Prolog

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Blond kosmyki zasłoniły mu plole widzenia gdy zostali wrzuceni do celi.  Wszędzie było ciemno, jedyną rzeczą którą widzieli była oddalona odrobine ledwo świecąca pochodnia. Byli przerażeni.  Ile byli już więzieni przez Ofiona w najgłębszej części tartaru. Trzy lata? Cztery? Pięć? A może więcej. Jakim cudem jeszcze nie dali rady się wydostać? Jak? Nikt tego nie wiedział.

Czarnowłosy chłopak osunął się na ziemie jęcząc cicho, blondynka poszła w jego ślady. Westchnęli prawie że równocześnie i złapali się za drżące dłonie. Tak bardzo się bali. Co z tego że byli dorośli skoro i tak się bali? Tak samo jak w tedy gdy mieli po 12 lat. Tyle że wiedzieli że teraz ani Chejron ani żaden obozowicz nie przyjdzie im z pomocą. Wiedzieli że mają tylko siebie.

Chłopak spojrzał na dziewczynę. Otulił ją ramionami po czym szepnął:

-Będzie dobrze Anabeth.

Ich posłaniec już przyszedł. Mroczny stał przed celą. Percy nie wiedział jakim cudem się tu dostał ale nie marudził.

Spojrzał na Anabeth. Oboje złapali napisany pochyłym pismem liścik i podali go przez kratę Mrocznemu. On wiedział gdzie go dostarczyć. Byli pewni. To och szansa na ucieczkę.

Oto prolog. Trochę krótki ale mam nadzieję nie masz mi tego za złe drogi czytelniku. W końcu cały poświęcony Percybeth.
Następny rozdział powinien być dłuższy.

W każdym razie zapraszam do komentowania .

Życzę miłego dzionka,
LitteAilaEvans

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro