M.Fettner/M.Hayböck

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

W końcu kadra dostała wolne. Dwa tygodnie niezmąconego treningami spokoju. W końcu mogłem oddać się mojej pasji.

Pierwsze dwa dni imprez były zwyczajne. Ćwiartka wódki przed wyjściem z domu, chwila tańca w klubie, parę drinków z poderwaną na parkiecie dziewczyną, powrót na parkiet, nakręcenie dziewczyny do granic możliwości, seks w toalecie, drinki, parkiet, drinki, do domu, seks na kanapie w salonie, spanie, rano wywalenie dziewczyny i powiedzenie, że nic nie zaszło, odespanie nocy.

Tak, tak, od wielu osób słyszałem, że taki styl życia nie jest dla sportowców, że trzeba o siebie dbać, że w końcu złapię jakaś chorobę weneryczną, że łamię serca biednym dziewczynom.

I nikt nie spojrzał na to, dlaczego tak robię. Miałem tylu przyjaciół i mądrych doradców, a nikt nie spojrzał głębiej i nie zapytał: "Manu, dlaczego tak, a nie inaczej?".

Znaczy zapytał. Nawet starał się to zmienić. A ja głupi dałem mu powód, żeby odejść.

Michi jako jedyny się mną zainteresował. Porozmawiał, przytulił, ugotował obiad, żebym nie był głodny. Kiedy miałem koszmary nawet ze mną spał. Jako jedyna osoba z zewnątrz w sypialni.

Obiecałem mu, że już nie będę balował. A potem poszedłem do klubu i zabawiałem się z trzema dziewczynami na raz. Kiedy rano przyszedł do mnie ze śniadaniem, a przywitały go szlochy wypędzanych przeze mnie dziewczyn, zostawił jedzenie i wyszedł.

Złamałem obietnicę daną przyjacielowi, straciłem jedyną osobę, która przejawiała zainteresowanie moją osobą. Zepsułem wszystko.

Ale trzeciego dnia wolnego miałem okazję to naprawić.

Michi siedział wtedy przy barze i zamawiał shota za shotem. Jeśli był tam chociaż pół godziny dłużej niż ja, to z moich obliczeń wynika, że już był nawalony.

Podszedłem do niego i dotknąłem ramienia. Musiałem mu pomóc, w końcu miałem okazję odwdzięczyć się z jego pomoc i przeprosić za tamtą głupią akcję.

- Cześć, Michael, wszystko w porządku? - zapytałem głośno, żeby słyszał mnie mimo muzyki.

- Jasne. Twoje zdrowie. - Wychylił kieliszek, ale przez drżącą rękę część wylała mu się na koszulę.

- Nie kłam, Michi, idziemy porozmawiać. - Pociągnąłem go za ramię. Prawie spadł z krzesła, ale jakoś go złapałem.

- Daj mi się napić, Manuel - warknął. - Choć raz chcę zachowywać się jak ty.

- Zachowywanie się jak ja to nie jest dobry pomysł. Chodź.

Miałem przewagę trzeźwości, bo siła u skoczków kumulujemy się jednak w nogach. Dzięki treningom równowagi, Michael nawet pijany szedł prosto i się nie wywracał. W końcu wyszliśmy na dwór. Wiele osób paliło, albo po prostu łapało powietrze, którego było w klubie niewiele, ale ja nie chciałem świadków naszej rozmowy. Odeszliśmy kawałek, a ja wepchnąłem go w jedną z bram.

- Tu mamy spokój, Michi. Teraz mów dlaczego znajduję cię w takim stanie. Claudia cię rzuciła?

Skrzyżowałem ręce na piersi i patrzyłem na beztrosko opartego o mur Michaela. Mógłby być modelem. Jest przystojny, choć nigdy nie patrzyłem tak na mężczyzn.

- Gdybyś choć raz posłuchał mnie tak dokładnie, jak ja ciebie, to byś wiedział, że jestem sam od ponad miesiąca! - krzyknął oburzony z zaskakującą łatwością, jak na kogoś, kto ledwie łapie równowagę.

- To czemu pijesz? Nic nowego nie zaszło. - Wzruszyłem ramionami

- Ale ty jesteś debilem, jak ja cię nie znoszę! Jak mogłem się zakochać w takim gnoju?! - Stał już bez podparcia i energicznie gestykulował.

Dosłownie opadła mi szczęka. Po chwili zorientował się co powiedział i spuścił głowę.

- Michi... Ty jesteś gejem? - Dotknąłem jego dłoni i pogłaskałem. Nigdy nie byłem homofobem, nie przeszkadzała mi jego orientacja.

Splótł nasze palce i zacisnął moją dłoń. Pogłaskał ją, uniósł i pocałował.

Westchnąłem. Miał tak przyjemnie szorstkie usta. Żadne kobiece usta nie wywołały u mnie dreszczy, jak Michiego. Nie wiedziałem co się dzieje. To było dziwne, nowe i bardzo intensywne uczucie.

- To źle? - Patrzył na mnie szukając odpowiedzi. Był zagubiony.

Zamyśliłem się i zatonąłem w jego oczach. Nie wiedziałem co mu powiedzieć, więc szepnąłem pierwsze, co przyszło mi do głowy.

- Bardzo dobrze, Michi.

Złapał mnie w pasie i przysunął bliżej. Niespodziewanie mnie pocałował. To było nieziemskie. Żadne słowa nie opiszą tego, jak doskonale całuje Michael.

- Teraz dostaniesz miłość, Manu, więc skończ ze szwędaniem się po klubach - powiedział całkiem trzeźwo po oderwaniu się ode mnie. Nawet nie smakował alkoholem.

- Ty nie jesteś pijany! - Zrobiłem duże oczy.

- Sądzisz, że inaczej przyszedłbyś do mnie tak szybko? Poza tym nie muszę być pijany, żebym powiedział ci w końcu prawdę. - Zaśmiał się beztrosko i mnie przytulił. - Wracamy do domu, Manu.

- Ale... - jęknąłem żałośnie. - Jesteś cholernie dobrym aktorem. Że też musiał mnie zauroczyć taki dupek. - Klepnąłem go w tyłek i się zaśmiałem.

Pocałował mnie i wsadził do samochodu. Wkurzało mnie jak się rządził. Smarkacz.

To co działo się później objęte jest cenzurą w większości krajów świata, więc muszę milczeć. Ale jedno mogę zdradzić - tego wieczoru nie zapomnę do śmierci. Był początkiem nowego, lepszego życia.

____________________

Nowy shocik, chętnie poznam opinie 😉

Pozdrawiam, Karolina 😘❤️

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro