Rozdział 15. Jak myśli uciekinier?
Anakin od godziny dobijał się do pokoju Shawna. Chłopak w ogóle nie odpowiadał. W końcu Skywalker nie wytrzymał i otworzył drzwi Mocą.
Shawn leżał w łóżku, zakryty kołdrą po czubek głowy.
Anakin westchnął i usiadł na krawędzi sofy.
- Shawn, ja... przepraszam. Za wszystko. Nie wiem, co we mnie wstąpiło.
Shawn nie odpowiedział.
- Tylko nie mów, że strzeliłeś focha – zażartował Anakin i ściągnął kołdrę.
Od razu zerwał się przerażony na widok stosu poduszek.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Bez chwili wahania, Anakin skontaktował się z Harley. Bena na razie nie chciał widzieć.
Jednak rudowłosa również przyprowadziła partnera jego brata.
- Chyba wyraziłem się jasno. Miałaś przyjść bez niego – wskazał na Bena.
Dziewczyna stanęła przed chłopakiem.
- Co jak, co, ale to jest chłopak Shawn. Uznałam, że też powinien się dowiedzieć o sytuacji.
Anakin przewrócił oczami, ale w duchu przyznał dziewczynie rację.
- Przejdźmy do rzeczy – odparła rudowłosa. – Trzeba w takich sytuacjach myśleć jak uciekinier. Gdzie Shawn mógł się udać?
Anakin bezradnie wzruszył ramionami.
- Nie mam pojęcia. Jedynie mogę być pewny, że od czasu jego ,,wielkiej podróży" woli przebywać w miejscach, które dobrze zna.
- To już coś – odparł Ben.
- Ale tych miejsc jest mnóstwo – dorzucił Anakin. – Coursount, Tatooine, ewentualnie Velorum, życia nie starczy na sprawdzenia ich wszystkich.
- Niekoniecznie – skomentowała Hurley. – Shawn jest na to za sprytny. Bardziej bym obstawiała planety, na których Shawn był tylko przez krótki moment. Aberade, Ryloth, Naboo... od tego bym zaczęła.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
- Głupi piasek! – jęknął Shawn, wytrzepując piach z butów.
Tatooine, jego rodzinna planeta, to była pierwsza myśl Shawna, gdy uciekał z domu. Przez moment miał wyrzuty sumienia, ale szybko się ich pozbył, gdy przypominał sobie, gdy Anakin go uderzył. I tylko dlatego, że kochał mężczyznę. No właśnie, Ben. Shawn nawet przez chwilę o nim nie pomyślał. Chłopak pacnął się czoło. Czemu zawsze musiał coś spaprać?
Nagle usłyszał jak ktoś głośno klnął. Na Tatooine to w sumie nic nowego, ale Shawn miał wrażenie, że jednak skądś znał ten głos. Wiedziony ciekawością, poszedł za głosem i zobaczył jakiegoś mężczyznę w średnim wieku, który wyzywał swój transportowiec od największego złomu w galaktyce.
Shawn podszedł bliżej i wtedy dostrzegł, że ten mężczyzna miał takie same rysy twarzy jak sam chłopak. Nagle zalała go fala wspomnień z wczesnego dzieciństwa. Jeszcze sprzed Velorum.
Wtedy mężczyzna rzucił swój klucz, pechowo w stronę Shawna. Chłopak pochylił się w ostatniej chwili, a potem podniósł przedmiot i podszedł do mężczyzny.
- To chyba pana – powiedział, oddając narzędzie.
Mężczyzna obmierzył go surowym spojrzeniem i wyrwał klucz.
- Oddaj mi to dzie... - urwał nagle, spoglądając prosto w oczy Shawna. – Masz oczy Shmi...
Shawn nie wierzył własnym oczom. Po tylu latach...
- Tata?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro