"Bawimy się w wojnę! Ta-ta-ta!"

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

   Billie Pov~

—Ble! Jak tu ohydnie!— Krzyczała Man, omijając pajęczyny. Jednak, ciągle wpadała twarzą, prosto w piękne wytwory pająków. Owinięte, w sieci, muchy, delikatnie zwisały jej z włosów. Dziewczyna, z obrzydzeniem je zrzucała.
   — Opanuj się! To nie są luksusowe wakacje! — Krzyknęła Zarija— Wkurzasz mnie!
   — Ha! Dzięki! Mam jeszcze wiele innych cech!— Odpowiedziała, krzywiąc usta w psychicznym uśmiechu. Zarija, przewróciła oczami, i wróciła do eksplorowania terenu. Tymczasem ja z Xelą, próbowałyśmy wyznaczyć kierunek naszej trasy. Mrok, narzucał na nas swoją ciemną szatę, przysłaniając nam widok. Jakby chciał powiedzeć: I tak jesteście zgubieni... Zawróćcie!
Między drzewami, pojawiały się postacie, które wchodziły i wychodziły kolejno. Wyglądały jak demony, lecz to były tylko nasze cienie. Patrzyłam w głąb lasu, zastanawiając się, co z nami będzie. Jesteśmy skazani na siebie. Prawdopodobnie, do śmierci. Z rozmyśleń, wyrwała mnie Xela:
   — Hej! Pobudka, śpiąca królewno! Wiem, że śnisz na jawie, ale ciągle siedzimy w lesie!
— Sorki. Zastanawiałam się nad czymś...— Powiedziałam, prostując się.
— Pff... Z deszczu pod rymnę. Najpierw, mogliśmy spłonąć żywcem, teraz zgubiliśmy się w lesie! Mamy tylko broń, i siebie nawzajem!
— Jedynym rozwiązaniem, jest zrobić postój. Jutro, jak będzie jaśniej, spróbujemy wydostać się stąd jeszcze raz.
— Zbierzmy grupę.
— Hej. Gdzie jest Garrett?— Zapytałam.

Garrett Pov ~

Chodziłem po lesie, szukając czegoś do jedzenia. Nie jedliśmy od... Nie chce mi się liczyć! W pace, dawali nam jakieś breje, których nie dało się przełknąć! Tu, jesteśmy w ruinach miasta, gdzie znaleźliśmy tylko trochę, nadgniłego jedzenia! Skoro tak, to nie pozostaje nic innego, jak zdać się na survival. Mały problem: Nie jestem harcerzem! Cudem będzie, jeżeli cokolwiek znajdę. Wtedy, usłyszałem szelest w krzakach. Wyjąłem pistolet, mając nadzieję że to jakieś zwierzę. Odbezpieczyłem broń, czekając na odpowiedni sygnał, do strzału. Gdy nagle z krzaków wylazła Man...
   — Elo! — Krzyknęła na całe gardło— Jak się żyje?
   — Man? Co ty tu...?
   — A sobie przyszłam... I chyba dobrze trafiłam— Dziewczyna zrobiła przewrót na ziemi, i przybliżyła się do mnie.
   — No, podoba mi się twój tok myślenia...

Dziewczyna, poruszyła brwiami, w wiadomym geście.

— Na przyszłość, uważaj. Mogłem cię zastrzelić— Odparłem, chowając broń.
— Mhm... Mów dalej— Powiedziała, kładąc mi,głowę na ramieniu. Takie dziewczyny lubię! Wtedy, usłyszeliśmy strzały.— No nie... Znowu!?
   — Musimy im pomóc. Chodź, mała!— Powiedziałem. Pobiegliśmy w kierunku naszego towarzystwa...

Xela Pov~

Rozkładałyśmy z Billie obóz. Całe szczęście, że byłam szkolona, do wytrzymania w takich warunkach! Powiem szczerze, że nie było tak źle. Kiedyś, kazali mi spędzić tydzień na pustyni. Uwielbiałam ryzyko. Próbowanie nowych rzeczy, było dla mnie cudowne i ekscytujące. Gdy próbowałam, rozpalić ogień, usłyszałam coś. Cichutkie, ale mam świetny słuch. Dochodziło zza moich pleców. To był klik, odbezpieczanej broni. Zrozumiałam, że to szpiedzy. W wyobraźni, widziałam co robi. Powoli, podnosił swoją broń, by nikt go nie usłyszał. Celował na mnie z dosyć masywnego, celnego karabinu. Przykładał palec do spustu, i wtedy, byłam szybsza!
Błyskawicznie się obróciłam, strzelając do szpiega. Ten, bezwładnie spadł z drzewa na ziemię. Po chwili, obok mojej twarzy, przeleciał z błyskiem światła, kolejny pocisk. Uchyliłam się, i strzeliłam w kolejnego szpiega.

   — Billie!— Krzyknęłam— Chwytaj za broń! Tu są szpiedzy!
    — Co?— Wtedy, tuż obok niej, przyczaił się kolejny wróg. Na szczęście, zestrzeliłam go, zanim zdążył oddać strzał. Na miejscu, natychmiast znalazły się Akemi i Zarija.
— Otoczyli nas! Szpiedzy, snajperzy... Jest ich mnóstwo!— Powiedziała Servio, wyjmując pistolet.
— Tak czy siak, załatwimy ich— Xela wyjęła cały swój ekwipunek. Przez ułamek sekundy, panowała głucha cisza. Cała nasza czwórka, czekała w gotowości. Akemi, wyjęła obie katany, wypatrując wrogich wojsk. Idelaną ciszę, przerwały nagłe strzały. W jednej chwili, w powietrzu zaroiło się od pocisków. Automatycznie, zaczęliśmy strzelać. Akemi, pobiegła w las, zwinnie unikając latających kulek. Usłyszeliśmy świst japońskich mieczy, jęki umierających. Krew, lała się na trawę, zmieniając piękną, ciemno zieloną barwę, na szkarłatną, tłustą krew.
Xela, naładowała pistolet, i zaczęła strzelać całymi garściami pocisków.
Ja, wlazłam na drzewo, by określić, ilu ich jest. Był to jednocześnie mój punkt strzelania.

— Jest ich za dużo! Za chwilę będziemy martwi!— Krzyknęłam. Wtedy, pojawiły się osoby, które... Nie wiem, czy miałam się cieszyć, czy się załamać.
— Super-ja!— Krzyknęła Man, wyskakując jak torpeda z krzaków. Zaczęła taranować, bić, uderzać zdezorientowanych wrogów. Chwilę później, wpadł Garrett. Natychmiast zaczął strzelać. Ale mimo tego wkurzającego wsparcia, wrogów się ciągle mnożyło.
— Musimy się wycofać! Zarządzam, odwrót!— Krzyknęłam, do reszty grupy.
— Co!? Znowu!? Będziemy tak ciągle uciekać?— Protestował Black.
— To jest rozkaz! Odwrót!

Reszta Legionu, z wielką niechęcią, pobiegła za mną. Wiedziałam, że zgubimy ich w lesie. W końcu, muszą się poddać. A poza tym, zrozumiałam coś. Nasi wrogowie, to cywile. Niegdyś, nasz współpracownik, przyjaciel, sąsiad, brat... A teraz, gdy zostali zmuszeni do walki, musimy ich zabić... Ale jak pokonać przeciwnika, którego nie można zastrzelić?

_____________________________________________________________________________
I jak? Mam nadzieje, że wszystko jest okej ^^

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro