Rozdział 21 ,,To stare dzieje''

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Perspektywa Ani:
Obudziłam się tego dnia dość wcześnie, ale nie z sama z siebie tylko przez niejakiego Gilberta, który chrapał jak stara baba. Przypomniało i mi się co wczoraj wydarzyło wczoraj. Mimo tego postanowiłam nie być dla niego łaskawa. Ludzie kto budzi innych o szóstej nad ranem?

-Blythe-brak reakcji z jego strony.

-Wstawaj szybko. Gil nie bądź leń-co za człowiek. Postanowiłam podjąć radykalne środki.

-DOMEK SIĘ PALI! PRZYPALIŁAM... JEDZENIE I... TROCHĘ SIEBIE!!!-rzuciłam też przy tym w jego twarz poduszką. Nie jakąś małą i miękką. Wycelowałam w jego tył głowy najcięższą poduszką jaką miałam.

-Co się dzie- zdążył powiedzieć zanim poduszka trafiła go w głowę i z hukiem upadł na podłogę.

-ANIU TY SIĘ PALISZ?!!?-krzyknął z podłogi.

Ja tymczasem dosłownie umierałam ze śmiechu. Przez zarobiłam poduszką w głowę od niego. Teraz leżałam na ziemi jak on i oboje teraz zataczaliśmy się ze śmiechu. Jednak nie chciałam dać mu za wygrane więc sięgnęłam po szklankę wody, która znajdowała się przy moim łóżku i szybko wylałam na niego wodę. W pokoju panowała cisza więc postanowiłam czy ta woda go zabiła, zamienił się w syrenę czy co go trafiło.. Brunet wyglądał istnie komicznie siedział na podłodze i był cały mokry od wody. Jego włosy stworzyły dziwną formacje, która kształtem przypominała coś w przybliżeniu do gniazda ptaków.

-Złapię Cię-chłopak szybko się podniósł. Wolałam nie ryzykować i wybrałam ucieczkę. Rzuciłam się w kierunku drzwi jednak wpadłam na... Barbie.

-Ja rozumiem wszystko. Mogę być wujkiem waszych dzieci tylko proszę jeżeli chcecie je robić o szóstej to bądźcie ciszej. Dziękuje za uwagę-zaspany Cole zamknął drzwi.

-To nie tak-jednak blondyna już nie było.

Nasze twarze przypominały dwa dojrzałe pomidory. Nie wiedziałam co powiedzieć, a Gila też.

-Ja pójdę się już ogarnąć-powiedziałam i chwyciłam parę ciuchów i udałam się do łazienki.

-Ja pójdę na spacer-Gilbert pospiesznie skierował się do drzwi.

Jak tylko zobaczę Cola to osobiście się nim zajmę. Zginie z moich rąk, a potem Blythe. Westchnęłam i udałam się do łazienki. Szybko się umyłam i związałam moje włosy w wysokiego kucyka. Dziś muszę choć trochę wyglądać ładnie bo dziś będzie Baby Shower. Zapomniałam wziąć bluzki. Owinęłam się w ręczniki i wyszłam z łazienki w celu wzięcia bluzki.

Jednak coś mi nie pasowało.

-Blythe! Miałeś być na spacerze-pisnęłam i szybko chwyciłam ubranie. W dwóch skokach znajdowałam się w łazience.

-Aniu, ale ja na spacerze byłem godzinę. I co się wstydzisz przede mną. Widziałem cię już nie w takich sytuacjach.

-Och zamknij się. To stare dzieje-szybko się ubrałam i wyszłam z łazienki.

-Co tylko powiesz ,Marchewko.

-Zabieraj się i choć na Baby Shower.-pociągnęłam go za rękę.

Baby Shower wyszło tak cudownie jak Diana sobie zaplanowała. Okazało się, że będą mieć synka. Mały Fred Sloane. Cały dzień świetnie się bawiliśmy. Nadszedł wieczór i nasza ,impreza' się skończyła. Słońce zachodziło za horyzont, a ja postanowiłam przejść się po plaży.

-Aniu mogę iść z tobą?-Gilbert dogonił mnie.

Kiwnęłam tylko głową w odpowiedziałam się ,że jeżeli cokolwiek powiem to cała ta piękna atmosfera zniknie, spojrzałam na moich przyjaciół, którzy stali z tyłu. Colowi brakowała tylko pomponików cheerliderki.

Może teraz sobie wszystko wyjaśnimy...

Perspektywa Diany:

-Uda mu się?-spytałam się Cola

-Teraz to już zależy od Ani. Czy uzyskają swoje szczęśliwe zakończenie.-westchnął

Dwójka moich przyjaciół szła po plaży. Wyglądali jak zakochani wyrwani z pięknego obrazka.

***

Były znaki, sygnały,

cóż z tego, że nieczytelne.

Może trzy lata temu

albo w zeszły wtorek

pewien listek przefrunął

z ramienia na ramię?

Było coś zgubionego i podniesionego.

Kto wie, czy już nie piłka

w zaroślach dzieciństwa?*

***
*Fragment wiersza Wisławy Szymborskiej pt. ,,Miłość od pierwszego wejrzenia''.
1/3
Kolejny rozdział wraz z epilogiem powinny pojawić się pod wieczór:*
Teorie co może udać się Gilowi?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro