Śmierć pułkownika

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

 Też staroć, też z 2012.

 Śmierć pułkownika – pod myśl poety


W głuchej puszczy, przed chatką leśnika,
Rota strzelców stanęła zielona;
A u wrót stoi straż Pułkownika,
Tam w izdebce Pułkownik ich kona.
Z wiosek zbiegły się tłumy wieśniacze.
Wódz to był wielkiej mocy i sławy,
Kiedy po nim lud prosty tak płacze
I o zdrowie pyta ciekawy.

Kazał konia Pułkownik kulbaczyć,
konia w każdej sławnego potrzebie;
Chce go jeszcze przed śmiercią obaczyć,
Kazał przywieść do izby – do siebie.
Kazał przynieść swój mundur strzelecki,
Swój kordelas i pas, i ładunki;
Stary żołnierz – on chce, jak Czarniecki,
Umierając swe żegnać rynsztunki.

A gdy konia już z izby wywiedli,
Potem do niej wszedł ksiądz z Panem Bogiem;
I żołnierze od żalu pobledli,
A lud modlił się klęcząc przed progiem.
Nawet starzy Kościuszki żołnierze,
Tyle krwi swej i cudzej wylali,
Łzy ni jednej – a teraz płakali
I mówili z księżami pacierze

Z rannym świtem dzwoniono w kaplicy;
Już przed chatą nie było żołnierza,
Bo już Moskal był w tej okolicy.
Przyszedł lud widzieć zwłoki rycerza.
Na pastuszym tapczanie on leży -
W ręku krzyż, w głowach siodło i burka,
A u boku kordelas, dwururka.

Lecz ten wódz, choć w żołnierskiej odzieży...


Ruszyli żołnierze - już czas, można wręcz stwierdzić, że teraz albo nigdy. 

Już to czuć, nawet dreptanie po pokoju jest inne, inny chwyt jej ręki na nożu i inne cięcie. Sypią się ciemne kosmyki włosów.


- Umiera – meldują cicho, a ciężko stwierdzić, czy to jeszcze troska o chorego, czy już uzasadniony żal zaciska gardło. 

Wiatr kłania przemocą pokorne drzewa, szepcząc już, że to koniec. 

Nie, nie, to nie może być koniec. Wiatr przecież nie szepce. Wiatr nie wie, lecz choćby nawet wiedział, na pewno nie powie. Kłamie.


- Przyrzekacie? – Emilia pyta twardo, z tą władczą nutką, dzięki której można by skoczyć w ogień.

- Przyrzekamy. – Mężczyźni- bliscy miana podchorążych - kiwają głowami. Emilia uśmiecha się lekko i od razu wydaje piękniejsza. Żywsza. Na moment. 


Koń drży, trzęsie się, nerwowymi ruchami jego kopyta ryją ziemię; każdy jego ruch para wpół martwych, ale bystrych kobiecych oczu obserwuje bacznie, zapamiętuje, koduje. 

Wchodzący żołnierz przynosi ze sobą chłodny powiew złorzeczącego wiatru, ale do tego i sztylet, i pas, i każde wspomnienie, po raz ostatni w zasięgu ręki Emilii.

Ten wiatr, co wstrząsał flagą Polski, a zarazem i ten, który tłumił głos w Dusiatowie, gdy przekonywała lud - dołączcie do powstania.

Ten sam, co towarzyszył im przy stacji Dangiele, którą Plater zajęła ze swym hufcem; ten sam, co zrazu pchał ich na przód, a potem mroził i straszył.


- Do Dyneburga, do Dyneburga. – Polska tam przy niej jest; Polska między swymi i Polska przy swoich. 

Mieliśmy maszerować na Dyneburg. Nie szkodzi. Jestem tu, widzisz? 

Jego oddech okrywa szyby parą, gdy stoi tak blisko, gdy nosem dotyka szkła, gdy przeszywają go dreszcze płaczu - a żal ściska w kłębek nerwów.

To już nie Uciany, nie ataki oddanych ludzi, nie Jeziorosy. Nie straty przy Onikisztach. Nie porażki, nie zwycięstwa. 

Nie wróci już Pułkownik do domu, lecz nie dlatego, że odmawia i rusza w następny bój. Nie ma już czemu odmówić. Nie zabezpieczy już flanki operacji ani nie będzie walczyć o utrzymanie Kowna, nie dostanie się z kuzynem do Warszawy. 

Rzekli drzewiej, że lepiej byłoby umrzeć, niż skończyć w tamtym upokorzeniu klęski, ale... Czy spełniają się te słowa? Spełniają, na pewno, ale czy muszą?

- Trzymaj się – mamrocze Polska, choć nikt nawet nie wie, czego jeszcze można się trzymać. – Powiodło ci się naprawdę dobrze. Ano, mówię, dobrze było! – To zapalczywe kiwanie głową, ta nietaktowna iskra życia odbijająca się w oczach, kiedy gesty wymagają patosu. 

Opanowania brak i tak. Rwie się jak koń. Ale nie jest wolny.

– Zapamiętam. Oczywiście, że zapamiętam. Nie, nie, nie zapomnę. Nie ma sposobu.
Nie ma sposobu.

Nikt nie jest wolny od pamięci.

Jakie piękne dziewicze ma lica? Jaką pierś? – Ach, to była dziewica,
To Litwinka, dziewica-bohater,
Wódz Powstańców – Emilija Plater!

(Adam Mickiewiczius)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro