Odnalezieni V [2/3]

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Przerwanki, sierpień 2015

Wycieram dłonie o dżinsy i wstaję z kucek. Dzisiaj na wycieczkę wybrałam się samotnie, bo Adam cały dzień biega z zuchami po lesie, zdobywając jakieś sprawnościowe odznaki. Stopą naciskam na cumę, by upewnić się, że dobrze trzyma i sięgam do kieszeni po telefon, by odczytać SMSa, który właśnie przyszedł.
"Przyjdź na stołówkę"
Uśmiecham się szeroko, chowam telefon do kieszeni, a na granatowy top narzucam koszulę w czerwoną kratę. Zsuwam okulary na nos i kilkoma susami pokonuję schody prowadzące z przystani, przebiegam ścieżką prowadzącą przez obóz, pamiętając o tym, by przeskoczyć nad wystającymi korzeniami. W mgnieniu oka przebiegam po chybotliwym mostku nad wąwozem i wpadam na jadalnię wprost w otwarte ramiona Tomka.
- Cześć, mała.
- Siema, duży - odpowiadam i całuję go zachłannie, przyciągając do siebie za poły koszuli. Podsadza mnie i przypiera do ściany kuchni, a ja zaplatam mu nogi dookoła bioder.
- Przytyłaś - zauważa po chwili, a ja żartobliwie dźgam go w pierś, po czym ponownie całuję. - I widzę, że tęskniłaś - dodaje.
- Nie było kim się pocieszyć w tej głuszy - żartuję, a spojrzenie Tomka momentalnie tężeje. Na ten widok wywracam oczami. - Boże, czy ty musisz być taki zazdrosny?
- Nieważne. O której musisz wrócić?
- Wrócić? - dziwię się. - Dokąd?
- Tutaj. Bo teraz mam zamiar cię porwać. - Uśmiecha się zawadiacko, bierze za rękę i prowadzi do zaparkowanego przed bramą czarnego Audi.
- Powinnam być na kolacji - odpowiadam, zapinając pas, a Tomek rusza z piskiem opon, zostawiając za nami tuman kurzu. - Więc mamy parę godzin dla siebie.
- To super. Kierunek: Giżycko - zarządza i włącza GPSa, a ja wywracam oczami.
- Naprawdę? Nadal nie radzisz sobie bez nawigacji? - Kto by pomyślał, że ktoś, kto ma tak świetną orientację podczas regat, gubi się w swoim rodzinnym mieście?
- Po prostu skupiam się na prowadzeniu, okej? - odpowiada urażony. Czasem bierze wszystko zbyt poważnie.
Przekomarzamy się przez całą drogę, aż w końcu Tomek parkuje w centrum i objęci w pasie ruszamy ulicą w poszukiwaniu jakiegoś sympatycznego miejsca na rozmowę. Kiedy przechodzimy przez zabytkowy most obrotowy, wtulam się w niego mocniej i pytam:
- Jak tam zgrupowanie?
- Normalnie. Benek poprawił życiówkę, Jasiek urwał rumpel, a Fabian wyrwał jakąś Greczynkę tańcząc zorbę - śmieje się donośnie, a ja uśmiecham się pod nosem. - Ale po dwóch randkach ją rzucił, bo chyba się w nim na serio zabujała.
- To ten, do którego mam się nie zbliżać? - pytam.
- Mhm - potwierdza, a ja uśmiecham się krzywo. - Choć znając ciebie, zostałyby z niego tylko wióry, gdyby czegoś próbował.
- Pewnie tak - zgadzam się z nim. - A jak twoje przygotowania do Mistrzostw Europy?
- Marnie, nadal nie potrafię zejść poniżej pięciu minut na tej trasie, jeśli nie wieje czwórka. - Tomek pochmurnieje, a ja na pocieszenie całuję go w policzek. Obraca mnie do siebie i skrada długiego całusa, a ja trzepię go w ramię.
- Nie na środku ulicy. Chodź, mam ochotę na lody. - Ciągnę go do pobliskiej lodziarni, a Tomek uśmiecha się znacząco.
- Na lody, powiadasz?
Wywracam oczami i wybieram stolik w kącie, a następnie zaczynam przeglądać kartę z deserami lodowymi. Chłopak siada naprzeciw mnie i widzę, że coś ewidentnie go dręczy. Odkładam kartę i wzdychając ciężko, pytam:
- No co?
- Fabian mnie nie martwi, on wie, że ma trzymać się z dala od ciebie. Ale... - zawiesza głos, a ja marszczę brwi, bo chyba wiem, co zaraz powie. - Ale ten twój Adrian...
- Adam - poprawiam go chłodno. - Nie powinieneś się nim martwić. To mój brat, mówiłam ci. - Zaplatam ręce na piersi.
- Ala, odkąd cię znam, jesteś jedynaczką, nie możesz tak z dnia na dzień...
- Adoptowaną jedynaczką - syczę, mocno już poirytowana. - Adam jest moim bratem i kropka. Nawet jeżeli okazałoby się, że tak naprawdę nie jesteśmy spokrewnieni, to i tak będę go tak traktować, jasne?
- On mi się, nie podoba, Ala. - Tomek marszczy brwi, a ja mrużę oczy, doprowadzona do ostateczności.
- Jedno złe słowo na jego temat w mojej obecności... - zaczynam złowieszczo, a chłopak nagle łagodnieje.
- W porządku, przepraszam. Ja...
- Coś dla państwa? - Naszą uwagę odwraca jeden z pracowników lodziarni. Unoszę wzrok, a wciąż buzujące we mnie uczucia nie pozwalają mi nie wykorzystać takiej szansy na odegraniu się na Tomku.
- Pucharek lodów czekoladowych z sosem waniliowym dla mnie. - Uśmiecham się do umięśnionego blondyna, a on odwzajemnia uśmiech. Poznał mnie, widzę to.
- Oczywiście, a dla pana? - Odwraca się w kierunku Tomka.
- To samo - odpowiada ten ponurym głosem, przyglądając się, jak kokietuję pracownika lodziarni wzrokiem.
- Zaraz podam. - Uśmiecha się do mnie i znika za barem.
- Musisz? - pyta ciężko Tomek, kiedy obserwuję z uśmiechem, jak przygotowuje nam deser. - I to tuż przed moim nosem?
- Mam ci przypomnieć, jak niemal przelizałeś się z tą laską od karuzeli w wesołym miasteczku, kiedy ja stałam niecałe dwa metry dalej? - odpowiadam zimno, nie odrywając zalotnego spojrzenia od barmana.
- Wpuściła nas potem za darmo - oponuje Tomek. - Sama robisz dokładnie to samo, ten koleś - ścisza głos i wskazuje brodą barmana, który powoli zmierza właśnie w naszą stronę - pewnie nawet cię nie skasuje.
- Proszę, dwa desery dla państwa z bitą śmietaną. - Stawia pucharki na stoliku i nachyla się do mnie, dotykając lekko mojego ramienia. - Na koszt firmy, po starej znajomości. - Uśmiecha się, a ja odwzajemniam ten gest.
- Dzięki, Mati. Kiedy wracasz do Gdyni? - pytam, a chłopak prostuje się, jednak nie odsuwa dłoni od mojego ramienia.
- Za dwa tygodnie. Za szybko. - Zerka na mnie smutno, zupełnie ignorując Tomka, który rozeźlony grzebie łyżeczką w pucharku. Żaden normalny facet nie pozwoliłby sobie na flirt ze mną w obecności mojego chłopaka, ale posturą Mati zdecydowanie góruje nad Tomkiem, więc chyba nawet nie dostrzega w tej sytuacji żadnego problemu.
- Będzie tu ciebie brakować. Nikt nie robi takich dobrych lodów. - Puszczam do niego oko, a on salutuje żartobliwie i zostawia nas samych, bo szef woła go już z powrotem za ladę.
- Dobra, już mi dałaś nauczkę. Ani jednego złego słowa o Adamie, skapowałem - mówi Tomek rozeźlony. - A teraz mów, co to za gość.
- Marynarz, student Szkoły Morskiej w Gdyni. - Wzruszam ramionami, totalnie tracąc zainteresowanie barmanem, próbującym ściągnąć na siebie moje spojrzenie i kradnę Tomkowi trochę bitej śmietany, bo swoją już całą zjadłam. - W wakacje mieszka u ciotki w Giżycku i dorabia sobie w lodziarni. Gawędziłam z nim na początku lata, bo nie miałam co robić. Potem pojechałam do Przerwanek, więc miałam trochę rozrywki, ale jak widać jeszcze mnie pamięta i zafundował mi te obiecane lody.
- Wydajecie się... zaprzyjaźnieni - stwierdza Tomek sceptycznie, a ja wywracam oczami.
- Kto jak kto, ale ty powinieneś dobrze znać takie zagrania - wytykam mu, nachylając się nad stolikiem w dość prowokujący sposób. - Tylko ty się dla mnie liczysz, reszta to gra. Dobrze wiesz, że po prostu zdaję sobie sprawę z tego, jak działam na facetów.
- I to bardzo dobrze - odpowiada i całuje mnie ponad stolikiem. Nieco zachłanniej niż zwykle, co tylko utwierdza mnie w przekonaniu, że za moimi plecami Mateusz spogląda teraz w naszą stronę.
Ech, faceci.
- Mamy jeszcze trochę czasu. - Tomek zniża głos do szeptu. - Wpadniesz do mnie?
- Za dwie godziny muszę być w obozie - stwierdzam z wahaniem, zerkając na zegarek.
- Tyle czasu nam chyba wystarczy. - Unosi znacząco brew. - Chyba, że masz jakieś specjalne plany.
Zagryzam wargę i przyglądam mu się z uwagą. Jest tak cholernie seksowny, opierając się nonszalancko o oparcie krzesła i przyglądając mi się prowokująco. Cholernie przystojny i tylko mój.
Wstaję i wyciągam do niego rękę.
- Punkt osiemnasta odstawiasz mnie na stołówkę, jasne? - upewniam się, a Tomek obejmuje mnie w pasie zdecydowanym gestem.
- Ma się rozumieć. O ile tym razem znowu nie zamarudzisz pod prysznicem - przypomina mi, a ja trzepię go w ramię i spacerkiem ruszamy w kierunku jego mieszkania.
Nie obracam się w kierunku lodziarni. Jestem pewna, że Mateusz i tak odprowadza nas wzrokiem.


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro