3.10.17r/4.10.17r

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Budzę się. Zauważam brak moich towarzyszy co powoduje u mnie niepokój. Obudziłam Drago, który jako jedyny pozostał przy mnie.
~Co się dzieje?
~Cała reszta gdzieś zniknęła... Musimy ich poszukać...~Przekazałam mu wiadomość po czym wspólnie zaczęliśmy przeczesywać teren. Kiedy podeszłam do miejsca gdzie leżała reszta, zauważyłam coś dziwnego, a mianowicie przypaloną trawę...
Przecież nie paliliśmy żadnego ogniska, a Drago tego nie zrobił bo spał... Coś mi tu nie pasuje...
Przyjrzałam się uważniej spaleniźnie I zobaczyłam ledwo widoczne krople szkarłatnej cieczy.
To krew...
Przebiegło mi przez głowę.
~Drago! Zawieź mnie do waszej głównej bazy! Coś czuję, że rodzeństwo nie poddało się tak łatwo I porwało chłopaków, co oznacza, że mogą mieć nie małe kłopoty... Albo Nie! Pierw kurs na Wyspę Czterech Żywiołów! Musimy wziąść wsparcie!~wydałam rozkaz, a smok tylko pokiwał łbem w geście zrozumienia. Szybko wsiadłam na stworzenie I równie prędko poszybowaliśmy w odpowiednim kierunku. Lecieleśmy tak długo, że zastała nas noc, a nawet wtedy się nie zatrzymaliśmy. Były bardzo silne wiatry, ale to nie zniechęcało nas, bo wiedzieliśmy, że liczy się każda sekunda. Na wyspie wylądowaliśmy około południa następnego dnia. Mieszkańców zaniepokoił nasz widok, ciągle coś szeptali, ale nikt nie odważył się do nas bezpośrednio. Chwilę później zauważyłam już zdrowego Maxa, który przedzierał się dość szybko w naszym kierunku przez tłum. Kiedy stanął przede mną to widziałam zarówno strach jak i nadzieję w jego lśniących oczach.
-I co?- zapytał łamiącym głosem
-Długa historia, a nie chcę robić też tu szumu więc chodźmy gdzie indziej np.  stajni dla smoków.
-Dobrze...
~Bądź grzeczny, to przyjaciele~przekazałam komunikat do Drago idąc w wcześniej wspomnianym kierunku.  Kiedy dotarliśmy na miejsce to przywitałam się ze Zefirem oraz Firerem po czym usiadłam z chłopakiem niedaleko ich, a Drago zapoznawał się z resztą smoków(Fire i Zefir).
-A więc co się stało?Gdzie jest Nico i ten gościu, o którym gadałaś z Seasay?
-Najpierw napadnięto nas, Drago brał udział w tym ataku, ale spokojnie oswoiłam go, wraz z nim zaatakowali nas wtedy niejacy Sam i Mike. Kiedy zorientowali się, że nie mają żadnych szans z nami to poddali się i "przyłączyli to naszej grupki". Kiedy  się wczoraj rano obudziłam to nie było ani rodzeństwa ani chłopaków. Jedyne co zostało to ślady spalenizny i parę kropli krwi. Przybyłam tu po wsparcie, bo miałam cichą nadzieję, że wyruszysz ze mną na poszukiwania...
-I nie myliłaś się. Ruszamy jutro o świcie. Widać, że jesteście wykończeni więc przyda wam się trochę snu i odpoczynku.
-Dzięki, ale musisz jutro dosiąść Firera. Nie bój się. Nic ci nie zrobi. Mam pełną nad nim kontrolę. Jestem smoczą Alfą o czym świadczy gwiazda na mojej dłoni- pokazałam symbol na mojej ręce. Chłopak tylko spojrzał na niego i kiwnął głową na znak iż rozumie.
-Może jesteś głodna?- dopiero po tych słowach zdałam sobie sprawę jak mnie ściska w żołądku. Nie jadłam nic od ponad doby.
-Chętnie bym coś przekąsiła
-To chodź. Znam super knajpę.- szłam tuż obok chłopaka równym tępem aż do miejsca docelowego. Zajęliśmy stolik dwuosobowy pod ścianą, by nie rzucać się zbytnio w oczy. Po pewnym czasie podszedł do nas kelner pytając o nasze zamówienia. Max zamówił normalny zestaw obiadowy, a kiedy usłyszał ile jedzenia ja poprosiłam to się zaśmiał, natomiast kelner zrobił zdziwioną minę. Chyba nigdy nie słyszał, żeby dziewczyna tyle jedzenia wzięła. Po ok. 15min ten sam facet przyniósł nasze potrawy. Spożyliśmy swój posiłek nie odzywając się do siebie wsłuchując się w muzykę lecącą z głośników, która nadawała miłego nastroju temu miejscu.  Po skończonym spożywaniu pokarmów wróciliśmy do swoich chatek. Po powrocie spakowałam wszystko co potrzebne do skórzanej torby po czym poszłam spać, by mieć siłę na jutrzejszą niezwykle ważną misję...

Hejka. 600słów. Długo mnie nie było, ale jak widać jestem.    

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro