Rozdział 3 ,,Chodząca niespodzianka''

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Rano, gdy się obudziłam zauważyłam, że Gilberta nie było obok mnie. Podniosłam się z łóżka i przetarłam oczy i poczułam zapach naleśników. Jeżeli są to naleśniki to wiem, że Blythe jest w kuchni. Naleśniki były jedną z paru rzeczy, którą umiał gotować i bardzo je lubiłam jeść. Więc jak najszybciej podniosłam się i ruszałam w kierunku kuchni.

-Część kochanie -powiedziałam oraz podeszłam do chłopaka.

-Hej Marcheweczko. Zrobiłem ci śniadanie i to pierwsza niespodzianka z dziś, druga ci się bardziej spodoba.

-Co to za dzień niespodzianka?-spytałam i zmarszczyłam brwi ze zdziwienie, ponieważ nie wiedziałam o żadnym planie Gilberta.

-Jak bym ci powiedział to nie już nie byłaby to niespodzianka. Zobaczysz, a teraz chodź zjemy póki są ciepłe.-uśmiechnął się do mnie.

Po zjedzonym śniadaniu wzięłam szybki prysznic. Postanowiłam ubrać się w niebieską sukienkę. Dziś było bardzo ciepło. Zaś moje włosy pozostawiłam rozpuszczone.

-Teraz zasłonie ci oczy opaską, żebyś nic nie widziała

-Ale czemu, jak się przewrócę albo rozbije sobie głowę.-zaczęłam wyliczać wszystkie złe rzeczy, które mogą mi się wydarzyć.

-Jestem z tobą i nic ci się nie stanie, a teraz chodź bo niespodzianka będzie się zastanawiać czemu się spóźnimy-brunet zaśmiał się.

-Z każdym twoim słowem coraz bardziej nie mam pojęcia co to ma być-jęknęłam

-Aniu nie idź w szafkę!

-Ty myślisz, że ja widzę szafkę i idę w nią specjalnie-zapytałam się go i odwróciłam się w kierunku skąd dobiegał jego głos.

-Idziemy do niespodzianki nie obrażaj mi się tu Aniu-chwycił mnie za rękę.

Po chwili poczułam, że wyszliśmy z ,,Ostoji ducha'' i znajdujemy się na dworze. Usłyszałam piękny śpiew ptaków.

-Daleko jeszcze?

-Nie

-To daleko jeszcze czy nie

-Parę metrów to daleko

Nagle zatrzymaliśmy się i Blythe mnie puścił.

-O mój boże Gilbert gdzie ty jesteś?-zaczęłam się kręcić.

-Ja zaraz pewnie wpadnę do jeziora, albo pod samochód o nie nie nie...-mówiłam z desperacją.

Uszyłam jak parę głosów powstrzymuje się od wybuchnięcia śmiechem. Tymczasem ja zastanawiałam się czemu mój chłopak mnie porzucił i gdzie do choinki jestem.

-Spokojnie Aniu jestem tu-szepnął Blythe tuż przy moim uchu na co pod skoczyłam bo nie spodziewałam się, że tam stoi. Poczułam ,że zdejmuje mi opaskę. Powoli otworzyłam oczy, gdy zaczęły przyzwyczajać się do światła zobaczyłam Dianę, Karola i Cola.

-To wy ! tak za wami tęskniłam-do moich oczu momentalnie napłynęły łzy, które zaczęły spływać po moich policzkach.

-Oj Pani Blythe tak ci przykro z chodzącej niespodzianki-zaśmiał cię Mackenzie i zamknął mnie w szczelnym uścisku.

-Cześć Aniu-przytuliłam się z Karolem.

-Diano!!!!-pisnęłam i rzuciłam się na nią.

-Tak za tobą tęskniłam Aniu-zobaczyłam, że Barry też się popłakała. Przytuliłam ją mocno.

Gdy wszyscy się już przywitaliśmy usiedliśmy na trawie bo jak się okazało znajdowaliśmy się w parku.

-Ja i Diana się zaręczyliśmy-wypalił Karol

-To wspaniale-przytuliłam ich

Spojrzałam na Dianę w jej oczach nie widziałam szczęścia. Tylko zamyślenie i strach?

-Cole chodź na sekundkę -zawołam blondyna na bok.

-Co jej się stało?

-Nie mam pojęcia. Próbowałem z nią porozmawiać w pociągu, ale  ona tylko wpatrywała się w szybę. Myślę ,że musisz z nią porozmawiać.

Kiwnęłam głową na jego słowa i zaniepokojono ruszyłam w kierunku przyszłej pani Sloane.

-Diano przejdziemy się? Pokaże ci wspaniałe kwiaty i most

 

Co się dzieje przyjaciółko?
—————-

 

Cześć! Rozdziały jednak będą pojawiać się co 2 dni. Jak myślicie co się stało Dianie?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro