Odnalezieni III [2/3]

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Przerwanki, lipiec 2015

Adam miał zupełną rację - trzy pary oczu wlepione w mój dekolt nie było dla mnie niczym nowym, ale komfortowa sytuacja to też nie była. Szybko więc załatwiam, co mam do załatwienia - a mianowicie wysłuchuję prośby o przygotowanie Trenera na jutro na małą wycieczkę na drugą stronę jeziora do Kruklanek, wybieram sobie do pomocy Adama i już po kilku minutach wspólnie opuszczamy towarzystwo.

- Idę pogadać z KWŻem - mówię, kiedy wychodzimy z namiotu. - Adam... dałbyś mi bluzę? - proszę go nieśmiało, mając na względzie, że nie tak dawno odrzuciłam jego propozycję.

- Jasne. - Znika na chwilę w namiocie i wraca z ciepłą, granatową bluzą z logo Polskiego Związku Narciarskiego. Wciągam ją szybko na siebie i przyglądam się sobie krytycznie.

- Trochę duża - stwierdzam. - I wyglądam jak słup reklamowy. - Wskazuję liczne naszywki sponsorów.

- Witaj w moim świecie - śmieje się Adam. - Co, w żeglarstwie nie ma takich zabiegów jak ruchoma powierzchnia reklamowa?

- Jest, ale jest bardzo ograniczona - odpowiadam, palcem zakreślając obrys majtek i sportowego topu, w którym zazwyczaj występuję na zawodach. - Rozumiesz, aerodynamika. Za to żagiel daje jakie-takie możliwości. - Puszczam mu oko, macham przez ramię i ruszam do biura KWŻa.

Boss wszystkich bossów bez większych problemów udziela mi na jutro przepustki, by przewieźć zuchy przez jezioro, szybko znajdując dla mnie zastępstwo. Wykonuję jeszcze parę telefonów, by upewnić się, że wycieczka będzie udana i idę do Kajtka, który jest w posiadaniu kluczy do hangaru.

- Ładna bluza - zauważa, kiedy kierujemy się do jego domku, gdzie zdeponowane są wszystkie klucze. Dzieciaczki już krzątają się przy kei, klarując jachty, a za parę minut zaczyna się pierwsza tura obiadowa.

- Dzięki - odpowiadam, a Kajtek zdejmuje z haka odpowiedni komplet kluczy. Cofa jednak rękę, kiedy po nie sięgam. - Co jest? - Marszczę brwi.

- Skoro już mamy okazję porozmawiać w cztery oczy... - zaczyna, ja jednak z miejsca kręcę głową. - To, co się wydarzyło w zeszłym roku...

- W zeszłym roku nic się nie wydarzyło - mówię zimno, zaplatające ręce na piersi. - Nie wyolbrzymiaj kilku wydarzeń do rangi romantycznych uniesień.

- Pocałowałaś mnie! - wytyka mi, unosząc nieco głos.

- To było zanim poinformowałeś mnie, że tak naprawdę jesteś ode mnie dwa razy starszy - przypominam mu, głosem jeszcze bardziej lodowatym.

- Było to mniej więcej w tym samym czasie, kiedy ty powiedziałaś mi, że jesteś ode mnie dwa razy młodsza - odpowiada tym samym tonem.

- W przeciwieństwie do ciebie, ja wyglądam na swój wiek - odcinam mu się, jednak nie mam czasu się teraz z nim kłócić.

Tak naprawdę, nie mamy o czym rozmawiać - owszem flirtowałam z nim przez pół lata, parę razy wymknęliśmy się w nocy do lasu, aż pewnego dnia udało mi się skraść mu jednego całusa, ale potem z wiadomych względów ucięłam nasze spotkania.

Co nie znaczy, że nie lubiłam czasem się z nim jeszcze podroczyć.

- Kajtuś, umówmy się: żadne z nas nie zachowało się tak, jak powinno i tamta sytuacja w ogóle nie powinna mieć miejsca - mówię już nieco znużona. - Najprościej będzie, jeżeli oboje o tym zapomnimy i będziemy udawać, że nic podobnego się nie wydarzyło, bo w gruncie rzeczy fajny z ciebie facet i nie chciałbym, żebyś się na mnie boczył. - Posyłam mu uroczy uśmiech. - To jak? Dasz mi te klucze?

- Dam - wzdycha zrezygnowany i podaje mi je. - Ale, Ala...?

- Tak? - Obracam się przez ramię, stojąc już w drzwiach.

Milczy przez chwilę, przyglądając mi się od stóp do głów, a ja z nagle zaczynam odczuwać dziwną wdzięczność za Adamową bluzę, kiedy podchodzi do mnie bliżej.

- Cholera, gdybym tylko był te piętnaście lat młodszy...! - wzdycha w końcu Kajtek, a ja uśmiecham się szelmowsko i szybko całuję go w policzek.

- Cóż, wtedy byłaby z nas zajebista para! - wołam jeszcze, nim znikam między drzewami, pędząc na obiad.

Całe popołudnie mija mi na obserwowaniu dzieciaków z kei, czyszczeniu Trenera, w którym zebrała się w nocy deszczówka i unikaniu Pana Przecież-To-Ty-Mnie-Pocałowałaś Kajetana. Adam niestety tym razem nie może dotrzymać mi towarzystwa, bo ma swoje własne obowiązki, cały ten czas spędzam więc samotnie.

Wieczorem wskakuję w strój kąpielowy, biorę ręcznik, szampon i idę pod prysznic. Jednym z mankamentów bazy namiotowej na takim zadupiu jak moje ukochane Przerwanki są wspólne prysznice. Pora jednak jest dla mnie sprzyjająca, więc zamykam się sama w łazience i biorę kąpiel w miarę normalnych warunkach.

Wychodzę owinięta jedynie w ręcznik i niemal z miejsca wpadam na jakiegoś gościa w harcerskim mundurze. W zapadającej ciemności trudno mi rozpoznać jego twarz, ale wydaje mi się, że to kolega Adama, Dawid, bodajże.

- Siema - wita mnie, nieco zaskoczony. - Dzisiaj wy macie kąpiel?

- Nie, ale ja mam kąpiel - odpowiadam. - Dawid, prawda?

- Damian - poprawia mnie, a na jego twarzy pojawia się dziwny uśmiech. - Odprowadzić cię?

- Dam sobie radę - odpowiadam chłodno. - Możesz przekazać Adamowi, że wypływamy zaraz po śniadaniu. Osiem dzieciaków, ja, Adam i może wziąć jeszcze kogoś do pomocy.

- Ja z wami popłynę - ofiaruje się ten natychmiast, a ja, korzystając z ciemności, wywracam oczami.

- Cudownie, przyda się ktoś do wiosłowania. To do jutra, nara! - żegnam się, nim Romeo od siedmiu boleści zdąża wydukać coś jeszcze.

W domku przebieram się w dres i kładę się do łóżka, przytulając twarz do Adamowej bluzy, której nie miałam okazji mu oddać. Wdychając jego zapach, którym jest nasycona, odpływam w objęcia Morfeusza.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro