6. Pokażę ci prawdziwą sztukę

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Bary były tłoczne, pełne pijanych Alf i ludzi, którzy nie mieli co ze sobą zrobić. Do tych ostatnich zaliczał się Eirik, siedząc gdzieś bardziej w oddali i obserwując sytuację.

Nie powinno go tu właściwie być. Nie raz już słyszał pretensje Fredeirica o to, że naraża się, przychodząc w takie miejsce. Jako Omega powinien unikać tych zatłoczonych, gdzie większość to Alfy. Sam zapach mógł wywołać w nim gorączkę, a to skończyłoby się złapaniem i wywiezieniem do Lukketu.

Ale Eirik nigdy nie był odpowiedzialny. I nie lubił ukrywać się, udając przy tym, że wszystko było w porządku. Chociaż nigdy nie należał do osób towarzyskich, siedzenie w takim miejscu sprawiało, że czuł się trochę lepiej. Odrobinka normalności w jego popieprzonym życiu – każdy czasami tego potrzebował.

Był już prawie wieczór. Godzina koło dziewiętnastej, a słońce chyliło się już ku zachodowi. W barze pojawiało się coraz więcej osób – głównie żołnierzy po służbie, którzy mieli ochotę spędzić trochę czasu w bardziej normalny sposób. Pośród nich kręciły się kelnerki, zazwyczaj w dość krótkich spódniczkach, próbujące unikać zbyt natarczywych klientów.

Bar, jak wiele innych. Eirik nawet nie był pewien, jaką miał nazwę i czy w ogóle ją miał. Równie brzydki co inne, podawał jednak trochę tańsze alkohole, stąd właśnie stał się często odwiedzanym miejscem przez tę Omegę.

Przesuwał spojrzeniem po ludziach. Czasami zatrzymywał spojrzenia na twarzach, które dostrzegał. Jeśli ktoś go zainteresował, zaczynał mu się dyskretnie przyglądać. Lubił zastanawiać się, kim była ta osoba. Czasami nawet, po większej ilości alkoholu, zastanawiał się, czy nie podejść. Kusiło go, by spróbować kogoś poderwać, a później po prostu dać się przelecieć. Taką wizję zazwyczaj psuł mu jedynie fakt, że gdyby ktoś zobaczył, że był Omegą, najpewniej zamiast wykorzystać sytuację, oddałby go w ręce żołnierzy.

Zagryzł wargę i cicho westchnął. Dopił wódkę, za którą już zapłacił. Zamierzał wyjść stąd, zanim alkohol na tyle pomiesza mu w głowie, że naprawdę zrobi coś głupiego. Nigdy się tak jeszcze nie zdarzyło, ale też nie ufał sobie. Póki był trzeźwy i na lekach, przynajmniej wiedział, co robił.

Już miał podnieść się i wyjść, kiedy drugie miejsce przy stoliku ktoś zajął. Eirik zmarszczył brwi. Przez chwilę patrzył na mężczyznę, zanim udało mu się go rozpoznać.

– Nyssion? – zapytał z wahaniem, lekko przy tym przekrzywiając głowę.

Mężczyzna w odpowiedzi zaśmiał się lekko, chociaż zagłuszył go szum innych rozmów. Gdzieś w oddali kilku żołnierzy stuknęło się kuflami z piwem, najpewniej na znak jakiegoś wymyślonego właśnie toastu.

– Ciebie chyba nie powinno być w takim miejscu – zauważył Nyssion i nachylił się lekko w jego kierunku. – No, chyba że chcesz nas wszystkich narazić.

– Musiałem się napić. – Eirik wzruszył ramionami. – A ty co robisz w tym barze?

– Myślisz, że leki mogę ci wyczarować? Ktoś mi je musiał podać. – Nyssion na chwilę spoważniał, jakby się nad czymś zastanawiał. Rozejrzał się dookoła. Nikt jednak nawet ich nie zauważył, o podsłuchiwaniu ich rozmowy nie wspominając.

Eirik skinął głową, ignorując rzuconą złośliwość. Dobrze wiedział, że podawanie leków między Betami nie było łatwe i, że Nyssion i Tove bardzo się dla nich narażali. Nie raz wyjeżdżali z miasta, nosili ze sobą nielegalne przedmioty, żyli w ciągłym strachu, że ktoś to odkryje, a oni zostaną oskarżeni o pomaganie Omegom w ukrywaniu się.

Z drugiej strony jednak Eirik nigdy ich o pomoc nie prosił. Chciał jedynie, żeby Fredeirik był bezpieczny, ale sam nie uważał, że tego potrzebuje. Dlatego właśnie bywał w takich miejscach, bo jakaś część niego pragnęła kłopotów, które tak naprawdę pozbawiłyby go wielu innych. Lukkety może i były „domami seksualnych niewolników" – jak to mówiły Omegi, którym udało się uciec – ale dalej zapewniano tam godne warunki życia w zamian za zwykłe dostosowanie się. Jedzenie, bezpieczny kąt, dostęp do rozrywek i nauki w wolnym czasie. Z pewnością nie było tam aż tak źle, jak niektórzy mówili.

– Wyglądasz na zirytowanego – zauważył Nyssion.

– Wszystko jest jakieś takie... – mruknął Eirik, ale nawet nie skończył. Czasami nawet żal było mu strzępić języka by opis, co właściwie czuł. Bo co czuł? Zirytowanie? Zdenerwowanie? Bezsilność?

Brakowało mu czegoś po prostu. Miał dwadzieścia jeden lat, był praktycznie dorosłą Omegą gotową do wejścia w związek. Biologia nakazywała mu szukanie odpowiedniej dla siebie Alfy, ale sytuacja wręcz mu tego zabraniała. Ta sprzeczność doprowadzała go do furii i sprawiała, że nie umiał normalnie funkcjonować.

Ci na górze doskonale wiedzieli, co robili. Sprowadzili na Omegi większe piekło, niż mogliby sobie wyobrazić.

– Może wiem, jak poprawić ci humor – stwierdził Nyssion po chwili wahania. Uśmiechnął się tajemniczo. – Zwinąłem portfel jakiemuś pijanemu żołnierzowi i skorzystałem z nagłego przypływu gotówki.

– Postawiasz mi wódkę i pozwolisz mi się schlać?

– Raczej pokażę ci prawdziwą sztukę.

Eirik lekko zmarszczył brwi, ale w końcu wstał. Wyszedł z baru i zaczął kierować się tam, gdzie prowadził go Nyssion. Przyzwyczaił się już do jego dziwactw – uwielbienia do czerwonego wina, mrocznych historii, specyficznego humoru. Dalej jednak aż zbyt często go zaskakiwał.

Szli w ciszy. Pierwsze lampy uliczne się już zapaliły, chociaż słońce jeszcze całkowicie nie zaszło. Mijali ich ludzie wracający po pracy do domu, obok przejechał samochód z kilkoma żołnierzami w środku.

Kiedy Eirik zobaczył, gdzie się zatrzymali, nie mógł powstrzymać głośnego parsknięcia.

– Ale ty tak na serio?

– Jestem w pełni poważny. Jeszcze mi będziesz dziękować – stwierdził Nyssion i przeszedł przez kilka stopniu szerokich, szarych schodów.

Budynek, do którego się kierowali, wyglądał całkiem dobrze. Pomalowany na kremowo, z kilkoma kolumnami i powywieszanymi dookoła różnymi plakatami, całą uwagę i tak skupiał na świecącym się napisie „Ośrodek Sztuki".

W OS-ie – wszyscy i tak używali skrótu – znajdowały się dwie sale kinowe, kilka wykładowych oraz małe muzeum. Przynajmniej o tym słyszał Eirik, którego do środka nigdy nie ciągnęło. Nie widział sensu, by uczestniczyć w czymś takim. Durne, propagandowe filmy, czy piorące mózg wystawy nie były czymś, co mogło go zainteresować.

Posiadał wystarczająco dużo rozumu i godności, aby tam nie wchodzić i nie finansować tych wszystkich uderzających w jego płeć rzeczy. A nawet gdyby tych dwóch nie posiadał, jego portfel skutecznie powstrzymywał go przed uczestniczeniem w takich rzeczach.

Zagryzł wargę, chwilę się wahając. Nie był w stanie wymyślić nic, co w środku mogło go zainteresować. Z drugiej jednak strony, Nyssion w swoim dziwactwie dalej dobrze znał Eirika. Nie zabrałby go tutaj, gdyby nie był pewien, że mu się coś spodoba.

Z tą myślą Omega w końcu cicho westchnęła, włożyła nieco zmarznięte dłonie do kieszeni bluzy i pokonała schody, aby wejść do środka.

***

Eirik nigdy nie uważał, że sztuka była komukolwiek potrzebna do życia. No, może muzyka ewentualnie była dość istotna i on sam lubił czasami przypomnieć sobie jakąś znaną mu melodię. Ale, nie licząc jej, sztuka była jedynie drogą rozrywką bogatych Alf i Bet, które odebrały mu choćby szansę na posmakowanie bezpiecznej wolności.

Nie mieli z Fredeirikiem telewizora ani radia, aby nie musieć słuchać kolejnych propagandowych tekstów, które tylko niszczyłyby im humor. Co prawda na półkach w jednym z pokoi znajdowało się kilka książek, ale Eirik nie widział sensu, aby po nie sięgać. Kino, teatr czy inne takie wydarzenia były zbyt drogie i nudne.

Chociaż, gdyby już miał wybierać, na pewno wolałby patrzeć na jakiś żałosny film, zamiast oglądać jakąkolwiek wystawę.

Teraz jednak było inaczej. Stał przed jednym z kilku obrazów, wręcz wgapiając się w niego. Nie był pewien, od ilu minut analizuje już to, co widział, ale nie potrafił oderwać spojrzenia. Coś go hipnotyzowało i gdzieś z tyłu głowy doskonale zdawał sobie sprawę, dlaczego się tak działo.

Obraz nosił tytuł „Zniewolony". Na dość ciemnym, czerwonym tle odznaczała się wyraźnie blada skóra przedstawionego chłopaka. Omega – tego Eirik był pewien. Widział to szczupłe ciało, delikatne rysy twarzy i duże oczy. To właśnie spojrzenie, o ciemnych, granatowych tęczówkach, wydawało się krzyczeć z płonącego pragnienia, błagać o litość. Wzrok przyciągał do siebie, ciężka atmosfera była wręcz namacalna.

Eirik co jakiś czas zerkał na inną część obrazu. Przyciągały go blade, skrępowane grubym sznurem dłonie. Widział na nich już kilka siniaków i innych ran. Nie czuł jednak, by to związanie odnosiło się do tytułu. Miał wrażenie, że bardziej chodziło o przedstawioną tutaj gorączkę, która musiała zawładnąć psychiką namalowanego chłopaka.

Sam Eirik nie przeżył nigdy swojej gorączki. Pragnął jej, chciał poznać te odczucia, ale nigdy nie pozwolił sobie na coś tak nieodpowiedzialnego. Teraz jednak czuł zwyczajną zazdrość – mimo widocznego cierpienia postaci, chciał znaleźć się na tym miejscu i wyraźnie to odczuć. Im bardziej zakazane mu się to wydawało, tym mocniej go pociągało.

– Podoba się panu?

Eirik prawie podskoczył, czując, jak ktoś dotyka jego ramienia. Odwrócił głowę, by zerknąć, kto postanowił go zaczepić. Gotowy był po prostu stąd odejść, aby nie wdawać się w niepotrzebne dyskusje – ale coś go zatrzymało. Nagle poczuł, że jego nogi nie są w stanie zrobić chociażby kroku.

Patrzył na niego naprawdę przystojny mężczyzna. Alfa, czego był pewien, o ciemnych włosach w lekkim nieładzie. Jego opalona skóra kontrastowała się z narzuconą na siebie białą koszulą, a oczy posiadały przeszywające spojrzenie. Eirik miał wrażenie, że wszystko się w nim poprzewracało i nawet oddychanie stało się dziwnie trudne.

– Wpatruje się pan w ten obraz już tak długo, że jeszcze trochę, a spędzi pan nad tym więcej czasu, niż ja, gdy go malowałem – zażartował mężczyzna. Nawet jego głos był dziwnie melodyjny, nadając mu tym więcej atrakcyjności.

On to malował – przeszło jedynie Eirikowi przez myśl. Odwrócił spojrzenie, czując się nagle tym przytłoczony. Nie sądził, że aż tak dużo czasu spędził nad tym jednym płótnem. Nie chciał zwracać na siebie uwagi, chociaż było coś przyjemnego w tym, że tak przystojny malarz zagadał właśnie do niego.

Czyżby pojawiła się przed nim szansa na nowy, lepszy etap w życiu?

– To pan jest autorem? – wykrztusił w końcu z siebie Eirik. Wziął nieco głębszy wdech. Musiał uspokoić te wszystkie chaotyczne myśli w głowie, przestać zachowywać się podejrzanie i robić sobie nadzieję. Inaczej skończy albo w Lukkecie, albo po prostu załamany w mieszkaniu, przeżywając to spotkanie przez kolejne miesiące.

– Tak się złożyło. Ale jeszcze nigdy nie widziałem, żeby ktoś tak analizował któryś z moich obrazów.

– Um, ja... to gorączka Omegi... tak? – Eirik delikatnie zagryzł wargę, zastanawiając się, co powiedzieć dalej. Nie znał się na obrazach, nie wiedział, czemu się tak zachowywał. Przez jego głowę przewijało się tak wiele myśli, ale wszystkie skupiały się tylko na jego rozmówcy, nie na samej sztuce.

– Tak. Zawsze intrygują mnie te emocje, chociaż jeszcze nigdy nie udało mi się ich idealnie odwzorować. – Malarz lekko wzruszył ramionami, oparł się o najbliższą ścianę. Eirik czuł na sobie jego spojrzenie, co niezwykle go stresowało.

W końcu poznał kogoś, kto w normalnych warunkach mógłby zwrócić na niego uwagę. I, zamiast jakoś dobrze się prezentować, miał na sobie za szerokie, nieco już zniszczone, stare jeansy i ciemną, szeroką bluzę. A do tego nie potrafił nawet powiedzieć jednego pełnego zdania bez zacinania się. Cóż, nie miał nawet szans sprawić, by ktoś taki się nim zainteresował.

– Jeśli się panu podoba, za jakiś czas odbędzie się aukcja tych obrazów. Chociaż ten akurat planowałem sobie zostawić, uważam go za jeden z tych, których nie da się wycenić.

– Aukcja...?

Nie interesowało go to. Może i obraz rzeczywiście mu się podobał, ale gdyby nie Nyssion, żal by mu było nawet pieniędzy na wejście tutaj. O kupowaniu czegoś takiego nawet nie myślał. Podejrzewał jedynie, że takie obrazy są drogie, pewnie warte więcej niż jego wolność.

– Potrzebuję zdobyć jakąś nową inspirację, kogoś, kogo będę chciał malować – kontynuował malarz. – Nie lubię robić tego z pamięci, wolę mieć modela, a posiadanie takiej Omegi to spory koszt. Ostatnio brakuje mi weny, potrzebuję kogoś, kto sprawi, że będę chciał znowu spędzać całe dnie przy płótnie.

Teraz Eirik już naprawdę miał wrażenie, że nie bez powodu mężczyzna zagadał właśnie do niego. Kiedy to mówił, uważnie go obserwował, robił to wręcz w oceniający sposób. Blondynowi mogło się to jedynie wydawać, ale czuł w tym ukrytą sugestię. Skoro malarz potrzebował Omegi, dlaczego mówił to do niego, dlaczego w taki sposób? Czy odkrył kim Eirik jest i chciał go dla siebie?

Powinien przez to spanikować. Jeśli tak było, zaraz mogli tu wpaść żołnierze. A Eirik nawet nie byłby w stanie teraz przekonująco kłamać. Nawet nie chciałby tego robić. Miał wrażenie, że jeśli mężczyzna sam zaproponuje mu, że go wyda, a później wykupi, chłopak zgodzi się bez wahania.

Wręcz pragnął dostać taką propozycję.

Malarz chciał coś jeszcze powiedzieć, ale sygnał telefonu mu przeszkodził. Cicho westchnął, jakby z lekką irytacją i wyjął telefon z kieszeni. Zerknął na ekran, a Eirik był w stanie dostrzec, jak lekko unosi brwi, jakby zaskoczony. Zanim wyminął go, by wyjść, rzucił jeszcze „do zobaczenia", jakby naprawdę mieli jeszcze kiedyś się zobaczyć.

Może mogło to ściągnąć na niego naprawdę wiele kłopotów, ale chyba chciał kolejnego spotkania.


Ciekawostką może być to, że tej sceny początkowo miało wcale nie być. Ale pisało mi się ją zaskakująco przyjemnie, czułam wręcz część tej ekscytacji, jaką ma w sobie Eirik. Część oczywiście, bo Eirik czuje zaskakująco dużo, przez co zawsze mam wrażenie, że nie udaje mi się dobrze go przedstawić.

Pojawił się też Nyssion, jeden z tych bohaterów, przez których naprawdę zdarzyło mi się płakać. Chociaż o nim będzie jeszcze później. No i tajemniczy malarz, który w rozdziałach miał się jeszcze nie pojawić tak szybko, ale później wprowadziłam pewne zmiany w fabule. Mam nadzieję, że trochę was przez to zaciekawiłam co do następnych rozdziałów.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro