ℝ𝕠𝕫𝕕𝕫𝕚𝕒ł 𝟙𝟚

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Eliza

– Pilnuj, czy ktoś nie idzie. Idę z nią pogadać.

Lila kiwnęła mi głową i odeszła parę kroków, rozglądając się niewinnie na boki. Od początku, gdy dołączyłam do żeńskiego oddziału sabotażowo-dywersyjnego ,,Joanki’’* w okolicach Zawad, ona najczęściej mi towarzyszyła. Od razu złapałyśmy wspólny język i dobrze się dogadywałyśmy. Miałam dobre relacje z pozostałymi dziewczynami, ale to ona była pierwszą, którą poznałam. Wspierałyśmy się, Lila była do mnie podobna w wielu sprawach. Sama miała najlepszą przyjaciółkę, która nie mieszkała tak blisko niej i bardzo za nią tęskniła. Rozumiałam ją w stu procentach.

Dzisiaj odbywała się moja ostatnia akcja, zlecona przez naszą dowódczynię Joannę, chociaż nie wiem, czy można by takowo nazwać to akcją. Szłam przez wielki korytarz, odgradzający ulicę od budynku domu publicznego. Ze względu na to, że znajdował się on na obrzeżach Warszawy, nawet wysoko postawieni oficerowie tutaj zaglądali. Była to dla nas idealna okazja, by dowiedzieć się czegoś cennego.

Kierując się w dobrze znane mi miejsce, ujrzałam jedną z kobiet, palącą papierosa na świeżym powietrzu. Znałam ją. Ewka, jedna z najbardziej pociągających kobiet pośród domów publicznych - jak dane mi było usłyszeć. Współpracowaliśmy z nią.

– Wypadniesz z pantofli, Larka, jak dowiesz się, kogo dzisiaj zabawiałam. – Uśmiechnęła się chytrze w moją stronę, gdy do niej podeszłam.

Jak zwykle skąpo ubrana w białą koszulę nocną do kolan, a spod niej prześwitywała czerwona bielizna. Nie dziwiłam się, czemu przyciągała coraz to lepszych mężczyzn.

– Dajesz, nie mogę się doczekać. – Przewróciłam oczami, zakładając ręce na piersiach.

– Sam Oberscharführer Herbert Schulz u mnie był.

Czułam, jak mnie zmroziło, choć na dworze było ponad dwadzieścia stopni. Wspomnienia dopadły mnie tak szybko, że nawet nie zdążyłam ich odepchnąć. Ten człowiek zrujnował mi zdrowie fizyczne, jak i psychiczne, bijąc mnie do nieprzytomności podczas przesłuchań. I był tutaj w moich okolicach. To się nie działo naprawdę.

– I czego się dowiedziałaś? – starałam się, by nie było widać po mnie szoku.

– Jak się napił to zaczął mamrotać ciekawe rzeczy. – Rozejrzała się, czy aby nikt nas nie słyszał i strzepnęła nadmiar popiołu ze swojego papierosa. – Sypnął nazwiska swoich koleżków, przez których zginęło kilku naszych chłopców. Masz i nie wsyp. – Wcisnęła mi w dłoń małą kartkę papieru, którą od razu włożyłam po kryjomu w stanik.

– Mówił coś jeszcze? – starałam się dowiedzieć jak najwięcej o tym potworze.

– A ględził, że zostanie tu parę dni, bo szef kazał mu węszyć. – Ewka machnęła ręką, gestykulując, a potem zmarszczyła brwi. – Co jest, kochaniutka? Coś ty się taka blada zrobiła?

– N..Nie, nic. Wszystko w porządku. – wyprostowałam się nieznacznie, by nie zauważyła, jak bardzo dotknęła mnie ta wiadomość. – Pójdę już. Udanych łowów. – puściłam jej oczko, uśmiechając się porozumiewawczo.

Pewnym krokiem skierowałam się w miejsce, gdzie czekała na mnie Lila, by potem wraz z nią udać się do naszego miejsca spotkania.

***

– Brawo, Eliza. Zdobyliśmy dobry trop na wysoko postawionych oficerów, którzy odwiedzają nasze tereny. – Pochwaliła mnie Joanna, wpatrując się w swoją dłoń, a w niej na kartkę, którą jej przyniosłam, pochłanianą w tym momencie przez ogień.

– Dziękuję. Ewka jest pomocna, jej informacje są cenne.

– Masz rację i dlatego podjęliśmy z nią współpracę, ponieważ ma dobre podejście do chciwych mężczyzn. – popiół ze spalonej kartki sfrunął na podłogę.

Staliśmy tutaj wszyscy, patrząc na nią w oczekiwaniu na to, co powie dalej. Było nas łącznie dwunastu, ponieważ przyszli również panowie od transportu, z którymi jeździliśmy na akcję. Bardzo nam pomagali. W szczególności jeden, Adam, który skrycie podkochiwał się w Lili, a i on nie był jej obojętny. Ukradkiem zerknęłam na niego i nie zdziwiło mnie to, że na nią spoglądał, a miałam na to dobry widok, ponieważ dziewczyna stała obok mnie. Uśmiechnęłam się lekko do siebie i powróciłam spojrzeniem na naszą dowódczynię.

Ona natomiast zwróciła się przodem do nas i powiodła wzrokiem po każdym z nas, by finalnie zatrzymać go na mnie.

– Dzisiaj jesteśmy tutaj wszyscy, ponieważ…

– Nieładnie, Joanno, tak zaczynać beze mnie.

Usłyszałam bardzo dobrze znany mi głos, a już po chwili zobaczyłam w progu druha komendanta, Broniewskiego. Stanął obok Joanny, wymieniając z nią uściski dłoni. Nie zaskoczył mnie jego widok, ponieważ wiedziałam, że będzie on obecny podczas końca mojej warty w ,,Joankach’’. Posłał mi znaczące spojrzenie, a ja kiwnęłam lekko głową w jego kierunku.

– Dobrze to jeszcze raz. Jesteśmy tutaj wszyscy, by pożegnać naszą towarzyszkę, przyjaciółkę, Larę, która dziś odchodzi z naszej grupy. Laro, wystąp, proszę.

Zrobiłam dwa kroki w przód, wychodząc przed szereg.

– Bardzo się cieszymy, że dołączyłaś do nas. Dwa lata to był naprawdę długi czas, a ty zdążyłaś udowodnić, że stać cię na bardzo wiele. Była to owocna współpraca, podczas której wiele się nauczyłaś i mam nadzieję, że wyciągnęłaś lekcję. Jestem z ciebie bardzo dumna i myślę, że nie tylko ja. – tutaj swój wzrok skierowała w stronę Orszy, który posłał mi uśmiech, potwierdzający to, co powiedziała Joanna. – Wiele dla nas również zrobiłaś, dlatego my na koniec zrobiliśmy coś dla ciebie. Dzięki pomysłowi dziewcząt oraz wykonaniu naszych zdolnych panów mamy dla ciebie podarunek.

Adam Zakochaniec, jak go w myślach nazywałam, wystąpił przed szereg, a w jego dłoni znajdowała się niewiadoma rzecz, przykryta białym materiałem. Gdy zbliżył się do mnie i zdjął tkaninę, moim oczom ukazała się przepiękna róża zrobiona z metalu. Jej płatki błyszczały pod wpływem światła, padającego z okna. Miała nawet odwzorowane kolce na łodydze oraz liście ułożone tak, jakby zatrzymały się w czasie podczas podmuchu wiatru. Pomalowana białą farbą, przypominała mój ulubiony kolor tego kwiatu. Włożona była do małego, podłużnego wazonu, który był wykonany z podobnego tworzywa. Momentalnie w kącikach moich oczu pojawiły się łzy wzruszenia. Wiem, że nie wypadało, ale nie mogłam się powstrzymać.

– Druh komendant podpowiedział nam, jakie kwiaty lubisz, a on z kolei dowiedział się tego od twojego narzeczonego, więc powstało takie dzieło. Mamy nadzieję, że ci się podoba i że ta róża będzie ci o nas przypominać. – Adam uśmiechnął się do mnie, podając mi zawiniętą w materiał różę na moje dłonie.

– J..Jest… Naprawdę przepiękna. Widać, że zrobiliście ją dla mnie z sercem, za co wam z całego mojego serca dziękuję. To cudowny podarunek, który postawię sobie w widocznym miejscu w moim pokoju, bo będzie to jedna z najwspanialszych pamiątek. Był to dla mnie zaszczyt współpracować z wami i być częścią tego oddziału. Choć dzisiaj nasze drogi się rozchodzą, wiedzcie, że nie zapomnę tych dwóch lat, które razem przeżyliśmy.

Podczas tych kilku słów wielokrotnie się jąkałam i zacinałam, ponieważ wzruszenie wzięło nade mną górę, a po moich policzkach spłynęło kilka łez. Popatrzyłam na każdego z wdzięcznością, uśmiechając się przy tym szeroko. Nim się obejrzałam, cała grupa podeszła do mnie i otoczyli mnie, przez co powstał taki zbiorowy uścisk. Joanna i Broniewski patrzyli na to z boku, posyłając sobie spojrzenia zadowolenia. Ja też to poczułam. Całą sobą.

***

Przejechałam delikatnie palcem po ostrej krawędzi płatka róży, a z jego opuszka delikatnie popłynęła kropelka krwi. Włożyłam palec do ust, chcąc zniwelować tym gestem ból. To, co zrobiłam, było tak kuszące, jakby ten niezwykły sztuczny kwiat chciał dać mi ukojenie. Od dobrych kilku minut przyglądałam mu się, siedząc na tylnej kanapie samochodu wraz z Orszą i zmierzając do Warszawy. Wiózł nas nasz zaufany człowiek. I od tych właśnie kilku minut nie odezwałam się słowem.

– Wyjątkowo cicha jesteś, Eliza. Wszystko dobrze? – spytał Broniewski. Czułam jego spojrzenie na sobie, więc odwróciłam głowę w jego stronę.

– Tak, wszystko w porządku. Po prostu zawsze gubię się w myślach, gdy dużo się dzieje w moim życiu. Kilka dni temu zaręczyny, teraz odejście od Joanek. I od pewnego czasu czuję, jakby miało stać się coś złego.

Gdybym tylko wiedziała, że moja intuicja mnie wtedy nie zawiodła.

– Wiem, że łatwo powiedzieć i trudno uwierzyć, ale wszystko się jakoś ułoży. – Bardzo chciałam wierzyć w te słowa, chociaż wiedziałam, że w tym momencie okłamywał nas oboje. – Pamiętaj, że co by się nie działo, masz wokół siebie osoby, które cię kochają, a ty jesteś bezpieczna.

– Nie byłabym tego taka pewna, biorąc pod uwagę obserwację Ewki, że Schulz odwiedza moje tereny. W każdej chwili ich poszlaki mogą trafić na mnie i to, gdzie mieszkam, a to z kolei zsyła niebezpieczeństwo na moją ciocię, wujka, Romka i jego narzeczoną. A ja tego nie chcę. Ja nie jestem głupia i wiem, że dalej mnie szukają. Ewka powiedziała, że Schulz czasami odwiedza moje tereny i chodzi tam do tego zasranego burdelu. Dlatego zmieniłam wygląd, chociaż te cholerne włosy i tak się już zmyły. – Nie zwracałam nawet uwagi na słownictwo, jakim się posługiwałam. – Po prostu się boję.

– I właśnie dlatego, Eliza, w pewien sposób się od tego uwolnisz. – Orsza, odwrócił głowę w stronę szyby, gdy zatrzymaliśmy się.

– Co pan ma przez to na myśli? – Czułam się zdezorientowana.

– Wszystkiego się dowiesz. – Posłał mi krótkie spojrzenie, po czym wysiadł z samochodu.

Poszłam w jego ślady, uprzednio zakładając kapelusz i okulary z fałszywymi szkłami, ponieważ wzrok miałam wyśmienity, a one potrzebne mi były to charakteryzacji. Włożyłam owiniętą w tkaninę różę do wnętrza mojego płaszcza. Rozejrzałam się dyskretnie po okolicy. Na szczęście nie dostrzegłam żadnego patrolu w pobliżu, więc dotrzymałam kroku Broniewskiemu, kierując się w dobrze znane mi miejsce zbiórek.

Po kilku minutach marszu przez leśną ścieżkę, która jak zwykle była porośnięta tymi cholernymi pokrzywami, dotarliśmy na polanę. Już z daleka widziałam moich przyjaciół i resztę chłopców z oddziału, rozstawionych w grupkach. Jedni stali, drudzy siedzieli na pniu obalonego drzewa, a jeszcze inni siedzieli na trawie. Dostrzegłam też mojego brata, idącego ścieżką z drugiej strony, wraz z Jankiem i Alkiem, zawzięcie z nimi dyskutując. W tłumie wyróżniała się tego moja czarnowłosa przyjaciółka, która założyła kremową sukienkę.

Czy ja już kiedyś mówiłam, że ona każdego dnia jest piękniejsza? Kurde mool, jakbym była facetem, już dawno bym odbiła ją Dawidowskiemu.

Oczywiście żartuję. To jest małżeństwo idealne, a oni są dla siebie stworzeni.

– Czuwaj! – zawołał Broniewski.

Prawie wszyscy dostrzegli, że się zbliżamy, więc odwrócili głowy w naszym kierunku i odpowiedzieli naszemu druhowi komendantowi. Uśmiechnęłam się do każdego po kolei, zatrzymując wzrok dłużej na moim kochanym rudzielcu, który cmoknął, posyłając mi flirciarskiego buziaka, na co pokręciłam rozbawiona głową. Spojrzałam również na Tadzia, który wiedział o wszystkim, dlatego posłał mi pewny uśmiech. Wszyscy chłonęli mnie wzrokiem, ponieważ Orsza odszedł kawałek na bok, a ja zostałam na środku.

Wtedy to zdjęłam z nosa okulary, a z głowy kapelusz i rozłożywszy ręce, wypowiedziałam to jedno słowo, które chciałam, by już dawno opuściło moje usta.

– Wróciłam.

_________________________________________

*oddział wymyślony na potrzeby opowiadania

ig: anonimhypnosis

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro