Wyróżnieni I [1/3]

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Zakopane, styczeń 2016

- To jest zły pomysł, po co tam jedziesz?

- Nigdy nie byłam na zawodach narciarskich, chcę zobaczyć czym to się je.

- Nic ciekawego: jedzie, skacze, ląduje. Kto skoczy dalej, ten wygrywa. Tyle.

Tak wyglądała moja rozmowa z Tomkiem sprzed paru dni. Dałam sobie spokój z tłumaczeniem mu, że to wcale nie takie proste. Po pierwsze, i tak machnąłby na to ręką, a po drugie wcale nie czułam się jeszcze ekspertem w tym temacie. Nawet jeżeli Adam wytłumaczył mi to wszystko bardzo obrazowo, żeglarstwo mimo wszystko wydawało mi się łatwiejsze.

Obiekcje Tomka spłynęły po mnie jak woda po kaczce - nikt nie będzie mi mówił, co mam robić w wolnym czasie. A tak się składa, że styczeń nie zalicza się szczytu sezonu żeglarskiego, więc mogłam wyrwać się na kilka dni do Zakopanego.

I tym oto sposobem stoję właśnie pod Wielką Krokwią i nie za bardzo wiem, co powinnam ze sobą zrobić. A nie jest to stan zbyt częsty. Ja zawsze jestem we właściwym miejscu, o właściwym czasie i wiem, co należy robić.

Ale to? To zupełnie nie moja bajka.

"Gdzie jesteś? Potrzebuję pomocy!" - piszę do Adama, choć boję się, że może nie mieć przy sobie telefonu, skoro lada chwila rozpoczynają się zawody.

A jednak, kilka sekund później rozbrzmiewa "Hall of fame", więc czym prędzej odbieram połączenie.

- Co się dzieje? - W słuchawce słyszę zdyszany i nieco zaniepokojony głos Adama.

- Stoję pod Wielką Krokwią i nie mam pojęcia gdzie mam iść, by wkręcić się na zawody za friko - wzdycham. - To znaczy mogłabym zbajerować ochroniarza, wydaje się całkiem milutki... - Zerkam na chudego rudzielca, który nie może być wiele starszy ode mnie.

- Czekaj, czekaj - przerywa mi Adam. Po jego oddechu poznaję, że właśnie gdzieś biegnie. - Gdzie ty jesteś?

- Po Wielką Krokwią - powtarzam cierpliwie. - To skocznia taka. Duża, o ile się nie mylę. W Zakopanem.

- Ale co ty tutaj robisz? - pyta z niedowierzaniem Adam.

- Przyjechałam ci kibicować, Prosiaczku - wzdycham z politowaniem. - Mógłbyś wreszcie ruszyć swoimi szarymi komórkami i wytłumaczyć mi, gdzie mam się podziać? Albo, jeżeli możesz, pofatygować się na parking i się ze mną przywitać, czy coś?

- Parking...? Poczeeeekaj... - Słyszę w słuchawce jakiś trzask, po czym połączenie urywa się.

Super.

- Hej! - Klepnięcie w ramie sprawia, że obracam się odruchowo i tonę nagle w chuderlawych, ale mocarnych objęciach Adama. - Aleś mnie zaskoczyła! Dobrze, że złapałaś mnie podczas rozgrzewki, to miałem przy sobie telefon z muzyką... Jesteś tutaj sama?

- A z kim mam być? Dorosła jestem! - prycham.

- Dobra, załatwię ci zaraz wejściówkę, a potem pogadamy, bo ja muszę zaraz lecieć... Kurczę, nawet nie wiesz, jak się cieszę! - woła, raz jeszcze mnie ściskając i znika, krzycząc, że mam się nie ruszać, a on zaraz wróci.

Co prawda nie wraca, ale podchodzi do mnie jakiś dzieciak z wejściówką i wskazuje kierunek, w którym mam się udać, a ja podążam za jego wskazówkami i wchodzę na teren skoczni, akurat kiedy spiker zapowiada początek konkursu, który otwiera nie kto inny, jak mój brat!

Nic dziwnego, że się tak śpieszył.

Nie bardzo orientuję się, co się dokładnie tutaj dzieje, liczę, że przed jutrzejszymi zawodami Adam wszystko mi wytłumaczy, bo tak się składa, że mam zamiar zostać tu jeszcze dzień lub dwa. Teraz jest jednak zajęty zdobywaniem punktów do klasyfikacji generalnej, czy jak to się tam nazywa, więc cierpliwie czekam, aż znajdzie dla mnie czas.

I wszystko byłoby fajnie, gdyby nie...

- Gdzie ty jesteś? - Napastliwy ton Tomka w słuchawce od razu wywołuje u mnie poirytowane westchnienie.

- W Zakopanem, mówiłam ci.

- Chyba sobie żartujesz. Ty tak na poważnie? Masz maturę w tym roku, powinnaś się uczyć...

- Powiedział najpilniejszy uczeń roku - sarkam. Tomek swoje egzaminy zdał na nieco więcej niż minimum, głupi w końcu nie był, ale ciągłe wyjazdy na zawody nie pozwalały mu poświęcić wszystkim przedmiotom odpowiednio dużo uwagi.

Ja jednak, mimo licznych treningów, nie miałam takich problemów. Szybkie przyswajanie wiedzy, ot dar od losu. Bardzo przydatny, nie ukrywam.

- Nie chcę, żebyś przez jakiegoś durnia latającego z dwoma dechami zaprzepaściła sobie przyszłość! - Jego głos balansuje na granicy furii.

Oho, tak nie będziemy rozmawiać.

- Miło mi, że się o mnie troszczysz, ale sama sobie daję radę - stwierdzam zimno. - Na razie żegnam, porozmawiamy, gdy przestaniesz obrażać ludzi, na których mi zależy. - Przerywam połączenie, w ostatniej sekundzie słysząc, jak krzyczy "Alicja!".

Cóż, może w końcu się nauczy, że obrażanie Adama w mojej obecności nie kończy się dobrze. Choćby nie wiem jak wspaniałomyślne idee za tym stały.

- Cholera - mruczę pod nosem, gdy orientuję się, że przez Tomka przegapiłam całą końcówkę konkursu. Dociera do mnie jedynie informacja, że cały ten ambaras wygrał jakiś Wolny.

Fajnie, gratki, ale gdzie jest Adam?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro