Odnalezieni II [2/3]

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Przerwanki, lipiec 2015

Schodzę po schodach na pomost, gdzie Ala krząta się przy jednej z łódek. Podchodzę bliżej i zauważam, że coś jest chyba nie tak. Jakby... nie miała masztu...?

Łódka, nie Alicja, oczywiście.

- Hej! – wołam.

- Siema! – odpowiada, ocierając pot z czoła.

Znowu ma na sobie za luźny podkoszulek, który odsłania czarną górę od bikini. No i te szorty. Nie jednego faceta potrafiłaby doprowadzić do obłędu, jeśli tylko by chciała. Ale jakimś dziwnym trafem, mnie nie.

- Co robisz? - pytam.

- Jeden z dzieciaczków puścił fała – wyjaśnia.

Szkoda, że nic mi to nie mówi.

- To... to dlatego maszt jest złamany? - ryzykuję stwierdzenie.

Ala odrywa wzrok od plątaniny stalowych linek i nagle wybucha głośnym śmiechem.

- Nie, głuptasie! Fał to ta linka. – Pokazuje mi jedną z nich, identyczną jak miliard innych leżących na pokładzie. - Trzeba na nią bardzo uważać, bo jak ucieknie, to trzeba kłaść maszt. Dlatego „tylko pała puszcza fała" - dodaje powiedzenie, które już zdążyłem tu usłyszeć.Teraz dopiero nabrało dla mnie sensu.

- Aha, czyli to tak ma być? - upewniam się, wskazując na „złamany" maszt.

- Powiedzmy. – Uśmiecha się figlarnie. - Fał już jest na miejscu, więc możesz pomóc mi go postawić z powrotem.

Wchodzę na pokład, który zaczyna kołysać się pod moimi stopami, jednak tysiące godzin treningu koordynacyjnego robi swoje i w ogóle mnie to nie wzrusza. Ala tłumaczy mi, co mam robić, opieram więc końcówkę masztu na ramieniu, uważając by nie zaplątać się w liczne liny i na jej znak unoszę ciężką kolumnę do góry. 

Ala stoi na dziobie i ciągnie za jedną z stalowych lin. W ustach trzyma szeklę, a ja obserwuję, jak mięśnie na jej ramionach się napinają, kiedy mocuje się z nią, próbując zamocować ją na samym czubku dziobu. W końcu i lina i szekla trafiają na swoje miejsce, po czym Ala wraca do mnie i razem montujemy bom.

- No, załatwione – sapie z zadowoleniem, odgarniając włosy z czoła. - Nie naciągnąłeś sobie nic?

 Ja? - prycham. - Chciałabyś! - wołam, małpując jej zachowanie z rana.

W jej oku pojawia się jakiś dziwny błysk. Mruży oczy i zagryza lekko wargę, po czym proponuje z zadziornym uśmiechem:

- Chcesz popływać?

- Myślisz, że dam sobie radę? - pytam z powątpiewaniem.

Wywraca oczami.

- Zazwyczaj pływam sama, więc z jednym nieogarniętym pasażerem chyba powinnam sobie poradzić, nie sądzisz? – Puszcza mi oko i siada przy sterze. - Ściągaj cumy i wskakuj na pokład!

Wykonuję jej polecenie i siadam naprzeciwko niej. Sprawnie ogarnia wszystkie żagle, liny i inne Bóg wie co, cierpliwie tłumacząc mi, co mam robić, kiedy jednak od czasu do czasu potrzebuje mojej pomocy. Kiedy pytam, czemu płyniemy na jednym żaglu, odpowiada:

- Bo po pierwsze drugiego nie założyłam, a po drugie za mocno wieje. Dlatego dzieciaki mają dziś teorię – wyjaśnia.

- A ty dasz sobie radę? - pytam zaczepnie.

Nic nie odpowiada, tylko wykonuje szybki ruch sterem i następna fala ląduje na mojej twarzy.

- Ej! - wołam oburzony, a Ala sprytnie unika mojego kuksańca, nawet o milimetr nie schodząc z kursu. - Dobra jesteś w te klocki – chwalę ją po chwili.

- No ba! Za coś przyznają mi te medale, nie? - Zakłada nogę na nogę i jedną ręką podciąga linę, a ja widzę jak pod jej opaloną skórą napinają się wszystkie mięśnie ramienia. Jestem pod wrażeniem, bo utrzymanie żagla przy tak silnym wietrze musi być nie lada wyzwaniem. Mimo to Ala zdaje się w ogóle nie odczuwać tej siły.

- A więc to prawda, że masz jakieś sukcesy na tym polu... – zagajam. 

Przez te trzy dni, które tu spędziłem, zdążyłem się dowiedzieć, że moja nowa znajoma nie jest byle kim i żeglarstwo uprawia wyczynowo. I jest w tym ponoć nawet całkiem dobra.

- Udało mi się wygrać kilka juniorskich imprez – przyznaje. - Na seniorskich trochę trudniej, ale też całkiem niezłe wyniki udawało mi się osiągnąć... Marzę o igrzyskach, ale to najwcześniej za pięć lat.

- To żeglarstwo jest na olimpiadzie? - wyrywa mi się.

- Tak! - wywraca oczami. - Głowa nisko, robimy zwrot...!

- Co? - pytam zdezorientowany, kiedy nagle bom przelatuje tuż nad moją głową, żagiel łopocze, bloczki hałasują, lina uderza mnie w nogę, a to wszystko po gwałtownym ruchu sterem w wykonaniu Alicji, która w mgnieniu oka pojawia się tuż obok mnie. Wszystko to trwa nie więcej niż trzy sekundy.

- Co to było? - pytam oszołomiony.

- Zwrot – informuje mnie Ala. - Mówiłam, że głowa nisko. Siadaj na drugą stronę, bo przechył mamy.

Posłusznie przesiadam się na drugą burtę. Chwilę płyniemy w milczeniu, a ja spędzam ten czas na obserwowaniu jej ruchów. Są płynne i pewne. Jej oczy czujnie śledzą ułożenie żagla oraz ruch fal, reagując minimalną korekcją na każdą zmianę sytuacji. Jest w tym wszystkim coś bardzo znajomego i dopiero po chwili uświadamiam sobie, że przecież ja sam robię dokładnie to samo podczas moich treningów.

- Czemu musisz czekać pięć lat? Przecież igrzyska są w przyszłym roku. – Wracam do naszej rozmowy sprzed chwili.

Ala posyła mi kpiące spojrzenie.

- Nie jestem AŻ TAK dobra, żeby mnie wzięli za rok na olimpiadę... Ale za pięć lat, kto wie?

- No to trzymam kciuki – mówię. - Kiedy następne zawody?

- We wrześniu... – odpowiada. - Uważaj.

Znów robi zwrot, tym razem jestem jednak przygotowany. Wszystko znowu trwa zaledwie kilka sekund.

- ...Mistrzostwa Europy, w Chorwacji – dokańcza, jakby nic się tutaj nie wydarzyło.

- Będzie medal? - Uśmiecham się do niej.

- Wątpię, raczej będę celować w pierwszą dziesiątkę, może piątkę - mówi. - Nie lubię pływać w Chorwacji.

- Czemu? - dziwię się. Osobiście bardzo mile wspominam wszystkie zgrupowania, które do tej pory odbyliśmy w tym kraju.

- Bo mają jakieś dziwne fale, zachowują się zupełnie niezrozumiale. No i jest tam zdecydowanie za ciepło. – Krzywi się, a ja śmieję się serdecznie z tego grymasu.

- Co ci tak wesoło? – Szturcha mnie żartobliwie, ale zwinnie odskakuję i nawet nie tracę przy tym równowagi. - A ty? - pyta nagle.

- Co ja?

- Wyglądasz mi na sportowca. – Mruży oczy. - I mam wrażenie, że skądś cię znam... Nie jesteś sławny, może? - pyta.

- Nie przypominam sobie tłumów fanek. – Z udawanym zamyśleniem drapię się po głowie. - Skąd pomysł, że jestem sportowcem?

- Swój pozna swego – odpowiada Alicja, wpatrując się intensywnie w horyzont na zachodzie. - Okej, dosyć tego dobrego. Trzeba się zwijać, bo burza idzie. Pomożesz mi z żaglem?

Szybko tłumaczy mi, którą linę muszę poluzować i na jej znak metry kwadratowe płótna opadają z charakterystycznym szelestem na pokład. Ala wskazuje mi wiosło i powoli kierujemy się do pomostu.

- Więc jestem twoją tanią siłą roboczą? - pytam.- Nie powiem, żebyś do tej pory oprócz robienia za balast przydał się tu do czegoś. – Uśmiecha się krzywo i kieruje łódkę w kierunku pomostu. - Wyskakuj, podam ci cumę.

„Parkowanie" idzie nam sprawnie, nawet jeśli bardziej przeszkadzam niż pomagam. Ala zbiera jeszcze wszystkie rzeczy z pokładu i chowa je do hangaru. Zauważam, że wszystko jest poskładane lub pozwijane w idealną kostkę. Czysta perfekcja, która cechują ją także podczas sterowania.

- To jak? - zaskakuje mnie nagle pytaniem. - Podobało się?

- Nie było źle – mówię. - Choć wydaje mi się, że o mało dzisiaj nie zginąłem.

- To niebezpieczny sport. – Uśmiecha się jakoś dziwnie.

- Co ty możesz wiedzieć o niebezpiecznych sportach... - Kręcę głową, a Ala przechyla w bok głowę z zainteresowaniem.

- Taaak...? - pyta. - To co? Powiesz mi w końcu, skąd mogę cię kojarzyć?

Otwieram usta by odpowiedzieć, w tym momencie Ali dzwoni telefon.

- Wybacz – mówi i odbiera, odchodząc kilka kroków dalej. 

Odprowadzam ją wzrokiem, kiedy kieruje się w stronę jadalni, po czym zerkam na zegarek i uświadamiam sobie, że zrobiło się późno i powinienem wracać do swoich obowiązków.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro