Rozdział 4

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

//Miesiąc później//

Starszy był dziwny, spędzał ze mną czas podczas każdego posiłku pomimo, że w następnych dniach nadal byłem cicho. Wydawało się, że zapomniał, że byłem jedynie jego więźniem; dbał o mnie i pilnował by niczego mi nie brakowało. Zaczął traktować mnie niemal jak niemego towarzysza pozwalając się czasem zanurzyć w ciszy. Najgorszymi momentami nadal były jednak prysznice, które co dwa dni byłem zmuszony brać w jego obecności. Pozytywem był fakt, że bokserki, zawsze pozostawały na moim ciele, aczkolwiek jego dłonie sunące po moim nagim ciele wywoływały u mnie gęsią skórkę wraz z przecinającymi mój kręgosłup falami strachu. Nie jestem pewny czy robił to świadomie, ale często zahaczał o moje sutki, bez zawstydzenia mył moje pachwiny. Miałem też wrażenie, że z dnia na dzień sunie ręką już coraz bliżej mojego krocza. Nie chciałem by mnie tak dotykał ale zbyt bałem się mu zwrócić na to uwagę zwłaszcza, że jeśli nie robi tego świadomie wyjdę na zboczeńca. Może i to były dziwne myśli jak na osobę porwaną ale chyba zaczynałem już odchodzić od zmysłów przez przebywanie w ciągłym zamknięciu.

Zerknąłem na książki stojące na półce nocnej. Przyniósł mi je bym nie siedział ciągle patrząc w ścianę. Westchnąłem ciężko, przecierając twarz. Nie wiedziałem co o tym wszystkim myśleć. Zdawałem już sobie sprawę, że nie muszę się go bać. Mijał już chyba kolejny tydzień, w którym nikt mnie nie szukał. Ciekawiło mnie czy kiedykolwiek ktoś zauważy moje zaginięcie. Poprawiłem swoją poduszkę czując jak morzy mnie sen. Przymknąłem oczy pozwalając odpłynąć swojemu umysłowi do krainy snów.

***

Krew spływała, barwiąc poduszkę powietrzną, na której leżała bezwładnie głowa mojej mamy. Cały świat wirował przed moimi oczami, a ból rozlewał się po moimi ciele z tak wielu różnych stron, iż nie byłem w stanie stwierdzić co się stało.

Podniosłem powoli dłoń, dotykając delikatnie ramienia mojej mamy. Potrząsnąłem nią lekko, starając się ją obudzić, jednak nie zareagowała. Panika zaczęła wypełniać moje żyły adrenaliną, przez którą nie czułem już takiego bólu. Odpiąłem pasy i podniosłem powoli głowę mojej mamy.

— Karetka już jedzie. Proszę się nie ruszać. — usłyszałem z za okna jednak cały świat przestał dla mnie istnieć kiedy przed moimi oczami widniała krwawa twarz mojej mamy...

— Jin? Jin, obudź się.

Poczułem jak ktoś potrząsa moim ramieniem. Usiadłem od razu w panice, zaczynając odsuwać się od obcego dotyku. Dopiero po dłuższym momencie panika zaczęła opuszczać moje ciało znikając w niepamięć, wraz z tragicznymi obrazami z horroru. Popatrzyłem na porywacza, wyrównując swój oddech.

— Wszystko w porządku? — zapytał delikatnie zakładając moje włosy za ucho. Kiwnąłem jedynie głowę, a starszy przestał drążyć, akceptując moje oczywiste kłamstwo.

— Mam dla ciebie bardzo dobre wieści — powiedział, po raz pierwszy wyraźnie podekscytowany, mężczyzna. To był dość osobliwy widok, aczkolwiek musiałem przyznać, że był całkiem przyjemny.

— Um... Tak? — zapytałem zaciekawiony. Mój głos, po wielu dniach nie odzywania się, brzmiał dziwnie – wręcz obco. Widziałem zdziwienie na jego twarzy, spowodowane moją odpowiedzią, które szybko przeistoczyło się w jeszcze większe podekscytowanie niż przed chwilą. Wyciągnął zza pleców dość dziwne nożyczki, przez co po moich plecach przebiegł dreszcz przerażenia. Potrzebowałem dłuższego momentu, by uświadomić sobie o co mu tak naprawdę chodziło. Delikatny uśmiech wykrzywił moje wargi, w końcu mogłem pozbyć się tych gipsów. Przesunąłem do niego moje nogi gotowy pozbyć się tych balastów.

Delikatne, chłodne powietrze zaczęło owiewać moje nogi, które sprawiały wrażenie lekkich jak piórko. Zacząłem je rozmasowywać i ruszać wszystkimi stawami, zadowolony w końcu odzyskując pełną sprawność.

— W końcu chyba możesz wykąpać się bez większych problemów — zaśmiał się delikatnie, na co sam mocniej się uśmiechnąłem. Spuściłem nogi z łóżka, dotykając nimi podłogi.

— Jeszcze przez jakiś czas będę ci pomagać — odparł łapiąc mnie pod pachę, tak bym był w stanie się podnieść.

Jego dotyk budził we mnie nie pokój, wiedziałem jednak, że bez niego nie dałbym rady dotrzeć do łazienki. Kiedy pomógł mi usiąść na wannie, podziękowałem mu dość cicho, czekając aż wyjdzie by móc się wykąpać. 

Kiedy tylko zamknął za sobą drzwi, wyjrzałem znów za okno. Udawanie uśmiechniętego, spokojnego i pozbieranego, z każdym dniem sprawiało mi coraz mniejszy problem. Nawet do tego stopnia, że momentami zapominałem, iż moja nowa rzeczywistości była tak naprawdę okropna. Mój porywacz nigdy nie podniósł na mnie ręki, jednak do tej pory cały czas w pokoju obroża na mojej szyi była przykuta łańcuchem do ściany. Do tego nie mogłem nawet myśleć o wyjściu na wolność. Nie ważne jak dobrze mnie traktował, nadal byłem więźniem mordercy mojego ojca.

Odkręciłem wodę ciesząc się, że w końcu mogę się umyć sam i bez ubrań. W końcu do tej pory zawsze musiałem być w bokserkach i to pod prysznicem, by nie zmoczyć gipsu. Rozebrałem się i zanurzyłem się w wodzie napawając się jej przyjemną temperaturą. Zanurzyłem głowę w wodzie wypuszczając z siebie krzyk, który został przez nią stłumiony. Frustracja wypełniała moje ciało. Wiedziałem, że nikt mnie nadal nie szuka i już nigdy nie będzie szukać. Byłem jednym z kolejnych zaginionych, o których świat nawet się nie dowiedział. Musiałem liczyć jedynie na siebie, a ucieczka z tego miejsca nie była możliwa, na pewno nie teraz, póki jestem słaby i cały czas przykuty.

Trzymałem głowę pod wodą aż poczułem, że zaczynam się dusić. Kiedy wyłoniłem się zacząłem porządnie myć swoje ciało, a zwłaszcza nogi ciesząc się, że odzyskałem chociaż część wolności. Kiedy byłem czysty, nadal siedziałem w wodzie. Rozglądałem się po pomieszczeniu, w którym mógłbym znaleźć coś co mogłoby mi pomóc w ucieczce. Niestety mój porywacz nie był na tyle głupi, by cokolwiek tu pozostawić. Nawet okna były zamknięte na klucz. Westchnąłem ciężko przymykając oczy, aby opanować swój gniew, nie pomógłby mi on w tej sytuacji.

— Wychodź — dźwięk otwieranych drzwi wywołał w moim ciele automatyczną reakcję. Skulony zasłaniałem swoje krocze, zawstydzony tym jak bezprecedensowo obcy wchodził do łazienki, obdzierając mnie z ostatniej tajemnicy. Popatrzyłem na niego zestresowany, nie ruszając się już nawet o milimetr.

— Spokojnie, w końcu mam to samo — zaśmiał się, co jednak mnie nie uspokoiło. — Chodź już — odparł stanowczo, wyciągając ręcznik przed siebie, na co pokręciłem głową. — To nie było pytanie. Wstawaj — znów odmówiłem mocniej się kuląc. To wtedy po raz pierwszy poznałem jego brutalną stronę.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro