Wyróżnieni III [1/3]

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Giżycko, kwiecień 2016

Pogoda pod koniec marca nie rozpieszczała, więc pierwsze ciepłe dni kwietnia od razu zachęcają do treningu. Nie poszło mi zbyt dobrze w zawodach na Majorce, nie to, co Alicji. Z palcem w nosie wbiła się do czołówki i jeszcze mówi, że to nic takiego. Jestem z niej dumy, ale też... zazdrosny.

Głupie, prawda?

Przecież to zupełnie inna klasa jachtu, inna trasa, inne... wszystko.

Ale to ssie, gdy twoja laska jest lepsza od ciebie. Mimo wszystko.

- Tomek, ruchy! Szkoda czasu, po południu ma być burza - woła mnie Benek, zbiegam więc na keję, wciągając na siebie koszulkę ze swoim nazwiskiem. Finny to zgrabne żaglówki, podobne gabarytowo do Omeg, więc czasem i z nich korzystamy, choć różnią się znacznie powierzchnią żagli.

- Będzie Janek? - pytam, mocując żagiel i sprawdzając, czy wszystko jest na swoim miejscu. Niestety nie jest. Ktoś musiał pływać moim jachtem pod moją nieobecność.

Jak ja tego, kurwa, nienawidzę.

- Spóźni się, a Fabian ze złamaną ręką nawet nie ma co wchodzić na pokład. - Benek wzrusza ramionami. - Ale mówił, że może wpadnie pooglądać nas z brzegu.

Nie czekamy na kolegów i wypływamy na Kisajno. O tej porze roku jezioro jest puste, w wakacje kłębi się tu pełno "niedzielnych żeglarzy". Jeżeli coś wkurwia mnie bardziej, niż debile na drodze, to są to tylko ameby umysłowe, które ktoś wpuszcza za ster i pozwala wypłynąć na jezioro. Dlatego latem omijam tutejsze akweny szerokim łukiem. A i tak coraz ciężej znaleźć w sezonie spokojne miejsce na trening.

- Jacewicz, weźże wybierz ten żagiel, bo się, kurwa, z ciebie śmieje! - Pociągam za szota i olewam Benka. Nie mam ostatnio najlepszego czucia, totalnie nie umiem ustawić się do wiatru. Kumpel zostawia mnie z tyłu o dwie długości, głównie dlatego, że jest na nawietrznej. Ostrzę, by wyminąć go i ukraść trochę wiatru, ale przy tym manewrze ucieka mi na kolejne trzy długości i mimo iż przyśpieszam, ruch ten okazuje się nieopłacalny.

Brawo, geniuszu. Rób tak dalej, a na bank dostaniesz stypendium.

- Opływamy wyspę? - krzyczę do kumpla, ten mnie jednak już nie słyszy.

No tak, chcesz z nim pogadać, to go dogoń. Widzę jednak, że Benek odpada i chyba przymierza się do opłynięcia wysepki. Kieruję się za nim i klnę siarczyście, gdy wiatr zdycha, a żagiel flaczeje.

Jednym plusem tej sytuacji jest to, że dotknęło to i Benka, do którego powoli dopływam.

- Ej, co jest? Kompletnie odstajesz, Jacewicz! - woła, kombinując coś z ustawieniem żagla.

- Przy tej flaucie i tak ci nic to nie da - uświadamiam go. - Ostatnio strasznie mi nie idzie, to chyba przez te nowe bloczki, zupełnie inaczej mi żagiel pracuje. - Krzywię się, choć wiem, że problem leży gdzie indziej.

- Chyba zdechło konkretnie - stwierdza Benek. - Cisza przed burzą, myślałem, że zdążymy jeszcze popływać. Wracamy?

Zerkam za siebie, na północy powoli tworzy się burzowa chmura. Mamy jeszcze jakąś godzinkę, może półtorej nim lunie, ale przy tym wietrze miną wieki, nim dokulamy się z powrotem do COSu.

- Wracamy. - Kiwam głową. - Odpalaj motorek, nie ma się co cackać, bo jak nas zdmuchnie to tylko raz.

Benek zgadza się ze mną i odpalamy silniki. Dzięki temu, kwadrans później cumujemy się już przy nabrzeżu, gdzie czekają na nas Janek i Fabian.

- Toście popływali! - nabija się ten pierwszy, gdy odbiera ode mnie cumę.

- Weź mnie, kurwa, nie denerwuj - odpowiadam poirytowany. - Chciałem się na nowo rozpływać po tej Majorce i dupa. Jutro jak nas trener pociśnie, to będziemy cienko piskać.

- No ja nie. - Wzrusza ramionami Fabian i wskazuje gips.

- Coś ty gościu zmajstrował? - Benek szturcha go w ramię i ściąga mokrą koszulkę ze swoim nazwiskiem.

- Klaudia trochę za ostro się ze mną bawiła i nieszczęśliwie spadłem z łóżka.

- Pokarało - śmieje się Janek. - A więc teraz twoja dziewczyna nazywa się Klaudia?

- Już była dziewczyna, znudziła mi się - prycha niefrasobliwie Fabian. - Chwilowo jestem wolny, więc jak znacie jakieś fajne laski, to możecie mnie śmiało przedstawiać. A propos fajnych lasek - zwraca się do mnie nagle. - Twoja Alka to jest przekozak, wbić się na Igrzyska na cztery miesiące przez godziną zero, nieźle!

- Co? - Marszczę brwi.

Co on, do cholery, bredzi?

- Nie mówiła ci? Twoja laska jedzie do Rio, a ty nic nie wiesz? - Fabian wytrzeszcza oczy. - Ej, czemu nie mówisz, że znowu macie ciche dni, podbiłbym do niej!

- Stul pysk, chyba, że chcesz mieć drugą rękę w gipsie - warczę i zarzucam torbę na ramię. - Odezwiesz się do mojej dziewczyny bez mojego pozwolenia i obiecuję ci - wylądujesz na ostrym dyżurze.

- Wyluzuj, stary! - Fabian spuszcza z tonu. Nie raz kazałem mu się trzymać od niej z daleka, a on nie raz ten zakaz łamał. Następnego ostrzeżenia nie będzie, a on dobrze o tym wie.

Bywa między nami różnie, ale Ala jest moja.

Tylko moja.

- Spadam, ludzie. Widzimy się jutro na treningu. A ty przestań się umawiać z kickbokserkami, a przynajmniej nie zaciągaj ich do łóżka, bo ci cały sezon przejdzie koło nosa - rzucam jeszcze do Fabiana, przybijam piątkę z Benkiem i Jankiem i wsiadam do auta.

Zdaje się, że muszę poważnie porozmawiać z Alicją.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro