"Wejście w wielkim stylu! Czyli, czy oni naprawdę chcą nas powystrzelać!?"

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Zarija Pov~

Biegłam, ile sił w nogach. Po drodze, potykałam się o kamienie, wgłębienia czy przedmioty, leżące na lodowatej ziemi. Mimo, iż nikt mnie nie ścigał, czułam, jakby ktoś za mną podążał. To uczucie, nie opuszczało mnie ani na chwilkę. Może to uczucie, że mam w szyji to wybuchowe coś. Jak się Billie zorientuje, że się wymknęłam, to już po mnie. I tak, nie wymagam już wiele od życia. Nie spotkałam żadnej osoby, która chociaż trochę, by mnie rozumiała! Rodzice, nie rozumieli moich problemów. Oni zawsze byli perfekcyjni! W przeciwieństwie do mnie-ich wadliwej córki. Nawet psycholodzy, psychiatrzy i inni, nie mogli rozwiązać moich problemów! A może po prostu, nie chcieli? Po co społeczeństwu, taki ktoś jak ja? Chciało mi się płakać, na wspomnienie o tym wszystkim, ale się powstrzymałam. Może dlatego, bo nie chcę znać już tego uczucia? Poza tym, jestem na misji samobójczej. Nie stchórzę! Nie będę płakać!
Potykając się o kamienie, dobiegłam do budynku zrujnowanego szpitala. Wielka konstrukcja, ze zburzonym dachem, i wyrwanymi ścianami, wznosiła się nade mną. W niektórych oknach, widziałam przebłyski światła, lub zanikające wiązki. Rzuciłam się, na linę, i zaczęłam się wspinać do góry. Noga mnie strasznie bolała, ale wytrzymałam. Obcierałam sobie ręce i łamałam paznokcie, ale weszłam. Wskoczyłam na parapet i wylądowałam na podłodze szpitala. Wyprostowałam się, i podeszłam pewnym krokiem, do drzwi.

— Hej. Jestem ciekawa, czy nadal wam zależy, na rozwiązaniu sprawy. Bo mam tu pewne interesujące nagranie...— Powiedziałam, machając im przed nosem, telefonem.— Gdybyście chcieli zobaczyć...

Billie podeszła do mnie, i zanim się zorientowałam, wyrwała mi telefon z ręki, bez słowa. Nie spoglądając na mnie, włączyła wideo. Z uszkodzonego głośnika, słychać było cichutki dialog, i krzyki. Billiie, i reszta oglądali, a oczy wychodziły im z orbit.

   — To... Są... Cywile...— Wyjąkała Xela.
   — I wszytsko w jednej chwili, stało się jasne!— Powiedział, wesoło Garrett.— To teraz, poślijcie tam wojsko, a nam zwróćcie wolność. I po sprawie!
   — Nie!— Wykrzyknęła Billie— Zajmiemy się tym do końca!
   — Oj, błagam! Dajcie spokój! Nasza szóstka, na całą armię...? Masz zbyt bujną wyobraźnię— Mruknął chłopak. Xela jednym, sprawnym ruchem, wyjęła pistolet i wycelowała w Garretta.
   — Jeszcze jedno słowo, a będziesz rozważał sens piekła!— Powiedziała, z ogniem w oczach.
   — Spokojnie! Wrzuć na luz!
   — Uspokujcie się! — Zakończyła spór, Billie — Jest jeszcze wiele pytań. Kto nimi przewodzi? I po co to robi?
   — Ła! Powinnaś się zapisać na filozofię!— Mruknęłam. Przewódczyni, przeszyła mnie wzrokiem, który zabija. Był to dla mnie sygnał, żebym lepiej to zakończyła.
   — Dobra. Mamy już ważne informacje, co dalej?— Zapytała Xela.
   – Ja mam lepsze pytanie... Gdzie są Akemi i Man?

Man Pov~

Podążałam za Akemi. Nie wiedziałam gdzie idzie, i w jakim celu. Dlatego, postanowiłam się dowiedzieć! Starałam się poruszać się bezszelestnie. Ale po jakimś czasie, Akemi obruciła się w moją stronę, i powiedziała:

   — Wiem, że za mną idziesz, Man! Nie chowaj się.— Powiedziała czerwono-włosa. Wtedy, rzuciłam się jej na plecy, przytulając ją od tyłu!
   — Tak! Gdzie idziesz?— Zapytałam.
   — Nigdzie. Dołącz do reszty.— Powiedziała, próbując uwolnić się z moich splotów. Ale ja, nie puszczałam jej.
    — Puszcz cię dopiero wtedy, kiedy powiesz mi gdzie idziesz!— Powiedziałam, zaciskając ręce coraz mocniej.
   — To ściśle tajne!
   — Wzmogłaś moją ciekawość!
   — No, dobra! Powiem ci...— Powiedziała w końcu, dziewczyna. Podskoczyłam do góry, i pisnęłam ze szczęścia.
   — Dawaj! Opowiadaj!— Powiedziałam, rzucając się na obrotowe krzesło.
   — No więc...– Dziewczyna nie dokończyła zdania, bo nagle budynek się zatrząsł...
— O ou...– Mruknęłam, łapiąc za kij bejsbolowy. Po chwili, nastąpił huk. Ja i Akemi, przewróciłyśmy się ja podłogę.
— Chyba wiem co się dzieje... I chciałabym, nie mieć racji.— Powiedziała z lekkim przerażeniem w oczach, japonka.
— Musimy dołączyć do grupy... Poczekaj, czy ja czuję w powietrzu zapach dymu...?
— Tu jest składowisko dynamitu! Za chwilę nas podpalą!— Krzyknęła Akemi, zrywając się z podłogi. Obie, pobiegłyśmy w stronę wyjścia.

Zarija Pov~

W pomieszczeniu, panowała kłótnia. Z jakiego powodu? Nie pamiętam. Pamiętam tylko, że nagle, budynek się zatrząsł... Od razu zrozumiałam o co chodzi...

— Atakują nas!— Krzyknęła Billie, łapiąc za broń. Wtedy, usłyszeliśmy huk, jakby coś wybuchało.
   — Wybuchły pod nami zapasy dynamitu!
   – Co!? Jaki szpital, trzyma dynamit!?
— To ONI podłożyli! Myślę, że ostatnia bitwa, była tylko przykrywką, do podłożenia tego ustrojstwa!
   — Są pewnie na całym terenie miasta!— Krzyknęła Xela, próbując przekrzyczeć wybuchy. Wszyscy, zerwaliśmy się z ziemi, i pobiegliśmy w stronę wyjścia. Po drodze, natknęliśmy się na nasze zguby...
   — Man! Akemi! Gdzieście się podziały!? A zresztą, nie ważne!— Krzyknęła Billie, mijając je w przejściu. Dziewczyny pobiegły za nami, prosto do wyjścia ewakuacyjnego. Wszyscy razem, rzuciliśmy się do przejścia, i wyskoczyliśmy jak z procy. Za nami, szpital się zawalił, całkowicie. Budynek, powoli i ciężko opadał na ziemię, a gdy już zderzył się z powierzchnią ziemi, rozpadł się i rozleciał na miliony kawałków. Przed nami, wybuchały kolejne budynki. Rozpętał się pożar... Wszystko zaczęło płonąć...
— Co robimy...?— Zapytałam
— Uciekamy...

_____________________________________________________________________________
Kolejny rozdział, mamy za sobą :D
Jak wam się podoba? Podzielcie się opinią w komentarzu!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro