciężkość skórzanej kurtki. – Byle, by zamknął jej usta.

– Jesteś chory! – Brązowe loki Michelle zatrzęsły się, gdy żywo gestykulowała rękami przed moim nosem. – Przyznaj, że gdybym wtedy dała ci, czego chciałeś, to nie miałbyś z tym najmniejszego problemu!

– To prawda, Michelle, dlatego dziękuję ci – ukłoniłem się głęboko – że wyleczyłaś mnie z bycia kretynem. Jednocześnie ostrzegam, jeśli dalej będziesz żonglować naszym życiem seksualnym przed całą szkołą, upewnię się, by uzupełnienia trafiły do wszystkich, łącznie z twoją wścibską mamusią.

Zanim obróciłem się na pięcie, zmierzyłem wzrokiem byłego kolegę z zespołu z obrzydzonym grymasem.

– Jeszcze pożałujesz, że ze mną zerwałeś! ¡Maldita basura!5

Vete a la mierda6 – odpowiedziałem wyrażeniem, którego sama mnie nauczyła, nie siląc się na podniesienie głosu. Wyszedłem z budynku, macając się po kieszeniach kurtki w poszukiwaniu papierosów.


5 Maldita basura (z hiszp.) – pieprzony śmieć.

6 Vete a la mierda (z hiszp.) – odpieprz się.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro