46. Nie znam nikogo, kto podjąłby się bronienia Omegi

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

– Możecie zostać, jeśli chcecie – zasugerował dość nagle Lucca.

Jakieś dwie godziny temu zjawili się u nich Ocavio i Alavander. Jak z pewnym rozbawienie odkrył Eiriki, ich wizyta wcale nie była rodzajem uprzejmości czy chęcią złożenia sobie noworocznych życzeń. Chłopak był, delikatnie mówiąc, naprawdę wkurzony na malarza za brak kontaktu z jego strony i to zmusiło go do przyjechania jeszcze dzisiaj, nawet jeśli taki dzień z pewnością wolał spędzić inaczej.

Tak więc Ocavio się wkurzał, Lucca zbywał wszystkie ich pretensje, a Eirik i Alavander przyglądali się temu, starając się ukryć rozbawienie tą sytuacją. Przy czym mężczyzna właściwie wcale nie musiał udawać, że zachowanie Omegi go nie śmieszyło i też niespecjalnie się starał – od czasu do czasu nawet wtrącał się w wymianę zdań, za każdym razem sprawiając, że Ocavio musiał dłużej zastanowić się, zanim cokolwiek odpowiedział.

Eirik raczej nie chciał w tym uczestniczyć. Choć dopisywał mu dobry humor, miał z tyłu głowy fakt, że właściwie to wszystko wynikało z jego winy. To przez niego Lucca pozbył się dwóch innych Omeg i nie miał na kim się wzorować przy swoich obrazach. Nie chciał, żeby pretensje dosięgły też jego, więc siedział trochę z tyłu, jedynie przysłuchując się rozmowie, z której i tak nic nie wynikło.

– Dzięki, ale mam już plany odnośnie reszty tego dnia – stwierdził już całkiem spokojnie Ocavio, zakładając z powrotem na ramiona swój płaszcz. – Zwłaszcza że czeka nas jeszcze droga z powrotem.

– Jakie niby masz plany? – spytał Alavander, raczej nie spiesząc się do wyjścia. – Możemy zostać, napić się z Luccą i wrócić jutro. Teraz i tak nieprzyjemnie będzie jechać.

Eirik zerknął na okno po tych słowach i z niemałym zaskoczeniem odkrył, że na dworze było już ciemno. Nie zauważył, nawet kiedy słońce całkowicie zaszło i zaczął się wieczór, stanowczo za bardzo skupił się na słuchaniu rozmowy. A skoro było już ciemno, za kilka godzin wejdą w kolejny rok, co właściwie i tak nie zmieniało absolutnie nic w jego życiu.

Zawsze był to jedyne czas większych zmartwień, wrażenia, że życie i tak nie miało sensu i analizowania, jakie problemy mogły spaść na jego ramiona, kiedy data się zmieni. A teraz... wątpił, żeby czekały go jakiekolwiek większe katastrofy, w końcu miał już swoją Alfę, w miarę określoną relację i ciepły dom. Chyba nawet nie miał pomysłu, co mogło się zmienić.

Choć może sam powinien poszukać w końcu jakiejś zmiany i znaleźć sobie zajęcie, w końcu czasami trochę mu się tu nudziło, a wkurzanie i prowokowanie Lucci raczej nie było bezpiecznym hobby. Choć Alfa wykazywała się naprawdę wielką cierpliwością, kiedyś mógł przekroczyć granicę, po której bardzo by tego żałował.

– Na nowy rok planowałem nie wychodzić z sypialni, a do tego muszę się znaleźć w domu – odparł całkiem swobodnie Ocavio.

– Nie wiem, czy zdążysz sobie znaleźć do tego dobre towarzystwo, zostało ci niewiele czasu.

– Wątpisz, że mi się uda? Masz kilku całkiem przystojnych znajomych. – Ocavio zaśmiał się cicho i zapiął guziki swojego płaszcza. – Spotkamy się jakoś w przyszłym tygodniu, kiedy...

– Kiedy postanowisz wyjść z tej sypialni – skończył za niego Alavander. Chociaż powiedział to jakby z zupełną obojętnością, nawet Eirik wyczuł w jego głosie coś, przez co poczuł się dziwnie. Nie chciał nawet myśleć, jak bardzo musiało to wpłynąć na Ocavio. – Zadzwoni wtedy, to później go podwiozę.

Kilka minut później już ich nie było, a w środku znowu zapanowała cisza przerywana jedynie dźwiękiem układanych w szafce naczyń. Eirik zerknął na okno i w końcu wstał z kanapy z cichym westchnieniem.

– Nie wiedziałem, że są tak popieprzeni – stwierdził i lekko się przeciągnął. Czuł, że kręgosłup zaczyna go trochę boleć od braku jakiegokolwiek ruchu.

– I tak jesteś bardziej popieprzony od nich – odparł Lucca, nawet na niego nie zerkając. – Przy nich da się przyzwyczaić.

– Nie mówię, że nie, ale... – Eirik lekko zmarszczył brwi. – Ocavio nie boi się, że po którymś takim tekście Alavander w końcu po prostu zostawi go w Lukkecie?

– Jego to i tak bawi. Ocavio nie bez powodu prowokuje sytuację, nie zauważyłeś?

Między nimi znowu zapadła cisza. Lucca kończył sprzątać, a Eirik po nalaniu sobie soku grejpfrutowego do szklanki i wypiciu części jej zawartości, wrócił na kanapę. Tym razem, aby jednak nie powodować dalszego bólu pleców, położył się na niej wygodnie. Właściwie nic nie stało na przeszkodzie, żeby się teraz tutaj zdrzemnął, skoro nie mieli żadnych planów, a w telewizji nie leciało nic poza powtórkami już znanych mu filmów i wypowiedzi ludzi, których i tak nie miał ochoty słuchać.

Wszystkie te podsumowania i wywiady, zwłaszcza te z politykami, jedynie niepotrzebnie podnosiły mu ciśnienie. Ostatnie czego potrzebował to słuchać, jak bardzo Lukkety wpływają na bezpieczeństwo Omeg, a kolejne ograniczenia wolności są przecież dla ich dobra. Nigdy nie był kimś specjalnie skorym do walki społecznej, ale w takich chwilach naprawdę liczył, że dożyje momentu, kiedy wszyscy myślący w końcu pokażą, co tak naprawdę o tym sądzą.

Przymknął oczy. Miał nadzieję, że Fredeirik jakoś sobie tam radził mimo zależności od tego żołnierza, o którym wspominał. Oczywiście, że nie wierzył w bezpieczeństwo brata, ale podświadomie czuł, że ten nie był teraz krzywdzony. Być może znalazł jakiś sposób na poprawienie swojej sytuacji albo uciekł stamtąd i może nawet mieszkał zupełnie gdzieś indziej. Istniała nawet niewielka szansa na to, że Tove udało się załatwić dla niego transport za granicę i tam nie musiał kryć się z tym, że był Omegą.

Eirik nigdy nie chciałby wyjechać. Nie był w żaden sposób związany z Nikeolem, ale słyszał kilka plotek o sytuacji poza granicami kraju. Omegi same tam dbały o swoje życie, pracowały, wychowywały dzieci, miały pełne prawo do podejmowania wszelkich decyzji. I chociaż to brzmiało kusząco, chyba nigdy nie chciałby takiej niezależności. W końcu zawsze jego marzeniem było związanie się z Alfą, której mógłby zaufać i powierzyć samego siebie. Myśl o takim byciu w pełni odpowiedzialnym wcale nie brzmiała jak coś, do czego chciał dążyć.

Dużo lepiej było mu teraz. Nie musiał się właściwie niczym przejmować poza relacją z Luccą. I chociaż zachowanie mężczyzny czasami doprowadzało go do szału, czuł, że trafił w miarę dobrze. Nie było idealnie, nie kochali się w ten taki romantyczny sposób, który tak chętnie przedstawiano w niektórych filmach, ale dogadywali się i dopasowywali do siebie. Chyba nawet nie mógł specjalnie narzekać.

Otworzył oczy, kiedy zorientował się, że dookoła niego panuje idealna cisza. Podniósł się, ale nie widział już mężczyzny sprzątającego w kuchni. Światła dookoła niego były pogaszone i została jedynie jedna lampka o słabym oświetleniu, która nadawała pomieszczeniu dziwną, trochę niepokojącą atmosferę.

Przeszedł go dreszcz i głównie dlatego postanowił się podnieść. Miał nadzieję, że Lucca nie wyszedł z domu i nie zostawił go tutaj samego. Na dworze było ciemno i chociaż zazwyczaj nie czuł się źle z tego powodu, tak teraz serce biło mu trochę szybciej z powodu dziwnego strachu przed czymś, czego nawet nie potrafił zidentyfikować.

Nie znalazł go ani w jego sypialni, ani w pokojach na górze, ani też w łazience, w której widział zgaszone światło. Kiedy schodził ze schodów, słyszał wyraźnie każdy swój krok. Dawno już nie czuł się tak niepewnie, a gdy po chwili usłyszał jeszcze głośny huk, praktycznie podskoczył przestraszony.

Jak nigdy nie miał z tym problemu, tak tym razem liczył, że tym, którzy postanowili strzelać tu jakimiś petardami, stanie się wystarczająca krzywdy, by nigdy więcej nawet nie rozważali takiej zabawki.

Cicho westchnął i skierował się do pokoju, który pełnił tu funkcję pracowni. Nie lubił tam wchodzić, dalej kojarzyło mu się to z tym dniem, kiedy najpierw poczuł się zupełnie upokorzony przez mężczyznę, a później jeszcze przeżywał swoją pierwszą gorączkę. Wiedział jednak, że to ostatnie miejsce, w którym mógł znaleźć Luccę, jeśli ten znajdował się gdzieś w domu.

Nie pamiętał, kiedy ostatni raz czuł taką ulgę, gdy go zobaczył. Lucca stał przed rozłożoną sztalugą i patrzył na białe płótno. Nie znajdowała się na nim nawet jedna plama i pewnie Eirik uznałby za całkiem zabawne jego wpatrywanie się w nieruszoną pracę, gdyby nie nagromadziło się w nim już tyle strachu.

– Myślałem, że wyszedłeś – zauważył, podchodząc do malarza. Skrzyżował ręce, aby powstrzymać się od przytulenia do niego. Chociaż pamiętał o panujących między nimi zasadach i braku jakiegokolwiek kontaktu fizycznego bez ostrzeżenia, czasami miał ochotę udać, że wcale nie miał z tyłu głowy tej reguł.

– Chciałem sprawdzić, czy dam radę malować z pamięci i jeszcze uratować tę wystawę. – Lucca zerknął na niego. – Sądziłem, że zdążyłeś już zasnąć.

– Chyba już się normalnie położę, skoro i tak będziesz tu siedział. – Eirik lekko wzruszył ramionami. – Nie siedź tu długo, bo nie czuję się najlepiej.

Lucca rzucił jakieś niewyraźne potwierdzenie, co właściwie miało zakończyć ich rozmowę. Chłopak lekko uniósł brwi, ale nie skomentował tego. Z lekkim wahaniem odwrócił się z zamiarem wyjścia, ale zerknął jeszcze raz na białe płótno.

Ten jeden jedyny raz, kiedy miał pozować od obrazu, był wyjątkowo nieprzyjemny. Ale oprócz niego były dziesiątki chwil, które sobie wyobrażał jeszcze zanim wylądował w tym domu. I pamiętał, że wtedy bardzo pragnął znaleźć się tutaj.

– Raczej ci to dobrze nie idzie – zauważył, decydując się jeszcze zostać. – Może jednak ci pomogę?

– Na razie jedynie mi przeszkadzasz.

– A jeśli tam siądę i nie będziesz musiał malować z wyobraźni?

Lucca dopiero po chwili na niego zerknął. Z wymalowanym na twarzy zaskoczeniem, jakby nie docierały do niego wszystkie słowa powiedziane przez Omegę.

– Proponujesz poważnie? – spytał w końcu.

– Nie wiem. – Eirik lekko wzruszył ramionami. – Jak znowu potraktujesz mnie tak jak wtedy, na pewno więcej się na to nie zgodzę. Ale nie chcę ci psuć tej wystawy. Potraktuj to jako mały prezent noworoczny czy coś.

– Czasami zapominam, jak bezczelny potrafisz być. – Lucca cicho westchnął i podszedł do niego. Przez chwilę mierzyli się spojrzeniami, ale, jak zawsze, to Eirik pierwszy się poddał. – Ale przyjmuję propozycję, inaczej przez ciebie w końcu oduczę się malować.

Nie było tak źle. Lucca dokładnie poinstruował go, co miał robić, a później w końcu zajął się tym płótnem, które przestało być jedynie białe. Może to nie był najlepszy sposób na zakończenie roku, a może właśnie ich współpraca była jakimś dobrym znakiem.

Zwłaszcza że po panującej dookoła nich atmosferze i możliwych do opanowania, ale trudnych emocji targających Eirikiem, chłopak już wtedy poczuł, że być może sam nowy rok też spędzi w sypialni, czując się przy tym nad wyraz dobrze.

A Lucca, który wcale nie zrobił sobie przerwy w malowaniu, żeby wziąć leki, raczej podzielał jego zdanie.

***

– To się nazywa elastyczność, braciszku – powiedziała Liv, nawet nie starając się ukrywać swojego rozbawienia. – Czasami nic złego się nie stanie, jeśli nagniesz niektóre zasady. Powinieneś o tym pomyśleć.

– Nie wiem, czy pamiętasz, ale pracuję jako doradca prawny – odparł spokojnie Even. – I ludzie zwracają się do mnie właśnie po to, żeby nie naginać zasad, bo może się to skończyć dla nich tragicznie. Żaden wyjątkowo dobrze przyrządzony kurczak tego nie zmieni.

Jego siostra westchnęła niezadowolona i wróciła do jedzenia kolacji. Siedzieli przy stole w trójkę, jedząc tradycyjną przednoworoczną kolację. Svan i Liv zajmowali się jej przyrządzeniem i wystarczyło zwrócenie uwagi na to, że ściśle nie trzymali się przepisu, żeby dziewczyna znowu spróbowała poruszyć temat godziny, o której najpóźniej mogła wracać do domu.

– Ale nie wszystkie zasady od razu wiążą się z mandatem albo więzieniem – mruknęła niezadowolona. – To tylko pół godziny, mógłbyś przymknąć na to oko.

– Jeśli dostajesz wyrok na trzy lata, nikt nie wypuści cię po dwóch i ośmiu miesiącach tylko dlatego, że to już prawie trzy – zauważył, sięgając po kieliszek z ziołowym winem i wypijając z niego trochę.

– Przecież można wyjść wcześniej za dobre sprawowanie.

– Na to też jest konkretna zasada – dodał praktycznie od razu, wiedząc, że jego siostra spróbuje jeszcze tego argumentu. – Dziesiąta to limit, którego masz przestrzegać.

– Svan, pomóż mi, może ty jakoś na niego wpłyniesz. To nie jest normalne, żeby być aż tak sztywnym.

Zerknęli na siebie w tym samym czasie. Chłopak widocznie zdążył się już przyzwyczaić do panujących tutaj relacji i nie wydawał się wcale zaskoczony tym, że dziewczyna spróbuje poprosić go o pomoc. Odłożył sztućce i przez chwilę milczał, jakby zastanawiając się, po której stronie stanąć.

– Wiesz, Liv, jako muzyk patrzę na zasady trochę inaczej – odparł w końcu z lekkim zamyśleniem. – Sztukę tworzysz właśnie przez łamanie zasad, ale najpierw musisz je wszystkie opanować. Co i tak nie zmienia faktu, że jeśli Even coś powiedział, to znaczy, że tak powinno być.

– Mam wrażenie, że jesteście w zmowie przeciwko mnie – stwierdziła niezadowolona, po chwili biorąc ostatniego kęsa do ust. – Zupełnie nie rozumiecie potrzeb nastolatki.

– Za kilka lat będziesz dorosła, to może wtedy zrozumiesz, że wracanie później niż o dziesiątej nie jest twoją najważniejszą potrzebą – zauważył Even. – A skoro skończyłaś już jeść, możesz iść na górę po prezenty, które tam leżą.

– Prezenty? – Svan zerknął na niego pytająco.

– Od zawsze mamy tradycję dawania sobie czegoś na nowy rok.

Tej sytuacji właściwie chciał uniknąć i trochę zaczynał żałować, że Liv jednak go przekonała. Choć nie wątpił w to, że prezent będzie dopasowany, to jednak samo spojrzenie Svana wystarczyło mu, żeby poczuł się trochę źle. W końcu Omega nie miała nic własnego i nie mogła im nic dać. Z pewnością nie będzie to zbyt komfortowa chwila, ale nie mogli się już wycofać.

Kiedy skończył jeść, wtedy dopiero dostrzegł, że jego siostra postanowiła znieść wszystkie trzy prezenty na raz. Cicho westchnął i niechętnie wstał, żeby odebrać je od niej, zanim nie dość, że wszystkie pozrzuca ze schodów, to jeszcze zrobi sobie krzywdę.

Odłożył na ławę w salonie spore pudło z prezentem dla Svana oraz dwie zaklejone taśmą torebki prezentowe. Chwilę później obok niego znalazła się siostra i Omega, z którą mieszkali.

– Mam nadzieję, że nie uwzględnialiście mnie w tym wszystkim – zauważył z lekkim niepokojem chłopak.

– To duże jest dla ciebie – odparła dziewczyna, jakby wcale nie słyszała jego tonu głosu. Sama sięgnęła po swój prezent i oderwała taśmę, żeby zajrzeć do środka i uśmiechnąć się szeroko. – Skąd wiedziałeś, że chciałam coś tej firmy?

Even zerknął na chwilę na siostrę. Już od jakiegoś czasu obserwował, jak często dobierała sobie kosmetyki jednej, konkretnej firmy i dlatego postanowił zaryzykować właśnie z nią. Gdyby jednak ta nie oferowała całego pakietu przygotowanego na tę okazję, nie odważyłby się samemu dobrać kosmetyków.

– Przeczucie – stwierdził jedynie, samemu na razie nie zerkając nawet na swój prezent. Przez chwilę, gdy miał go w rękach, wyczuł jednak charakterystyczny ciężar, który podpowiadał mu, że w środku znajdzie jakieś książki. Na razie jednak dużo bardziej chciał skupić się na Svanie, który widocznie nie wiedział, co zrobić. – Mówiłem Liv, że to nie jest najlepszy pomysł, ale prezent z pewnością ci się przyda. Przynajmniej go wypakuj.

Chłopak wcale nie wyglądał na zadowolonego, gdy w końcu podszedł bliżej sporego pudełka. Dopiero gdy je otworzył i wyjął ze środka mniejsze już z przedstawionym na nim zdjęciem produktu oraz jego opisem, westchnął cicho. Choć z pewnością dalej czuł się dość niekomfortowo, w jego spojrzeniu dało się dostrzec ślady zadowolenia.

– Naprawdę nie musieliście tego kupować – zauważył spokojnie. – Ale dziękuję. Ostatnio zaczynało mi trochę brakować muzyki.

– Bardzo chciałabym posłuchać, jak grasz – powiedziała Liv. – Może jak wszystko podłączymy, dasz radę pokazać nam swój talent?

– Na pewno się postaram.

Skupiając się na tym, żeby instrument był zdatny do użytku, Even nie mógł pozbyć się tego kiełkującego w jego sercu zadowolenia. W gruncie rzeczy niezbyt często robił coś dla innych w ramach swojej dobroci. Nie był egoistą, ale swoją uwagę poświęcał zawsze jedynie najbliższym, a reszta raczej nie mogła na niego bezinteresownie liczyć. To nie było złe nastawienie, w ich rzeczywistości inne często sprowadzało na ludzi kłopoty.

Ale tym razem zrobił wyjątek, z którego naprawdę się cieszył. Svan nie był mu bliski, a przynajmniej nie na tyle, żeby czuł potrzebę robienia czegoś dla niego. A jednak nadał mu miejsce w tej specjalnej grupie ludzi, dla których gotów był robić więcej, nie wymagając niczego w zamian. I wcale nie żałował tej decyzji, zwłaszcza gdy po dłuższym czasie chłopak mógł usiąść przy instrumencie i nacisnąć kilka klawiszy.

Jak sam im wyjaśnił, jako pianista dość rzadko miał do czynienia z keyboardami i sam musiał trochę oswoić się z tym instrumentem. Ale kiedy już poczuł się trochę pewniej, spróbował zagrać kilka melodii, które i tak były poza umiejętnościami Evena. Nie były one może nad wyraz wyjątkowe, ale satysfakcja malująca się na twarzy chłopaka sprawiła, że i tak wydawało mu się, że słyszy właśnie niemożliwe do lepszego zagrania arcydzieła.

W końcu jednak zostali sami w salonie. Liv uznała, że chce jeszcze skontaktować się z przyjaciółkami i wróci do nich dopiero przed samą północą. W ten sposób ich czekanie na zaczęcie nowego roku skończyło się siedzeniem na kanapie i ziołowym winem, którego nie wypili do końca przy obiedzie, i szukaniem odpowiedniego filmu, by trochę umilić sobie ten czas.

– Wydaje mi się, że kiedyś widziałem fragment „Godnośći Iluvert" – zauważył w pewnym momencie Svan. – Nawet chyba miałem w planach to obejrzeć.

– O czym to jest? – Even zerknął na niego. Właściwie żaden film nie wzbudzał teraz w nim zainteresowania, ale potrzebowali jakiegoś sensownego zajęcia na najbliższe kilka godzin.

– Jeśli dobrze pamiętam, to Iluvert chyba była ukrywającą się Omegą, która jako dziecko została wykorzystana przez jakiegoś żołnierza. I później główny bohater poznaje ją w Lukkecie, wykupuje ją początkowo tylko dla swoich potrzeb, ale kiedy poznaje jej historię, to chce jej pomóc. I wszystko kręci się wokół sprawy sądowej dotyczącej tego wykorzystywania, bo główny bohater sam jest prawnikiem i decyduje się tym zająć. Słyszałem wiele dobrych opinii, ale podobno końcówka jest nieprzyjemna i bardzo propagandowa.

– Możemy obejrzeć, zobaczę przy okazji, czy reżyser wiedział, jak takie sprawy wyglądają – stwierdził Even, włączając w końcu film. Czasami zdarzało mu się oglądać lub czytać coś fabularnego w sprawie swojej pracy, bawiąc się w znajdowanie błędów logicznych i uproszczeń, które nie miały prawa w realnym życiu.

Film rzeczywiście nie był zły. Fragmenty mające miejsce w sądzie przeplatały się ze wspomnieniami z życia bohaterów. Biografia Iluvert była trochę zbyt oczywista, dziewczyna została wykorzystana w zamian za odrobinę wolności, a kilka tygodni później i tak trafiła do Lukketu. Jednak główny bohater trochę już zmęczony życiem i szukający w nim czegoś, co nada mu sens, całkiem przypadł mu do gustu. Być może głównie dlatego, że wiedział, jak często ludzie mu podobni zatracali się w pracy, wręcz tracąc kontakt z realnym życiem na zbyt długo.

Nie, żeby był w tej sprawie wyjątkiem. Pewnie gdyby nie Liv zupełnie już przypominałby widocznego na ekranie Gomavo. Ale miał pod swoją opieką siostrę, a teraz jeszcze mieszkającą z nim Omegę, która też w jakiś sposób powstrzymywała go od całkowitego wciągnięcia się w ten nieprzyjemny świat.

– To właściwie jest możliwe? – spytał w pewnym momencie Svan. – Takie oskarżenie Alfy o wykorzystanie Omegi nie wydaje mi się aktualnie realne.

– W teorii tak. – Svan oderwał spojrzenie od ekranu pokazującego właśnie fragment życia Iluvert i Gomavo po kilku dniach od pojawienia się dziewczyny w jego domu. – Nikt nie odebrał Omegom tego prawa, a jeśli liczyć do tego, że miała wtedy jakieś dwanaście lat, to nawet jest jakiś cień szansy na wygranie tego. Ale raczej nie znam nikogo, kto podjąłby się bronienia Omegi.

– A ty?

Even na chwilę się zawahał. Kiedy wcześniej patrzył na dziewczynkę, która w towarzystwie około trzydziestoletniego mężczyzny była właściwie sparaliżowana strachem, czuł się naprawdę okropnie i czekał tylko, aż scena się skończy. Czy jednak miałby na tyle odwagi, by stanąć po jej stronie i dać jej choć namiastkę zadośćuczynienia, na jakie zasługiwała?

– Póki wszystkie moje decyzje mają wpływ na przyszłość Liv, na pewno bym tego nie zrobił. Ale mam nadzieję, że nigdy nie będę musiał podejmować takich decyzji.

Do końca filmu już nie rozmawiali. I rzeczywiście wyrok, jaki zapadł, wcale nie był satysfakcjonujący, ale jednocześnie wydawał mu się aż zbyt realny. Taki, jaki powinien być w państwie, w którym Alfy trzymały pełnię władzy.

Kiedy zerknął na Svana, ten opierał się wygodnie o poduszki, mając już zamknięte oczy. Oddychał miarowo, jednak widocznie jego organizm uznał, że potrzebował snu o tej godzinie. Even cicho wstał i sięgnął po koc, żeby przykryć chłopaka.

To, o czym raczej nikomu nigdy nie zamierzał powiedzieć, to fakt, jak bardzo relacja pomiędzy Iluvert i Gomavo przypominała mu to, co czuł do chłopaka. Też chciał go chronić wszystkimi możliwymi sposobami, nie oczekując od niego niczego w zamian. Tylko że ci na ekranie skończyli razem szczęśliwi z trójką biegających po domu dzieci, a Even raczej nie wyobrażał sobie tak swojej przyszłości.

Właściwie chyba taki wieczór jak ten dzisiaj był tym, czego teraz potrzebował od życia. I nie sądził, by cokolwiek miało się w tej sprawie zmienić.


Czasami robię sobie przerwę od zadawania bólu postaciom i w efekcie wychodzą mi naprawdę przyjemne rozdziały. Bo jeśli miałabym jakoś określić to, co się tutaj pojawiło, to było w moim odczuciu wyjątkowo przyjemne i stanowiło pewną odmianę od tego, co aktualnie robię w "Amano". 

Poza tym, za każdym razem, gdy Ocavio i Alavander pojawiają mi się w rozdziale, mam z tyłu głowy, że chociaż jest ich bardzo mała, to chciałabym trochę o nich opowiedzieć, bo są naprawdę ciekawą parą, więc skoro akurat teraz sobie o tym przypomniałam, to od razu zapytam, czy bylibyście chętni przeczytać coś na ich temat, co niekoniecznie miałoby się do głównej linii fabularnej? Bo ja do pisania jestem bardzo chętna i pewnie nawet dla siebie kiedyś może siądę do ich tematu, ale się zastanawiam, czy ktoś chciałby to czytać.


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro