Na twój obraz

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


          Nikt nie ostrzegł mnie, że krok do przodu bywa nieraz krokiem w przepaść. Przekonałem się o tym dopiero na własnej skórze.

***

          Siedząc na ławce w parku, zastanawiałem się, jak mógłbym skończyć ze swoim życiem. Miałem do wyboru wiele sposobów, jednak żaden z nich nie wydawał się wystarczająco bezpieczny. Bezpieczeństwo podczas samobójstwa – zupełnie bezsensowna sprawa. Jednak nie potrafiłem wyrzucić z głowy obaw, że coś pójdzie nie tak, a ja skończę jako warzywo, świadomy tego, co dzieje się wokół, ale pozbawiony możliwości reagowania. Chyba byłem tchórzem.

          Może jednak nie powinienem się już dłużej zastanawiać i po prostu to zrobić? Gdy w końcu zakiełkowała we mnie odwaga, postanowiłem wrócić do domu, gdzie od tygodni czekały odpowiednie tabletki. Nie patrząc przed siebie, zacząłem biec alejką, pragnąc zdążyć przed wątpliwościami.

          Nagle zderzyłem się z kimś, kto szedł od przeciwnej strony. Zachwiałem się, jednak siła odrzutu nie była na tyle duża, by spowodować mój upadek. Druga osoba nie miała tyle szczęścia.

          − Wszystko w porządku? − zapytałem, wyciągając dłoń w kierunku leżącej na bruku dziewczyny. Nie mogła mieć więcej niż dwadzieścia kilka lat, choć jej spojrzenie było tak zmęczone, jakby spędziła na świecie okres o wiele dłuższy. Widząc moje zainteresowanie, uciekła wzrokiem w bok i bez słowa zaczęła podnosić się z ziemi. Dopiero teraz dostrzegłem, że obok niej leżał duży, owinięty w papier obiekt, przypominający kształtem obraz. Schyliłem się, chcąc go podnieść i podać dziewczynie, ale ona błyskawicznie chwyciła zgubę, zasłaniając ją swoim ciałem.

          − Nie dotykaj – szepnęła nerwowo. − Tego nie wolno dotykać.

          Bezwiednie skinąłem głową, zastanawiając się, jaki cenny przedmiot skrywał pakunek. Nie spuszczałem bacznego spojrzenia z dziewczyny. Wydawała się zagubiona i, co najdziwniejsze, właśnie to sprawiło, że się nią zainteresowałem.

         − Na pewno nic się nie stało? Może potrzebujesz pomocy? − zaoferowałem.

          Spojrzała na mnie jak na nierozumiejącego niczego wariata.

          − Obejdzie się, zostaw mnie w spokoju − powiedziała z całą stanowczością, a po chwili lekko się zachwiała. Złapałem ją, zanim zdążyła znów upaść, i odruchowo przycisnąłem do swojego ciała. Poczułem, jak pod wpływem mojego dotyku napięły się jej mięśnie, ale mimo tego nie odsunąłem się. Trzymałem ją jeszcze przez kilka sekund, dopóki nie nabrałem pewności, że tym razem się nie przewróci.

          − Mówiłam, żebyś nie dotykał – syknęła, odsuwając się ode mnie jak oparzona.

          − Wolałabyś się znów przewrócić? Może uderzyłaś się w głowę, bo pleciesz jak potłuczona! − krzyknąłem.

          − Nie twój pieprzony interes. − Odwróciła się i po prostu zaczęła biec. Może byłem idiotą, ale ruszyłem za nią. Mimo moich wysiłków, dzielący nas dystans ciągle rósł. Jakim cudem ta niska i szczupła dziewczyna, trzymająca pod pachą wielki obraz, mogła tak szybko biegać? Po kilku minutach zupełnie straciłem ją z oczu. Chociaż nie wiedziałem, dokąd mogła uciec, jakiś cichy głos podświadomości podpowiadał mi, żeby iść naprzód. Przez ponad godzinę błądziłem alejkami parku pośród zapadającego zmierzchu, tracąc już prawie zupełnie nadzieję, kiedy wreszcie dostrzegłem oparty o śmietnik pakunek, taki sam, jak ten trzymany przez tę dziwną dziewczynę.

          Zawładnęła mną ciekawość tak intensywna, że nie sposób byłoby się jej oprzeć. Podbiegłem do znaleziska i szybkimi ruchami zerwałem okrywający je szary papier. Moim oczom ukazało się płótno przedstawiające małą, zapłakaną dziewczynkę. Obraz był tak poruszający, że nie potrafiłem oderwać od niego wzroku. Z twarzy dziecka wyzierało przygnębienie i pustka tak podobna do tej zalegającej w moim sercu. Patrząc na smutną istotę, po raz pierwszy od długiego czasu poczułem coś prawdziwego i mimowolnie zacząłem płakać.

          Rozejrzałem się jeszcze raz dookoła i postanowiłem zabrać malowidło ze sobą – nie chciałem, żeby zniszczyło się, leżąc przy śmietniku. Miałem zamiar oddać obraz właścicielce, jeśli tylko udałoby mi się ją znów spotkać. Schowałem zawiniątko pod pachę i postanowiłem wrócić wreszcie do mieszkania, zapominając na jakiś czas o czekających na odpowiedni moment tabletkach.

          Wtedy nie mogłem jeszcze wiedzieć, że właśnie tego dnia zderzyłem się z przeznaczeniem, podpisując na siebie wyrok.


***


Całość tekstu można będzie już niebawem przeczytać w antologii grupy Ailes "MDS: Miłosne rewolucje", która ukaże się w marcu. Grupa swój zysk przekazuje na rzecz Fundacji Hospicjum Dla Kotów Bezdomnych. Miłego czytania!


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro