Dwadzieścia siedem

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

/Skylar Grey - I will return

Coś pchało nas w kierunki zagłady, osobno byliśmy nic nie znaczącymi jednostkami. Ale to razem mogliśmy mieć wszystko, razem nieśliśmy zniszczenie dla innych, dla siebie.


Nie byliśmy na to gotowi, może jakbyśmy poznali się nieco później. Gabriel kochał ją za bardzo i w jego sercu i życiu nie było wystarczająco dużo miejsca dla mnie. Rose była dla niego idealna, rozumieli się, znali i kochali.

Mimo wszystko nie przestałam go kochać, przestałam mu ufać. Nie odeszłam bo przestałam w niego wierzyć, odeszłam bo kochałam go za bardzo. Do tego stopnia, że nie zauważałam rzeczywistości.

Nino Gabriel był wspaniałą osobą kochał, rozpieszczał, był. Wystarczyło, że po prostu był. Miłość jest wyjątkowym uczuciem obejmuje wszystkie relacje i dotyczy każdego z nas. Może być piękną i szczęśliwa, ale też destrukcyjna i bolesna. Nie ma jednego pojęcia określającego to uczucie, stan.

Wszystko działo się za szybko, rozprzestrzeniało się po naszych ciałach jak ogień pochłaniając wszystko na swojej drodze. To uczucie nas paliło. 

Oczekiwaliśmy zbyt wiele i rozpaliliśmy coś nad czym nie byliśmy wstanie zapanować.

...

— Venus, co ty tu robisz? — Usłyszałam zaraz potem jak uśmiechnięta blondynka pojawiła się w otwartych drzwiach.

— To koniec Nini, to już koniec — mój głos był cichy i przepełniony smutkiem, po moich policzkach spływały łzy mieszające się z lejącym deszczem. — Nie ma już mnie, nie ma Gabriela, nie ma nas. — W tym momencie coś we mnie pękło i objęłam ją ramionami, przyciskając swoje mokre ciało do jej.

— Już dobrze pingwinku, wszystko będzie dobrze.

Wprowadziła mnie do domu, tego jedynego prawdziwego domu. Usiadłam na kanapie i wpatrywałam się w krople deszczu uderzające o taflę drzwi prowadzących na taras. Seattle przywitało mnie właśie taką pogodą i byłam mu za to wdzięczna. Krople deszczu maskowały moje łzy i spojrzenia ludzi na lotnisku nie były aż tak wspułczujące.

Nina o nic nie pytała, po cichu przemieszczała się po pomieszczeniach, wnosząc do wnętrza domu nie dużą ilość moich rzeczy. Położyła na moich ramionach duży, biały ręcznik, i nic nie mówiąc usiadła obok mnie mocno łapiąc w swoje ramiona moje ciało. Mimo wszystko była przy mnie.

Miarowe uderzanie deszczu o szybę uspokajało mnie, ale jednocześnie przypominało mi tak wiele.

"— Ni siquiera sabes lo mala que es esta decisión. — Nawet nie wiesz jak bardzo jest to zła decyzja. Nie chciałam wiedzieć, musiałam ponieść konsekwencję swoich błędów, a Gabriel był moim najlepszym błędem.

Między nami wciąż wisiały niedopowiedzenia, on wiedział o mnie tylko tyle ile chciałam mu przekazać czyli sporo, ale to nie było wszystko. A ja wiedziałam tylko, że potrafi dobrze grać i rozdawać karty z gracją krupiera i zrobi to ponownie jeśli tylko poczuję taką potrzebę.

— Nie wiem co przyniesie przyszłość, ale chcę żebyś w niej był. Nie wiem kim dla mnie jesteś, nie wiem kim w ogóle jesteś, nie wiem o tobie nic, ale chcę żebyś był.
...
Na ułamek sekundy się zawahał, a potem jego usta natrafiły na moje. To nie powinno się wydarzyć, ale zrozumiałam to za późno. W tamtym momencie liczyliśmy się tylko my stojący pośrodku ogromnego ogrodu, za domem Gabriela. Staliśmy tak do momentu, aż z nieba zaczęły lać się strumienie wody.

Deszcz miarowo uderzał o trawnik i nasze ciała odbijając się od nich. Przetarłam dłońmi mokrą twarz, doszczętnie niszcząc przy tym starannie wykonany makijaż."

...

— Venus jest z tobą Gabriel? — Takimi właśnie słowami powitała mnie Natalie gdy odebrałam telefon w sobotę wcześnie rano. 

— Nie ma — powiedziałam nakierowując kamerkę na swoją twarz. 

— Boże Venus wyglądasz gorzej niż ja, a przypominam, że to ja rodziłam przez ostatnie kilka godzin. — Uśmiechnęłam się na jej słowa, mała się urodziła, a mój humor minimalnie się poprawił.

— Od ponad tygodnia nie jesteśmy już razem, znaczy jesteśmy, bo w mojej szufladzie nadal leży akt ślubu i obrączka. Ale nie mieszkam już w Vegas, tymczasowo przebywam w Seattle. I pokazuj w końcu to cudo. — Próbowałam zmienić temat, nie chciałam niszczyć jednego ze szczęśliwszych dni w ich życiu.

— Tak, tak już. — Przez chwilę widziałam jedynie biały szpitalny sufit, żeby zaraz potem ujrzeć małą dziewczynkę, delikatnie zaciskającą dłonie w pięści. 

— Jest śliczna.

— Wiem, a teraz wróćmy do ciebie i Gabriela.

— Nie ma już nas, to od początku nie byliśmy my. Muszę kończyć, zadzwonię do ciebie później to ustalimy kiedy do was przyjadę. Do zobaczenia. — Pomachałam w stronę telefonu i zakończyłam rozmowę.

Mało kiedy opuszczałam bezpieczną przestrzeń mojej sypialni, z nikim nie rozmawiałam. Większość wieczorów spędzałam z glową na kolanach blondynki. Gabriel nie próbował się ze mną skontaktować i to chyba najbardziej mnie bolało, mimo wszystko miałam nadzieję, że będzie o nas walczył. Ale się myliłam.

Gabriel

Przez tydzień od wyjazdu Venus z naszego, mojego domu. Nie żyłem, egzystowałem z dnia na dzień, wszystkie czynności wykonując automatycznie. Carmen próbowała do mnie przemówić, po raz kolejny podnieść mnie z dna. Ale była tylko jedna osoba, która była w stanie to zrobić. Nie za wysoka brunetka o ciemnych oczach, w swoich wysokich, czarnych szpilkach i pomalowanych czerwoną szminką ustach.

Nie pobiegłem za nią tamtego dnia, nie prosiłem aby mnie wysłuchał, bo i co by to dało. Zraniłem ją i zdawałem sobie z tego sprawę. Wytrzymywała dużo, grała lepiej ode mnie, ale każdy miał jakieś swoje granice, a ja te jej przekroczyłem wielokrotnie.

— Najlepiej nic nie mów panie ładny, bo nie ręczę za siebie. — Otworzyłem drzwi wejściowe, a po ich drugiej stronie stała Nina. — Przyjechałam tylko odebrać rzeczy Venus i mam nadzieję, że już nigdy potem się nie spotkamy. Gdzie masz sypialnie?

Wskazałem dłonią w kierunku schodów, a blondynka bez zbędnych pytań poszła w tamtym kierunku.

— Myślisz, że o mnie zapomni? — Zapytałem stając w drzwiach. — Nino ty znasz ją najlepiej. Wiesz tak samo dobrze jak ja, że ją kochałem, nadal  kocham. Ale czy to wszystko ma teraz znaczenie? — Gdy jej nie było blisko mnie, nic nie miało znaczenia. Od początku nie było dla nas nadziei, ale ona mimo wszystko walczyła. Próbowała unieść zarówno swoją i moją przeszłość. Ale nie była wystarczająco silna.

— Nie zapomni. Nie wiem jak, ale ona nadal w ciebie wierzy i cię kocha. Zniewoliłeś ją, dałeś nadzieję, a potem przez jedno kłamstwo zniszczyłeś wszystko o co walczyła. — Mówiła nie patrząc na mnie, w dalszym ciągu pakując ubrania brunetki. — Co wieczór przesiaduje w pokoju i obraca między palcami obrączkę. Ona chciałaby wrócić, ale nie mogę ci powiedzieć czy jest wstanie to zrobić. Pomóż mi z tym i miejmy to już z głowy. Nie utrudniajmy tego ani sobie, ale przede wszystkim jej. 

— Gdzie ona teraz jest?

— Nie powiem ci tego, bo będziesz chciał do niej przyjechać. Ale nie rób jej tego Gabrielu. 

Nie pytałem o nic więcej, pomogłem jej zapakować do taksówki większość rzeczy Venus i patrzyłem jak odjeżdża spod mojego domu.

Gdy spojrzę na tę posadzkę, widzę jej rysy odbijające się w płytach. Widzę ją w każdym obłoku, w każdym drzewie, napełnia sobą mroki nocy, objawia mi się dniem wszędzie, gdzie spojrzę. Obraz jej otacza mnie bezustannie. W każdej najpospolitszej twarzy, męskiej czy kobiecej, nawet w mojej własnej, widzę rysy jej twarzy. Cały świat jest straszliwie przepełniony wspomnieniami tej, która istniała i którą straciłem.

Cześć pingwinki,

Rozdział miał być wczoraj, ale nie zdążyłam go poprawić. Ale w końcu jest. Jak wam się podoba? Zbliżamy się już do końca, zostało już tylko kilka rozdziałów. I może niektórzy już załwarzyli, a inni może nie ale zniewolona ma już 1k wyświetleń. Dziękuję wam wszystkim <3

Kocham i wielbię,

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro