Wyróżnieni I [2/3]

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Zakopane, styczeń 2016

Dom Adama jest nowoczesny, przestronny i ładny. W sumie dość podobny do mojego. Chłopak prowadzi mnie do salonu i próbuje zniknąć w kuchni, by zrobić nam rozgrzewającą herbatę, ale nie chcę zostawać sama, więc podążam za nim.

- Dobra, to teraz powiedz mi, czy dobrze zrozumiałam - wracam do naszej rozmowy prowadzonej w drodze ze skoczni. - Zająłeś dwudzieste ósme miejsce, czyli zdobyłeś...trzy punkty w generalce, tak?

- Tak. - Kiwa głową Adam, szukając po szafkach zielonej herbaty, której sobie zażyczyłam. - Może być mięta? Nie mam zielonej, musiała się skończyć.

- Może być. I teraz możesz startować w tym... Kontynentalu, tak? - drążę dalej. - W drugiej lidze, jakby?

- Tak - potwierdza ponownie Adam. - To znaczy mogłem już wcześniej, bo zdobyłem już wcześniej punkty, w listopadzie, ale ogółem dobrze kombinujesz. - Podaje mi herbatę, po czym zerka na telefon, żeby odczytać SMSa. - O, cholera.

- Co się stało?

- Zapomniałem, że chłopaki miały do mnie wpaść wieczorem - odpowiada zmartwiony Adam. - Poczekaj, napiszę im, że to już nieaktualne...

- Nie no, co ty! - wołam natychmiast. - Niech przyjdą, dla mnie to nie problem, mam nadzieję, że dla nich też nie. Zresztą z chęcią ich poznam.

- Na pewno? - Adam zerka na mnie nieco uspokojony.

- Na pewno. Są częścią twojego świata. Ważną częścią. Jeżeli też chcę do niego należeć, to powinnam go poznać jak najlepiej, prawda? - Zerkam na niego z ukosa, niepewna jak zareaguje na te szczere słowa.

- Już do niego należysz, Ala - odpowiada miękko i spontanicznie mnie przytula.

- Dobra, dobra, dosyć tej miłości, bo się rozkleję - wołam, ale to bardzo miły gest z jego strony. - O której mają być?

- Za... Już. - Dzwonek przerywa mu w pół zdania.

Adam śpieszy do drzwi, a ja opieram się o framugę drzwi i ciekawie zaglądam do przedpokoju, do którego wtarabania się trzech młodzieńców o mało zróżnicowanym wieku, za to dość zróżnicowanej urodzie.

- Stary, kurde, mógłbyś odśnieżyć podjazd - woła od progu pierwszy z nich, o jasnych, blisko siebie osadzonych oczach. - Przemo niezłego orła by wywinął wprost na rabatki twojej matki!

- Ale wylądowałem z telemarkiem! - odpowiada ciemnowłosy, zapewne Przemek, a reszta wtóruje mu śmiechem.

- Ej, Adam, to miał być męski wieczór! - Dopiero ten, który wygląda na najmłodszego w towarzystwie, zauważa moją obecność.

- Właśnie, skąd żeś wytrzasnął taką laskę? - pyta ten pierwszy, kiedy wszystkie spojrzenia kierują się na mnie.

- Cześć, chłopaki. - Wychodzę z kuchni i podchodzę bliżej. - Mała zmiana planów, ale obiecuję, że nie będę wam przeszkadzać. - Uśmiecham się do nich nieco łobuzersko.

Pewnych nawyków nie da się wykorzenić, niestety.

- Przeszkadzać? Żartujesz? - Ten najbardziej śmiały mierzy mnie wzrokiem, który znam aż za dobrze. Ech.

- Stęki, hamuj, hamuj - odzywa się Adam. - To Alicja, moja siostra, więc uważaj, co mówisz!

- Stary, ty przecież jesteś jedynakiem! - dziwi się Przemek. - Chyba że twoi starzy postanowili się szarpnąć na rodzeństwo, ale ona jest chyba trochę za bardzo... dorosła? - Zerka na mnie z zainteresowaniem.

- Oni... wiedzą? - pytam z wahaniem, wskazując na kumpli Adama, a on wzrusza ramionami.

- O tym, że Szczęki nie jest dzieckiem swoich rodziców? - upewnia się ten najmłodszy. - Pewka!

Przenoszę wzrok na Adama, który wzdycha cicho.

- Ala, to jest Andrzej, czyli Stęki, Przemek, jak już pewnie wiesz i Dawid. - Wskazuje po kolei pyskatego, Przemka, którego imię faktycznie już znam, i młodego. - A Alicja to moja siostra. Biologiczna, znaczy się - próbuje pokrętnie sprecyzować.

Dawid zaczyna nam się przyglądać badawczo, to mnie, to Adamowi, po czym kiwa głową.

- Kurde, faktycznie jesteście podobni. No spójrz, Stęki - woła, a Andrzej również spogląda na nas z zainteresowaniem.

- No! Buźki aniołków, a za skórą diabeł, jedno i drugie - stwierdza nieco złośliwie, ale w moim przypadku, nie da się ukryć, bardzo trafnie.

- Dobra, dosyć tego stania w przeciągu, chodźcie do salonu - pogania nas wszystkich Adam, zdaje się, że to spotkanie nieco wymknęło mu się spod kontroli. - Kawa, kawa i herbata, jak zawsze? - Kumple potakują i gospodarz znika w kuchni.

- To jak się odnaleźliście z Adamem? - pyta z zainteresowaniem Przemek. - Szukaliście się po tych wszystkich urzędach? To ponoć masa roboty jest.

- Właściwie... Właściwie to był totalny przypadek. Wylądowaliśmy na obozach letnich, które miały bazy tuż obok siebie - odpowiadam, wzruszając ramionami. - Zakumplowaliśmy się, a pewnych podobieństw nie dało się nie zauważyć.

- Więc... nie wiecie na pewno? - dziwi się Dawid. - W sensie, nie sprawdzaliście?

- Nie. I chyba nie chcemy. - Zerkam na Adama, który wraca właśnie z gorącymi napojami, a on potwierdza niewielkim skinięciem. - To dużo roboty, a poza tym... Ważne jest to, że czujemy się ze sobą związani, nie to, czy ma to jakiekolwiek biologiczne podstawy. Choć jestem niemal pewna, że ma - dodaję.

- Ha, czyli jest jednak dla ciebie nadzieja, stary. - Stęki klepie Adama w plecy, a ja jednocześnie z nim marszczę brwi.

- Że co? Że my...? - Adam zerka na mnie, po czym jednocześnie kręcimy głowami zniesmaczeni. - Nieeee, absolutnie! - wołamy jednym głosem.

Ugh, to by było niesmaczne.

- Naprawdę są do siebie podobni! - śmieje się Dawid, a ja stwierdzam, że zaczynam lubić tego chłopaczka. - To czym się zajmujesz, Alu, prócz bycia siostrą naszego Szczękiego?

- Szczękiego? - dziwię się, a Adam wzrusza ramionami, gdy na niego spoglądam.

- Szczęślikiewicz to trochę długie nazwisko i ciężko wymyślić jakąś sensowną ksywkę. A w skocznym półświatku Adam jest tylko jeden.

- Ano, Małysz. To pamiętam! - potwierdzam radośnie. To akurat coś, co wiem. Jak chyba każdy mieszkaniec Polski. - A odpowiadając na twoje pytanie - zwracam się do Dawida - to nie zajmuję się niczym szczególnym. Pływam. Na żaglówkach znaczy się. I ponoć idzie mi całkiem nieźle - dodaje skromnie.

- Nieźle? Żałujcie, że nie widzieliście, co ona tam wyprawiała na tym jeziorze! - woła Adam z dumą, a mnie robi się naprawdę miło. - Jest świetna, serio.

- Jakbyś w ogóle się na tym znał. - Wywracam oczami. - Tak samo ja mogłabym powiedzieć, że super ci dziś poszło, a nie mam o skokach bladego pojęcia.

- Bo poszło mi super! - Adam wyszczerza zęby, a koledzy śmieją się z jego miny.

- Jakby ci poszło super to byś wygrał, a wygrał ten cał,y jak mu tam...

- Szybki - podsuwa mi Przemek.

- Szybki? - dziwię się. Coś mi nie pasuje. - A nie Wolny przypadkiem?

- Jego dziewczyna chyba woli jak jest wolny - śmieje się głupkowato Stęki, a ja wywracam oczami z politowaniem.

Co też ten testosteron robi z ludźmi.

- Szybki to ksywka Kuby Wolnego - oświeca mnie Adam. - Jest w kadrze B, może uda mi się dołączyć do niego w przyszłym sezonie.

- Na pewno! - zapewniam go mocno. - A zwycięzcy nie zapraszacie na imprezę?

- Twoja siostrzyczka leci na medale, heh - śmieje się Andrzej. - Szybki niestety ma dziś randkę, ale może jutro uda się nam go gdzieś wyrwać na piwko.

- Dobre piwko nie jest złe. - Przygryzam wargę z namysłem. - A medali mam już wystarczająco dużo, by cudze przestały mnie kręcić - prycham. - W lutym wyjeżdżam do Hiszpanii na pierwsze treningi przed Pucharem Księżniczki Zofii*, który odbędzie się pod koniec marca. To duża impreza, muszę się dobrze przygotować, a może wpadnie jakiś medal. - Uśmiecham się.

- Brzmi bardzo... prestiżowo - stwierdza Przemek.

- Na tych zawodach można wywalczyć kwalifikację olimpijską, ale my mamy już obsadzone wszystkie miejsca, więc mogę sobie jedynie pogdybać, czy dałabym sobie radę. - Wzruszam ramionami. - Ale i tak mam zamiar dać z siebie wszystko. Mówicie mi lepiej, na co mam jutro zwracać uwagę, by dobrze ogarniać zawody. - Zmieniam temat. - Bo już wiem, że ten co skoczy najdalej wcale nie musi wygrać.

W czwórkę zaczynają wyjaśniać mi, jak dokładnie przebiegają zawody i na jakich zasadach podliczane są punkty i tak mija nam cały wieczór. Kiedy koledzy Adama wychodzą, jestem już z grubsza przygotowana do obserwowania jutrzejszych zmagań.

- Przyniosę ci jakąś pościel - mówi Adam, kiedy kończymy zmywać. - Bo zakładam, że przyjechałaś na totalnym spontanie i nie masz zamówionego żadnego noclegu.

- Totalnie mnie rozszyfrowałeś. - Kiwam głową z udawanym żalem. - Spokojnie, kanapa mi nie straszna.

- Jesteś niemożliwa. - Adam kręci głową i znika, by po chwili wrócić z kompletem pościeli i szarym dresem. - Z łazienki na parterze korzysta mama, więc są tam jakieś babskie kosmetyki. Ręczniki na pralce. Szczoteczki do zębów nie mam, musisz sobie jakoś poradzić sama.

- Dzięki, Adaś, jesteś super! - Całuję go w policzek i ruszam do łazienki. - Idź spać, masz jutro zawody.

- Wiem. Dobranoc, Ala - woła już ze schodów na górę, a ja znikam w łazience.

Tak sobie myślę, że w innych okolicznościach, bylibyśmy całkiem zgraną rodzinką.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro