37. Nie wierzę, że to zrobił

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Ta noc nie należała do najłatwiejszych.

Mimo zmęczenia Fredeirik przez dobre kilkadziesiąt minut obracał się z boku na bok. Głowę miał pełną myśli, które atakowały go, kiedy tylko zamykał oczy.

Mikkel zrobił dla niego wiele. Właściwie za samo to, że znalazł się w jego domu, już był mu bardzo wdzięczny. Zjedli kolację, wypili coś, co miało wzmocnić im odporność, a później Fredeirik mógł wziąć ciepły prysznic, którego naprawdę potrzebował. Kiedy gorąca, praktycznie parząca jego skórę woda spływała po jego ciele, dość szybko pozbył się wyrzutów sumienia o to, że przecież narażał gospodarza na spore koszty. Tamta chwila przyjemności była zbyt cudowna, żeby mógł się nią przejmować.

Żołnierz pożyczył mu do spania jakąś swoją koszulkę, którą niedawno sobie kupił i jeszcze nawet nie miał okazji jej założyć. Kiedy podał mu ją, z jednej strony Fredeirik poczuł się rozczulony tym, że ledwo przytomny Mikkel jeszcze pomyślał o jego komforcie i tym, że noszona rzecz mogła jakoś na niego wpłynąć. Z drugiej jednak strony był trochę zawiedziony, w końcu założenie czegoś, co już należało do żołnierza, byłoby niczym pewna forma przytulenia – a przynajmniej słyszał, że Omegi potrafiły odbierać to w ten sposób.

Położył się w pokoju, który – jak Mikkel w skrócie mu wyjaśnił – kiedyś należał do jego brata, a tymczasowo robił za graciarnię, bo jeszcze nie pojawił się pomysł, co z nim zrobić. Stały tu jakieś niepasujące do siebie meble i wiele wypchanych kartonów. Ale po trzeciej w nocy wystrój nie miał absolutnie żadnego znaczenia.

Fredeirik długo leżał na łóżku, myśląc o tym, co powinien zrobić. Rozsądek podpowiadał mu jak najszybszą przeprowadzkę. Mieszkanie z obcą Alfą zawsze stanowiło pewne zagrożenie, nawet jeśli Mikkel nie miał złych intencji. Przecież wystarczyłoby trochę alkoholu i żołnierz przekroczyłby granice, których nie powinien. Tylko że Fredeirik nie potrafił widzieć w tym czegoś bardzo złego. Oczywiście, nie miał zamiaru wchodzić w jakiś zupełnie niepotrzebny mu romans. Ale nie mógł oszukiwać samego siebie, że akurat ten żołnierz trochę mu się podobał.

Myślał też o Eiriku. O tym, czy jego brat naprawdę był bezpieczny. Wyglądał, jakby czuł się dobrze i to było naprawdę dziwne. Dawno nie widział go takiego. Nie był może szczęśliwy, ale spokojny. Być może znalazł miejsce, które utożsamiał z bezpieczeństwem, a o to przecież zawsze chodziło. O bezpieczeństwo.

I – chociaż starał się wyrzucić te myśli z głowy – gdzieś z tyłu pojawiała się tajemnicza Iris. Dziewczyna, którą Mikkel opisywał w ten wyjątkowy sposób. Musiała zawrócić mu w głowie chyba nawet bardziej, niż on sam to dostrzegał. Uśmiechał się, kiedy nazywał ją najseksowniejszą i najpiękniejszą, a Fredeirik czuł się przy tym dziwnie żałosny. Zwłaszcza gdy pod koniec historii okazało się, że była Omegą.

Miał nadzieję, że ta kryjąca się w jego sercu zazdrość była wynikiem zmęczenia.

Obudził się ledwo kilka godzin później. Przez dłuższą chwilę leżał jeszcze na łóżku, zastanawiając się, co powinien zrobić. Powiedzieć Mikkelowi, że tu zostaje? Czy jednak zacząć szukać sposobu, jak załatwić sobie jakieś mieszkanie? Chciał zostać i nie chodziło tylko o komfort, z jakim się to wiązało. Naprawdę polubił towarzystwo Alfy i, chociaż strach dalej pozostawał, miał nadzieję, że ich relacja pozostanie tak przyjemna. Ale czy mógł tak go wykorzystywać, żeby praktycznie za darmo tutaj mieszkać? Przecież to generowało zbyt wielkie koszta.

Ale... może mógł zostać chociaż na kilka dni, zanim wymyśli coś rozsądnego?

Z tą myślą w końcu podniósł się z łóżka i wyszedł z pokoju. Na dworze było już całkowicie jasno, ale nie miał pojęcia, która mogła być godzina. Trochę się obawiał, czy nie obudzi zmęczonego gospodarza. Chociaż... może mógł zrobić mu śniadanie, żeby minimalnie się odwdzięczyć?

Przeszedł do łazienki, w której wczoraj brał prysznic. Zmęczony zostawił tam wczoraj swoją, dużo mniej wygodną do spania koszulkę, ale wolał jak najszybciej się przebrać. Jednak tutaj zrozumiał, że śniadanie w formie niespodzianki nie mogło się udać – jego ubranie suszyło się już po praniu, co oznaczało, że Mikkel zdążył już wstać i się tym zająć. Która była godzina, skoro zmęczony żołnierz już zrobił pranie?

Powoli zszedł na dół, zastanawiając się nad tym. Jednak kiedy przystanął na schodach, mógł zobaczyć cały salon, a w nim gospodarza.

Mikkel był odwrócony do niego tyłem, zajmował miejsce na bieżni. Po chwili Fredeirik dostrzegł kabel od słuchawek, które miał w uszach. Jednak już po chwili całą jego uwagę pochłonęło coś innego. Z tej perspektywy dokładnie mógł przyjrzeć się nagim plecom mężczyzny – bo ten musiał zdjąć koszulkę do ćwiczeń – i tatuażowi na nich. Nawet z tak daleka dało się wyczuć pełne dumy spojrzenie czarnego orła.

Fredeirik przez dłuższy czas po prostu mu się przyglądał. Czuł, jak delikatnie paliły go policzki, jednak nie umiał odwrócić spojrzenia od mężczyzny. Czuł się jak zahipnotyzowany, obserwując, jak ten pokonuje coraz dłuższy dystans. Aż w końcu się zatrzymał.

To było tak zaskakujące, że Fredeirik zapomniał od razu się odwrócić i udać, że wcale nie stał przez cały ten czas na schodach. Nie zdążył tego zrobić, gdy Mikkel zszedł z bieżni, sięgnął po wodę, a później namierzył chłopaka spojrzeniem. Na jego twarzy odmalowało się rozbawienie.

– Wyspałeś się? – spytał, wyjmując słuchawki z uszu i odkładając je na stolik obok. Fredeirik ze sporym trudem powstrzymał się przed zsunięciem spojrzenia na jego klatkę piersiową. Zrobił to tylko na ułamek sekundy, aby zorientować się, że nie było tam żadnego jeszcze tatuażu.

– Tak, ja... – zaczął niepewnie, pokonując resztę schodów i rozglądając się dookoła. Zakaszlał, kiedy nieprzyjemne drapanie w gardle zaczęło być zbyt uciążliwe. – Dziękuję, że nie zostawiłeś mnie tam na ulicy.

– Zostawiłbym, jakbyś dalej panikował. – Żołnierz wzruszył ramionami i wypił kilka kolejnych łyków wody. Następnie, ku uldze Fredeirika, sięgnął po rzucona na kanapę koszulkę i założył ją na siebie. – Sądziłem, że się wyrobię, zanim wstaniesz.

– To... to nic takiego. To twój dom, powinieneś czuć się tu dobrze.

– Jeśli ciągle będziesz się tak zachowywać, jakbym miał cię zamiar stąd wyrzucić, to zaczniesz mnie wkurzać – mruknął Mikkel i skierował się do kuchni.

Dość niepewnie Fredeirik poszedł za nim, zastanawiając się, czy rzeczywiście się tak zachowywał. Chciał jedynie pokazać, że szanuje przyzwyczajenia Mikkela i nie chciałby, żeby ten przez niego musiał z nich rezygnować. W końcu był właścicielem tego domu.

– Nie chciałbym ci tutaj przeszkadzać – zauważył, obserwując, jak Alfa wyjmuje z lodówki jakieś produkty. Jajka, pomidory, papryka, do tego jakaś wędlina. – I tak jestem bardzo wdzięczny za twoją pomoc.

– Wolę cię w tej wersji z twojego mieszkania, kiedy nie byłeś taki grzeczny i miły – odparł Mikkel.

I na to Fredeirik nie wiedział, co odpowiedzieć. Czuł, jak jego policzki robią się ciepłe, zawstydzony tym odwrócił głowę. Wiedział, że jego zachowanie trochę się zmieniło, ale też ich relacja uległa poprawie. Skoro się dogadywali, dlaczego miałby być niemiły i nieufny?

– Skąd pomysł, żeby wytatuować sobie orła? – spytał w końcu, nie chcąc, by między nimi zbyt długo było cicho. – Wygląda genialne, ale czemu akurat coś takiego?

– Odpowiem ci, ale najpierw ty mi powiedz, ile stałeś na tych schodach, gapiąc się na mnie? – Mikkel zerknął na chwilę na niego rozbawiony. – Wiesz, nie mam problemu, żeby z tobą mieszkać, ale jak ciągle będę cię widzieć tak uroczo zawstydzonego, to będzie istna tortura.

– Sam robisz to specjalnie. – Prychnął Fredeirik, czując, jak przyjemne ciepło rozlewa się po jego ciele. – Jakbyśmy tak nie rozmawiali, to...

Ale przerwał mu śmiech Mikkela. Przyjemny i szczery śmiech żołnierza, który po prostu wyglądał na szczęśliwego człowieka. Bez jakichś złośliwości, bez świadomości wszystkich otaczających go problemów. Słysząc to, Fredeirikowi przeszło przez myśl, że gdyby kiedyś miał się zakochać, to właśnie w kimś o tak ciepłym śmiechu.

– W końcu cię sprowokowałem, żebyś zachował się normalnie – powiedział w końcu Mikkel i zadowolony wrócił do gotowania. – Tatuaż zafundowali mi znajomi na dziewiętnaste urodziny. Złożyli się, ogarnęli termin, projekt też był ich. Inaczej pewnie bym sobie to odpuścił, bo za coś takiego można skończyć z wojskiem jeszcze zanim się zaczęło.

– Hm?

– No wiesz, służba jest tylko po to, żeby wyćwiczyć w Alfach posłuszeństwo, a taki tatuaż to już zrobienie czegoś ponad. Zanim się ktoś zakwalifikuje, to są badania i inne takie, no i chcieli mnie za to wyrzucić. Pewnie gdyby nie to, kim był mój ojciec, nawet by się nie wahali.

Fredeirik lekko uniósł brwi. Tak słuchając Mikkela, miał czasami wrażenie, że jego życie składało się z wielu naprawdę ciekawych historii. Z jednej strony bardzo chciał je poznać, z drugiej obawiał się, że one wszystkie, tak jak ta o Iris, okażą się nie mieć zbyt dobrych zakończeń.

– Trochę się tam zrobiło zamieszanie, ale w końcu na polecenie jednego generała jednak mnie przyjęto – kontynuował Mikkel, kończąc kroić wyjęte warzywa. – Chociaż przez cały ten rok i tak miałem przejebane, bo trafili mi się wyjątkowo nieudolni dowódcy.

– Dlaczego... – Fredeirik na chwilę się zawahał, ale skoro zaczął już mówić, wypadało dokończyć myśl. – Dlaczego właściwie dalej zostałeś żołnierzem, chociaż chyba niezbyt ci się wtedy podobało.

Przez chwilę Mikkel milczał. Zbyt długo, żeby nie dało się zrozumieć, że to wcale nie było odpowiednie na ten moment pytanie. Zbyt długo, żeby Fredeirik nie zaczął już rozważać przeproszenia o swoją zbytnią ciekawość.

– Chyba dlatego, że to było najłatwiejsze – padła w końcu prosta odpowiedź. – No wiesz, miałem mocno ponadprzeciętne wyniki z egzaminów, od razu mogłem zacząć pracę w stolicy i liczyć na w miarę szybki awans.

Znowu chwila ciszy. Fredeirik czuł, że usłyszane słowa wcale nie były prawdą, a przynajmniej nie w całości. Bo może rzeczywiście Mikkelowi najłatwiej było zostać żołnierzem, ale musiało za tym kryć się jeszcze coś innego. Jakaś niezbyt przyjemna opowieść, pewnie o równie smutnym zakończeniu. A przy ich obecnej relacji, chłopak nie miał prawa o to pytać.

– Musimy uzgodnić kilka rzeczy, jeśli chcesz tu na dłużej zostać – zauważył Mikkel, kiedy skończył gotować. Dopiero kiedy mężczyzna odwrócił się do niego z talerzem, na którym znajdowały się omlety, Fredeirik zrozumiał, że to było śniadanie dla niego. Poczuł się naprawdę głupio, że nie zaproponował, iż sam się tym zajmie. – Mówiłem ci już, że dla mnie to nie problem, ale wczoraj nie pomyślałem o jednej rzeczy. Tutaj możesz być na spokojnie, ale jeśli tak po prostu byś stąd wyszedł, któryś z sąsiadów może zauważyć i nabrać jakichś podejrzeń. Więc jak, nie wiem, będziesz chciał gdzieś wyjść, bo przecież cię tu nie przetrzymuję, to będę cię musiał po prostu kawałek stąd odwieźć samochodem i później podwieźć, bo jak wjadę do garażu, to nikt raczej niczego nie zauważy.

Fredeirik skinął głową. To było całkiem logiczne. Trochę utrudniające mu życie, ale za cenę bezpieczeństwa był w stanie się na to zgodzić. Tym bardziej że absolutnie nie chciał narażać Mikkela na nieprzyjemne konsekwencje.

– Chciałbym ci się jakoś odwdzięczyć za to, że mogę tu być. Mogę się zajmować obowiązkami domowymi, przynajmniej trochę cię odciążę, skoro będziemy tutaj razem mieszkać – zaproponował z lekkim wahaniem Fredeirik. – Inaczej będę się czuł, jakbym to ja cię przez to wszystko wykorzystywał.

– Nie mówię, że nie możesz pomóc, ale nie przesadzaj z tym – stwierdził mężczyzna i skrzyżował ręce. – Najpierw to zajmij się sobą i trochę się zregeneruj, później będziesz myśleć o takich rzeczach.

Fredeirik lekko skinął głową. Jedząc śniadanie i obserwując, jak Mikkel zajmuje się sprzątaniem kuchni, kolejna dziwna myśl przyszła mu do głowy. Przez chwilę, mając świadomość tego bezpieczeństwa i opieki, jaką nagle otoczył go mężczyzna, poczuł się, jakby był w końcu w domu. W takim prawdziwym domu.

***

– Przestań patrzeć na mnie tak, jakby to była moja wina – rzucił w końcu Lucca, na chwilę przestając chodzić po kuchni, w której z jakiegoś powodu zaczął bardzo dokładnie sprzątać. Wyjmował rzeczy z każdej szafki i mył ją od środka, a później też na zewnątrz. W całym domu zamiast smacznym jedzeniem pachniało jakimiś drażniącymi nos detergentami, ale Eirik nie narzekał.

Właściwie to nic nie mówił. Odkąd rano obudził się blisko mężczyzny i poczuł delikatne pulsowanie na swojej szyi, nie odezwał się ani jednym słowem. Wziął prysznic, a później po prostu usiadł na kanapie i starał się zainteresować tym, co leciało w telewizji, aby nie myśleć o znajdującym się na jego szyi śladzie.

Może to jednak okaże się zwykłą malinką – powtarzał sobie w myślach, usilnie powstrzymując się przed dotknięciem śladu. – Może w ciągu kilku dni zniknie i o tym zapomnimy.

Ale dobrze wiedział, że wcale się tak nie stanie. Widoczny na jego szyi ślad miał już pozostać z nim na zawsze razem z tym trudnym do zrozumienia uczuciem. Uczuciem, które sprawiało, że naprawdę chciał, by Lucca teraz usiadł obok niego, objął go i obejrzał z nim ten pieprzony film, który już się kończył i z którego Eirik właściwie nie wiedział nic.

Kiedy Lucca odkrył, co się stało, trochę się wkurzył. Zacisnął wargi i początkowo też nic nie mówił. A później zaczął sprzątać, wykorzystując okazję, aby niepotrzebną mu ścierkę za każdym razem, zamiast odłożyć, rzucić o blat wkładając w to naprawdę wiele siły. To niczemu nie szkodziło, ale dwie szklanki i jeden talerz też zostały odłożone ze stanowczo zbyt dużą siłą, a teraz w kawałkach znajdowały się w śmietniku.

– Nie patrzę tak na ciebie... – powiedział w końcu Eirik, nawet nie starając się, by udawać, że nie przeżywał tego wszystkiego. Przykrył się leżącym obok kocem, chociaż wcale nie było mu zimno. Czuł się jedynie dziwne samotny i trochę bardziej pusty w środku, niż do tej pory.

– To twoja wina, ty robiłeś wszystko, żeby mnie sprowokować – dodał Lucca, jakby wcale nie słyszał nawet odpowiedzi. Jakby po prostu próbował się usprawiedliwić, nawet jeśli nikt nie zwracał mu na to uwagi.

– Przecież wiem. – Eirik przewrócił oczami i zerknął na telewizor. Zaraz jednak wrócił spojrzeniem do Alfy. Przez chwilę chciał nawet zapytać, co teraz z tym zrobią. Czy Lucca go zostawi po tym wszystkim i jednak wywiezie do Lukketu? A może będzie udawał, że nic się nie stało i ignorował to, jak bardzo Omega go teraz potrzebowała? Bo przecież scenariusz, w którym bierze odpowiedzialność za to, co się stało i przynajmniej stara się zachować odpowiednio, nie miał tutaj prawa bytu.

Między nimi znowu zapanowała cisza. Lucca skończył sprzątać już ostatnią z szafek i włożył do niej wszystko, co wcześniej się w niej znajdowało. W tym czasie Eirik skupił spojrzenie na telewizorze. Zaczął się kolejny film, jakieś fantasy ze zwierzętami wielkości kilku metrów. Wcale go to nie interesowało.

Na chwilę mężczyzna wyszedł z kuchni. Eirik oczywiście zwrócił na to uwagę, ale nie komentował tego. Ani też tego, gdy po chwili dostrzegł, jak wychodzi z łazienki już bardziej elegancko ubrany. Ani tego, jak założył buty i płaszcza. A później wyszedł.

Dopiero wtedy chłopak pozwolił sobie na głębszy wdech sięgnięcie do swojej szyi, do śladu więzi. Mieścił się dość wysoko po prawej stronie, w takim miejscu, że nawet golf mógłby tego nie zasłonić. Skóra dookoła wydawała się delikatnie pulsować, ale sam dotyk trochę to zniwelował.

Czuł się... rozbity? Zagubiony? Zdezorientowany?

Nie umiał chyba nazwać tych kłębiących się w nim uczuć. Aż do teraz sądził, że cały jego problem polegał na tym, jak bardzo brakowało mu Alfy. Marzył o dotyku, o momencie, w którym liczyć się będzie jedynie druga osoba znajdująca się tak przyjemnie blisko. O chwili, w której da ponieść się emocjom.

Marzenie się spełniło. Ale przyniosło ze sobą jeszcze więcej problemów i trudnych myśli, niż sądził, że byłoby to możliwe. Pragnął, by Lucca był obok, tak po prostu. Chciał móc odnaleźć schronienie w jego ramionach, mieć pewność, że będzie przy nim bezpieczny. Ale wiedział, że nigdy tak nie będzie.

Nie był pewien, ile czasu tak siedział. W filmie ludzie zmuszeni byli walczyć z wielkim kotem, który próbował usiąść na ich dachu. Wszystko to było tak absurdalnie i niedorzeczne, że nawet nie umiał skupić się na tym, co oglądał. Ale pilot znajdował się na stoliku i sięgnięcie po niego oznaczało przymus ruszenia się, na co zupełnie nie miał siły.

Chciało mu się palić.

Zaczynał już poważnie rozważać podniesienie się i przeszukanie sypialni Lucci, czy nie znajdzie tam papierosów, kiedy sytuacja sama zmusiła go do opuszczenia kanapy. Ktoś zadzwonił do drzwi, a jedyną obecną osobą był właśnie Eirik.

Dość niechętnie podniósł się, narzucił sobie koc na ramiona i przeszedł do przedpokoju. Chwilę później wpuścił do środka Ocavio, który nie wyglądał na specjalnie zadowolonego.

– Lucca w swojej pracowni? – spytał chłopak, zrzucając z ramion płaszcz, który miał na sobie. – Od dwóch dni nie odbiera ode mnie telefonu, chociaż wie, że musimy wszystko ustalić.

– Gdzieś wyszedł – mruknął Eirik, wracając na kanapę. Zgarnął przy okazji pilota, żeby poszukać jakiegoś ciekawszego filmu.

– Mówił gdzie?

– Nie bardzo mnie to obchodzi.

Jakiś denny romans, głupia komedia, wiadomości. Zatrzymał się dopiero na scenie, gdzie jakichś gościu groził drugiemu przywiązanemu do krzesła. Kiedy ten siedzący nie odpowiedział na pytanie, dość mocno go uderzył. Polała się krew.

W końcu coś, co przynajmniej wydawało się ciekawe.

– A gdzie Alann i Theoik?

– Pozbył się ich wczoraj. – Eirik ze znudzeniem zerknął na Ocavio. – Jak tu wróci, to możesz go dopytać czemu. Ja nie wiem.

– Zaczyna mnie wkurzać – stwierdził chłopak i zajął miejsce obok na kanapie. Zerknął na telewizor, ale zaraz przesunął spojrzenie na Eirika. I głośniej wciągnął powietrze. – Nie wierzę, że to zrobił.

– Hm?

– Ten idiota serio ci to zrobił? – Ocavio nawet nie czekał na odpowiedź, przysunął się trochę bliżej, a jego spojrzenie utkwione było w śladzie na szyi Eirika. – Palant. Co on sobie niby wyobraża? Że ty teraz będziesz w stanie bez niego funkcjonować? Dlaczego w ogóle się z tobą przespał?

Eirik nawet nie wiedział, co powiedzieć. Był zbyt zaskoczony zachowaniem chłopaka, zbyt wiele pytań mu zadano. Nie miał przecież pojęcia, co znajdowało się w głowie Lucci, kiedy stworzył więź. Pewnie nawet nie zwrócił na to uwagi, po prostu teraz mieli z tego powodu problem. Znaczy, Eirik miał. Alfa wcale nie musiała się tym interesować.

– Może jego zapytaj – mruknął, bardziej otulając się kocem. – Ja sam sobie tego nie zrobiłem.

– Zupełnie tego nie rozumiem. Lucca nie sypia z Omegami, które maluje.

– Właściwie czemu nie chce tego robić? – spytał, uznając, że z filmu i tak nic nie zrozumie. Nie zauważył, nawet kiedy ten przywiązany do krzesła zdołał się uwolnić, ale teraz doszło między tą dwójką do walki.

– Kiedy mnie wykupił, stwierdził, że uzależnienie od siebie Omegi to największe skurwysyństwo – powiedział dziwnie poważnie Ocavio. Przez chwilę milczał, jakby analizował, co właściwie mógł dodać, a co powinien zachować dla siebie. – Ciągle pracuje z Omegami, często maluje je nago, specjalnie sprowadza dla siebie leki, żeby nie reagować i nikogo nie skrzywdzić. Dlatego jestem tak zaskoczony, że ci to zrobił.

– Nie spał z żadną Omegą, którą kupił?

– Jedynie ze mną, jeszcze zanim zaczął malować na poważnie.

Eirik odetchnął z ulgą. Było coś przyjemnego w tej informacji. Lucca nie zbliżał się do żadnej ze swoich Omeg, żadnej oprócz niego. To sprawiało, że może jednak było między nimi coś wyjątkowego. Coś, co sprawiło, że malarz jednak go pragnął. Tylko jego.

Chciał o to wszystko zapytać. O to, czemu Lucca zaczął malować i dlaczego zachowywał się w ten sposób. I czy te leki jakoś działały na jego zachowanie. Ale przeszkodził mu w tym powrót gospodarza, który wszedł do środka i wcale nie krył zdziwienia z ich obecności tutaj.

– Ignorowałeś moje telefony – zauważył Ocavio, podnosząc się z kanapy.

– Miałem oddzwonić, jak wrócę – stwierdził Lucca. Przez chwilę przesuwał spojrzeniem od jednej Omegi do drugiej. – O czym rozmawialiście?

Eirik spojrzał na drugą Omegę. Widział w tym spojrzeniu niepewność co do odpowiedzi – mówić prawdę, czy znaleźć jakiś inny, logiczny temat. Czy któryś z nich wymyśli wystarczająco szybko dobre kłamstwo?

– O tym, że jesteś beznadziejny w łóżku – odparł po chwili Eirik, podnosząc się i odrzucając koc. Z pewną satysfakcją obserwował zaskoczenie na twarzy Lucci. Przynajmniej to mu się udało.

Ocavio zaśmiał się cicho i jedynie wzruszył ramionami. Jednak, o dziwo, mężczyzna wcale nie wyglądał na wkurzonego tym komentarzem. Bardziej tak, jakby próbował ukryć, że żart także go trochę rozbawił.

– Najwidoczniej pewnych rzeczy jeszcze nie zrozumiałeś – stwierdził. Sięgnął dłonią do kieszeni i po chwili rzucił do Eirika paczkę papierosów. Tak, jakby wcześniej czytał mu w myślach. – Później o tym pogadamy.

To były tylko papierosy, ale...

Ale nikt nie mógł poradzić na to, że serce Eirika zabiło trochę mocniej.


Plany miałam trochę inne co do tego rozdziału. Myślałam o dłuższej i dokładneisjzej scenie z Luccą i Eirikiem, ale, po pierwsze, zupełnie nie mogłam wejść w nastrój pomiędzy nimi, a po drugie, ktoś ostatnio przewidział moje fabularne plany, co do drugiego opowiadania (chociaż, nie oszukujmy się, to było prawie oczywiste, co się stanie), a ja obiecałam, że będzie Fredeirik i Mikkel. Więc jest Fredeirik i Mikkel i było całkiem przyjemne, bo podobno Fredeirik zasługuje na trochę szczęścia, zanim znowu go skrzywdzę.

W ogóle, przy pisaniu rozdziałów, często mylą mi się ich imiona, Fredeirika i Eirika. Są tak zupełnie różni, a jednak zdarzają mi się sceny pełne pomylonych imion. Później to wszystko trzeba poprawiać i zawsze przy publikacji i tak się stresuję, że gdzieś Fredeirika nazwałam Eirikiem albo odwrotnie. Tak, jakby samo to, że są bliźniakami, działało nawet przy pisaniu. Co ciekawsze, z żadnymi innymi postaciami nie mam takich problemów, przynajmniej nie nagminnie. Cóż, oni przynajmniej się dogadują, jakbym myliła Ludjaisa i Mikkela, nie wiem, którego bardziej by to uraziło. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro