011#

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Eren pov.

Miałem juz powiedzieć Leviemu o wszystkim ale nagle mnie wciągło. Pierwszy raz mi sie to zdarza.Prostuje sie z kleczek stając na przeciw Erwina.

- Eren co ty wyprawiasz?! Zdajesz sobie sprawę co robisz?!-Jest zły. Nawet bardzo.

- O chuj ci chodzi Erwin!?-Oblizuje usta czując jeszcze smak pocałunku z czarnowłosym.

- Czy ty wiesz co robisz?!Nie wolno ci w chodzić w taką relacje z podopiecznym!

- Ale co to niby zmieni!?Cel jest taki zeby go naprawić!

- Eren-Bierze głęboki wdech widząc że trudno mnie będzie przekonać.Chwile widać jak szuka mocnych argumentów zeby załatwić to od razu.I tak tez sie dzieje. - Pomyslałeś co sie stanie jak juz wszystko sie ułoży i jak TY ZNIKNIESZ z jego życia?- Trafia to we mnie niczym młot w miecz na kowadle. Erwin widzi rezultat tego jednego argumentu.W tym momencie właśnie dociera do mnie  co robię i jak bardzo krzywdze Levia.Siadam na krzesło na przeciw Erwina i chowam twarz w dłoniach.Tak bardzo zacząłem sie angażować że wszedłem w to aż za głęboko nie zważając co sie stanie po moim odejściu.Prawda jest taka że jak juz naprawie jego podejście do świata będę musiał odejść. A ja...

- ...jestem taki głupi Erwin.Tak cholernie głupi.Jak ja mu spojrze teraz w oczy?Co sie stanie jak odejde? Pewnie wróci do punktu wyjścia... Byłem tak zapatrzony w siebie ze nie zauwazylem co robię i tego co może sie stać.Ale nie potrafię inaczej...Ten czas przez który go obserwowałem...ja juz nie umiem nie widzieć go przynajmniej raz dziennie.Nie umiem sobie z tym poradzić.-Erwin patrzy na mnie chwilę po czym wstaje i wychodzi   wczesniej tylko klepiąc mnie w ramie a ja robię coś czego bardzo dawno sobie zakazałem. Płacze w ciszy  wstrzasany konwulsjami.Boli...serce tak bardzo boli.Płuca ledwo łapią powietrze przez szloch. Jeszcze kilkanaście minut temu byłem szczęśliwy jak nigdy dotykając go.Czując jego usta na swoich i ten język który zazwyczaj jest ostry jak brzytwa podczas dyskusji. Wiem że to był pierwszy i ostatni raz. Nie mogę sobie pozwolić na stratę go przed czasem ze swoich osobistych pobudek.Ocieram łzy chociaż nadal mi nie przeszło.Wstaje chwiejnym krokiem patrząc za okno.Zagapiam sie na chwile po czym odwracam w stronę drzwi gdzie widzę Hange. Patrzy na mnie niemal z litością. Spuszczam wzrok w podłogę i kieruje sie ku drzwiom omijając ją.

- Eren...jest szansa,żebyście byli razem..-mówi cicho a ja momentalnie sie zatrzymuje słysząc to a pod ręką czuje zimną stal klamki.

- Nie Hange.Muszę sie ogarnąć nie dla swojego dobra ale dla Levia.Nie ma INNEGO wyjścia.-Mowie spokojnie wychodząc nawet nie domykając drzwi.Wszystko stało sie takie obojętne.

Levi pov.

Nie wiem co sie stało.Wiem jedno. Kiedy Teren zniknął najpierw niebo sie zachmurzyło czarnymi chmurami, grzmiąc groźnie a potem runą deszcz. A raczej deszcz i grad.Kiedy wybiegałem z parku byłem już cały przemoczony a do domu blisko nie było na tyle zeby dotrzeć tam bez większego uszczerbku.Ulice zalała fala wody a kratki ściekowe były jedynym co lewdo trzymło wodę w ryzach.Wszedłm pod jakiś dach między dwoma budynkami by choć chwile przeczekać.Ulewa raz sie nasilała a raz słabła a później ku mojemu zdziwieniu zaczął padać śnieg.A raczej zawiesił sie lekko jakby był w próżni.Płatki opadały tak wolno jak na  kilkakrotnie zwolnionym filmie. Niebo pokrywały teraz białe chmury i przez chwile.Dosłownie przez moment wydawało mi się...nie na pewno przez krótką chwile między chmurami widziałem słońce,ale znowu zastąpiły je chmury. Ruszyłem w stronę domu.Było zimno i to cholernie.Do okoła było przecudownie ale strasznie... chłodno. Tak jakby niebo chciało pokazać światu co czuje. Stanąłem w końcu przed furtką dostrzegając na dywaniku kulkę brązowej sierści. Podszedłem do drzwi widząc szczeniaka o brązowym prawie czekoladowym umaszczeniu który trząsł sie z zimna.Nie przepadałem za psami ale nawet ja bym go nie zostawił tutaj.Spojrzałem czy ma obrozke ale nic nie znalazłem.Kiedy tylko wziałem zwierzaka na ręce wtulił się we mnie.Otworzyłem drzwi wchodząc do mieszkania. Oczywiście zaraz zjawił sie mój kotek platajacy sie w nogach.Szczeniak mieścił sie w jednej ręce wiec drugą siegnąłem po ręcznik i zacząłem go wycierac.Mój kot za to starannie ku mojemu zdziwieniu zaczął go lizać po uszkach. Jak by sie lepiej przyjrzeć to wyglądał na mieszankę dobermna z...hmmm nie wiedziałem jak to dokładnie określić.Po wytarciu wziąłem suszarke zaczynając suszyć sierść i ogrzewać malucha który po chwili machał wesoło ogonkiem i próbował dorwać ten koci który go miział. Byli uroczy.Postawiłem oboje na płytkach kuchni dając im ciepłego mleka a sam udałem sie pod prysznic.Było dość późno a Eren nie wracał...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro