2. Co sądzisz...?

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

20 minut później.

Jestem już w domu. Kostka już prawie w ogóle nie boli. Szczęście. Jestem usprawiedliwiona z tego dnia- to dobrze. Nawet nie muszę odrabiać lekcji na poniedziałek. Fajnie.

Nie miałam co robić, więc położyłam się na kanapie i odpaliłam Netflix'a na laptopie. Zaczęłam oglądać jakiś serial. Wciągnął mnie. Obejrzałam kilka odcinków, aż w końcu usłyszałam klucz przekręcający się w zamku.

- Hej, jak się czujesz?- zapytała dziewczyna z troskliwą miną.

- Dobrze, już nie boli.

- Więc się cieszę.

- Nadal jestem dla nich tą szarą myszką, a wcale tak nie jest!

- Oj tam... nie przejmuj się tym.

- Może masz rację...

- Zawsze mam rację kochana.

- No nie powiedziałabym.

- No może kilka razy się myliłam, ale tylko kilka razy.

Przez Wikę w dzieciństwie złamałam nogę. Wtedy też myślała, że skok z dachu garażu jest bezpieczny.

Miałam tego dość. Nie chciałam być tą "szarą myszką". Miałam dość tych przezwisk. Wtedy zauważyłam dwie reklamy. Jedna z nich to reklama nowo otwartego klubu, a druga to reklama pięknej sukienki z MONKI. Była śliczna. W długości była do połowy uda, miała cienkie ramiączka i przepiękne zdobienia. Achh... śliczna. Muszę ją mieć. Ogólnie nie chodzę w sukienkach czy spódnicach. Raczej wolę jeansy lub legginsy. Wygoda przede wszystkim. Ale ta sukienka jest świetna.

- Wika, Wika, Wika...- zaczęłam krzyczeć na cały głos. Myślę, że nawet sąsiedzi to słyszeli.

-Co się stało, co ty zobaczyłaś w tym laptopie, nie mów, że jakiegoś chłopaka- powiedziała śmiejąc się.

- Nieee... głupia jesteś? Chodź tu szybko. Musisz to zobaczyć.

- Co muszę zobaczyć?

- No chodź tu, a nie marudzisz.

- Idę, ale wiedz, że obiad będzie z opóźnieniem.

- Dobra chodź tu!

- Yhym... idę.

- Patrz jaka śliczna, co sądzisz?- zapytałam wymachując Wice laptopem przed nosem i wesoło podskakując na kanapie.

- No ładna, ale z tego co wiem, to ty chyba nie lubisz chodzić w sukienkach.

- No, niby tak, ale ta jest piękna...

- Chcesz ją kupić?

- Nooo... chyba, że tak.

- No to leć do galerii. Powinna być jeszcze na półkach, bo to nowa kolekcja.

- Biegnę.

- Oo nie, nie. Nie ma mowy. Nie po to stałam nad garami, żebyś nic teraz nie zjadła i poleciała do galerii. Siadaj do stołu, zaraz obiad.

- No okej, ale szybko, a tak w ogóle, to co jest na ten obiad?

- Spaghetti, siadaj- powiedziała odsuwając mi krzesło od stołu.

- No dobra. Zjem i spadam do galerii, bo chcę zdążyć kupić moją sukieneczkę.

Po kilku minutach Wika podała mi talerz ze spaghetti i sok pomarańczowy- mój ulubiony, kocham go. Uwinęłam się szybko, bo naprawdę chciałam tę sukienkę. Przed wyjściem z domu zadzwoniłam jeszcze po ubera, bo nie mam niestety prawa jazdy, ani auta. Po kilku minutach przyszła mi wiadomość, że samochód jest już pod domem. Pożegnałam się z Wiką i wyszłam z domu. Kierunek galeria. Tam właśnie się wybrałam.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro