8. Na pewno coś ukrywasz

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Nie jestem pieprzonym dzieckiem – stwierdził w myślach Eirik i kopnął najbliżej leżący kamień. Ten przesunął się o jakieś trzy czy cztery metry, nim zatrzymał się na trawie. To już jednak chłopaka nie obchodziło, miał w sobie jedynie trochę zbyt dużo niespożytkowanej energii i negatywnych emocji, nic więcej.

Nie lubił, kiedy Fredeirik się tak zachowywał. Jasne, byli braćmi, dwoma ukrywającymi się Omegami. W tej sytuacji oczywiste było dbanie o siebie nawzajem, bo w końcu mieli tylko siebie. Ale dalej Eirik był dorosły i doskonale wiedział, co robił. A nie raz czuł się, jakby miał pięć lat i musiał pytać o pozwolenie, by wyjść z domu.

Wyszedł po to, by zarobić. Dzięki temu, że ogarniał proste naprawianie różnych rzeczy, potrafił w ciągu jednego wieczoru ogarnąć więcej kasy, niż jego brat w ciągu tygodnia. Korzystał więc z tego, nawet jeśli nie raz miał ochotę zostać w domu i przeleżeć kolejne godziny na łóżku.

Kiedy już jednak wyszedł, poczuł się całkiem dobrze. Było już ciemno i całkiem cicho, powietrze było mroźne, ale w taki przyjemny sposób. Miał wrażenie, jakby tym prostym spacerem dodawał sobie więcej energii.

Sama naprawa kranu trwała jakieś dwie godziny. Kiedy odebrał pieniądze i wyszedł z mieszkania starszej kobiety, która potrzebowała pieniędzy, nabrał ochoty, aby pochodzić jeszcze po mieście.

Było już późno i miał naprawdę małe szanse, żeby wpakować się w problemy.

Nie zastanawiał się nawet, gdzie szedł. Czuł się wolny, jakby nagle większość ograniczeń zniknęła. Chodził ulicami, nie przejmując się tym, czy sprawdzą jego dokumenty, czy nie dostanie gorączki i czy bezpiecznie wróci do domu. To wszystko stało się nieistotne, kiedy patrzył na ciemne niebo, a jego twarz oświetlały lampy uliczne. Od czasu do czasu przejeżdżał obok jakiś samochód, poza tym jednak wokół było praktycznie pusto.

Zarobił trochę kasy. Teoretycznie powinien dołożyć to wszystko do budżetu domowego, aby żyło im się chociaż trochę lepiej. Kusiło go jednak, by część tych pieniędzy wydać na coś zupełnie innego. Mógł jutro zobaczyć, czy malarz, którego ostatnio poznał, dalej nie wystawiał swoich prac.

Sztuka dalej go nie obchodziła. Jednak na samą myśl o ponownym spotkaniu Alfy, która zwróciła na niego uwagę, przeszedł go przyjemny dreszcz. Było w tym coś niezwykle ekscytującego, nawet jeśli wiedział, że sprowadzi na siebie kłopoty. Ten malarz musiał się domyślić, że Eirik był Omegą. Jednak, skoro o tym wiedział, dlaczego nie postarał się, by został złapany przez żołnierzy? To zupełnie przecież nie miało sensu.

Cicho westchnął, skręcając w prawo. Zbliżał się do centrum, gdzie powinny być otwarte jeszcze niektóre sklepy. Mógł od razu kupić sobie papierosy i dopiero wtedy wrócić do domu. Dzięki temu odpuściłby sobie wychodzenie następnego dnia.

Im bliżej centrum miasta był, tym ruch bardziej się zwiększał. Teraz już częściej mijały go samochody, a także ludzie. Domyślał się, że większość z nich wraca z pracy. Spieszyli się, niektórzy rozmawiali przez telefon. Tutaj było też dużo jaśniej, głównie przez oświetlone witryny sklepowe.

Poczuł się trochę mniej pewnie. Dziwne przeczucie mówiło mu, żeby się wycofać, chociaż nie miał pojęcia dlaczego. Szedł jednak dalej do przodu, za cel wybierając sobie jeden z bliższych sklepów. Co mogło mu się stać przy kupowaniu papierosów?

Cicho westchnął i zarzucił kaptur na głowę, by choć trochę ukryć się przed całym światem. Pokonał dwa niskie schody i otworzył skrzypiące drzwi, wchodząc do środka. Rozejrzał się, od razu namierzając półkę z wystawionymi papierosami. Stanął w kolejce za kobietą ubraną w ciemny płaszcz. Ta jednak już płaciła za swoje zakupy, więc nie musiał czekać specjalnie długo.

Jakąś minutę później wyszedł ze sklepu. Miał nawet dobry humor. Wyjął z kieszeni zapalniczkę, by od razu zapalić i wtedy dopiero rozejrzał się dookoła.

Serce zabiło mu zdecydowanie zbyt szybko. W oczy od razu rzuciły mu się wojskowe samochody i ludzie zebrani przy jednym z budynków. Zrobił krok do tyłu, zastanawiając się, czy zdoła jeszcze uciec, ale wtedy jego wzrok spotkał się z jednym z żołnierzy.

Spanikował. Wiedział doskonale, że uciekając, tylko zwróci na siebie uwagę. A mimo to zareagował całkiem instynktownie, zaczynając biec i powtarzając sobie w myślach, że jakoś da sobie radę. Czuł wyraźnie bicie swojego serca, kiedy skręcił między blokami. Słyszał też za sobą ciężkie kroki, które oznaczały, że żołnierz wcale nie zdecydował się go zignorować, a wręcz przeciwnie.

Starał się biec jak najszybciej. Nigdy nie ćwiczył. Nie miał kondycji, żeby móc biegać długo i szybko. Mimo to naprawdę się starał – przyspieszył jeszcze trochę. Skręcił w prawo, rozejrzał się dookoła. Musiał się gdzieś schować, zanim zostanie złapany.

Był między blokami. Gdyby miał szczęście, mógł schować się do jednej z klatek. To wydawało się na tyle sensowne, aby dało mu nadzieję. To musiało się udać. Namierzył wzrokiem odpowiednie drzwi, do których tylko musiał dobiec. Wiedział, że da sobie radę.

Nagłe szarpnięcie całkowicie pozbawiło go nadziei. Poczuł, jak ktoś zmusza go do zatrzymania się, a następnie uderza dość mocno. Nie miał siły utrzymać się na nogach. Upadł, a przeciwnik przytrzymał go przy ziemi.

Zaklął siarczyście, kiedy po raz kolejny poczuł uderzenie.

– Dalej będziesz próbował uciekać? – zakpił żołnierz. Zaraz też zmusił Eirika do wstania, przytrzymując przy tym jego ręce za plecami. Nawet gdyby chciał, nie mógł mu się wyrwać.

– Nic nie zrobiłem – zauważył zirytowany. Żołnierz stanowczo zbyt mocno trzymał jego ręce, sprawiając mu przy tym wiele bólu. – Kurwa, puść mnie!

– Skoro uciekałeś, to na pewno coś ukrywasz – usłyszał jedynie w odpowiedzi. Spróbował się wyszarpać, ale nic to nie dało. Miał wrażenie, że prędzej zostaną mu połamane ręce, a tego wolał uniknąć.

Żołnierz zmusił go do powrotu na miejsce. Eirik mógł zobaczyć, jak kilku innych legitymowało ludzi. Część z nich narzekała na późną godzinę i chęć powrotu do domu, jednak nikt specjalnie się nie spieszył. Sam chłopak został podprowadzony do dużego, otwartego samochodu. Wepchnięto go do środka.

Samochód był z typu tych przeznaczonych kiedyś do przewożenia mebli. Teraz jednak w środku umiejscowione były jedynie dwie ławki, a na jednej z nich miejsce zajęła już dziewczyna. Była niską blondynką, która teraz przyciągnęła do siebie kolana i zaczęła cicho płakać.

Miał kłopoty. Skoro go już złapano, bez problemu mogli udowodnić mu, że był Omegą. Wystarczyło poczekać, aż skończą na niego działać leki. I wtedy wszyscy dostaną wystarczający powód, aby umieścić go w Lukkecie.

Zaklął i usiadł, zastanawiając się, co zrobić. Kolejna próba ucieczki nie wchodziła w grę. Nie miał też jak kłamać, że był Betą. Właściwie mógł się jedynie poddać.

Czasami nawet o tym myślał. Żeby poddać się, pozwolić złapać i wylądować w tym miejscu. Mieście Omeg, jak to oficjalnie nazywano. Tak naprawdę było to jedynie miejsce, gdzie większość Alf mogła liczyć na seks. Niczym się to nie różniło od nielegalnej prostytucji sprzed wojny, poza faktem, że ta była całkowicie legalna i monitorowana przez państwo.

Mógł spróbować skupić się na pozytywach – w Lukkecie zapewniano ciepłe miejsce do spania, sycące posiłki, a nawet rozrywkę. Jeśli tylko było się posłuszną, pracującą Omegą, mogło się liczyć na wiele przywilejów. Trzeba było tylko sypiać z pojawiającymi się tam Alfami i dbać o siebie, zwłaszcza jeśli zaszło się w ciążę.

To ostatnie chyba najbardziej go przerażało. Sama myśl o posiadaniu dziecka sprawiała, że Eirik czuł się fatalnie. Miał wrażenie, że to coś zupełnie nie dla niego – nie wyobrażał sobie, że miałby w sobie inny organizm, o który należało dbać. Może i miał ponad dwadzieścia lat, ale nie umiał się nawet zaopiekować samym sobą, skoro skończył w takim miejscu.

Cicho westchnął. Do auta wepchnięto jeszcze kilka osób, niektóre były spokojne, inne niczym ta blondynka płakały. Jakiś chłopak zaczął wyzywać żołnierzy, na co jedynie zagrożono mu, że na miejscu od razu sprawdzą, czy jest Omegą. Tyle wystarczyło, by ten odpuścił i z irytacją usiadł na ławce.

Kiedy ich zamknięto i poczuli, jak samochód rusza, Eirik poczuł, że przegrał. Bo wiedział, że stracił resztki wolności, których już nie odzyska.

***

Lucca westchnął ciężko i lekko zmrużył oczy. Zrobił krok do tyłu i przekrzywił głowę, coraz bardziej mając wrażenie, że zmarnował ostatnie kilka godzin. Przez chwilę jeszcze w milczeniu wpatrywał się w zamalowane płótno, przesuwając spojrzeniem po odwzorowanej sylwetce, nim stwierdził w myślach, że może to co najwyżej wrzucić do kominka.

– To nie ma sensu – mruknął, odkładając pędzel na małą szafkę obok. Przesunął dłonią po nieułożonych włosach, czując psychiczne zmęczenie tym wszystkim. Dawno nie czuł się już tak wyczerpany, jakby wszelka motywacja z niego uleciała.

– Jest pan pewien?

Lucca przewrócił oczami i zerknął znowu na siedzącą na fotelu Omegę. Theoik, bo takie imię nosił chłopak, był naprawdę ładny. Miał w sobie coś sprawiającego, że wpasowywał się w kanon takiego typowego, idealnego przedstawiciela swojej płci. Może to były te ciemne oczy otoczone długimi rzęsami, może delikatnie rysy twarzy? Sam malarz wybrał go właśnie z powodu tej delikatności, jaką dostrzegł. Uległe, podporządkowane Alfom Omegi zawsze miały w sobie coś pociągającego.

Jednocześnie jednak teraz nagle przestał mu się podobać. Był zwyczajny, niczym tak naprawdę się nie wyróżniał. Tan standard stał się nagle tak nudny i mało inspirujący, że Lucca wręcz nie mógł na niego patrzeć. Potrzebował inspiracji, czegoś, co go zainteresuje i sprawi, że będzie chciał malować kolejne i kolejne obrazy.

– Możesz się ubrać i iść do siebie – polecił chłodno, sięgając po telefon.

Malarstwo było niewdzięczne. Musiał naprawdę wiele się postarać, by być w tym miejscu. I, chociaż kochał to co robił, nie raz żałował, że nie wybrał prostszej przyszłości. Mógł przecież zostać zwyczajnym, znudzonym życiem żołnierzem czy informatykiem, zamiast męczyć się z artystycznym zawodem.

Wiedział, dlaczego się tak męczył. Aż do tej piekielnej wystawy wszystko było w porządku. Pokazał swoje najnowsze dzieła, te, do których pozował Alann, druga z jego Omeg. Wielu ludzi zainteresowało się jego twórczością, pytali o konkretne obrazy i możliwość ich kupna. A później spotkał jego.

Nie wiedział, dlaczego właściwie zagadał do tego chłopaka. Coś w jego wyrazie twarzy, lekko zmrużonych oczach i tych delikatnych rumieńcach na bladych policzkach sprawiło, że zapragnął uczynić go bohaterem swoich następnych obrazów. Chciał uwiecznić to piękno, jakie w nim widział, nawet jeśli nieznany mu chłopak nie miał nic wspólnego z urodzą Alanna czy Theoika.

Cicho westchnął i odłożyć telefon. Trochę żałował, że nie sprowadził do galerii żołnierzy, nie chciał jednak, by chłopak go znienawidził. Dlatego skontaktował się z nimi później, wysyłając konkretne nagranie z kamer z ów chłopakiem i informując ich, że żąda kontaktu, gdy go złapią. Chciał go od razu kupić, zanim ten jeszcze trafi do Lukketu i utraci część tej niewinności, która Luccę zawsze najbardziej fascynowała.

Nie usłyszał nawet, jak Theoik wychodzi. Jeszcze raz spojrzał na płótno, ale prychnął jedynie z irytacją. Już dawno nie namalował czegoś tak bezuczuciowego, co zupełnie nic sobą nie prezentowało. Większość Alf powierzchownie traktowała jego obrazy – liczyła się jedynie ukazana naga Omega. Najpewniej traktowali to jedynie jako część swoich dziwnych fantazji, zwłaszcza gdy zapracowani nie mieli nawet na kim wyżyć swojej frustracji.

Dla Lucci była to przede wszystkim sztuka. Starał się ukazać emocje, uczucia, jakie towarzyszyły jego modelom. Fascynowało go odwzorowywanie takich szczegółów, które czyniły jego obrazy wyjątkowymi. W tym wszystkim jednak potrzebował to widzieć, dlatego w jego domu pojawiały się kolejne i kolejne Omegi, których później pozbywał się, jak zepsutych zabawek.

Wyszedł z pracowni i przeciągnął się, ziewając. Miał nadzieję, że szybko znajdą mu chłopaka, którego tak bardzo potrzebował, inaczej miał wrażenie, że zakończy się jego malarska kariera. Cóż, wtedy przynajmniej może znajdzie sobie poważniejszą i mniej stresującą pracę?


W końcu zaczyna się coś więcej dziać! Uwielbiam ten wątek, choć nie będę kłamać, że nad niektórymi scenami siedziałam naprawdę długo, nie potrafiąc się za nie zabrać. Te w tym rozdziale akurat przyszły mi jednak całkiem łatwo i pisało mi się je całkiem przyjemnie.

I nie mogę się już doczekać kolejnych rozdziałów, bo właściwie od tych wydarzeń zaczyna dziać się całkiem sporo. Ale to będzie widać w kolejnych rozdziałach.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro