013#

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Eren pov.

Podbiegam do Levia tak szybko jak mogę. Przykładam rękę do jego szyi sprawdzając puls. Słaby... prawie nie wyczuwalny. Skupiam sie chwile zeby moc odczytać jego stan. Kurwa... Czemu akurat teraz musiało do tego dojść?! Wsuwam rękę pod jego głowę i kolana unosząc go delikatnie. Mam tylko jedno wyjście zeby nie dopuścić do śmierci mojego podopiecznego jak i ukochanej osoby za razem. Z lekkim trudem dotykam wisiorka na szyi. Nie wiem czy w jego stanie zniesie tą podróż. Muszę zaryzykować. Zamykam oczy czując wir przestrzenny. Nigdy nie wolno otwierać w nim oczu. Wir nie ma postaci. Jest bezkresny i tak samo jak nie ma kształtu. Ma możliwość pochłonięcia każdego kto chciałby go zobaczyć.Bezkresna nicość. Prościej mówiąc. Czarna dziura. Skąd wiedzieć kiedy ją opuszczamy? Proste. Znika przeraźliwe zimno i lekki szron znika ze skóry. Otwieram oczy widząc zaskoczone miny Erwina i Hange. Tak to na pewno Scintillam.

- Potrzebujemy natychmiastowego leczenia. Żebro przebiło płuca..

- Eren tak nie wolno...- Erwin od razu wyskoczył z zasadami wiedziałem ze tak będzie dlatego od razu mu przerwałem.

- W dupie to mam!

- Erwin...- Hange patrzy na niego niepewnie ale widać ze jest po mojej stronie.

- Proszę... on umiera!- Krzyknąłem zrozpaczony wiedząc że jeszcze chwila i on całkiem umrze. Szczególnie po podróży w czarnej dziurze. Ręce zaczęły mi sie trzasc ale starałem się je opanować.Nie mogę teraz panikowac... Nie mogę tego zrobić. Muszę zawalczyć o jego zycie. Hange jako pierwsza sie rusza i biegnie gdzieś,a Erwin klęka przy mnie ze spokojnym wyrazem twarzy.

- Musimy go przenieść najostrozniej jak sie da.- Wsuwa ręce pod drobne ciało czarnowlosego podnosząc go w bardziej stabilny sposób niż ja  wychodzi za Hange.Idę obok Erwina przyglądając sie mojemu ukochanemu. Nie może umrzeć. Nie pozwole na to. Wchodzimy do sali w której sie obudziłem a ciało Lecia jest ułożone na łóżku.Hange juz czeka na nas z czymś w ręku.

- Proszek astralny?- Pytam dość zdziwiony- On służy do...- Nagle w jednej chwili wszystko zaczęło mi switać. Podamy Leviowi proszek astralny,który wyrzuci dusze z jego ciała,ale co dalej zrobimy to juz nie mam bladego pojęcia. Proszek astralnych jest rzadki i nigdy nie miałem jeszcze okazji zobaczyć jego możliwości.

- Tak,Eren.Wyciągniemy dusze Leviego z tamtąd.Jest jeden szczegół efekt trwa pół godziny. Jeśli w tym czasie nie znajdziemy punktu który mógłby sie nadawać na znamię twojej drugiej połowy..- Spoglądamy na  postać chłopaka leżącego na tym samym łóżku co ja kiedyś.Nie musi kończyć  zdania.Wiem co będzie jeśli tego nie zrobimy.

- Nie możemy sie wachać.Musimy go uratować...Musimy do cholery- Patrzę na nich a Hange ,spojrzała na Erwina który tylko siknął głową i wyszedł.

- Dobra.Musmiy go przygotowywać.- Mruczy pod nosem podchodząc do Levia.-Robierzmy go do bokserek...

Zaczynamy powoli i ostrożnie ściągać ubrania z jego ciała. Z każdym zdjetym ubraniem widzę otarcia i siniaki,a skóra na  żebrach z prawej strony...Zamykam oczy na chwile. Ciężko mi patrzeć na to wszystko. Osoba którą kocham jest w okrojonym stanie a ja oglądam to wiedząc,że na razie nie mogę jej pomóc. Moje serce znowu rozsypuje sie na miliardy części wyjąc z bólu ,a czarne myśli kotłują sie w głowie. Mogłe. temu zapobiec...gdybym tylko nie był tym ehoistycznym draniem on nie musiałby tu teraz leżeć!Czuje czyjś dotyk na ramieniu i otwieram oczy widząc Hange.Patrzy na mnie poważnym wzrokiem bez cienia litości jakby wszystko rozumiała.

- Nie pomożesz mu jeśli będziesz sie zadręczał.

- Tak...przepraszam.Za ile będzie Erwin?

- Juz jestem- Blondyn wchodzi szybko z książka w ręku.Ta samą która kiedyś i mnie ocaliła życie.

- Zaczynamy  ,więc.Pamiętajcie tylko że mamy mało czasu.Erwin jeśli znajdziemy symbol masz tylko moment na wciśnięcie mu do reki książki.- Hange  rozsypuje proszek do okoła ciała Levia a jego dusza w jednej chwili zawisa wysoko nad ciałem nie dotykając go.Patrzę na jej kobaltowy korol...Zupełnie jak jego oczy.Ale jego dusza sie nie porusza w bezwładzie. Szukamy powoli zaczynając od nóg przez łydki i uda idąc w gore. Czas mija nieubłaganie a my jesteśmy coraz bardziej zirytowani.

-  Nie ma go!- Jęknałem zrozpaczony klekajac przy łóżku czując jak oczy mi toną we łzach. To boli... to ze go trace na własnych oczach.Szukalismy wszędzie... dosłownie.Myślę o tym ike razy czułem dotyk jego skory na swojej i zimne spojrzenie któremu brakowało odrobiny ciepła zeby samo mogło topić.

- Erwin... ile zostało!?- Pyta Hange ciągle szukając czegoś.Nie słyszę jednak wyraźniej odpowiedzi. Dzieje sie bowiem coś dziwnego.Coś na co nie miałem nigdy wpływu. Dusza , która przez cały ten czas trwała w bezruchu teraz jest na wysokości łóżka i pokazuje jeden punkt,ktorym jest kark. Momentalnie zrywam sie delikatnie obracając na bok Levia i dotykam skóry na karku która rozbłysła a Erwin błyskawicznie reaguje ale...Nic więcej sie nie dzieje. Dusza uśmiecha sie i znika jakby nigdy jej nie było,a my wszyscy zostajemy nad ciałem Levia...

- On juz nie wróci ...prawda?- Pytam głuchym głosem,ale nie otrzymuje odpowiedzi.Może po prostu nie chce jej słyszeć.Ta pustka...jakbym stracił samego siebie.On naprawdę był tym którego chciałem kochać. Biorę delikatnie ciało w ręce czując jego chłód i przyciskam do siebie płacząc. Nie wiem kiedy zostałem sam z ciałem ukochanego.Pamiętam tylko jak mój świat sie zawalił wraz z jego odejściem.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro