ℝ𝕠𝕫𝕕𝕫𝕚𝕒ł 𝟙𝟙.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Eliza

Fiuuuuj, pociałunki są ble. – powiedziała dziewczynka, patrząc z obrzydzeniem, jak jej tata pocałował jej mamę. – Nigdy nie będię się ciałowiać. Niu, niu, niu.

– Oj, skarbie. – śmiech pani Leony rozniósł się po mieszkaniu Zawadzkich, nim podeszła do małej. – Gdy będziesz starsza, myślę, że zmienisz zdanie.

– Nie, mamusiu. Ciałowanie bleee. – wystawiła język, kręcąc główką. – Cio w tiym fajniego?

– Pocałunki to jedna z metod wyrażania sobie miłości przez dwie zakochane w sobie osoby. Gdy na taką osobę się trafia, uczucia pojawiają się nagle i trudno się ich pozbyć. – kobieta przytuliła dziewczynkę do siebie.

– Ciyli jak będię mieć chłopiaka, to będię się z nim ciałować? Tiak po plośtiu? – spytało kasztanowłose maleństwo.

– Może nie od razu, złotko. Najpierw musisz poczuć, że to ten właściwy. Miłość pojawia się niespodziewanie.

– Cio tio miłość?

– To uczucie do osoby, którą się kocha. Całym serduszkiem.

– Mamusiu, czy ja teź się zakochiam?

– Sama musisz się przekonać, moja maleńka. – dziewczynka dostała od swojej mamy całusa w czółko.

Miłość.

Jeszcze nigdy nie miałam w sobie tylu różnych od siebie emocji. Były one pozytywne, a endorfiny szczęścia przepływały przez moje ciało. I pomyśleć, że spowodowały to te trzy słowa, wypowiedziane przez ukochaną osobę.

Spojrzałam na chłopaka, nie mogąc wykrztusić niczego sensownego, przez co było mi wstyd, bo tak wiele chciałam mu w tamtej chwili powiedzieć.

– Janek, ja…

– Wiem, że nie jestem idealny i czasami cię wkurzam oraz sprawiam ci dużo problemów. Że potrafię być irytujący i działać na nerwy albo mówić nieśmieszne żarty. Że praktycznie zawsze ogrywam cię w bierki przez co się złościsz na mnie. – na to wspomnienie oboje się zaśmialiśmy.

– Z tymi bierkami to akurat fakt, skubańcu. Ale…

– Proszę, daj mi dokończyć. – złapał mnie za dłonie, przykładając je do swoich ust, by po chwili zostawić na nich czuły pocałunek.

Pokiwałam głową, a chłopak wziął głęboki oddech, jakby zestresowany.

– Wiem, że nie jestem w stanie dać ci wszystkiego, na co tak wartościowa kobieta jak ty zasługuje najbardziej na całym świecie. Mimo to chciałbym dać ci coś cenniejszego. Szczęście, by móc jak najczęściej widzieć uśmiech na twej pięknej twarzy. W tych czasach jest to trudne, lecz oddałbym wszystko, żeby jednak mi się to udało. Chciałbym podarować ci dosłownie każdą gwiazdkę z nieba, choćbym miał polecieć tam wysoko niemieckim samolotem, ale haftu na tę bandę wieśniaków z ich samolotami. Polacy mają lepsze. – znów oboje się zaśmialiśmy. – Wiem, że prosty chłopak ze mnie i wiele rzeczy jeszcze muszę zrozumieć, ale nigdy nawet chwilę nie musiałem się zastanawiać nad tym, co czuję do ciebie. Kocham cię, Eliza. Kocham cię od kiedy byłem małym chłopcem. Pamiętam, że wtedy mnie intrygowałaś, ale za bardzo nie wiedziałem, co to miłość. Teraz już wiem, bo dzięki tobie poczułem to niesamowite uczucie i cokolwiek się wydarzy, chcę czuć je już do końca życia. Ale tylko i wyłącznie do ciebie.

W moich oczach zebrały się łzy. Już dawno nie płakałam ze szczęścia.

Chłopak odsłonił swoją klatkę piersiową spod koszuli, wziął moją prawą dłoń i przyłożył do swojej rozgrzanej piersi po lewej stronie.

– Czujesz? – pod warstwą skóry wyczuwałam bicie jego serca. – Ono tak szybko, jak dla ciebie, nigdy nie biło. Tylko ty wywołujesz we mnie takie emocje.

Nie mogłam wykrztusić z ciebie żadnego słowa, więc po prostu przyciągnęłam go do siebie i pocałowałam najczulej jak tylko potrafiłam. Przelałam na ten pocałunek wszystkie swoje uczucia. W tamtym momencie czułam się tak wyjątkowo, jak nigdy wcześniej. Co ten chłopak ze mną robił?

Po chwili spojrzałam na niego, a po moich policzkach już niekontrolowanie leciały łzy.

– Kochanie, nie płacz. Powiedziałem coś nie tak? Przepraszam, może to dla ciebie za szybko to wszystko. Może powin… – nie dokończył, ponieważ uciszyłam go kolejnym pocałunkiem.

– Ja… Ja płaczę ze szczęścia. Naprawdę tyle pięknych słów od ciebie usłyszałam, że nie wiedziałam, co powiedzieć. – pogłaskałam czule jego policzek dłonią. – W tym momencie jestem tak szczęśliwa, że nie potrafię tego opisać. Zaskoczyłeś mnie, ale w pozytywnym znaczeniu. Żadne moje słowa nie oddadzą tego, jak jesteś dla mnie ważny i… jak bardzo cię kocham. Mogę to pokazać w postaci buziaków, których możesz dostać ode mnie mnóstwo. – zrobiłam gest rękami, pokazując na ‘’mnóstwo’’.

Jak powiedziałam tak też zrobiłam, więc nim Janek się obejrzał, a już zasypałam go całusami, śmiejąc się przy tym ze szczęścia. Tak mnie poniosło, że aż przewróciłam go na łóżko tak, że byłam nad nim, a nasze twarzy dzieliły milimetry.

– Jesteś taka cudowna. – rudzielec odgarnął kosmyk moich włosów za ucho.

– Chcę być twoja. Na zawsze. – szepnęłam blisko jego ust. – I chcę, żebyś ty był tylko mój.

– Jesteś tylko i wyłącznie moja. Zapamiętaj to sobie. – pogroził mi palcem, uśmiechając się przy tym czule. – A ja jestem tylko twój, na zawsze. – musnął czule moje usta swoimi.

Leżeliśmy na moim łóżku, przytuleni do siebie raz po raz skradając sobie niewinne pocałunki. Ta chwila mogłaby trwać wiecznie. Nie chciałam jej przerywać za nic w świecie.

– Janek…

– Tak, moje słońce?

– Wyjdę za ciebie.

Chłopak momentalnie odwrócił głowę, otwierając przymknięte wcześniej oczy. Na jego twarzy malował się ten piękny i słodki uśmiech, który pokochałam.

– N..Naprawdę? – wydawał się, jakby nie mógł w to uwierzyć.

– O niczym innym tak bardzo nie marzę, jak o tym, żebyś nazwał mnie żoną. – puściłam mu oczko.

Janek rozpromienił się jeszcze bardziej sięgnął ręką po marynarkę, która leżała na podłodze, a niej wyjął maluteńkie czarne pudełeczko, w którym jak po chwili otworzył, znajdował się pierścionek z małym diamencikiem.

– To pierścionek zaręczynowy mojej mamy. Chciała, bym podarował go osobie, którą kiedyś pokocham całym sercem i będę wiedział, że to ta jedyna. Już od dawna to wiedziałem, ale czasami stres odmawia mi szybkiego myślenia. – uśmiechnął się niewinnie, po czym wstał z łóżka i padł na kolana przede mną. – Miłości mego życia, uczynisz mi ten zaszczyt?

Jestem pewna, że oczy mi się świeciły jak dwa księżyce w pełni.

– Trzy razy na tak, Janeczku! – taka szczęśliwa rzuciłam mu się na szyję, mocno się do niego przytulając.

– Nawet nie wiesz jak mnie uszczęśliwiłaś. – chłopak założył mi pierścionek na palec, po czym pocałował go.

– To ty uszczęśliwiłeś mnie. Jesteś niesamowity. – zasypałam go znów mnóstwem całusów.

Nim się obejrzałam, a chłopak już wziął mnie na ręce i przewrócił nas znów na łóżko. Nie protestowałam. Spojrzał mi w oczy, po czym złożył na moich ustach tak czuły pocałunek, że aż zakręciło mi się w głowie, a moje ciało jakby stało się bezwładne. Lecz moje dłonie od razu odnalazły go, sunąc po jego rozgrzanym ciele. Jedną ręką podparł się nade mną, a druga znalazła miejsce na moim nagim udzie. Przeszły mnie dreszcze.

– Trzeba to uczcić. – czułam jak chłopak się uśmiecha, całując mnie do utraty tchu.

Mruknęłam w odpowiedzi, a Janek przybliżył się do mnie bardziej, nie pozostawiając między nami ani milimetra odstępu. W pewnym momencie położyłam obie dłonie na jego policzkach, patrząc mu w oczy z czułością.

– Kocham cię. – wzięłam jego dłoń i przyłożyłam po lewej stronie mojej klatki piersiowej. – A moje serce za tobą szaleje.

– Ja ciebie bardziej, kocham piękna. – rudzielec posłał mi uśmiech, muskając uroczo palcem mój nos, po czym znów złączył nasze usta w czułym pocałunku.

Przekonałam się mamuś. Doznałam miłości, która była odwzajemniona. I byłam szczęśliwa.

***

– Dłużej się nie dało spać. Robota czeka.

Romek spojrzał na mnie spode łba, gdy wchodziłam rano następnego dnia do kuchni. Janek wrócił do domu godzinę po naszym ‘’świętowaniu’’.

– Milcz, nieparzysty ilorazie. – zbyłam go ruchem ręki, rozglądając się za jakąś herbatą.

Gdy już takową znalazłam, zaparzyłam to herbatopodobnecoś do szklanki i razem z nią usiadłam przy stole, biorąc z niego kromkę chleba i marmoladowe dzieło Tadzia.

– Nieładnie tak do starszego kuzyna. Nu, nu, nu. – pokiwał palcem, chytrze się uśmiechając.

– Główka nie boli? Bo z tym bimbrem to żeś wczoraj wyleciał jak szwab na tyfus.

– A nie boli, nie boli. Spokojna pańska rozczochrana.

– Lepiej powiedz, gdzie Ela? – spytałam, patrząc na bruneta w oczekiwaniu na odpowiedź.

– Jest w ogrodzie z mamą, robią coś w ogródku.

– Dobrze. Jadę niedługo do Warszawy jak coś. – dopiłam herbatę.

– Coś odwaliłaś?

Tak, załatwiłam zdrajcy paszport na ucieczkę.

– Chciałbyś. Muszę się pochwalić, żeby się szykowali na niezłą zabawę. – uśmiechnęłam się chytrze.

– Jaką zabaw… – chciał zapytać, lecz nie dokończył, bo zobaczył pierścionek na moim palcu. – Nie gadaj! Elizka, gratulacje! – chłopak wstał, po czym uniósł mnie w uścisku, kręcąc się ze mną dookoła.

– Dziękuję ci z całego serca. – dałam mu buziaka w policzek, szczęśliwa, gdy postawił mnie na ziemi.

– Wyprzedzisz mnie ze ślubem. – zaśmiał się rozbawiony. – Ale nawet nie wiesz, jak nie mogłem się tego doczekać. Pozwolisz, że powiadomię mamę i Elę?

Pokiwałam głową, a Romek zniknął za drzwiami, prowadzącymi na taras. Jedyne co już później usłyszałam to jego wołanie, głoszące: ‘’Nie uwierzycie! Elizka wychodzi za mąż!”

Sama nie mogę uwierzyć w to wielkie szczęście.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro