Las [JeanMarco]

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Niebo zasnuły ciemne chmury, rzucając rozdygotane cienie na drzewa gęsto posadzone jedno obok drugiego.

Jean szedł wąską ścieżką, szlakiem przed laty udeptanej ziemi, od czasu do czasu kopiąc znaleziony po drodze kamyk. Ptasi świergot będąc jedynym jego, prócz rzecz jasna drzew i skałki towarzyszem stanowił melodię pokrzepiającą, udowadniał bowiem, że w tym zapomnianym przez ludzi lesie wciąż tli się pamięć.

Z każdym krokiem drzew było coraz więcej, stare, zapomniane, wiekowe, a jednocześnie nieśmiertelne, to one patrzyły jak lata przychodzą. I odchodzą.

Po Jeanowych plecach przeszedł dreszcz.

Niektóre z drzew, mimo stosunkowo niewielu lat, były zaniedbane, a na ich gałęziach na próżno szukać można ptaków.

Smutny jest los zapomnianych.

Mimo to nie przystanął, prując przed siebie z niespotykaną zazwyczaj w przypadku tego konkretnego osobnika determinacją.

Marsz trwał dalej, a minuty upływały, niczym piasek przesypując się przez rozwarte palce. Zabawa niemal bez końca.

Zatrzymał się, odnajdując drzewo, którego szukał. Konkretne, ważne. Jedyne w swoim rodzaju, bowiem z wyrytym w kamieniu imieniem Marco Bodt.

Na cmentarzu wojskowym, nagrobki rosły gęsto, stojąc dumnie, niby drzewa porastające las. Ciche trzeszczenie świec nań płonących zastępowało ćwierk wszelkiej maści ptactwa, gdy Jean zapatrzył się w niebo.

W końcu odnalazł las równie ponury, co jego własne myśli.

Dedykowane @Sadwick za pocieszne, bardzo motywujące do pisania komentarze 💓
.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro