3. Wilk z Zakazanego Lasu

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


Słońce niemal całkowicie zachodziło już za horyzontem, gdy Lily zamaszystym krokiem przemierzała Zakazany Las. Była tak wściekła, że czuła, że równie dobrze mogłaby dojść na piechotę do Londynu.

Nie oczekiwała niczego dobrego po Potterze, ale zachowanie Severusa? Lily od dawna czuła, że jej przyjaciel się oddalał, podążając w kierunku fascynacji czarną magią, jednak nie sądziła, nie chciała wierzyć, że kiedyś ich drogi będą musiały się rozejść. Zrozumiała jednak teraz, że Snape sam wybrał swoją ścieżkę i najwyraźniej nie obejmowała ona już ich przyjaźni.

Łzy cisnęły jej się do oczu, gdy wyobraźnia podsuwała wspomnienia ze wszystkich wspólnych chwil, które przeżyli na przestrzeni tych lat. W pewnym momencie jednak dziewczyna warknęła pod nosem kilka przekleństw i potrząsnęła głową, by odgonić natrętne myśli. Przyśpieszyła kroku.

— Lily! — Usłyszała nagle nawoływanie za plecami i szybko się odwróciła. Miała pewność, że tą osobą nie był Severus, gdyż jego głos był zbyt charakterystyczny.

— Lupin? — rzuciła w stronę czarodzieja, który przybliżał się szybko od strony błoń.

Rudowłosa szybko otarła łzy z policzków. Nie chciała pokazywać żadnej słabości. Już na pewno nie jednemu z kumpli Pottera.

— Nie powinnaś tu chodzić sama. Jest już ciemno, a las bywa bardzo niebezpieczny — powiedział poważnie chłopak, patrząc na nią zaniepokojonym wzrokiem. Remus wyraźnie widział ślady płaczu na jej twarzy, jednak taktownie tego nie skomentował.

— A co cię to w ogóle obchodzi? — warknęła dziewczyna. — Wracaj lepiej do tych gnojków.

— Lily, mówię poważnie. Chodź — odparł, robiąc krok w jej stronę i rozglądając się po okolicy niepewnym wzrokiem.

Stali pośród suchego runa. Dookoła panowała już całkowita ciemność, a powietrze przepełniało pohukiwanie sów i szum wiatru niosącego się na mile.

— Wiesz, co Lupin? Jesteś taki sam jak oni. Spadaj stąd i zostaw mnie w spokoju! — krzyknęła, co wywołało nagłe poruszenie na jednej z koron wysokich sosen. Czarownica wzdrygnęła się, podrywając głowę do góry, a po jej skórze przeszedł dreszcz. Nie dała jednak tego po sobie poznać. Szybko ruszyła w dalsza drogę, a Remus podążył jej śladem.

Chłopak w głębi duszy przyznał Lily rację. Mimo to, chciał wierzyć, że jednak nie miała o nim tak złego zdania. Przecież on się nie przyczynił do krzywdy Snape'a!

— Ja mu nic nie zrobiłem, Lily — powiedział cicho, patrząc na jej skrzywioną minę.

— Nie? — zakpiła, zatrzymując się. Odwróciła się szybko, zamiatając długimi włosami i założyła ręce na pierś. — A co właściwie zrobiłeś, Lupin?

Na czole Remusa pojawiła się charakterystyczna zmarszczka niezrozumienia. Jak to, co zrobił?

— Mówię, że nic. Nie jestem taki jak oni!

Dziewczyna westchnęła teatralnie i powróciwszy oczami, znów poszła przed siebie, zostawiając go w dezorientacji.

— O to chodzi. Ty kompletnie nic nie zrobiłeś! — krzyknęła, rozkładając ręce. — Po prostu tam tkwiłeś z tą swoją głupią książką i miałeś wszystko gdzieś! Jak masz w ogóle czelność być prefektem? — zaśmiała się ironicznie, nie patrząc na czarodzieja, który wciąż deptał jej po piętach.

Czarownica wcale nie musiała mówić tego wszystkiego na głos, bo myśli Remusa podpowiadały to samo. Jak on mógł po prostu obserwować, jak James i Syriusz znęcają się nad ślizgonem. Nie ważne, czy był to Snape. czy nie. Takie zachowanie było karygodne i jako prefekt, Remus miał obowiązek działać, nawet jeśli przyjaciele by się od niego odwrócili. Być może jednak Remus nie umiał odnaleźć w sobie jeszcze tej odwagi, by przeciwstawić się pozostałym huncwotom. Wszystkie te myśli sprawiły, że czuł się jak najgorszy śmieć pod słońcem.

— Lily, uważaj! — zawołał nagle Remus i doskoczył, by pochwycić jej rękę. Niestety nie zdążył i rudowłosa z wrzaskiem wpadła w jedną z pułapek na sklątki tylnowybuchowe.

— Poczekaj, zaraz ci pomogę — powiedział gorączkowo, próbując dostać się do uwięzionej nogi koleżanki. Lily poruszyła się niespokojnie i od razu pisnęła, gdyż ostry metalowy ząb wbił się w jej łydkę boleśnie.

— Hagridzie, dlaczego nie oznakujesz tych diabelstw! — zawołała, jakby półolbrzym naprawdę krył się tuż za jedną z sosen.

Remus zacisnął palce na pułapce i z całych sił próbował rozewrzeć zaciśnięty mechanizm. Czarownica patrząc na to, poczuła ponownie straszny ból i mimowolnie łzy zaczęły spływać znów po jej twarzy.

Lupin chwilę mocował się z zaciskiem. Myślał gorączkowo, co zrobić, by szybko uwolnić gryfonkę. Doskonale widział, że zaczeła płakac i mógł sobie wyobrazić, że ból był naprawdę duży, sądząc po krwi, która zaczęła wyciekać z miejsca, gdzie kolec przebił jej skórę.

W pewnej chwili, niezrozumiała siła przypłynęła do dłoni czarodzieja i ten bez problemu otworzył zaciśnięte urządzenie jednym ruchem. Nie wiedział jeszcze, że to wcale nie wróżyło nic dobrego.

— Dziękuję — mruknęła nieśmiało, gdy wyciągnął jej nogę z potrzasku. Lupin skinął tylko lekko głową z uśmiechem.

Niestety po takiej kontuzji, Evans ledwo mogła ustać na zranioną kończynę. Sapnęła z bólu, próbując zrobić krok. Gryfon już chciał zaoferować, że z radością zaniesie ją do zamku, gdy nagle poczuł, że zaczeło dziać się coś dziwnego.

W jednej chwili fala gorąca zalała jego ciało tak, że trudno mu było złapać oddech. Gdyby Lily uważnie go obserwowała, spostrzegłaby, że delikatnie zatoczył się w miejscu, a jego wzrok stał się lekko nieobecny i rozbiegany, jakby miał fatamorganę na pustyni. Niestety Remus doskonale wiedział, co za chwilę miało się wydarzyć i przerażenie wypłynęło na jego twarz, gdy wszystko sobie uświadomił.

— Lily, musisz szybko wracać — powiedział, starając się zachować normalny ton głosu.

Dziewczyna spojrzała na niego niewyraźnie. Do tej pory była zajęta oglądaniem swojej zranionej nogi. Nie było mowy, że uszłaby bez pomocy kilka kroków, a co dopiero wróciła teraz sama do zamku po zmroku. Rudowłosa zwykle dobrze orientowała się w terenie, inaczej nie wyruszyłaby na ten spacer po lesie. Teraz jednak była zupełnie rozkojarzona. Mimo wszystko, przecież nie potrzebowała pomocy od przyjaciela Pottera, więc z zawziętą miną, odwróciła się i zaczęła powoli kuśtykać w kierunku zamku.

Remus spojrzał w niebo, gdzie kształtował się idealny, jasny okrąg. Jak to możliwe? Przecież obliczył wszystko dokładnie i pełnia powinna wypaść nazajutrz, nie w ten wieczór! Czarodziej nie mógł uwierzyć w swoje nieszczęście. Wciąż widział Lily, która zdążyła oddalić się jedynie o kilka metrów.

Nagle ptaki zerwały się potężną chmarą z pobliskich drzew i krakając złowrogo, zaczęły kłębić się na niebie, gdyż z drugiej strony lasu, powietrze przeszyło niezidentyfikowane wycie. Wywołało to gęsią skórę na rękach obydwu gryfonów. Nie było już czasu.

— Evans! — zawołał, a głos jego się załamał. Dziewczyna gwałtownie odwróciła się do niego. — Uciekaj!

— Nie jestem w stanie — odrzekła ze strachem na twarzy. Sama przeczuwała, że w lesie działo się coś niedobrego.

Remusa oblał zimny pot i autentyczne przerażenie, co nie było już tylko efektem księżyca, który się o niego upominał. Czarodziej doskonale wiedział dwie rzeczy. Jedna, że zaraz Lily pozna jego największy sekret. Druga, że najprawdopodobniej już nigdy go nikomu nie zdradzi, jeśli zaraz nie weźmie nóg za pas. Musiał coś wymyślić, bo ani jedna, ani druga opcja nie wchodziła w grę!

Chłopak starał się myśleć racjonalnie, wpatrzony w oczekującą jakiejś reakcji twarz gryfonki. Czuł, że był już cały mokry. Jego mięśnie powoli zaczynały się trząść, a wzrok tracił ostrość. Wilkołak miał wrażenie, że traci zdolność skupienia na czymkolwiek. Zaraz miała nastąpić przemiana i wtedy zawołał ostatkiem sił:

— Właź na drzewo! Chyba słyszałem wilkołaka!

Przez twarz rudowłosej przebiegł równocześnie szok, niedowierzanie i strach. Jednak Lupin miał rację. Nie było innego wyjścia. W jednej chwili, Remus podbiegł chaotycznie do czarownicy i ułożył dłonie w daszek, by mogła wspiąć się na pień drzewa Wiggen. Oboje wiedzieli, że jego moc strzegła przed wszelkimi atakami różnych stworzeń.

Niestety gałęzie były dość przerzedzone i nawet gdyby chcieli, to nie zmieściliby się na nim obydwoje. Była to idealna wymówka dla wilkołaka.

Gryfonka pojękując z bólu, który promieniował już na całą nogę, wspięła się wystarczająco wysoko i znalazła miejsce, by usiąść pośród gąszczu gałęzi. Dziękowała w duchu, że w dzieciństwie często wchodziła z Severusem na różne drzewa i nie miała lęku wysokości.

— Ja odbiegnę trochę i ukryję się na innym pniu — zawołał Remus, upewniwszy się, że rudowłosa będzie bezpieczna na górze. — Znajdziemy się rano.

Lily popatrzyła na niego niepewnie, lecz skinęła głową i obserwowała, jak rzuca się biegiem przed siebie. Tej nocy wielokrotnie słyszała wycie wilków w Zakazanym Lesie i w głębi ducha miała nadzieję, że Lupin zdążył się dobrze ukryć.


⤝°♦°⤞⤝°♦°⤞⤝°♦°⤞

Kochani! Mam nadzieję, że premierowe trzy rozdziały się Wam spodobały i zostaniecie po więcej! Niektóre będą takiej długości, inne trochę dłuższe. Podzieliłam to tak, by szybko i dobrze się każdemu czytało. 

Kolejny rozdział pojawi się w tą sobotę - 20.03.21! Buźka :)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro