46. "Dzięki tobie przeżyję."
- Muszę iść się przewietrzyć.- powiedziałem.
Wyszedłem na zewnątrz. To co powiedział lekarz jeszcze bardziej mnie zdołowało. Jak to nie przeżyje? Chcę żeby Wiktoria żyła. Chcę żeby jeździła z nami na wakacje, żeby się z nami śmiała. Chcę żeby była szczęśliwa...
Wróciłem do szpitala. Ale nie poszedłem pod salę tylko do lekarza. Uznałem, że zrobię wszystko co mogę żeby Wiktoria przeżyła.
- Proszę.- powiedział lekarz kiedy zapukałem, więc wszedłem.- O to pan. Już zrobiłem zbiórkę.
- Nie jest potrzebna. Ja zapłacę za tę operację.
- Ma pan tyle pieniędzy?
- Tak, zrobię wszystko żeby moja znajoma przeżyła.
- Oczywiście. A jeśli mogę zapytać to kim jest dla pana pacjentka?- zapytał lekarz.
- Jest przyjaciółką mojej dziewczyny. Nie znamy się jakoś świetnie, ale chcę dla niej jak najlepiej.
- Dobrze. Ustalę termin operacji i samolot. Lecicie we czwórkę?
- Chyba tak. Możliwe, że rodzice Wiktorii będą chcieli jeszcze kogoś wziąć. Trzeba ich zapytać.
- Więc ja na razie ustalę operację, a potem ustalimy liczbę osób, które lecą do Chin. Niedługo podam panu numer konta, na które trzeba wpłacić pieniądze.
- Dobrze, dziękuję- powiedziałem i wyszedłem. Wróciłem pod salę.
- Wszystko okej?- zapytała Klaudia.
- Tak.- powiedziałem z uśmiechem. Cieszyłem się, że Wiktoria będzie miała tę operację i przeżyje. Nie było na to stu procentowej pewności, ale wierzyłem w nią.
Podszedłem do drzwi sali i popatrzyłem na nią. Pomachała mi, a ja zrobiłem to samo.
Kilkanaście minut później przyszedł lekarz.
- Czy państwo będą chcieli zabrać jeszcze kogoś na lot do Chin?
- Ale jak to?- zapytała mama Wiktorii.
- Ten pan- wskazał na mnie- powiedział, że zapłaci za lot i operację.
- Naprawdę Tymek?- zapytała mama Wiki, na co pokiwałem głową. Od razu mnie przytuliła. Taki sam uścisk tylko bardziej męski uzyskałem od taty Wiktorii. Klaudia stała wryta i nic nie mówiła ani robiła.
- Lecicie tylko we czwórkę?- zapytał ponownie lekarz.
- Tak.- odpowiedziała mama Wiki.
- Dobrze. Ustaliłem również termin operacji. Operacja jest za pięć dni w czwartek. Tu ma pan konto, na które trzeba przelać pieniądze.- zwrócił się do mnie i podał mi małą karteczkę.
- Możemy do niej wejść?
- Tak, ale tylko na chwilę i pojedynczo.- powiedział i odszedł.
Od razu zrobiłem przelew. Z sali wyszła właśnie mama Wiki i wszedł jej tata.
- Dziękuję- powiedziała cicho dziewczyna i położyła głowę na moje ramię. Nie odpowiedziałem tylko dałem jaj buziaka w głowę.
- Tymek, jak my ci się odwdzięczymy?
- Nie trzeba.- powiedziałem z uśmiechem.
Po tacie Wiki weszła Klaudia, a później ja.
- Hej.- powiedziałem do Wiki.
- Cześć- odpowiedziała z uśmiechem, a ja odwzajemniłem gest.
- Jak się czujesz?
- Dobrze. Dziękuję ci. Dzięki tobie przeżyję.
- Już wiesz?
- Tak, mama mi powiedziała.
- Przepraszam.- podeszła pielęgniarka- Musi pan wyjść. Będziemy zmieniać kroplówkę.
- Dobrze. Bądź silna.- powiedziałem do Wiktorii i wyszedłem z sali.
***
Hejoooo!
Kolejny rozdział. Tak jak obiecałam.
Chcesz maraton?
POZDERKI!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro