Witaj w moim sercu

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Miriam leżała, przyglądając się dłuższą chwilę srebrnemu pasmu we włosach Bertuccia. Przeczesała je delikatnie palcami.

— Daj mi chwilkę — zamruczał łagodnie, wtulając twarz w jej szyję.

Czuła mnóstwo niejasnych wrażeń, które chciała sobie uporządkować. Otoczona opieką, czuła się bezpieczna i szczęśliwa. Przymknęła oczy. Oblizała opuchnięte od pocałunków wargi. Podrażniona skóra policzków delikatne ją piekła. Biodra, uda i całe ciało bolały, ale to był bardzo przyjemny ból.

Przypomniała sobie namiętność, pożądanie i oddanie, coś, czego, myślała, że już w życiu nie pozna. Czy coś powinno się powiedzieć mężczyźnie po takich przeżyciach? Tego nie wiedziała. Bertuccio stoczył się z niej i zastygł bez ruchu obok. Nagi i zaspokojony. Powinna poczuć ulgę uwolniona do jego ciężaru, ale czuła się naga i bezbronna, bardziej, niż kiedykolwiek. Chłód ogarną jej ciało. Sięgnęła po miękki pled i przykryła się nim niemal po samą brodę.

Zerknęła na Bertuccia. Leżał na plecach z ręką pod głową i przymkniętymi oczyma, nie troszcząc się o swoją nagość. Ukradkiem mu się przyglądała. Na szczęście miał zamknięte oczy. Kiedy usłyszała ciche pochrapywanie, ze zdumieniem pojęła, że jej mąż najzwyczajniej zasnął.

Odczuwała delikatny ból pomiędzy nogami, ale nie niepokoiło jej to, bo była oszołomiona, wciąż wirującymi w jej ciele, nieznanymi jej dotąd doznaniami. Pragnienie i pożądanie. Poczuła, jak rumieniec zalewa jej twarz, przypominając sobie to, wszystko, czemu się przed chwilą oddawali. Miała wrażenie, że Bertuccio robi wszystko, by wymazać z jej pamięci tego, kto ją tak okrutnie skrzywdził. Delikatny dotyk, pocałunki i czułe słowa, budziły w niej nieśmiałe przyzwolenie na każdą pieszczotę, którą chciał ją obdarować.

Ostrożnie usiadła na łóżku i spojrzała na leżącego obok niej mężczyznę, bezwstydnie obnoszącego się ze swoją nagością. Ciało jej męża, pomyślała zdziwiona, jest pełne wdzięku i niewiarygodnie wrażliwe. Wystarczyło, że tylko delikatnie pocałowała go w szyję, a wywoływała w nim dreszcz, który wstrząsał całym jego ciałem. Kiedy obdarowywała nieśmiałymi pocałunkami, napiętą skórę na jego piersi, zaciskał powieki i ciężko oddychał. Kiedy dotykała go dłońmi, poznając jego ciało, cicho pojękiwał, tak jakby go torturowała, lecz gdy patrzyła mu w oczy, widziała, jak błyszczą od pożądania, a szeptem błagał o więcej.

Wspomnienia, które pojawiły się, w jej głowie podsunęły jej śmiałe i lubieżne myśli, wprawiając ją w niemałe zawstydzenie. Jej wzrok prześlizgnął się po jego torsie, ciemnych włosach i linii, w którą się zbiegały na jego brzuchu, by dotrzeć do podbrzusza. Tam łagodne linie mięśni pod cienką lśniącą skórą układały się w literę v. Jeszcze niżej nawet nie śmiała spojrzeć, czując ogromne zawstydzenie. Przygryzła lekko wargę, zerkając na męża. Wciąż spał cicho pochrapując. To miejsce na jego ciele wabiło spojrzenie. Uznała, że jest niezwykle zmysłowe i przyciągające wzrok. Wyciągnęła dłoń i delikatnie przemknęła po nim czubkami palców. Skóra była niewiarygodnie delikatna, gorąca i wilgotna.

Bertuccio niemal natychmiast się obudził. Spod na wpółprzymkniętych powiek obserwował twarz Miriam. Jego usta wygięły się w delikatnym uśmiechu, kiedy zobaczył na niej mieszaninę onieśmielenia i ciekawości. Ich spojrzenia spotkały się, a to sprawiło, że natychmiast zabrała rękę.

— Nie przeszkadzaj sobie. To jest bardzo przyjemne — wymruczał. — Masz dłonie, stworzone do takich pieszczot.

— Przepraszam — zawstydzona zacisnęła palce na pledzie.

— Skarbie, za co ty mnie przepraszasz? — zapytał, zdumiony jej zażenowaniem. — Jestem twoim mężem i możesz robić ze mną, co tylko zechcesz.

— Tak? Och.

Spojrzała mu w oczy. Znała już niemal każdy odcień, jakim się mieniły. Od ciepłej bursztynowej barwy, do prawie czarnej jak bezgwiezdna noc. Omiotła wzrokiem jego twarz. Poznała sposób, w jaki lekko unosi brwi, zanim się uśmiechnie, leniwą ospałość ruchów dłoni, którymi ją dotykał, swobodny, nonszalancki wdzięk i drzemiącą w nim niebezpieczną siłę. Ujął jej dłoń i położył na swojej piersi. Poczuła pod nią bicie jego serca. Zachęcona wodziła delikatnie palcami po jego torsie. Uśmiechał się, kiedy wzdychała z fascynacją.

— Bez tych czarnych ubrań jesteś taki... — starała się znaleźć odpowiednie słowa.

— Jaki? — zapytał, patrząc na nią z zaciekawieniem.

— Jesteś zgrabny i postawny. To jakby kolor ubrań, które nosisz, ukrywał to, jaki jesteś silny i muskularny — przesunęła palcami po ramieniu, uśmiechając się z uroczą nieśmiałością. — Jesteś mroczny i piękny.

— Mroczny i piękny? Ciekawe — spojrzał na nią, rozbawiony.

— Tak.

— Nie, skarbie. Nie jestem ani mroczny, ani piękny. Jestem tylko trochę ładniejszy od diabła.

— Nie uważam, żeby diabeł był brzydki.

— To interesujące. Czemu?

— Był aniołem, nim stracono w otchłań piekielną. To ludzie nadali mu ten okropny wizerunek, bo przecież jest potworem, istotą, która czyni zło i namawia do grzechu.

— Mam wrażenie, że jest ci przykro z tego powodu. — patrzył, na nią z zaciekawieniem.

— Może drobinę. Życie pokazało mi, iż pod piękną twarzą też potrafi kryć się zło i okrucieństwo.

— Miriam — wyszeptał czule jej imię, widząc, że to jak okrutnie z nią postąpiono, będzie ją prześladować do końca życia. — Pozwól mi zrobić wszystko byś zapomniała o tym, jak bardzo zostałaś skrzywdzona.

— Już zacząłeś to robić, bez mojego przyzwolenia. Każdy twój pocałunek, słowo i pieszczoty wycierają go z mojej pamięci i ścierają z mojego ciała. Dziękuję.

Uśmiechnęła się z wdzięcznością, ale zaraz opuściła oczy i wpatrywała się w złotą obrączkę, którą zaczęła delikatnie obracać na palcu. Cieszył ją dotyk tego wyjątkowego kawałeczka złota na skórze.

— Tak bardzo bym chciała, byś był ze mnie zadowolony, a ty pewnie jesteś zawiedziony.

— Czym mam być zawiedziony?

— Moim brakiem... doświadczania. Wiem, że mężczyzna, który jest... usatysfakcjonowany z pożycia jest szczęśliwszy.

— Kochanie, przecież już ci mówiłem, że brak doświadczenia u kobiety to nic wstydliwego. Gorzej jest z tym u mężczyzny.

— Jak to? — zdumiona podniosła na niego wzrok.

Bertuccio usiadł, nie zważając na swoją nagość. Słaby poblask ognia z kominka połyskiwał matowo na jego nagich ramionach, nadając im kolor ciemnego złota. Podciągnął kolano i oparł na nim rękę. Lekko zawstydzona znów odwróciła wzrok. Uśmiechnął się ciepło, widząc jej urocze skrępowanie jego nagością.

— Skarbie, mężczyzna też musi zdobyć doświadczenie, by zaimponować kobiecie w grach miłosnych. Kiedy pierwszy raz byłem z kobietą, skończyło się to dla mnie kompletną katastrofą. Mimo że udawałem pewnego siebie młodzieńca, to zostałem wyśmiany i upokorzony za swoją niezdarność.

— Ty?

— Tak, kochanie. Dla młodego mężczyzny, który lubił się popisywać przed kobietami, to była dość brutalna nauczka. Poza tym dziś nieszczególnie się popisałem — mówiąc to, przeczesał z zakłopotaniem włosy. — To wszystko powinno trwać o wiele dłużej.

— Dłużej? — Szmaragdowe oczy Miriam zrobiły się okrągłe ze zdumienia.

— Tak, skarbie o wiele dłużej, ale byłem zbyt podniecony... — umilkł, starając się znaleźć odpowiednie słowa. — Jednym moim wytłumaczeniem jest to, że jesteś piękna i fascynująca.

— Ja? — pokręciła z niedowierzaniem głową.

— Tak. Ty. Uwielbiam, kiedy pachniesz sianem, kocham twoje nadgarstki — ujął jej dłoń i delikatnie musnął ustami delikatną skórę. — Wiesz, że oszalałem na ich punkcie? — Przebiegł wargami po wnętrzu jej dłoni.

— Nie miałam o tym pojęcia — niemal straciła oddech, kiedy zobaczyła jak wsuwa do ust czubki jej palców i delikatnie je ssie. — Bertuccio — jęknęła.

— Masz piękny syreni głos. Melodyjny i kojący. Kuszący jak delikatne, jedwabne prześcieradła, w które chcę się położyć...

— Bertuccio, proszę — przerwała mu zawstydzona.

— Miriam, prawienie ci komplementów, zwłaszcza takich to przyjemność. Chcę ci je mówić, więc proszę, nie zabraniaj mi.

— Ja... ja nie wiem, czy będę umiała je docenić. Nikt nigdy jeszcze w ten sposób do mnie nie mówił.

— Dlatego cieszy mnie to, że jestem pierwszy.

— Ja nie potrafię tak mówić.

— Nie musisz. Wystarczy mi twój dotyk i pocałunki.

— Taki dotyk? — zapytała, przesuwając palcami po wnętrzu jego przedramienia, w którym tkwił wycięty w skórze półksiężyc.

— Idealny — wymruczał.

— Skąd masz tę bliznę?

— Spadłem z drzewa. — Nie ukrywał tego, jak ogromną przyjemność sprawiło mu, to muśniecie palcami.

— Z drzewa? — Potrząsnęła z niedomierzeniem głową. — Co robiłeś na drzewie?

— Uciekałem po nim przed krewkim mężem, mojej kochanki.

— Kochanki — lekko przeciągnęła końcówkę słowa. Wyczuł w jej tonie nutkę rozczarowania.

— To był czarujący epizod, ale zawsze czułem, że to nie to, więc proszę, nie bądź zazdrosna.

— Nie jestem zazdrosna.

— Napewno?

— Tak. To raczej jest onieśmielenie twoją otwartością.

— Twoja mina świadczy o czymś innym. — Lekko przechylił głowę i przymrużył oczy, na których dnie zamigotał złoty błysk.

— To nie zazdrość.

— Coś mi się wydaje, że jednak tak.

— Skoro tak uważasz. — W zamyśleniu popatrzyła gdzieś w przestrzeń ponad jego ramieniem.

— Miriam, nie wierzę. Oddajesz pole bez walki?

— Uczę się być wyrozumiałą i posłuszną żoną. Cichą i pokorną.

— Nie chcę cichej ani pokornej żony — uśmiechnął się zadziornie.

— Może dziś po prostu nie mam ochoty na przekomarzanie się z tobą.

— A na co masz ochotę? — zapytał, lekko unosząc brwi.

Miriam przygryzła lekko wargę. Ten przyjemny żar, jaki się w niej obudził, jeszcze nie wygasł. Wyciągnęła dłoń i przesunęła po jego policzku. Poruszył głową, ocierając się o jej dłoń jak wielki kocur. Ogolił policzki wcześnie rano, więc teraz czuła pod palcami jedwabisty papier ścierny, którego dotyk sprawił, że zadrżała. Pochyliła się w jego stronę, kładąc płasko dłonie na jego piersi, przenosząc cały ciężar ciała, wspierając się o niego. Uniosła twarz ku jego twarzy i poczuła, jak jego mięśnie napinają się pod jej dłońmi.

— Na to. — Dotknęła wargami jego warg.

Cichutko jęknął. Usta miała ciepłe, mocne i pełne odwagi. Zachwycony objął ją mocniej ramionami, a kiedy naparła na niego, wyciągnął się na poduszkach, pociągając ją na siebie.

— Miriam.

— Hmm...

— Podnieś się odrobinę.

Spojrzała niego zdumiona, ale zrobiła to, o co ją poprosił. Bertuccio wyciągnął pled spomiędzy nich.

— Tak lepiej — wymruczał zadowolony, kiedy poczuł, jak jej nagie ciało ściśle przylega do niego.

Było jeszcze ciemno kiedy, zostawił Miriam śpiącą. Przez chwilę stał i patrzył na nią z czułością. Ciemnokasztanowe loki odcinały się od bieli poduszki, w którą wtulała twarz. Ubrał się, starając się jak najmniej hałasować. Wyjął z torby woreczek z tytoniem i fajką. Zapach tytoniu wymieszany z wiśniowym aromatem uderzył go w nozdrza. Bardzo rzadko palił, ale potrzebował pomyśleć.

Wyszedł przed zajazd. Niebo na wschodzie powoli jaśniało. Ścieżka na klify biegła wzdłuż północnej ściany budynku. Nabił fajkę tytoniem i zapalił. Wciągnął dym do płuc i wypuścił go w chłodne poranne powietrze. Ruszył przed siebie.

Étretat powoli budziło się do życia. Mijał rybaków zbierających rozciągnięte na tykach sieci i ładowali do łódek. Przywitał się z piekarzem, u którego zamówił świeże pieczywo. Za godzinę, kiedy będzie wracał, będą czekały na niego épi, bagietki w kształcie kosa. Uwielbiał sprawiać Miriam, drobne przyjemności.

Idąc wzdłuż brzegu, wypatrywał niewielkiej groty. Zostawił w niej swoje ubranie i poszedł pływać.
Przepłynął kilka razy dystans pomiędzy wystającymi skałami. By dać mięśniom odpocząć po intensywnym wysiłku, położył się na wodzie. Morze było dziś idealne. Unosiło go, odbierając ciężar jego ciału. Patrzył w różowiejące niebo. Wciąż widział na nim gwiazdy. Uparcie połyskiwały, pomimo nadchodzącego świtu.

Czuł, że jest na właściwym miejscu. Kiedy obudził się o poranku, odkrył prostą i nową przyjemność w budzeniu się z żoną w objęciach. Dostał wszystko to, czego chciał i z tego powodu powinien poczuć zadowolenie. Jednak dokuczał mu niepokój. Może za bardzo pospieszył się ze ślubem? Może zbyt mocno na niego naciskał? Martwiło go to. Miriam mogła pomyśleć, że nie o ślub mu chodzi, a jedynie o to, by jak najszybciej znaleźć się z nią w łóżku. Co prawda nie dała mu tego do zrozumienia, bo bardziej martwiła się o to, co powie jej przyjaciółka, czy Ludwik. Zatroskana była brakiem sukni, świadków czy dokumentów, ale nie usłyszał od niej wątpliwości na temat szczerości jego zamiarów.

Było coś jeszcze. Nie usłyszał też tego, co tak bardzo chciał usłyszeć. Kiedy wbijała palce w jego ramiona i zaskoczona smakowała pierwszy raz, zupełnie nieznanej jej przyjemności obcowania z mężczyzną, wykrzykując jego imię, to nawet wtedy, nie powiedziała mu, że go kocha.

Czy Miriam go kocha? Nagle przypomniał sobie ciche słowa, które usłyszał po złożeniu przysięgi i poczuł, jak ulga zalewa mu serce. Nie powiedziała mu tego wprost, ale intuicja mówiła, że w ten sposób Miriam wyraziła swoją miłość. Uśmiechnął się do jaśniejącego nieba, bo przyszedł mu do głowy pewien pomysł.

Kiedy wrócił, Miriam siedziała przy stole. Pochylona nad kartkami papieru, wyglądała uroczo, przygryzając lekko czubek pióra i co chwilę odgarniając niesforny lok z czoła.

— Co piszesz? — zapytał, stawiając na stole kosz z drobnymi zakupami i bagietkami.

— Obiecałam panu Vidocq, że spiszę wszystko z nocy, kiedy zginęła pani baronowa i mój ojciec.

Słyszał, jak przy ostatnich słowach jej głos delikatnie zadrżał. Pochylił się nad nią i na chwilę wtulił twarz w jej włosy, całując je. Popatrzyła na niego przygaszonym wzrokiem. Usiadł obok i spojrzał na pokryte pięknym i starannym pismem kartki papieru.

— Chcesz przeczytać?

— Może później. — Wziął jej dłoń i delikatnie uścisnął. — Myślałem nad tym, z czego mi się wczoraj zwierzyłaś.

Miriam lekko zmarszczyła brwi.

— Jest jeszcze ktoś, kto powinien ponieść karę za to, że cię skrzywdził.

Zrozumiała i zaczęła lekko kręcić głową.

— Nie Bertuccio. To już nieważne.

— Miriam, on ci wyrządził ogromną krzywdę.

Na chwilę zamknęła oczy i wzięła głęboki oddech.

— Pamiętasz, co mi wczoraj powiedziałeś, kiedy myślałeś, że jestem zazdrosna o kochankę, od której uciekając, spadłeś z drzewa?

Bertuccio lekko zmarszczył brwi i przechylił głowę na bok.

— To było dawno i nieprawda. — Odłożyła pióro, wzięła go za rękę i przytuliła do swojego policzka. — Niech tak zostanie. Nie chcę przeżywać wszystkiego jeszcze raz. Nie chcę znów słuchać pomówień i kłamstw na swój temat.

— Kłamstw? Pomówień? — poczuł, jak Miriam zadrżała.

— Tak. Oskarżyłam Roberta Le Bon o... gwałt przed jego babką, hrabiną Pomeroy. On i jego matka, oskarżyli mnie o to, że przez moje kłamstwa zostali wydziedziczeni. Rozpowiadali po okolicy, że omotałam hrabinę, by ta przepisała na mnie majątek. Próbowali nawet oskarżyć mnie o jej morderstwo, ale było zbyt wielu świadków jej wypadku, przy którym mnie nawet nie było.

— A co było prawdziwym powodem wydziedziczenia?

— Le Bon zgwałcił i zabił swoją siostrę.

— Własną siostrę? — Bertuccio patrzył na Miriam z niedowierzaniem.

— Tak. Pokojówka, która ją znalazła, mówiła, że jej ciało było koszmarnie zmaltretowane, a ubranie podarte. Opowiadała, że wyglądało, to tak jakby jej pani broniła się do ostatniej sekundy życia.

Popatrzyła na błyszczący od porannego słońca krajobraz za oknem.

— Czasem myślę, że to dobrze, że nie miałam siły się bronić, bo kto wie, może podzieliłabym los tej nieszczęsnej dziewczyny.

Bertuccio wziął ją w ramiona i przytulił, gładząc po włosach.

— Wybacz mi — szepnął.

— Co?

— Wszystkie moje szczeniackie umizgi.

— Przecież nie miałeś o niczym pojęcia — pogładziła go po policzku.

— Fakt, ale to nie umniejsza mojej winie — uśmiechnął się do niej łagodnie. — Miriam?

— Tak? — Nie spuszczała wzroku z jego twarzy.

— Rozmyślałem o naszym ślubie.

— Już zacząłeś żałować swojej zbyt pochopnej decyzji? — zapytała, lekko mrużąc oczy.

— Co? — spojrzał na nią zaskoczony. — Nie! — gwałtownie zaprotestował, kiedy dotarło do niego znaczenie jej słów. — Nigdy tego nie będę żałować i obiecuję, że każdego dnia będę się starał, byś i ty nigdy tego nie pożałowała. Mówiąc to, że myślałem o naszym ślubie, wpadłem na pewien pomysł.

— Zamieniam się w słuch.

— Może utrzymajmy w tajemnicy to, że się pobraliśmy.

Miriam lekko uniosła brwi.

— Pomyślałem, że moglibyśmy wziąć ślub po raz drugi. Tym razem byliby z nami wszyscy, których kochamy i na których nam zależy.

— Ślub po raz drugi? Hmm... no nie wiem. — Była pod wrażeniem jego propozycji, ale coś ją podkusiło i postanowiła się z nim podroczyć. — Muszę się nad tym poważnie zastanowić — wykrzywiła lekko usta, uderzając w nie czubkiem palca. — Co robisz?! — zapytała, kiedy pociągnął za tasiemkę w jej koszuli. Zobaczyła złoty łobuzerski błysk w jego oczach.

— Mam zamiar pomóc ci w podjęciu właściwej decyzji — mruknął.

— Ryzykant z ciebie.

— Jesteś warta tego ryzyka.

Ciepły oddech owionął jej policzek. Przymknęła oczy i wtuliła twarz w jego długą szyję.

— Ładnie pachniesz. Czuję wiatr pachnący solą i dym o słodkim zapachu. Bardzo mi się to podoba.

— To morze i tytoń wiśniowy — zamruczał i złapał delikatnie wargami płatek jej ucha.

— Palisz fajkę?

— Czasami — przesunął wargami po krawędzi brody.

Miriam westchnęła cicho, kiedy jego ramiona mocniej zamknęły się dookoła niej i uniosły w górę.
Kwestię palenia fajki zostawi na kiedy indziej.

Ocknął się późnym popołudniem. Słońce świecące prosto w okno oślepiło go, więc krzywiąc się, zamknął je. Jednak szelest, jaki usłyszał, zachęcił, by otworzyć je ponownie. Kiedy wzrok przyzwyczaił się do światła, zobaczył pełen harmonii i piękna obraz, który wywołał uśmiech na twarzy. Założył ręce za głowę i patrzył, jak zupełnie naga Miriam, sięga po książkę leżącą na najwyższej półce. Miała słodkie bardzo kobiece ciało. Idealna linia nadgarstka łączyła się z ramieniem i biegła w dół napiętych pleców, by zaokrąglić się na biodrze. Długie, kasztanowe włosy kończyły się tuż nad dwoma uroczymi dołkami, a jeszcze niżej jego wzrok przyciągały zgrabne pośladki.

— Może potrzebujesz pomocy?

— Och! — drgnęła przestraszona. — Wybacz mi. Nie chciałam cię obudzić.

— Nie obudziłaś.

Widziała, jak na nią patrzy. Przysiadła na piętach i przycisnęła do piersi książkę, tak jakby ta miała ukryć jej nagość. Jednak to na niewiele się zdało, bo Bertuccio z pożądliwym błyskiem w oku, wodził po jej krągłościach. Od świecącego za jej plecami słońca jej kasztanowe włosy lśniły pięknym blaskiem, a całe ciało wyglądało jak odlane ze złota.

— Sophie Cottin, Matylda — przeczytał na głos tytuł książki. — Opowiesz mi, o czym ona jest?

— Jest o rycerzach i dalekich krajach, do których podążają, by tam zdobyć sławę i majątek albo stracić życie. Jest też o tęsknocie i miłości, która sprawia ból.

— Miriam, miłość nie boli. Ból sprawiają odrzucenie, zazdrość, samotność lub strata ukochanej osoby.
Miłość jest jedyną rzeczą na świecie, która przysłania ten ból i sprawia, że możemy poczuć się wspaniale. Zapamiętaj to sobie. — Uniósł się na ramieniu, odgarnął niesforny kosmyk z jej czoła i pocałował ją. — Głodny jestem. A ty?

Zaszokowana tą nagłą zmianą nastroju spojrzała na niego zaskoczona.

Bertuccio wyszedł z łóżka. Ziewnął szeroko i przeciągną się, napinając mięśnie. Przez chwilę podziwiała jego zgrabne, doskonale umięśnione plecy i długie nogi. Podrapał się po pośladku i poszedł do przebieralni, która służyła im również za łazienkę. Wciąż siedząc i przyciskając do piersi książkę, przysłuchiwała się głośnemu pluskowi wody. Po chwili ściągnął czystą koszulę z wieszaka i zasłonił nią swoja nagość.

Zaczął krzątać się po niewielkiej kuchni, kiedy zauważył, że Miriam mu się przygląda. Mrugnął do niej okiem i uśmiechnął się szeroko.

— Niezbyt dobra ze mnie żona.

Miriam odłożyła książkę na parapet. W rogu łóżka znalazła swoją koszulę i założyła na siebie.

— Czemu tak myślisz?

— Jesteś głodny, więc to ja powinnam ci przygotować coś do zjedzenia.

— Pozwól, że kuchnią będę się sam zajmować.

— Boisz się? — zeszła z posłania i stanęła w progu, splatając ręce na piersi.

— Czego?

— Że cię otruję.

— Skarbie, z twoich rąk wypiłbym każdą truciznę.

— Zabrzmiało to mało wiarygodnie.

Bertuccio roześmiał się i skłonił się jej teatralnie, co przywołało uśmiech i na jej twarzy. Lekko zmarszczył brwi, patrząc w okno za jej plecami.

— Ubieraj się — zarządził nagle.

— Dlaczego?

— Pogoda jest zbyt piękna, by siedzieć cały dzień w łóżku. Idziemy nad morze. Rozpalimy ognisko, a ja przygotuję ci najlepsze ostrygi pod słońcem.

— Nigdy nie jadłam ostryg, więc nie wiem, czy będę w stanie docenić ich smak.

— Nieważne. Ubieraj się — popędził ją.

— Przecież jesteś głodny!

— Nie umrę z głodu w ciągu godziny. No dalej! — złapał ją za ramiona i delikatnie pachną w kierunku przebieralni.

Kiedy szedł za nią wąską ścieżką, przypatrywał się jej z uwielbieniem.
Bujała biodrami obleczonymi w jasnoniebieską spódnicę, którą podwiewał ciepły morski wiatr. Nie miał pojęcia czy robi to specjalnie, czy wychodzi jej to naturalnie, ale było to urocze. Szerokie rękawy białej koszuli puszyły się pod wpływem podmuchów, a wiatr wyciągał niewidzialnymi palcami kosmyki z warkocza. Niosła dwie aksamitne poduszki i gruby, miękki pled.

— Miriam.

Obejrzała się, obdarzając go pełnym ciepła spojrzeniem.

— Słucham?

— Kocham cię — wyciągnął do niej dłoń.

Opuściła swoje pakunki i chwyciła ją niczym koło ratunkowe. Kochała go, ale czuła dziwny lęk przed wypowiedzeniem tych słów na głos. Przyciągnął ją do siebie i pocałował. Zarzuciła mu ramiona na szyję i oddała pocałunek. Jedynie tak potrafiła wyrazić mu to, co do niego czuje.

— Będę codziennie się starać, by zasłużyć na twoją miłość.

— Czuję się jakbym stała na progu raju.

— Tylko dlaczego boisz się do niego wejść?

Spojrzała na niego, nie potrafiąc znaleźć właściwych słów, by odpowiedzieć. Bertuccio zauważył jej zakłopotanie.

— Ruszaj — uśmiechnął się, wybawiając ją z obowiązku odpowiadania na to pytanie. — Zachód słońca nie będzie na ciebie czekał.

Na plaży pełnej kamieni nie było problemu ze znalezieniem dużego płaskiego... kamienia. Bertuccio włożył go do ogniska i czekał, aż ten mocno się rozgrzeje. Szybko i sprawnie uporał się z otwarciem ostryg, wodząc wzrokiem za spacerującą po plaży Miriam. Co jakiś czas pochylała się, podnosiła kamyk lub muszle. Te wyjątkowe chowała do kieszeni.

Bertuccio przeciął cytrynę, a do każdej połówki ostrygi dodał cienki płatek masła i szczyptę parmezanu. Uśmiechał się, kiedy patrzył, jak masło miesza się z tartym serem. Wycisnął sok z cytryny na ostrygi. Świeży zapach rozniósł się w powietrzu. Jeszcze chwila i przysmak królów będzie gotowy.

— Miriam! — przywołał żonę ruchem dłoni.

Podniosła głowę i z uśmiechem ruszyła w jego stronę.

— Są gotowe?

— Oczywiście. Siadaj — wskazał jej miejsce obok siebie.

— Och! Czekaj.

— Co się stało?

— Znalazłam kilka ładnych kamieni i muszli — wyjęła swoje skarby z kieszeni i ułożyła je na kamieniu, o który się oparła.

— Piękne — pochwalił jej znaleziska, nakładając ostrygi na talerz. — Uważaj, muszle są wciąż gorące — ostrzegł.

Podał Miriam niewielki widelec i naczynie z jedzeniem, które pachniało wyśmienicie. Wzrok Bertuccia przykuł jeden z kamieni.

— Co my tu mamy?

Wziął do ręki białoszary kamyk i uważnie obejrzał. Był płaski, lekki o nieregularnym kształcie. W szerszej jego części był niemal idealnie wydrążony otwór. Aż prosił się, by przeciągnąć przez niego rzemyk lub tasiemkę i nosić jako naszyjnik.

— Kamień z dziurką. Auu — jęknęła, potrząsając dłonią. Muszle były gorące, tak jak mówił Bertuccio, ale ich miąższ wspaniale pachniał.

— To nie jest zwykły kamień z dziurką.

— Tak? — Czuła, że małżonek, zaraz podzieli się z nią jakąś ciekawą historią.

— To wiedźmi kamień. Ma magiczne właściwości. Mówią, że stworzony jest po to, by odstraszyć nieszczęścia. Szczęśliwa passa i dobre życzenia przejdą przez kamień wiedźmy, pech i złe myśli są zbyt duże, dlatego zostają po drugiej stronie.

— To ciekawe — powiedziała, biorąc serwetkę i chwytając za brzeg muszli.
Mogłam na to wcześniej wpaść, pomyślała, wbijając widelec w mięso, które okazało się smaczne i delikatne.

— To on ciebie znalazł, a nie ty jego, więc zabierz go do domu jako ochronę — ciągnął dalej Bertuccio. — Wiesz, że marynarze bardzo często przywiązywali te kamienie do burt statków? Wierzyli, że ostrzegają przed burzami i przywołują dobre wiatry, a stare matrony na Sycylii powiadają, że trzymanie go w łóżku, pomaga począć dziecko.

Na dźwięk ostatnich słów, Miriam zaczerwieniła się po czubki uszu.

— Nie mam pojęcia czy to prawda, ale może warto mieć taki kamyk przy sobie — mrugnął do niej okiem. — Jak ostrygi?

— Eee... pyszne.

Jej mąż miał niezwykły talent, do wprawiania ją w zakłopotanie.

Siedzieli przytuleni do siebie, wsłuchując się w szum fal uderzających o kamienisty brzeg. Wśród tego szumu słychać było, jak kamienie delikatnie odbijają się o siebie poruszane ruchem wody. Na piękne wieczorne niebo, wpłynęły niczym statki wojenne, ciemne burzowe chmury, podświetlone na różowo przez zachodzące słońce. Miriam przypatrywała się im, próbując odgadywać ich kształty.

— Byłeś piratem?


— Skąd to pytanie? — Nagły dźwięk jej głosu wtrącił go z zadumy.

— Mówiłeś mi kiedyś, że spędziłeś trochę czasu na morzu.

— No tak — przeczesał palcami jej kasztanowe loki. — Byłem przemytnikiem. Mniej romantyczne zajęcie, ale równie niebezpieczne.

— Opowiedz mi o tym, proszę — obróciła się w jego stronę, opierając się o jego udo i patrząc na niego błyszczącymi z ciekawości oczyma. Byłby zawiedziony, gdyby zareagowała na tę sensację niechęcią.

— Miałeś własny statek?

— Nie. W Neapolu zaciągnąłem się na jeden ze statków pływających po Morzu Śródziemnym.

— I co na nim robiłeś?

— Gotowałem dla kapitana i sprawdzałem jakość przypraw, które przemycaliśmy.

— Jakość? To znaczy, że... były fałszowane?

— Mam bardzo mądrą żonę — pochwalił. — Tak, kochanie, takie przyprawy jak szafran, czarny pieprz czy oregano, bardzo czesto są fałszowane.

— Co jeszcze przemycano na tym statku?

— Tytoń, rum, czarne perły, drogie tkaniny, czasem opium i heban.

— Przemycałeś ludzi?

—- Ludzi? — popatrzył na nią zdumiony.

— Heban, czarne złoto. Tak nazywa się niewolników przewożonych z Afryki. Wyczytałam to w książkach.

— Nie skarbie. — Znów go zaskoczyła. — Kapitan tego statku może i był łachudrą jakich mało, ale tak duże ryzyko go nie pociągało. On wolał wzbogacać się powoli, nie budząc zawiści u konkurencji.

— A dlaczego przestałeś pływać? —
Słuchała go z fascynacją wymalowaną na twarzy.

— Statek został ostrzelany przez hiszpański okręt wojenny, który nas ścigał, bo okazało się, że wśród naszych pasażerów jest jedna wyjątkowa para. Kochankowie uciekający przed gniewem króla Hiszpanii.

— Och! — jęknęła. — Przeżyli? — zapytała z nadzieją w głosie.

Nie miał pojęcia, ale nie chciał, by ten piękny błysk w jej oczach zniknął, zduszony niepewnością o ich los.

— Tak, kochanie, przeżyli. — skłamał. — Nasz statek został zatopiony blisko wybrzeży Algierii. W Algierze ja dostałem się na trójmasztowiec płynący do Marsylii, na którym poznałem Ludwika, a oni popłynęli do Włoch.

— Tak ciekawie opowiadasz.

Rozchyliła nieco usta i końcem języka dotknęła warg. Zauważył, że jej spojrzenie lekko się zmieniło. Poczuła nieodpartą potrzebę pocałowania go. Uniosła się na kolanach i delikatnie to zrobiła, wsuwając ręce pod jego rozchylony surdut.

— Podoba ci się? — wymruczał.

— Bardzo. Powinieneś to opisać.

— Opisać, hmm... to dość intrygujący pomysł, ale nie wiem, czy bym potrafił — oddał jej pocałunek, czując, jak narasta w nim napięcie.

— Ja spróbuję — zaoferowała się z pomocą.

Jedwabna kamizelka, nie była w stanie ukryć przed jej dłońmi mocnego i twardego jak kamień torsu. Rozpięła ją, guzik po guziku. Wargi miał ciepłe i mocne. Jej dłonie powędrowały po jego plecach. Czuła jak jego mięśnie się napinają.

— Dobrze, zobaczymy co, z tego wyjdzie — zgodził się. — A teraz powiedz mi, co robisz? - Wraz z tym pytaniem z jego gardła, wyszedł głęboki pomruk zadowolenia.

— A jak myślisz? — zdjęła mu surdut z ramion.

— Muszę zapamiętać, żeby cię już wiecej nie karmić ostrygami w takim miejscu.

— A co ma wspólnego jedno z drugim? — zapytała, nie mogąc powstrzymać niecierpliwych rąk.

— Ostrygi to afrodyzjak, a kamienista plaża, to nie najlepsze miejsce na takie zabawy.

— Och, naprawdę? — mruknęła, szukając jego ust. — Nie narzekaj, tylko mnie pocałuj.

— Jesteś taka apodyktyczna — uśmiechnął się, kiedy poczuł jej gorący oddech na wargach.

Miriam nagle znieruchomiała i spojrzała na niego z pełną powagą w oczach.

— Czy taka ci się podobam? — zapytała cicho.

— Bardzo mi się podobasz — uśmiechnął się do szmaragdowych oczu, w których połyskiwały złote błyski ognia. — Tylko chcę poprosić, byś niczego nie robiła wbrew sobie — dodał cicho, odgarniając kosmyki włosów z jej twarzy.

— Wierz mi, że do niczego się nie zmuszam — zapewniła go i pocałowała mocno, kradnąc mu oddech.

Hag stone — wiedźmi kamień z dziurką, to zwykły otoczak, który ma naturalną dziurę, albo wiele dziur. Otwory mogą być mniejsze, większe, duże, ważne żeby były takie „na wylot". Wierzono, że posiada naturalne właściwości magiczne, czyli idealnie nadaje się do wszelkich rytuałów. Aby wiedźmi kamień nam służył swoimi magicznymi mocami, musimy znaleźć go sami, albo dostać w prezencie od życzliwej osoby.
(za karty-tarota.com.pl) ♡

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro